Bez kategorii
Like

Milcząca większość

22/02/2011
467 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Rok 1968. Nastroje pacyfistyczne zdominowały środowiska Nowej Lewicy oraz uniwersyteckie kampusy. Tzw. ruch antywojenny rozparł się w szkołach wyższych i mediach wszelakich. Najpoważniejsze środki oddziaływania na opinię publiczną znalazły się w łapskach ludzi, którzy bez żenady dowodzili, iż prezydenta USA od Adolfa Hitlera różni jedynie motyw mordowania – Johnsonowi miało to łatwiej przychodzić.   Nowa Lewica z wielką biegłością skonstruowała mitologię wojny wietnamskiej, która to mitologia została następnie bez oporów podchwycona przez mass media. Wśród kolaborantów „ruchu antywojennego” znaleźli się liczni popularni intelektualiści, historycy, artyści, dziennikarze, politycy i aktorzy. Wspólnym wysiłkiem doprowadzili do skrajnego zafałszowania obrazu wietnamskiego konfliktu oraz narzucili zerojedynkową interpretację, bombardując nią społeczeństwo. Nieobiektywne media utrwalały pacyfistyczną wersję wydarzeń, z rzadka pozwalając zabrać głos przeciwnikom. Stronniczość dziennikarzy polegała […]

0


Rok 1968. Nastroje pacyfistyczne zdominowały środowiska Nowej Lewicy oraz uniwersyteckie kampusy. Tzw. ruch antywojenny rozparł się w szkołach wyższych i mediach wszelakich. Najpoważniejsze środki oddziaływania na opinię publiczną znalazły się w łapskach ludzi, którzy bez żenady dowodzili, iż prezydenta USA od Adolfa Hitlera różni jedynie motyw mordowania – Johnsonowi miało to łatwiej przychodzić.
 
Nowa Lewica z wielką biegłością skonstruowała mitologię wojny wietnamskiej, która to mitologia została następnie bez oporów podchwycona przez mass media. Wśród kolaborantów „ruchu antywojennego” znaleźli się liczni popularni intelektualiści, historycy, artyści, dziennikarze, politycy i aktorzy. Wspólnym wysiłkiem doprowadzili do skrajnego zafałszowania obrazu wietnamskiego konfliktu oraz narzucili zerojedynkową interpretację, bombardując nią społeczeństwo. Nieobiektywne media utrwalały pacyfistyczną wersję wydarzeń, z rzadka pozwalając zabrać głos przeciwnikom. Stronniczość dziennikarzy polegała na eksponowaniu ekstremów, najdrobniejszych porażek czy nieprawidłowości, przy jednoczesnym całkowitym lekceważeniu doniesień o komunistycznym terrorze.
 
„Ruch antywojenny” nie bawił się w argumentację, operował skrajnymi emocjami. Nadęte moralizowanie wykluczało rzeczową dyskusję, wszelkie próby merytorycznego porozumienia prowadziły do eskalacji namiętności. W rezultacie wpływ środków przekazu na społeczeństwo USA stał się na tyle ważny, iż wedle niektórych opinii miał on decydować nawet o polityce rządu. Pierwsza wojna epoki telewizji toczyła się nie tylko w azjatyckiej dżungli, lecz także w salonach amerykańskich domów.
 
Napór pacyfistów nie ograniczał się do wszechobecności na ekranach telewizyjnych i stronach gazet. Już w 1964 roku odbyła się pierwsza demonstracja, która zgromadziła 25 tys. wyidealizowanych lewicowców i innych naiwniaków. W 1967 roku odbył się tzw. Marsz na Pentagon, podczas którego pokojowo nastawieni studenci „ruchu antywojennego” zaatakowali siedzibę Departamentu Obrony. Ich mniej wysportowani kamraci w tym samym czasie za pomocą medytacji i hinduskich mantr usiłowali oderwać od ziemi Pentagon. Te błazeństwa nie skompromitowały amatorów walki z własnym krajem w interesie komunistycznego najeźdźcy – tak silna była pozycja pacyfistów w mediach. Wiele lat później jeden z trzeźwiejszych amerykańskich żurnalistów zauważył słusznie, że opisanie „ruchu pokojowego” wymaga posługiwania się kategoriami nie historycznymi, lecz psychiatrycznymi.
 
Stosunek do wojny podzielił amerykański naród. Jednak podział ów był równie zafałszowany jak lewicowa wersja wietnamskiego konfliktu. Gdyby kierować się jedynie informacjami płynącymi z publikatorów, to postronny obserwator zapewne byłby przekonany, iż „ruch antywojenny” reprezentuje większość społeczeństwa. To pacyfiści okupowali media i sale uczelniane, to oni byli najgłośniejsi. Tymczasem „ruch wojenny” stanowił niewielki margines, ignorowany lub odpychany przez przedstawicieli tzw. klasy średniej. W 1968 roku, roku szczytowej popularności „ruchu antywojennego”, reprezentatywny sondaż wykazał, że poparcie dla obecności wojskowej USA w Wietnamie wynosi 53%, a sprzeciw jedynie 24%. Ankietę tę przeprowadzono w czasie komunistycznej ofensywy Tet, którą dziennikarze zmanipulowali jako wielkie zwycięstwo Hanoi, chociaż była to w istocie największa klęska militarna komunistycznej Północy od czasu rozpoczęcia wojny indochińskiej.
 
