Bez kategorii
Like

Mieszkania a sprawa polska

09/05/2012
493 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Mieszkania a sprawa polska

0


  W dodatku do „Rzeczpospolitej” pt. „Rynki & finanse” / jakby nie można było użyć polskiego spójnika „i”/ ukazał artykuł o problemach firm deweloperskich, które ze względu na słaby popyt na mieszkania nie mogą sprzedać nowobudowanych mieszkań. Krokodyle łzy wylewane nad losem biednych „deweloperów” / nazwa równie wymyślna, co idiotyczna, chyba na zasadzie byle nie po polsku/ nie wzruszają mnie absolutnie, natomiast niepokoi mnie w najwyższym stopniu stan rzeczy w gospodarce mieszkaniowej w Polsce.



Mojemu stanowisku w tej sprawie dałem wyraz nie tylko w licznych publikacjach, między innymi i w „niezależnej”, ale także w opracowanych przeze mnie programach dla mego stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji Stronnictwa Pracy, AWS gdzie przewodniczyłem zespołowi redakcyjnemu programu, który chociaż został zatwierdzony, jako obowiązujący dla rządu AWS nie został nawet tknięty przez rząd Buzka, czyli praktycznie rząd UW, a także dla PiS’u.



Uznawałem zawsze, że budownictwo mieszkaniowe ma dla Polski, a szczególnie dla rozwoju narodu bardzo ważne znaczenie, wobec sytuacji niedoboru mieszkań w ilości półtora miliona odziedziczonego po PRL i pogłębionego bardzo niskim stanem budownictwa na przestrzeni całego dwudziestolecia. Ponadto budownictwo mieszkaniowe obok produkcji eksportowej powinno stanowić główny motor rozwoju polskiej gospodarki.



Minimalny stan budownictwa mieszkaniowego obracający się głównie wokół liczby 100 tysięcy mieszkań rocznie powoduje wzrost cen do poziomu, który jest nieosiągalny dla znakomitej większości Polaków, a specjalnie młodych ludzi zawierających małżeństwa.



Organizacja budownictwa mieszkaniowego przypomina struktury mafijne, które celowo ograniczają wielkość na rzecz utrzymywania wygórowanych cen. W ten sposób przy minimalnym nakładzie powiększa się zysk. Okazało się jednak, że nawet przy tych niewielkich ilościach / za rok ubiegły wprowadzono do sprzedaży zaledwie 36,5 tys. mieszkań/ „deweloperzy” mają trudności ze zbyciem.





Darujmy sobie jednak deweloperskie zmartwienia, a zastanówmy się, jakim sposobem ruszyć budownictwo mieszkaniowe na skalę odpowiadającą rzeczywistym potrzebom.



Problemu nie rozwiąże też budownictwo socjalne traktowane po macoszemu przez samorządy, ani działania administracyjne sądząc chociażby na przykładzie budowy autostrad, lecz tylko formy angażujące samych zainteresowanych.



Przykładem może służyć rozwój budownictwa mieszkaniowego przed wojną. Opierało się ono na ruchu wspólnotowym, przeważnie w formie najprostszych spółdzielni, które korzystały z preferencyjnych kredytów BGK i banków komunalnych. Zasadniczą pomocą ze strony państwa i samorządów, a także i innych instytucji, np. PKP było dostarczanie na dogodnych warunkach, czasem nawet za darmo, działek budowlanych.



Najlepszym przykładem mogła tu służyć Warszawa gdzie na tej zasadzie powstały całe dzielnice jak Mokotów, Ochota, Żoliborz, Bemowo, Bielany itd. Ale przecież i poza Warszawą budowa własnego domu stanowiła jeden z podstawowych celów, wokół którego skupiała się przedsiębiorczość rodzinna.



Obecnie główny ciężar budownictwa mieszkaniowego spoczywa na budownictwie na sprzedaż lub wynajem i budownictwie indywidualnym. W roku 2010 np. na 135,8 tys. oddanych do użytku nowych mieszkań 70,4 tys. pochodziło z budownictwa indywidualnego, z czego 49,7 tys. na wsi / na wsi praktycznie innych form budownictwa nie ma/, w miastach zatem indywidualnie wybudowano około 20 tys. mieszkań, na wynajem i sprzedaż 53,5 tys. a spółdzielnie tylko 5,1 tys. o pozostałych nie ma co wspominać gdyż są to ilości śladowe (podałem dane za rok 2010, gdyż według komunikatu GUS w 2011 było oddanych do użytku 131 tys mieszań, nawet mniej niż w poprzednim, ale bez podzialu na rodzaje budownictwa).



Jeżeli zważymy, że indywidualnie w miastach budują się ludzie bogaci, lub amatorzy zapaleńcy, to przy humorystycznie niskiej liczbie mieszkań spółdzielczych potrzebujący mieszkań skazani są na deweloperów, którzy w tych warunkach są panami rynku i dyktują ceny.



Jedynym sposobem na wyjście z tej sytuacji jest udzielenie pomocy wszystkim tym, którzy są chętni do budowy zespołowej, tylko że nikogo to z władających „III Rzeczpospolitą” nie interesuje uznając w ślad za niejakim Glapińskim, że „niewidzialna ręka rynku” czyli „dewelopera” ureguluje cały problem mieszkaniowy. No i reguluje, nawet ostatnio po „obniżonych” do około 6 tys. zł za m2, czyli mniej więcej po pół m2 za przeciętne miesięczne wynagrodzenie.



Mając pewne osobiste doświadczenie w budowie domu mogę stwierdzić, że osiągnięcie kosztu w granicach połowy wymienionej ceny jest całkowicie możliwe nawet przy obecnych wygórowanych cenach materiałów budowlanych, wynikających w znacznej mierze z bardzo małej ich produkcji.



Ale przecież to będzie dopiero wyrównanie poziomu, jaki istniał za PRL, a to przynosi wstyd obecnym władcom. Za przyzwoity poziom cen uznałbym 2 m2 za przeciętne miesięczne wynagrodzenie, co i tak byłoby poniżej tego, co było w RFN przed pół wiekiem.



Zadawalający poziom budownictwa mieszkaniowego to około 300 tys. mieszkań oddawanych rocznie do użytku, co w sferze społecznej stworzyłoby warunki dla uzyskiwania mieszkań przez młode małżeństwa, a gospodarce przyniosłoby ożywienie i wzrost zatrudnienia.



Dobijam się tego już od przeszło dwudziestu lat, aż do znudzenia, ale decydenci „III Rzeczpospolitej” są odporni na zasadzie, którą mi wyłuszczył jeden z prominentnych przedstawicieli UW – „problem mieszkaniowy nas nie interesuje gdyż nasz elektorat mieszkania ma i to nie najgorsze, zajmijcie tym sami” /wówczas chodziło o AWS/ i tak pozostało do dnia dzisiejszego.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758