Nie ulega wątpliwości, że także michnikowszczyzna żeruje i w ogóle egzystuje głównie w oparciu o byłych PZPR-owców, ZOMO-wców i ORMO-wców i ich sfrustrowanych i wypranych z patriotyzmu w szkole i przez rodziców dzieci
Michnikowszczyzna żeruje także na naszych wadach narodowych
Niestety poza działalnością promichnikowską Australijskiego Instytutu Spraw Polskich-Australian Institute of Polish Affairs i polskojęzycznego programu państwowego radia SBS, a ostatnio także „Tygodnika Polskiego”, są również inne czynniki sprzyjające rozwojowi tej antypolskiej zarazy wśród Polaków w Australii, jak również w Polsce i innych społecznościach polonijnych na świecie.
Od 1939 roku po dziś dzień młodzi Polacy nie są wychowywani w duchu patriotycznym w szkole i często także poza nią. Do 1989 roku z patriotyzmem walczyła władza komunistyczna, a po nich antypolską pałeczkę przejęły rządy lewacko-liberalne. Tak jak Michnik jest więcej Żydem niż Polakiem i wprost obsesyjnie nienawidzi patriotów polskich, tak obecny premier Polski Donald Tusk jest więcej separatystą kaszubskim (pochodzi ze zgermanizowanej rodziny!) niż Polakiem. Na pewno jest mu bliżej do Jerzego Gorzelika, prezesa separatystycznego (zakochanego w kulturze niemieckiej!) Ruchu Autonomii Śląska, niż do patrioty polskiego.
Poza tym Polacy, tak jak wszyscy mieszkańcy Zachodniego Świata, jeszcze w okresie komunistycznym ulegli w dużym stopniu procesowi „walki o lepszy byt materialno-ekonomiczny” i ta walka stała się jedynym celem życia dla bardzo wielu ludzi. Hedonizm, czyli pogląd uznający przyjemność i rozkosz za najwyższe dobro i cel życia, jest dziś głównym motywem ludzkiego postępowania, w tym także bardzo wielu Polaków. Badania wykazały, że współczesnego Polaka interesują tylko bogactwo i rodzina. Tylko 16% Polaków jest gotowych do brania udziału w pracy społecznej i dla dobra drugiego człowieka.
Ta pogoń za bogactwem sprawiła, że mamy może i dobrych lekarzy, inżynierów, techników, adwokatów, finansistów, handlarzy itd., którzy zagonieni pracą często dla zwykłego powiększenia dochodów, nie mają czasu do brania udziału w życiu społecznym i kulturalnym. Co więcej, nawet na czytanie książek (badania wykazały, że w 2010 roku 54% Polaków nie przeczytało ani jednej książki!). Owocem tego jest postępująca degrengolada kulturalna społeczeństwa polskiego. Ludzie z dyplomami ukończenia wyższych uczelni stają się ciemniakami! A ciemniakiem jest łatwo manipulować. Tym bardziej, że w dzisiejszej Polsce 95% głównych mediów jest w małopolskich (nie chodzi tu o Małopolskę) rękach, które robią sieczkę z mózgu Polaków. I głównie to samoogłupianie się z jednej strony i ogłupienie przez media wielu Polaków z drugiej strony są przyczyną tego, że rząd Donalda Tuska, który w ostatnich czterech latach nic dobrego nie zrobił dla Polski i Polaków!, który w normalnym państwie i społeczeństwie powinien być wyrzucony za to z parlamentu i wylądować na śmietniku historii, cieszy się poparciem aż ok. 40% polskich wyborców.
Jest jeszcze jeden powód popularności Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej w społeczeństwie polskim. Tym powodem jest zdrada-zdrada stanu, która jest udziałem setek tysięcy obywateli polskich polskiego pochodzenia.
Zdrada stanu to nie tylko próba obalenia rządu poprzez zamach stanu, uczestnictwo w działalności zmierzającej do uszczuplenia terytorium państwowego i próba zabójstwa głowy państwa, z czym zazwyczaj łączymy to określenie, ale to także świadome i intencjonalne przechodzenie do nieprzyjaciela, działanie na szkodę swego kraju i narodu. W prawodawstwie niemieckim XIX wieku rozróżniało się „Hochverrat” (zdradę stanu) i „Landesverrat” (zdradę kraju). Hochverrat odnosił się do prób naruszania stosunków wewnątrz kraju, a Landesverrat do prób podważenia międzynarodowej pozycji kraju.
