Premier Donald Tusk miał ponoć powiedzieć do swoich współpracowników "Po to skasowaliśmy im spoty telewizyjne i billboardy, żeby nie bruździli nam za głośno. To mamy z głowy", o czym pisze "Polska The Times". Ciekawe, czy tego samego argumentu użył, by przekonać kolegów z PJN, czy też wiedzieli to sami, bez podpowiedzi. Chwilę szczerości zawsze warto docenić. Zastanawia mnie sondaż, który na pewno miło było przeczytać, a w którego wyniki niespecjalnie chce mi się wierzyć. Wyszło bowiem, kolejny już raz, że w najmłodszej grupie wyborców PiS zdobywa większe poparcie, niż Platforma. Gdy spojrzeć zaś na 18. i 19. latków przewaga Prawa i Sprawiedliwości wzrasta z kilku procent do proporcji 6:1. Nie do końca wiem, co o tym myśleć, mówiąc szczerze i […]
Zastanawia mnie sondaż, który na pewno miło było przeczytać, a w którego wyniki niespecjalnie chce mi się wierzyć. Wyszło bowiem, kolejny już raz, że w najmłodszej grupie wyborców PiS zdobywa większe poparcie, niż Platforma. Gdy spojrzeć zaś na 18. i 19. latków przewaga Prawa i Sprawiedliwości wzrasta z kilku procent do proporcji 6:1. Nie do końca wiem, co o tym myśleć, mówiąc szczerze i nie uzurpuję sobie prawa do udzielenia odpowiedzi na pytanie "Prawda czy fałsz".
Młodzieżą jestem już niestety wyłącznie w znaczeniu znanym z PRL, a które dziś przetrwało jeszcze chyba w stosunku do "młodych, obiecujących poetów", celebrytów i niektórych polityków, którzy młodzi są do czterdziestki, a może nawet pięćdziesiątki. Nie mam prawie znajomych w tej najmłodszej grupie wyborców, zaś w przedziale 18-19 nie mam ich już chyba w ogóle. Na wszystkich prawicowych wydarzeniach, wbrew wizji kreślonej przez sondaże, proporcje wiekowe widzę raczej bliższe mu, choć też niezgodne ze stereotypem, który badania ostatnie rzekomo falsyfikują. Owszem – ludzi młodych jest choćby na Marszu Pamięci sporo, zaryzykowałbym nawet, że coraz więcej, ale chyba wciąż są mniejszością. Z dyskusji na Rebelya.pl wyszło, że nie jest to warszawska jedynie specyfika, bo i na pokazach "Mgły", i na spotkaniach z różnymi gwiazdami niezależnej publicystyki tej młodzieży za wiele nie ma. Jak jest zaś, to raczej siedzi cicho.
Z drugiej strony pamiętam – co jakiś czas do tego wracam w podobnych rozmowach – pewną imprezę, związaną z kulturą niezależną, na której byłem w przeddzień drugiej tury wyborów prezydenckich. Z rozmów, które częściowo słyszałem, a częściowo brałem w nich udział, wychodziło, że i w tym, zdawało by się całkowicie innym środowisku, całkiem spora grupa osób deklarowała głosowanie na Kaczyńskiego. Gdy zaś wracaliśmy z żoną pociągiem do Warszawy, spotkaliśmy w nim wesołą i hałaśliwą grupkę chłopców, którzy w wyborach na pewno brali udział po raz pierwszy. Głosowali na "pana Kaczyńskiego". Wg przeprowadzonego w trakcie wyborów sondażu SMG/KRC "W grupie 18-24 lata: 54 proc. – (głosowało – B.) na Komorowskiego, 46 proc. – na Kaczyńskiego". W głowie mam jakieś inne, mniej optymistyczne wyniki podobnego badania, ale i one były niezłe. Cały czas pamiętam też, że nawet w wyborach w roku 2007 poparcie dla PiS w grupie najmłodszej (18 i 19) było minimalnie wyższe, niż w kolejnej (20-24), choć wówczas w obu tych grupach nie były to liczby oszałamiające.
Być może część młodzieży w miejsce oficjalnej i narzucanej przez większość autorytetów, od gwiazdora z TV do nauczyciela, optymistycznej jednomyślności woli prawdziwe i silne emocje, jakich polityka "z drugiej strony" dostarcza po 10 kwietnia. Może gdzieś – wbrew lansowanej tezie o naturalnej śmierci konfliktu pokoleń, zastąpionego wyłącznie przez grę interesów ekonomicznych – przetrwała jeszcze młodzieńcza przekora. Może wreszcie część osób, która wychowywana była w poczuciu, że władza nie może być "obciachowa" zorientowała się, że w rządzących dziś tego obciachu jest jednak jeszcze więcej. Oczywiście, niektórzy szukają argumentów bardziej racjonalnych. Piszą o braku perspektyw, niespełnieniu obietnic, "szklanym suficie", na który napotykają co chwila młodzi ludzie, a który tak konsekwentnie utrzymywany jest przez popierające władzę rozmaite zawodowe grupy interesów. Być może, nie sądzę jednak, by czynniki racjonalne dominowały, gdyby tak było, ton i wcześniejsze wyniki wyborów wyglądałyby zupełnie inaczej.
Jeśli rację mają piszący o przekorze, Tusk może się nieźle przejechać na zakazie reklamy. Bo zmasowana propaganda jednej partii może przynieść efekt odwrotny. Ponieważ jednak czynniki decydujące o tej zmianie mogą być w dużym stopniu irracjonalne, boję się, że nie jest to kapitał długoterminowy i tak, jak się niespodziewanie pojawił, tak nagle może zniknąć. Na razie jednak poczekajmy na następne sondaże i wyniki wyborów. I cieszmy się z konfuzji, w jaką te ostatnie doniesienia muszą wprawiać kilka osób, które darzymy raczej umiarkowaną sympatią.