Si vis pacem, para bellum- jeśli chcesz pokoju, szykuj wojnę. W wersji rosyjskiej to brzmi mniej więcej, kraj, który nie chce karmić swojej armii, będzie karmić cudzą. Pan minister Klich ma dzisiaj powody do dumy i zadowolenia, czego nie ukrywał swego czasu- „lawiny już nie da się powstrzymać”. Jakiej lawiny- ano, redukcji armii, lotnictwa i floty. Świetna robota, panie Klich, tego rzeczywiście nie da się już zatrzymać, zniszczenia w polskiej armii są już nieodwracalne. Minister Klich postępuje zgodnie ze swoimi przekonaniami, a , jak powszechnie wiadomo, poza tym, że jest psychiatrą, beneficjentem finansowanej przez rząd sąsiedniego państwa fundacji, jestteż pacyfistą. Ach, jakiż idealny wybór na ministra Obrony Narodowej, można by szukać i szukać, a nikogo bardziej pasującego by się nie […]
Si vis pacem, para bellum- jeśli chcesz pokoju, szykuj wojnę. W wersji rosyjskiej to brzmi mniej więcej, kraj, który nie chce karmić swojej armii, będzie karmić cudzą.
Pan minister Klich ma dzisiaj powody do dumy i zadowolenia, czego nie ukrywał swego czasu- „lawiny już nie da się powstrzymać”. Jakiej lawiny- ano, redukcji armii, lotnictwa i floty. Świetna robota, panie Klich, tego rzeczywiście nie da się już zatrzymać, zniszczenia w polskiej armii są już nieodwracalne. Minister Klich postępuje zgodnie ze swoimi przekonaniami, a , jak powszechnie wiadomo, poza tym, że jest psychiatrą, beneficjentem finansowanej przez rząd sąsiedniego państwa fundacji, jestteż pacyfistą. Ach, jakiż idealny wybór na ministra Obrony Narodowej, można by szukać i szukać, a nikogo bardziej pasującego by się nie znalazło! Idąc tym tropem, szefem zakładów mięsnych powinien zostać prezes towarzystwa wegan- frakcja rewolucyjna, szefem zakonu Mariawitek aktualna i aktywna prezeska związku zawodowego „La Strada” , właścicielem kliniki aborcyjnej red. Terlikowski, szefem miesięcznika „Mój Piesio” producent psiego smalcu, szefem IPN- Lesław Maleszka, alternatywnie- mecenas Widacki, a redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej” jakiś polski patriota. Chciałem napisać, ze Prezydentem powinien zostać ktoś żenująco tępy, z ubeckimi koneksjami rodzinnymi, udający hrabiego, wspierany przez razwiedkę, ale zapomniałem, ze życie pisze scenariusze wyprzedzające nawet najbardziej najdziksze fantazje.
Likwidacja kolejnych okręgów wojskowych i garnizonów, likwidacja poboru i niestworzenie zawodowej armii zamiast tegoż poboru, to majstersztyk, o którym sygnatariusze porozumienia w Poczdamie w 1721 roku nawet nie mogli marzyć. Ich plany były skromniejsze. Wysokie układające się strony Rosja i Prusy zobowiązywały się na tamtym etapie po prostu tylko nie dopuścić do wzmocnienia polskiej armii i do utrzymania jej na istniejącym poziomie. O tym, ze można tą armię po prostu rozmontować i to polskimi rękami, nawet nie marzyli. Ekipa Donalda Tuska twórczo podeszła do problemu i rozwinęła tą pacyfistyczną koncepcję Imperatorowej Rosji i Króla Prus, doprowadzając rzecz do logicznego końca, czyli dostosowując polska armię do jej rzeczywistych potrzeb, to znaczy utrzymywania kilkutysięcznych wojsk ekspedycyjnych, tzw. askarisów służących tam, gdzie Holendrzy uciekną, pozostawiając na miejscu porzuconą broń i zabrudzone po awarii zwieraczy części garderoby, a Niemcy będą się temu przyglądać zza murów garnizonu, związani rozkazami niebrania udziału w akcjach bojowych.