Mnie właśnie chodzi o Hochverrat, czyli do prób: naruszania demokratyczno-prawno-społecznych stosunków wewnątrz kraju na szkodę swego kraju i narodu, co jest zjawiskiem powszechnym w dzisiejszej Polsce. I to zjawiskiem bezkarnym!
O patriotyzmie ukazało się wiele prac różnych szkół filozoficznych, a więc fachowych lub ujętych tendencyjnie, jak np. te opracowane przez filozofów i teoretyków marksizmu-leninizmu. Możemy w nich wybierać według własnego zapatrywania się na tę postawę wobec własnej ojczyzny.
Patriotyzm to nie tylko postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie, chęć ponoszenia za nią ofiar i pełna gotowość do jej obrony, w każdej chwili oraz przedkładanie celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste i gotowość do poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub życia oraz pracy dla jej dobra. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury i języka.
Kiedy Polską w latach 1944-56 rządziła żydokomuna, kiedy brat Adama Michnika – Stefan Michnik, jako sędzia komunistyczny, wydawał wyroki skazujące patriotów polskich na śmierć, ci obcoplemienni sukinsyni walczyli zawzięcie z polską historią, tradycją narodową, polską kulturą, polskim katolicyzmem, a nawet z polskim językiem. Później było trochę lepiej, ale tylko trochę. Adam Michnik z polską historią, tradycją narodową, polską kulturą, polskim katolicyzmem walczy namiętnie po dziś dzień. A jako Żyd i gość w Polsce (bo jego ojciec pochodził z terenu dzisiejszej Zachodniej Ukrainy i przed wojną walczył o oderwanie Lwowa od Polski i przyłączenie go do Ukrainy; dlaczego więc po 1945 r. nie został w ukraińskim Lwowie?!) powinien najpierw walczyć z szowinizmem i nietolerancją żydowsko-izraelską, a jak chciałby uchodzić za Polaka to także z żydowskim polakożertstwem. Gdyby świat nie był takim głupim jakim jest, to Adam Michnik na pewno nie miałby obywatelstwa polskiego. Bowiem nie każdy kto się urodził w Polsce jest Polakiem i nie każdej takiej osobie przysługuje obywatelstwo polskie. Jak się nie jest Polakiem, to na obywatelstwo polskie trzeba sobie zasłużyć! A Adam Michnik na pewno na nie nie zasłużył, nawet wówczas jak walczył z komuną. Bo ciągle otwartym jest pytanie o jaką Polskę wówczas walczył? Czy o polską Polskę czy o Polskę rządzoną przez dzieci byłej żydokomuny i dopuszczonych przez nich do współwładzy polskich i innych lewaków?! Bo farmazony o tym, że walczył o demokratyczną i tolerancyjną Polskę może wciskać kretanom, ale nie Polakom.
Każdy naród wydał z siebie wielu zdrajców. Właśnie prasa światowa podała wiadomość, że w samym sercu niezwykle potężnej i wpływowej w Libanie, wspieranej przez Syrię i Iran radykalnej organizacji szyickiej– Hezbollah, której głównym celem istnienia jest walka na śmierć i życie z Izraelem, wykryto i aresztowano siatkę aż 10 izraelskich agentów. Pracował dla Izraela między innymi jeden z czołowych ideologów religijnych grupy, najbliższy krewny kluczowego przywódcy (nie jest jasne, czy chodzi o krewnego samego szefa organizacji Hasana Nasrallaha) oraz wiele innych ważnych figur. Jak napisała kuwejcka gazeta „Al Rai al Aam", kierownictwo organizacji „jest w szoku" z powodu głębokości izraelskiej infiltracji i pozyskania do współpracy aż tylu czołowych jej działaczy („Rzeczpospolita” 21.6.2011).
