Bez kategorii
Like

Miłośnik maguro

04/04/2012
410 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Przed wyjściem z autobusu w Japonii drobne wrzuca się do kasy koło kierowcy, każdy płaci, co w Polsce byłoby nie do pomyślenia.

0


Kyoto jest takie jak być powinno. Procentowo więcej gaijinów niż w Tokyo, na ulicach luźno, ale w autobusach Rakubus (turystyczny ekspres) tłok jak piorun. Wchodzi się tyłem, a wychodzi przodem, jednej drobnej Japonce (z tyłu) przypomniało się że ma wysiąść w ostatniej chwili, przedarła się do przodu w mega tłoku jak zapaśnik sumo, w pół sekundy. Przed wyjściem drobne wrzuca się do kasy koło kierowcy, każdy płaci, co w Polsce byłoby nie do pomyślenia. Kierowca kłania się każdemu po zapłaceniu i mówi „domo arigato gozaimashita”. Zanim autobus ruszy, kierowca uprzedza „hassha shimasu”, zanim zahamuje też uprzedza. Ma mikrofon przy buzi, jak weterani skypa.

Jak pracowałem w Japonii 20 lat temu, to śmialiśmy się z błędów jakie Japończycy robią po angielsku. Minęły dwie dekady i w tym temacie nic się nie zmieniło, czego dowodem może być poniższy tekst z autobusu, tego samego w którym Japonka torowała sobie drogę.

Ze wszystkich świątyń w Kyoto najłatwiej zapamiętać Kinkakuji (poniżej), bo jest ze złota. Wygląda wiekowo, ale ma raptem 50 lat bo oryginalną, kilkusetletnią wersję spalił jakiś młody nawiedzony mnich. W najpopularniejszych punktach w Kyoto roi się do Chińczyków, jakiś czas temu Japonia dostrzegła rosnącą potęgę chińskiego konsumenta i otworzyła się na ten kraj. W autobusach automat mówi po japońsku, angielsku i chińsku, na razie w tej kolejności , ale pewno już nie długo. Młody uczy się chińskiego, więc jakby co moja rodzina jest zabezpieczona.

Nie spotkaliśmy ani jednego Polaka, dwa razy słyszałem ruski, dwa razy francuski, raz niemiecki. W naszym hotelu byli też Belgowie, potwornie naśmiecili, straszne chamstwo w tej Brukseli. Za to Japończycy mają hopla na punkcie czystości, tak czysto nie ma w żadnym innym kraju.

Japonia jest silna siłą swojego eksportu, to każdy wie, ale jest też silna dzięki wydatkom konsumentów. Oferta towarów, od elektroniki po odzież, jest tak na oko 10-ktrotnie większą i bardziej zróżnicowana niż w Europie. Na przykład w sklepie yodobashi camera koło stacji shinjuku, na jest siedem pięter z elektroniką, a piętro z samymi tylko komputerami wypełniłoby całą salę Saturna. Syn wyśmiał nasz domowy telewizor (jeszcze kineskopowy) jak zobaczył plazmę 72 cale. Są modele telefonów jeszcze nie znane w Europie (syn sprawdza na gorąco na fejsie z kolegami w Polsce). Pod koniec pobytu planujemy wizytę w dzielnicy Akihabara, gdzie jest elektronika w standardzie EU, czuję że budżet rodzinny mocno ucierpi.

Inna ciekawa obserwacja to mnóstwo miejsc pracy, które w Europie nie istnieją. Na przykład dziadek parkingowy (miał ze sto lat), którego praca polega na kłanianiu się wychodzącym i pokazywaniu gdzie są pasy (zebra). Wczoraj zapomniałem napisać, że w Shibuya byliśmy w sklepie z malutkimi pieskami po 10 tyś złotych sztuka, córka nie chciała wyjść ze sklepu, takie były śliczne (Japończycy mówią kawaii). Na ścianie był napis „Byłam tu, Paris Hilton” i autograf. Chyba dlatego pieski takie drogie.

W Polsce mamy najazd podłych kuchni zagranicznych, zostaliśmy zmadonaldyzowani. Japończycy się nie dają, Makku Donarudo też jest, ale mają przede wszystkim swoje własne fast foody, bardzo smaczne. Ryż można brać do oporu, to zdrowiej niż kawa czy kola do oporu. Tylko piwo mają, jak mawia moja mama (w przyszłym roku 80 wiosen stuknie) jak “siki panny Maryniki”, Kirin, Sapporo, Asahi, na jedno kopyto. Japoński fast food na obrazku poniżej:

W rodzinnej restauracji w Kyoto zamówiliśmy zestawy z sushi, ale zamiast maguro podali coś innego. Zauważyli że o czymś na talerzu rozmawiamy i kelnerka podeszła z pytaniem czy wszystko w porządku. Powiedziałem jej moim 20-letnim japońskim, że kolega jest wielkim miłośnikiem maguro i bardzo się zmartwił że jest coś innego, kelnerka mi na to że “menu hi ni yotte chigau”, znaczy się różne ryby w różne dni, ale poleciała na zaplecze i słyszę że przejęta coś mówi kucharzowi-właścicielowi. Ten się przejął jeszcze bardziej, gdzie zniknął i po 10 minutach na stół wjechał super zestaw maguro nigiri z najgrubszym kawałkiem świeżego maguro jaki widziałem, na koszt firmy. Bardzo mili ludzie. W Warszawie sushi i sashimi nigdy tak nie będzie smakować, bo z mrożonej ryby, a tu ze złowionej tego ranka. Kampai sikaczem.

0

Krzysztof Rybi

317 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758