Poza tymi askarisami Polska, oczywiście nie potrzebuje żadnych żołnierzy, chyba, że do walki z powodzią, a i to właściwie niepotrzebnie, bowiem, jak w swej mądrości stwierdził Pan Prezydent, oby żył wiecznie, woda wzbiera, a potem sobie spływa do morza i już. Już dziś w polskiej armii na jednego oficera i podoficera przypada jeden, czy nawet pół żołnierza. Czołgi stoją, bo nie mają skompletowanych załóg. W Marynarce Wojennej na chwilę pozostanie może ze sześć sprawnych okrętów. Spacer nabrzeżem gdyńskim i rzut oka na port wojenny w Oksywiu to bardzo przygnebiające doświadczenie. Budowana od wielu lat korweta „Gawron”, która kosztuje w związku z tym już tyle, co fregata, została zwodowana i postawiona w krzakach bez zamiarów kontynuowania budowy. Ot, pusty kadłub. Ale zapewne będzie mógł służyć do robienia pamiątkowych zdjęć podczas promocji podchorążych, bo jak nie, to tylko zacumowana w gdyńskim porcie „Błyskawica” zostanie. Jakie to szczęście, że nikczemny sanacyjno- obszarniczy reżim II RP pomyślał o zbudowaniu prawdziwej floty, dzięki czemu było na czym powiesić polską banderę, gdy Polski już nie było, a i nawet dzisiaj pan minister ma na czym zawiadamiać świat o swoich kolejnych sukcesach w likwidacji polskiej armii z siłą i szybkością lawiny. A „Gawrona” można będzie wydzierżawić Bundesmarine, albo Flocie Bałtyckiej do próbnych strzelań torpedowych, czy rakietowych.
W sumie, racja, w razie czego granicy Polski do ostatniej kropli krwi będzie broniła Bundeswehra wzmocniona kompania Holendrów i plutonem Luksemburczyków. To znaczy, nie całej granicy, tylko tej zachodniej, na Odrze. Pozostałymi granicami zajmą się już sołdaty z bratniej armii rosyjskiej. Ba nawet będą chętnie strzegli tej samej granicy na Odrze, tyle, ze z drugiej strony.
Problem polega jedynie na tym, że wbrew naiwnym marzeniom pacyfistów oszczędności na armii są fikcyjne, Polska, nawet, jak jej nie było na mapie, cały czas ponosiła koszta obronności, tyle, nie swojej, lecz państw zaborczych. Cytadela warszawska została zbudowana za pieniądze ściągnięte z Warszawiaków. Polski rekrut służył i walczył, niczym Bartek Zwycięzca i pod Gravelotte, i pod Sedanem, i pod Solferino, i w Czeczenii, i w Port Arturze, 3 miliony polskich żołnierzy walczyło przeciwko sobie w Wielkiej Wojnie, milion zginęło, lub zostało okaleczonych.
Ciekawe, że to natężenie pacyfizmu i wiary w dobro i miłość u sąsiadów nie występuje u owych sąsiadów właśnie, a jedynie na obszarze między Odrą i Bugiem. Ileż to spazmów widzieliśmy,jak Kaczyńscy dzielili i jątrzyli nie tylko w kraju, ale i za granicą! Co bardziej wrażliwi chcieli rezygnować z obywatelstwa i emigrować z Polski, by umrzeć w jakimś wolnym kraju, jak chociażby Pan maturzysta Bartoszewski z małżonką. Narobili nam wszystkim wrogów tym nikczemnym machaniem szabelką po obu stronach granicy, a właściwie w całej hemisferze północnej, że nic, tylko się obwiesić.
Na szczęście tym nacjonalistycznym ekscesom położono kres, władze objęła ekipa rozsądna, niekonfliktowa, to znaczy konfliktowa, nawet bardzo, ale wyłącznie w stosunku do wrogów wewnętrznych, na zewnątrz zaś spolegliwa aż do bólu, żeby nie powiedzieć, do wyrzygania. Ileż to zebrali sympatyczni Donek z Radkiem w związku z tym całusów, ile razy ich poklepano po pleckach! Ile razy ich pochwalono w El Pais, a ile w FAZ! A jak nasze akcje wzrosły w Moskwie, to po prostu brak słów! Ileż to razy nas zaszczycono wizytą, przy której znowu nastąpiło poklepanie po pleckach! Jakaż radość zapanowała w Berlinie i w Moskwie! Jak się poprawiła atmosfera! Jak od razu pełną parą i w dobrej atmosferze ruszyły prace przy gazociągu Ribbentrop- Mołotow, to jest, przepraszam Nordstream, Radosław Sikorski wtedy się po prostu przejęzyczył, teraz już zmądrzał.
