Reakcje lewicy na gospodarczą debatę zorganizowaną przez PiS obnażyły katastrofalny brak pojęcia lewej strony politycznej o gospodarce. Brak, który byłby może śmieszny i zabawny, gdyby nie to, że lewica chce te pomysły naprawdę wprowadzić w życie.
Janusz Palikot albo sam jest (najdelikatniej mówiąc) głupcem, albo za takich uważa swój elektorat. Dziś, w trakcie swojego wystąpienia podczas kongresu przedsiębiorców, zaproponował zmiany, które mają dać budżetowi 50 miliardów złotych oszczędności. Te oszczędności dają kwotę średniej pensji dla wszystkich w Polsce bezrobotnych. Janusz Palikot dąży więc do tego, że te oszczędności można byłoby wpuścić w gospoarkę i z nich finansować pensje dla bezrobotnych, którzy znaleźliby pracę. W ten sposób zniknąć ma bezrobocie. Czyli wygląda to tak: rozmaite instytucje państwowe, w tym CBA i IPN, kosztują podatnika około 50 miliardów złotych. To zlikwidujmy te instytucje, budżet będzie miał o 50 miliardów mniej kosztów, te 50 miliardów zostanie wydane na pensje dla dotychczasowych bezrobotnych. I tylko Krzysztof Rybiński – człowiek rozsądny – kompetentnie (i elegancko) pomysł ten obśmiał, mówiąc, że takie wyliczenia są z definicji bez sensu.
Jeszcze dalej poszedł Leszek Miller, który wśród swoich postulatów wysunął m.in. pomysł powołania Ministerstwa Przedsiębiorczości (sic!) Rodzi się pytanie czy ma się zajmować taki twór. Zapewne rozwijaniem w Polsce przedsiębiorczości. Jest to oczywiście z punktu widzenia przedsiębiorczości pomysł katastrofalny, ale nie chodzi o przedsiębiorczość tylko chodzi o to, by dać zatrdnienie paru tysiącom samych swoich.
W jednym z tekstów w "Najwyższym Czasie!" ironizowałem na temat powołania tworu pod nazwą "Ministerstwo Wynalazczości". Jego powstanie winno być uzasadnione niską skutecznością polskich wynalazców. Polscy wynalazcy wynajdują i patentują kilka razy mniej niż ich koledzy z krajów zachodniej Europy i kilkadzesiąt razy mniej niż ich koledzy z USA. Dzieje się tak dlatego, że państwo zwalcza wszelką inicjatywę, kreatywność i tak dalej, a kto ma żyłkę wynalazcy lepiej sobie poradzi w USA. Jednak socjaliści myślą inaczej: jeśli jest problem to trzeba powołać biurokratyczny twór do jego rozwiązania. Gdy służba zdrowia działa źle, trzeba powołać ministerstwo zdrowia. Gdy rolnictwo ma problemy, trzeba powołać ministerstwo rolnictwa. Per analogiam myślał Leszek Miller. Skoro przedsiębiorczość w Polsce ma się źle to trzeba powołać ministerstwo przedsiębiorczości. Ministerstwo zatrudni armię urzędników (opłacanych z pieniędzy tych przedsiębiorców), ta armia urzędników stworzy tony przepisów utrudniających życie przedsiębiorcom. I w ten sposób przedsiębiorcom będzie jeszcze gorzej niż dotychczas. Wbrew lewicowym ideałom, według których każdy problem należy rozwiązywać przepisem.
Problem leży gdzie indziej. Palikot robi zamieszanie, by ściągnąć na siebie uwagę, a Miller (komunistyczny aparatczyk) nie ma kompletnie pojęcia o przedsiębiorczości, gospodarce, ekonomii itp. Tak samo zresztą pojęcia nie mają przedstawiciele innych partii, dlatego efekty ich pracy są zabójcze dla polskiej gospodarki.
Każdemu politykowi, który bredzi głupoty o ekonomii, wierząc w ideały socjalizmu (jak mawiał S. Kisielewski: "Socjalizm to jest ustrój, który bohatersko pokonuje problemy nieznane w żadnym innym ustroju) życzę, aby przez rok przyszło mu prowadzić firmę (za własne pieniądze!!!) w myśl przepisów, które sam tworzył. Po roku takiej kuracji każdy socjalista stanie się wielkim piewcą wolnego rynku. Problem jednak w tym, że przedsiębiorcy do polityki nie idą, bo nie mają na to czasu. Więc ludzi mających pojęcie o gospodarce jest wśród establishmentu jak na lekarstwo