Bez kategorii
Like

Miłość w czasach zarazy

07/03/2011
385 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

       Rozdano Oscary i nagrodę za najlepszy film otrzymał wspaniała brytyjska produkcja o jąkającym się królu. Dziś już więc prawdopodobnie duża część osób czytających te słowa wie, kim był Jerzy VII, Edward VIII, i mniej więcej, jak to w tużprzedwojennej Anglii się działo. Pisałem troszkę parę tygodni temu o tym filmie, ale może przede wszystkim o samej tej niezwykłej historii, na swoim blogu, jednak bez większego efektu. No bo co jednak prawdziwy pop, to prawdziwy pop. I wcale tu nie ironizuję.        Dziś ów film jest już świetnie znany, choć pierwsze ślady tej sławy pojawiły się już jakiś czas temu, w momencie gdy trafił on do polskich kin i zrobił na wszystkich odpowiednie wrażenie. Ja na przykład przypominam sobie, jak parę tygodni […]

0


       Rozdano Oscary i nagrodę za najlepszy film otrzymał wspaniała brytyjska produkcja o jąkającym się królu. Dziś już więc prawdopodobnie duża część osób czytających te słowa wie, kim był Jerzy VII, Edward VIII, i mniej więcej, jak to w tużprzedwojennej Anglii się działo. Pisałem troszkę parę tygodni temu o tym filmie, ale może przede wszystkim o samej tej niezwykłej historii, na swoim blogu, jednak bez większego efektu. No bo co jednak prawdziwy pop, to prawdziwy pop. I wcale tu nie ironizuję.

 

     Dziś ów film jest już świetnie znany, choć pierwsze ślady tej sławy pojawiły się już jakiś czas temu, w momencie gdy trafił on do polskich kin i zrobił na wszystkich odpowiednie wrażenie. Ja na przykład przypominam sobie, jak parę tygodni temu wracałem samochodem z pewnego miasteczka w północno-zachodniej Polsce i trafiłem na odpowiednie informacje w Radiu Zet, które tamtej niedzieli grało nam cały czas i, tak jak tylko ono potrafi, przyprawiało mnie o mdłości.

 

    Otóż, jak wspomniałem, była to niedziela, a nadchodzący poniedziałek niósł imieniny Walentego, a więc tak zwane ‘Walentynki’. W związku z tą datą, prowadzący program dziennikarze Radia Zet dostali odpowiedniego obłędu, i postanowili wiodącym tematem dnia uczynić tak zwaną „miłosną historię króla Edwarda”. Gdyby wciąż ktoś nie wiedział, o czym mówię, krotko przedstawię sprawę. Otóż Król Edward VIII był bohaterem opisywanych w filmie wydarzeń wyłącznie jako poboczny bohater negatywny – laluś, lowelas i kompletnie durny brat Jerzego. Przy całej swojej beznadziejności został jednak na ułamek chwili królem, a to z tej prostej przyczyny, że był najstarszym synem zmarłego króla Jerzego V i tym samym naturalnym kandydatem do tronu. Problem z Edwardem był dwojakiego rodzaju. Pierwszy był taki, że został on uwiedziony przez jakąś bardzo podejrzaną Amerykankę, dwukrotnie zamężną, wciąż z jakimś swoim amerykańskim mężem, i w konsekwencji całkowicie stracił dla niej głowę. Drugi – już najbardziej istotny – to ten, że zbliżała się niemiecka agresja na Europę, a zarówno on jak i ta lala byli całkowicie pod urokiem Hitlera i jego planów dla świata. Jest cała masa spekulacji na temat tego związku, wiele z nich pozostających do dziś tylko spekulacjami, ale wśród nich pojawiają się i takie, że oboje funkcjonowali jako hitlerowscy szpiedzy, a to, że ona Edwarda w ogóle uwiodła, to też był wynik bardzo starannych wcześniejszych przygotowań z wielu stron.

 

     Tak czy inaczej, jak idzie o filmową historię, to co łączy tych dwoje to żadna miłość, tylko zwykła szajba – a niewykluczone, że jakaś dużo grubsza afera – która już nie tylko dla Anglii, ale i dla całej Europy, stanowi śmiertelne zagrożenie. A w momencie gdy on wreszcie zostaje skutecznie pozbawiony korony, i razem z nią zostaje przepędzony z interesu, wiemy że jest dobrze i możemy się skupić już tylko na walce o to, by Jerzy przestał się wreszcie jąkać. Tymczasem dziennikarze Radia Zet w najlepsze rozpływają się nad romantyczną przygodą pary, dla której miłość była ważniejsza od kariery, no i nad tym nieszczęśnikiem, który rzekomo tak kochał, że dla niego nawet korona strąciła wartość. I naturalnie zastanawiają się przy okazji, dlaczego to w dzisiejszych czasach polityka stała się tak brudna i bezideowa, że nawet nie można sobie wyobrazić czegoś tak pięknego i prawdziwego.