4 maja 1970 roku na Uniwersytecie Kent doszło do tragedii – Gwardia Narodowa otworzyła ogień do rozwydrzonych studentów, od kilku dni terroryzujących i demolujących okolicę. Zginęły 4 osoby, 9 było rannych. Wydawałoby się, że w tej sytuacji „ruch pokojowy” wróci na pierwsze strony publikatorów z siłą wcześniej nieznaną, niesiony moralną wyższością nad „faszystowskim systemem”, którego funkcjonariusze strzelają do bezdomnych nastolatków. Jednakże do kompromitacji rządu nie doszło. Przeciwnie. Po raz pierwszy głos zabrała amerykańska milcząca większość, niezorganizowani, niesformalizowani ludzie, którzy wreszcie znaleźli chęć do wspólnego zademonstrowania swojego zdania. Milcząca większość przemówiła.
 
Wkrótce po wydarzeniach na Uniwersytecie Kent na ulice Nowego Jorku wyszło 100 tys. zwykłych ludzi, którzy demonstrowali poparcie dla zaangażowania USA w obronę Republiki Wietnamu przed komunistycznymi agresorami. Również w maju kilkuset robotników budowlanych straciło cierpliwość i w czasie przerwy na lunch zaatakowało studencką demonstrację. Robotnicy rozproszyli pacyfistów, kilkudziesięciu z nim spuścili lanie, po czym przemaszerowali pod siedzibę władz miejskich żądając podniesienia flagi opuszczonej do połowy masztu na znak żałoby po wypadkach w Kent. W następstwie tej spontanicznej akcji robotników lewicowe media dostały szału, niemniej sondaże opinii publicznej wykazały, że większość społeczeństwa krytycznie ocenia postępowanie aktywistów „ruchu pokojowego”. Niemniej nigdy więcej nie doszło już do tak wyraźnej prezentacji stanowiska milczącej większości.
 
Zostawiając na boku Amerykanów i ich wietnamską traumę należy zastanowić się czy istnieje w Polsce milcząca większość, a jeżeli tak – to czego sobie właściwie życzy? Wydaje się, że odpowiedź na pierwsze pytanie jest oczywista: tak, milcząca większość istnieje. To między innymi ci, którzy nie uczestniczą w wyborach lub głosują na partię XYZ tylko dlatego, że nie życzą sobie u władzy partii ZYX. To ci, którzy dają się terroryzować teoriami o „utracie głosu” lub „obywatelskim obowiązkiem”. To wszyscy ci, którzy albo głosują bez przekonania, albo nie są w stanie wskazać odpowiadającego im kandydata. Jeśli powyższe przypuszczenia odpowiadają prawdzie, to łatwo już o odpowiedź na drugą kwestię – milcząca większość chciałby mieć przedstawiciela reprezentującego ją, a nie tych samych od lat politykierów z klasy władzy, hochsztaplerów o wytartych manierach i takiż doskonale znanym słowotoku.
 
Milcząca większość przemówi, jeśli otrzyma odpowiednią propozycję. Uczciwą propozycję pozwalającą na otwarte wyznanie tłumionych politpoprawnością poglądów i emocji. Albo jeśli zostanie wreszcie wyprowadzona z równowagi bezczelną arogancją naszych władców. Nie, żeby od razu robić klasie panującej kolejna Libię. Wystarczy Nowa Jakość. Jaka nowa jakość? Na początek należałoby zdobyć przyczółki w Senacie. Spróbować wyczyścić go z polityków. Lokalne społeczności powinny wykorzystać okazję i wystawić swoich własnych kandydatów przeciw spadochroniarzom z partii mejnstrimu. Kandydatów rekrutujących się z sąsiadów, ludzi mieszkających za płotem. Nie bojących się mówić głosem większości: tak, chcemy normalności czyli przywrócenia kary śmierci dla morderców, zaprzestania promocji zboczeń seksualnych, utrudniania życia złośliwie absurdalnymi przepisami, globalnym ociepleniem i tak dalej – wbrew lansowanemu przez lewicowe media modelowi bezpłciowego nihilizmu. Włodzimierz Bukowski trafnie zauważył „lewicowcy nigdy nie wiedzą, czego chcą, choć chcą tego okropnie”.
 
Milcząca większość wie, czego chce.
0

xiazeluka

Blog reakcyjny

17 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758