Bez kategorii
Like

Miłośnicy krzaczorów

23/05/2011
321 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Hiobowscy wybrali się na niedzielny spacer do parku. Było ciepło, ptaki śpiewały, słońce świeciło, deficyt i bezrobocie rosły niepostrzeżenie, i w ogóle było bardzo przyjemnie.

0


Hiobowscy wybrali się na niedzielny spacer do parku. Było ciepło, ptaki śpiewały, słońce świeciło, deficyt i bezrobocie rosły niepostrzeżenie, i w ogóle było bardzo przyjemnie. Nastrój niestety niszczył tata Łukaszka, który opowiadał, że życie to ciągłe wybory. A wybory dotyczą takich sfer społecznych, legislacyjnych i tak dalej, czyli mówiąc ogólnie: polityki.
Hiobowscy otrząsnęli się ze wstrętem.
– Takie piękne niedzielne popołudnie! – zauważyła mama Łukaszka. – A tym nam tu o tej wstrętnej polityce! Weź przykład z naszego rządu! Z naszego premiera! Oni nie uprawiają polityki!
– To widać – stwierdził gorzko dziadek. – Taka banda dyletantów…
Ale mama przerwała mu krzycząc, że się nie zna, bo przecież "Wiodący Tytuł Prasowy" ogłosił ten rząd najlepszym rządem od czasów Rakowskiego.
Dalej nie zdążyli się pokłócić, bo natknęli się na ekipę lokalnej stacji telewizyjnej.
– O! Witam i zapraszam! – ucieszył się reporter. – Państwo muszą iść ze mną!
– Czy to dotyczy polityki? – spytała ostrożnie mama Łukaszka.
– Ależ skąd! To dotyczy miasta, ekologii i estetyki!
– To idziemy!
I reporter wraz z ekipą zawiedli ich na skraj parku. Tutaj, za zniszczonym ogrodzeniem zaczynał się mało przyjemny krajobraz. Zdziczała roślinność, gruz, rozbite butelki po alkoholu. Jednym słowem – rozpacz.
– Czy państwu podoba się taki widok? – zapytał reporter.
– Nie – odparli zgodnym chórem Hiobowscy.
– Super! A zatem są państwo za tym, aby ten teren oddać za jedno euro sieci marketów, która pobuduje tu piękny, estetyczny sklep!
– Moment, tego nie powiedzieliśmy – zaprotestowała babcia.
– Chyba państwo mi nie powiecie, że jesteście za tym, aby to pozostało tak, jak jest – rzekł ze wstrętem reporter. – Przecież to straszne! Nieestetyczne! Brudne! Zniszczone!
– Oczywiście, że tego nie chcemy – rzekł pojednawczo tata Łukaszka.
– A zatem są państwo za tym, aby ten teren oddać za jedno euro sieci marketów, która pobuduje tu piękny, estetyczny sklep – stwierdził reporter do mikrofonu i na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. – Wiedziałem, że państwo jesteście rozsądnymi ludźmi i…
Nagle ktoś chwycił jego rękę z mikrofonem i pociągnął w dół. Łukaszek przybliżył mikrofon do swoich ust i ryknął:
– Ja chcę skejtpark!!!
– Hyyyyy… – stęknął pan kamerzysta ze słuchawkami na uszach. Następnie zaczął łzawić z oczu, giąć się w kolanach i poprosił, żeby ten gówniarz tak nie wrzeszczał do mikrofonu, bo mu uszy pękną.
– Ja chcę skejtpark! – powtórzył Łukaszek.
– Nie będzie żadnego skejtparku – odparł ze złością pan reporter zasłaniając mikrofon ręką.
– A zatem jest pan za tym, żeby tu został taki syf – skinął głową Łukaszek.
– Ależ skąd! Należy ten teren jak najszybciej zagospodarować!
– To prawda – zgodzili się Hiobowscy i zaczęli rzucać pomysły. Tata  chciał kolejną część parku, dziadek muzeum, babcia aptekę, siostra dyskotekę, a mama była za tym, aby ten teren oddać za jedno euro sieci marketów, która pobuduje tu piękny, estetyczny sklep. Bo w "Wiodącym Tytule Prasowym" napisali, że tak byłoby najlepiej.
