Czy można być wg Adama Michnika dobrym patriotą, konserwatystą? Jak się okazuje można, tylko pod pewnymi subtelnymi warunkami…
W poniedziałek gościem Tomasza Lisa w jego autorskim programie publicystycznym był były szef Ligi Polskich Rodzin Roman Giertych. Człowiek, który dawniej został wskazany przez salon jako "wróg ludu", jako ksenofob, homofob, wręcz faszysta. Miał zniszczyć polską edukację będąc ministrem resortu oświaty, był znienawidzony przez polską młodzież, choćby poprzez drastyczne okrzyki "Giertych do wora, wór do jeziora". Był wyśmiewany przez establishment nawet z powodu swojego wyglądu zewnętrznego, niektórzy wołali na niego "Frankenstein". Miał się okazać oszołomem, bo prezentował eurosceptyczne poglądy.
Dziś, choć odszedł z polityki do zawodu adwokata, jest osobą powszechnie szanowaną, cyklicznie komentuje bieżącą politykę na antenach różnych stacji telewizyjnych, także tych, które dawniej stały na pierwszej linii frontu z "faszystowskim ministrem". Dostaje pochwały nie tylko od Adama Michnika, ale także takich kreatur oddalonych o lata świetlne od prawicy, jak… Jerzy Urban(!), który mówił:
"Jak ktoś nie chce wracać do polityki, to siedzi w domu tak, jak ja. Gdy Roman Giertych idzie obok prezydenta, to oznacza, iż już wrócił do polityki. On ma tzw. gębę, bo był już szefem Młodzieży Wszechpolskiej. I chce się tej gęby pozbyć. Bardzo dobrze, bo to zdolny, młody człowiek. Doceniam go za to, że w sposób delikatny, ale jednak odcina się od swojej przeszłości. Czy kiedykolwiek na niego zagłosuję? Jeśli stanie się przywódcą Ruchu Palikota, to chętnie."[1]
Oprócz tego Roman Giertych dostaje wiele spektakularnych i dochodowych spraw adwokackich. Sięgaja one nawet najwyższych sczytów, czyli rodziny premiera, w kontekście afery Amber Gold i obrony Michała Tuska. Gdyby tego było mało, Roman Giertych, wraz z Michałem Kamińskim pojawili się ramię w ramię z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim pod pomnikiem Romana Dmowskiego podczas oficjalnych obchodów Święta Niepodległości 11 listopada. Sytuacja jest o tyle komiczna, że Giertych nie jest urzędnikiem państwowym, zaś Kamiński to tylko podrzędny, szary europoseł. Z jakiej racji, tak poboczni ludzie stali obok głowy państwa? Obu łączy nienawiść do PiS i Jarosława Kaczyńskiego i chyba według takiego, propagandowego klucza dobierano komitet honorowy przy prezydencie podczas składania wieńców pod pomnikiem.
Właśnie, powoli odpowiadamy sobie na pytanie, czym spowodowana jest ewolucja w ocenach salonu wobec tego polityka, człowieka, którego tak znienawidzili a teraz jest ich pupilkiem. Dlaczego, według Michnika każdy patriota jest "be", bo patriotyzm to nacjonalizm a to ksenofobia a to antysemityzm, homofobia, rasizm a to zabijanie a to wojna. Każdy patriota jest "be", tylko nie Giertych?
Otóż wystarczy tak mało… Roman Giertych jak to powiedział Jerzy Urban, musiał się pozbyć "gęby" sprzed lat, jaką było skojarzenie z Młodzieżą Wszechpolską. Zrobił to, choćby poprzez potępienie organizatorów Marszu Niepodległości i wiele, wiele innych wypowiedzi. Pewnym przełomem, można powiedzieć "chrztem bojowym" na lojalność wobec salonu były jego wywiad dla Gazety Wyborczej pt. "Spowiedź Giertycha" oraz poniedziałkowa wizyta u Lisa. Oba akty uważam za, nie będę przebierał w słowach, sprostytuowanie się Romana Giertycha, który pokornie bił się w pierś za jego słowa o "pederastach", chwalenie O. Rydzyka czy krytykę wobec Platformy sprzed lat.