Z narodu polskiego także wyszło wielu zdrajców, chociaż w zasadzie mówimy tylko o targowiczanach. A czyż zdrajcami nie byli także WSZYSCY członkowie komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (1948-1990), do której w 1980 roku należało 3 092 000 osób?! Przecież partia ta wysługiwała się zaborcy sowieckiemu i działała na szkodę Polski i narodu polskiego!
Szkoda, że zjawiskiem zdrady stanu w życiu narodów nie zajął się naukowo żaden historyk. Zrozumielibyśmy wówczas lepiej m.in. obecne zachowanie się wielu Polaków, a szczególnie wyborców polskich – ludzi, którzy głosują na Platformę Obywatelską i ile słuszności jest w popularnym w dzisiejszej Polsce jednak nieoficjalnym haśle opozycji: “Byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO, teraz jesteś za Platformą". Wszak zdrada rodzi często nową zdradę. Dzieci zdrajców są zazwyczaj sami zdrajcami. Jest na to wiele przykładów. Oto jeden z nich i jakże bardzo wymowny:
W 1817 roku została otwarta we Lwowie Szkoła Realna z niemieckim językiem wykładowym. Jej dyrektor niepolskiego pochodzenia Alojzy Uhle zaproponował zreformowanie szkoły i to, aby część przedmiotów była wykładana w języku polskim, aby przez to szkoła przynosiła “krajowi (polskojęzycznej Galicji) jakiś pożytek”. Projekt reformy poparło Prezydium Stanów Galicyjskich, które zasugerowało prowadzenie od roku szkolnego 1820/21 wszystkich wykładów w języku polskim. Sprzeciw złożył katolicki arcybiskup Lwowa (1813-1833) Andrzej Ankwicz, żądając prowadzenia wszystkich wykładów w języku niemieckim. Tak więc Polak z urodzenia sprzeniewierzył się polskim interesom narodowym. Historyk Politechniki Lwowskiej Zbysław Popławski tak to skomentował: “Należy tu dodać, że arcybiskup, od dziecka wychowany we Wiedniu, był synem Józefa (1750-1794), kasztelana sądeckiego, który na sejmie grodzieńskim występował za uchwaleniem aktu rozbiorowego I za zdradę swego narodu w czasie insurekcji kościuszkowskiej został w Warszawie powieszony. Postępek arcybiskupa był godny targowiczanina, dał bowiem formalne podstawy, aby kamaryla wiedeńska uchyliła projekt Uhlego” (“Dzieje Politechniki Lwowskiej 1844-1945” Wrocław 1992).
Z tej ponad 3 milionowej bandy zdrajców (członków PZPR) jeszcze dużo żyje, a w sile wieku są ich dzieci. Czy Adam Michnik kiedykolwiek potępił czy chociażby odciął się od antypolskiej działalności swoich rodziców i brata? Nie! Podobnie jest z większością dzieci byłych PZPR-owców, ZOMO-wców i ORMO-wców. I przez to, że ciężko jest im potępić zachowanie się ich rodziców, w większości sami wchodzą w to samo g..no, w jakie wdepnęli ich rodzice. Popierają więc chuderlawą postkomunistyczną lewicę – SLD, a przede wszystkim, bo to bardziej bezpiecznie i dla nich opłacalne, Platformę Obywatelską.
Nie ulega wątpliwości, że także michnikowszczyzna żeruje i w ogóle egzystuje głównie w oparciu o byłych PZPR-owców, ZOMO-wców i ORMO-wców i ich sfrustrowanych i wypranych z patriotyzmu w szkole i przez rodziców dzieci oraz właśnie na ludziach, których można śmiało nazwać zdrajcami.
A skąd się wzięła michnikowszczyzna w szerszym tego znaczeniu na emigracji? Bo to, że ona zaistniała wśród Polonii to fakt nie podlegający dyskusji.