 

      Słuchałem tego radia i tych idiotycznych, pełnych wzruszenia lamentów nad upadkiem cywilizacji miłości, i przyszło mi nagle do głowy, że kto wie, czy dziennikarze Radia Zet nie są aż tak ciemni, żeby nie złapać tego akurat fragmentu filmowej opowieści, i wiedzą doskonale, że za tym wszystkim stała zwykła zdrada stanu, i możliwe, że bardzo brudny spisek.  W końcu w ostatnich latach mieliśmy już niejednokrotnie okazję przekonać się, że dla pewnego typu ludzi, którzy często na nasze nieszczęście, kierują naszymi myślami na bardzo popularnym poziomie, nie ma nic ważniejszego, jak parę lewych dreszczy o najbardziej tandetnym francuskim wymiarze. Co tam zbrodnia? Co tam interes kraju? Co tam naród? Czym wreszcie jest prawda, a czym kłamstwo, jeśli przed nami rozciąga się tak cudna miłosna baśń? Oczywiście nie wolno nam rezygnować z proporcji, niemniej ten obłęd w pewnym sensie może nam przypomnieć choćby tę, w pewnym momencie wspominaną to tu to tam, miłosną przygodę pewnego harcerza i pewnej harcerki z tak różnych stron świata. I co nam tu ktoś będzie gadać o jakimś Dziadzi, gdy liczy się miłość? W końcu żyjemy w świecie, który już trochę trwa. I który wcale się nie zaczął w dniach, gdy Służby uprowadziły córkę marszałka Kerna, a całą Polskę zalały łzy wzruszenia. A zatem znów stajemy przed tą straszną wieścią, że to z czym mamy do czynienia, to wcale nie chwilowe zawirowania, lecz najbardziej podstawowe kwestie cywilizacyjne.

 

     Przed kilkoma dniami, też na swoim blogu, opisałem bardzo zabawną sytuację, jaką miałem okazję zaobserwować w porannym programie telewizji TVN, gdzie jakaś w większości kompletnie mi nieznana, zgromadzona w studio ekipa, pod kierunkiem dziennikarza Żakowskiego i telewizyjnej celebrytki Jolanty Pieńkowskiej, zachwycali się nad szerokimi możliwościami, jakie daje spragnionym prawdziwej miłości Polkom i Polakom szansa wyjazdu do Afryki, czy w jakieś równie egzotyczne miejsce, i zakosztowania seksu z, jak to wdzięcznie określiła Pieńkowska, „tubylcami”. Oczywiście, nawet gdyby Pieńkowska na myśl o przygodzie erotycznej z jakimś Arabem, nie straciła głowy i nie użyła tego zabawnego określenia, news byłby i tak. No bo jest niewątpliwym newsem informacja, że oto, zupełnie oficjalnie, w jak najbardziej publicznej przestrzeni medialnej, lansuje się zwykłe kurestwo, usprawiedliwione wyłącznie tym, że to jest kurestwo egzotyczne, i że jeśli ktoś się przy okazji zarumienia, to wyłącznie z tak zwanej chcicy.

 

   Opisałem tę telewizyjną historię i natychmiast przysłano mi link do informacji, podobno gdzieniegdzie już dość skutecznie obdyskutowanej, że Marcin Kydryński – celebryta, podróżnik i miłośnik jazziku ze szklaneczka piwa przed ryjem – opublikował swego czasu jakąś książkę o swoich afrykańskich przygodach, której szczęśliwie dla niego przez całe lata nikt nie czytał, aż wreszcie wpadła w jakieś bardziej uważne ręce i… się wszystko rozlało. O co poszło. Otóż, jak wiele na to wskazuje, Kydryński, zapewne z paroma kumplami, pojechał do tej Afryki i spędzał czas gapieniu się na małe dziewczynki. Jeśli ktoś mysli, że przesadzam, lub zwyczajnie fantazjuję – proszę uprzejmie. Oto relacja na gorąco:

 

    Dalsza część i całość, tradycyjnie na mojej stronie www.toyah.pl. Polecam.

0

toyah

"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"

55 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758