– Na szczęście żyjemy w demokracji i każdy ma wybór – oznajmił z dumą pan reporter, po czym pokazał im jakąś kartkę. – Będzie referendum! Każdy mieszkaniec miasta będzie mógł wybrać!
Początkowy entuzjazm Hiobowskich opadł, kiedy się okazało, że na kartce są tylko dwie odpowiedzi. Pierwsza: aby pozostawić wszystko tak jak jest. Zarośnięte, zniszczone, zapuszczone. Druga: ten teren oddać za jedno euro sieci marketów, która pobuduje tu piękny, estetyczny sklep.
– Ja chcę skejtpark!!! – niepilnowany Łukaszek zaszedł pana reportera z drugiej strony i zagrzmiał mu znowu w mikrofon. Pan kamerzysta jęknął i przyklęknął na jedno kolano.
– Żadnego skejtkarku!!! – wrzasnął pan reporter.
– Kurna, nie do mikrofonu! – pan kamerzysta zbladł i przykucnął.
– Żadnego skejtparku – powtórzył ciszej pan reporter.
– Co to za demokracja – wydął wargi dziadek.
– Jest wybór? – spytał pan reporter i sam sobie odpowiedział: – Jest.
– No a inne propozycje?
– Proszę pana, gdyby głosować nad wszystkim co ludziom przyszłoby do głowy, to wtedy byłaby anarchia  a nie demokracja.
– Dobrze mówi – włączyła się babcia. – Za demokracji ludowej też był takie referenda. Od razu było wiadomo jak głosować. Po co pięćset rzeczy do wyboru? Albo tak, albo siak. Dwie odpowiedzi do wyboru i wystarczy. Ale tutaj jedna jest zła. Kto układał to referendum?
Pan reporter zaczął coś kręcić i powiedział, że takie kartki to mu dał brat właściciela telewizji, w której pracuje. Brat ma sieć marketów.
– A zatem… – babcia przyjrzała się krytycznie kartce. – Powinno być: albo krzaczory, albo apteka.
– Przecież wtedy każdy wybrałby aptekę! – zawołała mama Łukaszka.
– I bardzo dobrze, to oznaczałoby, że referendum jest dobre, a po drugie, że ludzie chcieli apteki.
– Przecież tak można z każdym pytaniem – zauważył ironicznie dziadek. – Mogłoby być referendum: czy wolisz krzaczory czy muzeum. I wtedy wszyscy byliby za muzeum.
– Dlatego jako drugą odpowiedź trzeba dać aptekę – rzekła babcia.
– Dlaczego?
– Ba ma być apteka.
– Nie wszyscy byliby za – wtrącił się tata Łukaszka. – Ja byłbym przeciw.
– Wolałbyś krzaczory? – spytała zdumiona reszta rodziny.
– Tak, i to aż z dwóch powodów. Po pierwsze nie ma sensu oddawać tego terenu za jedno euro, trzeba aby rynek zweryfikował tą cenę. A po drugie w ten sposób rozwaliłbym ten układ wokół tej sprzedaży, zamanifestowałbym swój sprzeciw wobec takiego referendum…
– Czyli byłby pan przeciw tylko po to, żeby być przeciw? – spytał tatę Łukaszka pan reporter. – Jest pan oszołomionym zaczadzeniem elektoratem pewnej ciemnej, wstecznej partii!
– A mówił pan, że nie będziemy mieszać w to polityki – rzekła z wyrzutem babcia Łukaszka.
– Oczywiście! Przecież oddanie tego terenu za jedno euro sieci marketów, która pobuduje tu piękny, estetyczny sklep, to nie jest polityka! – zawołał reporter.
– Ma rację – potwierdziła mama Łukaszka. – Nie róbmy polityki! Oddawajmy tereny za jedno euro sieci marketów, która pobuduje piękne, estetyczne sklepy!
– W życiu! – warknął dziadek. – Oddawać za złotówkę, jak żołnierze kiedyś krew za to przelewali… Bić się o to powinni! Licytować!
– Poza tym, dlaczego w kółko mówimy o markecie? – zirytował się tata Łukaszka. – Prawdziwe referendum objęłoby osiem, powiedzmy dziesięć najpopularniejszych tematów, wyłonionych w… Ja wiem… Konkursach prasowych albo esemesowych… Wtedy byłoby wiadomo czego chcą ludzie…
– Ja chcę skejtpark!!! – wrzasnął Łukaszek do mikrofonu. Pan kamerzysta padł zemdlony.

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758