Missa Breivik
30/07/2011
468 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Spełniająca się nieustannie, już niemal dwa tysiąclecia, ofiara Chrystusa na ołtarzu świata to msza wciąż za krótka, by wypłukać z ludzkich serc podłość i niegodziwość.
Msza odprawiona przez norweskiego „fundamentalistę chrześcijańskiego” na rajskiej wyspie Utoya nie była krótka, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy. Trwała blisko półtorej godziny, a dla jej uczestników zapewne całą wieczność. Była więc długa i krwawa. Sam sygnał do jej rozpoczęcia – znacznie donośniejszy niż dźwięk dzwonu wybuch w rządowej dzielnicy Oslo – pochłonął osiem istnień ludzkich. A potem Breivik – osobliwy kapłan w równie osobliwym ornacie, jakim był mundur stróżów prawa – z zimną krwią pozamieniał w kolejne ofiary 69 młodych socjalistów, którzy w zdecydowanej, mniemam, większości nie aspirowali bynajmniej do naśladowania Chrystusa. Zresztą nawet Rabbi w godzinie próby prosił swojego Ojca o odsunięcie kielicha.
Lecz jeszcze dłuższy okazał się sabat, jaki rozpoczął się po zakończeniu owej mszy – i właściwie trwa do dziś. Biorą w nim udział nie mniej osobliwe czarownice: politycy, dziennikarze, komentatorzy, blogerzy, którzy potraktowali to tragiczne zdarzenie jako paliwo do swoich politycznych i ideologicznych mioteł.
Uczestnicy tego sabatu podrzucają sobie Breivika z rąk do rąk niczym gorącego kartofla. Jedna strona akcentuje „chrześcijański fundamentalizm” sprawcy, na co z oburzeniem reaguje strona przeciwna, wyciągając jego antypatię do papieża i sympatię do aborcji oraz zdrad małżeńskich. Masoni pospiesznie usuwają go ze swoich szeregów. Lewicowi działacze i komentatorzy lokują go po stronie ultraprawicy, zaś ich prawicowi oponenci wskazują na jego nazistowskie sympatie, twierdząc, że Hitler to przecież „wybitny przywódca socjalistyczny”. Krajowe środowiska lewicowo-liberalne pieją z zachwytu na wieść, że wśród ulubionych polskich partii Breivik wymienia m.in. Prawo i Sprawiedliwość, Samoobronę, Ligę Polskich Rodzin, Obóz Narodowo-Radykalny, Narodowe Odrodzenie Polski i Ligę Obrony Suwerenności. Na to środowiska przeciwne przypominają, jakiej partii członkiem i sympatykiem był zamachowiec z Łodzi Ryszard C. i drwią, podkreślając sympatię Breivika także do Jana III Sobieskiego i Churchilla. Euroentuzjaści lamentują, że demokracja jest zagrożona, na co eurosceptycy odpowiadają, że Breivik dostarczył argumentu władzom Eurosojuza na wprowadzenie zamordyzmu w imię walki o bezpieczeństwo i pokój w Europie. I tak dalej.
Spektakl to cyniczny i obrzydliwy. W powszechnym klangorze zacietrzewionych stron politycznego sporu, pilnujących wyłącznie swoich interesów, zapomniano o ludzkim wymiarze tragedii. O tym, aby ofiara złożona z tych młodych nieszczęśników nie poszła na marne. Wszak życia im nie przywrócimy, a jedyne, co możemy dla nich zrobić, to sprawić, aby je, tak brutalnie przerwane, usensownić. Stanie się to, jeśli ich ofiara zaowocuje dobrem, podobnie jak ofiara Chrystusa na krzyżu.
W jaki sposób możemy się do tego przyczynić? Gdyby tak każdy z nas – tu i teraz – poruszony ogromem tragedii wziął sobie do serca ulubioną przez bł. ks. Popiełuszkę maksymę św. Pawła „zło dobrem zwyciężaj”, powziął jakieś postanowienie dobrego uczynku i zrealizował je – byłby to najlepszy hołd, jaki możemy ofiarom złożyć. I najlepszy znak sprzeciwu wobec czynu norweskiego szaleńca.
Tymczasem robione jest wszystko, aby zrealizowała się w przestrzeni aksjologicznej swoista zasada Huygensa – czyli aby impuls, jakim jest ów czyn, był źródłem rozprzestrzeniającej się po świecie fali zła. A szatan, który zagnieździł się w duszy Breivika, surfuje dziś po tej fali z wielką satysfakcją.
Jak widać, spełniająca się nieustannie, już niemal dwa tysiąclecia, ofiara Chrystusa na ołtarzu świata to msza wciąż za krótka, by wypłukać z ludzkich serc podłość i niegodziwość.