W maju br. przebywał w Australii znany polski historyk i publicysta patriotyczny prof. Jerzy Robert Nowak. Polonia australijska nie jest wielka – raptem 150 000 Polaków (ok. 50 tys.) i osób polskiego pochodzenia, a jej dorobek jest raczej skromny. Pomimo tego prof. Nowak, który poznał dobrze skupiska polskie w innych krajach, był zachwycony Polonią australijską. Powiedział mi, że w porównaniu z innym Poloniami wyglądamy nieźle i to pod każdym względem, także w odniesieniu do działalności patriotycznej. Powiedział, że dzisiaj nawet Kongres Polonii Amerykańskiej nie jest tak patriotyczny jak był za prezesa Edwarda Moskały.
Michnikowszczyzna zaistniała także i w Australii, chociaż może w mniejszym stopniu niż gdzie indziej.
Powojenna emigracja (ok. 60 tys. osób), która przybyła do Australii głównie z obozów w Niemczech i z Anglii, była emigracją polityczną – antykomunistyczną i patriotyczną. Natomiast emigracja solidarnościowa (ok. 25 tys.), przybyła tu w latach 80. XX w., była w ok. 75% emigracją zarobkową. Po przyjeździe zajęła się tylko dorabianiem się i interesowała się tylko swoją rodziną oraz stawiała na szybkie wynarodowienie się (dzieciom swoim nadaje imiona anglosaskie). Polskę, Polaków i sprawy polskie miała i ma w nosie. Nawet nie chodzi na polskie nabożeństwa. W związku z tym nie interesuje ją także Platforma Obywatelska i potępianie czy wspieranie michnikowszczyzny. Opisałem te sprawy obszernie w swoich książkach “Polacy w Nowej Zelandii” (Toruń 2006) i “Polonia katolicka w Australii…” (Toruń 2010).
Michnikowszczyzna na emigracji, w tym także w Australii to owoc polskich wad narodowych, które Cypriana Kamila Norwida, XIX-wiecznego emigranta polskiego, zmusiły do wyrażenia opinii, że Polacy jako naród jest wielki, jako społeczeństwo jest zerem. Większość polskich emigrantów nie bierze udziału w polskim życiu narodowym i nawet… religijnym (!). A ci co biorą są ze sobą bardzo skłóceni, bo – zgodnie z utartym powiedzeniem – tam gdzie dwóch Polaków, tam są trzy partie polityczne. Poza tym także na emigracji triumfuje ciemniactwo. Ludzie mało inteligentni łatwo ulegają narzucanej im propagandzie. To stara się wykorzystywać michnikowszczyzna. W Australii m.in. poprzez tendencyjnie prowadzony polskojęzyczny program państwowego radia SBS, który ostatnio zaczął wspomagać ukazujący się w Melbourne “Tygodnik Polski”.
Najwięcej zwolenników ma michnikowszczyzna wśród osób należących do grupy emigracji solidarnościowej, a to dlatego, że w tej grupie znalazły się osoby, które należały do PZPR, ZOMO czy ORMO. Ludzie ci opuścili Polskę ze strachu. Podczas wydarzeń w Polsce w 1981 roku myśleli, że komuna już wtedy upadnie i bojąc się zemsty ludu, nawiali za granicę jako emigranci polityczni! Przypuszczam, że do Australii trafiło ich od 500 do 1000 osób. W 1981 roku dostałem list z Warszawy od swojej byłej koleżanki gimnazjalnej (wciąż go przechowuję), w którym pisała mi, że jeśli z tobą (czyli ze mną) skontaktuje się mój kuzyn…, który od Romka zdobył twój adres, a obecnie mieszka w Sydney, to wyrzuć go za drzwi, bo był on tutaj obrzydliwym komuchem; zwiał z kraju z obawy, że któregoś dnia będzie zlinczowany przez solidarnościowców.
To głównie ci ludzie, w liczbie około kilkuset osób, głosowali w 2005 i 2007 roku w australijskim okręgu wyborczym na Platformę Obywatelską lub SLD czy w 2010 roku na Bronisława Komorowskiego, podczas wyborów prezydenckich. Ciekawe czy i ilu z nich pracuje w radiu SBS (słyszałem od jednego działacza polskiego z Sydney, że jeden z pracowników polskojęzycznego programu radia SBS “wchodził w d… Aleksandrowi Kwaśniewskiemu” jak ten był w Australii) i jest członkami Australijskiego Instytutu Spraw Polskich – Australian Institute of Polish Affairs?