Jak szybko i w dobrej atmosferze poszło podpisanie kontraktu, który nas uzależnił od przymusowych dostaw ( to znaczy dostawy przymusowe nie są, ale opłaty za nie już tak, samego gazu, oczywiście nie trzeba odbierać, jak ktoś nie ma życzenia) najdroższego gazu ze wszystkich krajów Unii. Jak tu nie poklepać chłopaków po pleckach! Jak zgrabnie i w dobrej atmosferze, rach- ciach- położono rurę w poprzek toru wodnego do Świnoujścia, nie wkopując go wdno! Co prawda, Sikorski zapewniał, ze wszystko zostało załatwione i że go wkopią, ale skończyło się na całusach i … poklepaniu po pleckach, co jest właściwie ekwiwalentne, więc nie maco psuć atmosfery przypominaniem jakichś rzuconych mimochodem obietnic. Ważna jest atmosfera, a nie jakiś głupi tor wodny. W ogóle, po co nam potrzebny jakiś gazoport, skoro właśnie za chwile będziemy mieć ogólnonarodowa debatę, co zrobić z nadmiarem gazu, za który zapłaciliśmy. Moim skromnym zdaniem należałoby tą nadwyżkę wpompować Panu Wicepremierowi Pawlakowi w jelito grube i odpalić.
No, a po tych wszystkich sukcesach mamy ukoronowanie, po prostu wisienkę na szczycie tortu, czyli rakiety Iskander rozmieszczone w obwodzie kaliningradzkim. Pamiętamy, z jakim oburzeniem komentowano awanturniczą politykę Kaczyńskich, którzy swoją polityką proamerykańską i szaleńczym dążeniem do rozmieszczenia obrony przeciwrakietowej doprowadzili kraj do sytuacji zagrożenia rozmieszczenia przez Rosje rakiet Iskander. To zagrożenie dzięki dzielnej postawie Donalda Tuska, i Radosława Sikorskiego, zostało zażegnane- rakiet amerykańskich nie rozmieszczono. To znaczy jedna bateria Patriotów bez głowic co jakiś czas przejedzie przez Polskę, właściwie nie bardzo wiadomo, po co. Tak więcw przeciwieństwie do awanturniczej polityki Kaczyńskiego przyjazna i spolegliwa polityka Tuska doprowadziła do tego, że zagrożenie zostało zażegnane, w wyniku czego…. Iskandery zostały rozmieszczone zgodnie z planem. Czyli, jak mawiali Rosjanie, cnotę straciliśmy, a rubla nie zarobiliśmy.
Jak łatwo zobaczyć, przy użyciu prostego cyrkla za kilka złotych, jedynym krajem, któremu te rakiety o zasięgu 500 km w istocie zagrażają, jest Polska, no i kraje bałtyckie, ale je i tak Rosja miała w zasięgu już przedtem, więc im to ganz egal.
Z tym, że obecnie te Iskandery, nie tak, jak za koszmarnych czasów kaczyzmu- macierewizmu, są wyrazem gorących uczuć rosyjskich przywódców i narodów Federacji do przywódców polskich i narodu polskiego. Wyrazem wdzięczności za ustępstwa, za forsowanie stanowiska Rosji na forum europejskim. Wyrazem docenienia nieustępliwości Donalda Tuska w ściganiu i piętnowaniu błędów popełnionych przez Prawo i Sprawiedliwość przy naprowadzaniu przez wieżę samolotu w Smoleńsku. Wysiłków Donalda Tuska dla przełamania lodów.Jak te głowice odpalą, to już na pewno wszystkie lody stopnieją, co tam lody, skały też!
Dziennik Pokladowy Seawolfa, kapitana , oszoloma, jaskiniowgo antykomucha