Krótko mówiąc – byli członkowie PZPR, ZOMO i ORMO, czyli zdrajcy są głównymi poplecznikami michnikowszczyzny w Australii.
Trudno coś powiedzieć coś bardziej szczegółowego o obecnym prezesie Australijskiego Instytutu Spraw Polskich – Australian Institute of Polish Affairs Janie Pakulskim. Nie ma jego biogramu ani w Wikipedii polskiej ani australijskiej (angielskojęzycznej). Z bardzo skąpej informacji podanej przez Uniwersytet Tasmański w Hobart (Australia) wiadomo tylko to, że ukończył Uniwersytet Warszawski, że w 1975 roku przyjechał do Australii, doktoryzował się na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze i jest profesorem socjologii na Uniwersytecie Tasmańskim. Nie tylko, że nie wiemy kiedy i gdzie się urodził, ale także dlaczego opuścił Polskę i kiedy. Wygląda na to, że należał on czy jego rodzice (członkowie PZPR?) do bardzo uprzywilejowanej grupy ludzi i prawdopodobnie otrzymał stypendium na studia na Zachodzie. Jeśli to prawda, to tłumaczy to jego dzisiejszą działalność. A jeśli jego rodzice nie należeli do PZPR to wówczas z własnego wyboru jest zwolennikiem michnikowszczyzny. A jeśli będzie twierdził, że jest patriotą polskim (w co bardzo wątpię, bo patriotyzm polski w ocenie Michnika to szowinizm i faszyzm), to jest wówczas patriotą inaczej. – Jest jeszcze jedna możliwość: prof. Pakulski jest pochodzenia żydowskiego i należy do tzw. emigracji marcowej 1968 roku. Jeśli to prawda, to wówczas zrozumiałym jest jego popieranie istnienia i działalności Australijskiego Instytutu Spraw Polskich – Australian Institute of Polish Affairs.
Nic też nie wiemy o nijakim Adamie Warzelu, przybyłym tu z Polski w młodym wieku, który w latach 2005-2009 był prezesem Australijskiego Instytutu Spraw Polskich – Australian Institute of Polish Affairs. Także i on jakoś dziwnie jest nieobecny w Internecie! Czyli nie istnieje. Może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że to zwykły karierowicz. Przypominam: w Australii popłaca się być prożydowski i proizraelski.
Jeśli chodzi o koordynatorkę polskojęzycznego państwowego programu radia SBS Annę Sadurską, osobę związaną z tym radiem od 1994 roku, i której biogramu brak również w Internecie, to w Polsce Ludowej była ona przez ponad 10 lat dziennikarką “made in PRL”, współpracownicą “Gazety Krakowskiej”, która była organem komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (Wikipedia.pl). Chyba 99% dziennikarzy w PRL było członkami PZPR. Kto mi udowodni, że jej PRL-owska przeszłość nie rzutuje na to jak prowadzony jest polskojęzyczny program radia SBS, z czym nie zgadza się była emigracja niepodległościowa i patriotyczna.
W dniach 11-12 czerwca 2011 roku odbył się w Canberze zjazd wyborczy Rady Naczelnej Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej. Jej nowym prezesem został Janusz Rygielski, stały współpracownik “Tygodnika Polskiego”. Rygielski mieszkając w Polsce był członkiem PZPR i jako dziennikarz pisał peany na cześć władz komunistycznych.
Pomyśleć do czego to doszło – były członek PZPR został prezesem naczelnej polskiej organizacji w Australii i reprezentantem zorganizowanej Polonii australijskiej.
Mówi się, że grzesznik może się nawrócić. Dobrze by było gdyby to w odniesieniu do p. Rygielskiego było prawdą. Ale czy naprawdę tak jest?!
Tak czy siak zaraza michnikowska panuje w polsko-australijskiej Granadzie.
Marian Kałuski
Koniec
P-P Gazeta Internetowa powstala, jako antidotum na liczne objawy antypolonizmu, plynace ze srodowisk nieprzychylnych Polsce, jak równiez po to, by odpowiadac na watpliwosci zwiazane z nierzetelnym i klamliwym przekazem. www.kworum.com.pl