Konkretnie, to audycja Tomasza Lisa była takim prawdziwym rozebraniem się do naga przed reżimem III RP, wszak Gazeta Wyborcza straciła już dawną moc oddziaływania i to nie to samo, co telewizja. Wywiad z Lisem rozśmieszył mnie do łez, ale też głęboko rozczarował, że tak poważny polityk o dość mądrych przekonaniach z jakiegoś powodu musiał zrobić z siebie debila przed milionami Polaków. Także Tomasz Lis zakceptował Giertycha, zdobywał się na nawet na życzliwe uśmiechy wobec rozmówcy, czego nie mogliśmy uświadczyć choćby wobec Jarosława Kaczyńskiego.
To co mówił Roman Giertych to jedynie skopiowanie przy aplauzie klakierskiej, lemingowej publiczności utartych kalek produkowanych przez przemysł pogardy III RP. A były to m.in. słowa o tym, że Kaczyński jest szkodnikiem, że PiS jest niebezpieczny dla Polski i demokracji, że PiS to wariaci, że wykorzystują smoleńską tragedię do celów politycznych, że nie było żadnego zamachu smoleńskiego, że trotyl jest takim samym wariactwem, jak sztuczna mgła i hel, że ksiądz Rydzyk szkodzi Polsce i Kościołowi, bo stworzył media nie katolickie a polityczne. I taki zestaw poglądów daje dziś wstęp do salonu. Szczególnie groteskowo brzmiało to ostatnie oskarżenie, gdyż jeszcze przed chwilą w tym samym programie, inny ksiądz nie robił nic innego, jak politykę, krytykując nieustannie Prawo i Sprawiedliwość. Jak się jednak okazuje ksiądz Sowa "polityczny" nie jest, bo wykazuje się także tym samym zestawem-kluczem do salonu poglądów, jak Giertych. Zresztą, jak kiedyś pisałem o "polityczność" można oskarżyć zawsze, tylko pod warunkiem, że nie swoich. Okazuje się, że promowanie wartości liberalno-lewicowych "polityczne" już nie jest. Przykład? Film o Smoleńsku jest polityczny i każdy myślący aktor nie powinien w nim brać udziału(Daniel Olbrychski), ale film "Pokłosie" polityczny nie jest i każdy aktor chciał w nim zagrać.
Najbardziej komiczny jednak był moment w którym Roman Giertych dostał, być może nieświadomie, niesamowitego ataku szczerości. Powiedział, że Platforma jest "normalna w swoim lenistwie, w swoich błędach w swojej nieudolności". Okazało się, że lenistwo, błędy i nieudolność to cnoty, które tak bardzo się podobają ogłupionej opinii publicznej. Bo alternatywa to "wariaci". Dla salonu każdy bowiem, kto twardo broni polskich interesów, kto choćby nie zamiata pod dywan tragedii smoleńskiej, kto prowadzi walkę z przestępczością i korupcją, od razu jest "nienormalny" i "wariat".
Na koniec Roman Giertych mężnie zameldował, że wróci do polityki, jak będzie taka potrzeba, czyli wtedy, gdy PiS zacznie wyprzedzać PO o 10 punktów procentowych w sondażach. Bardzo bym sobie tego życzył, nie tylko dlatego, że mam już dość Partii Oszustów, ale dlatego, że na scenę polityczną dojdzie jeden, oportunistyczny błazen więcej. Autentycznie, jego rozmowa z Lisem to jeden z lepszych kabaretów, jakie widziałem. Jeżeli "Polska będzie zagrożona", to zobaczymy wielki powrót wybawiciela na białym koniu. Oj będzie się działo.
[1] http://www.300polityka.pl/300krotka/jerzy-urban-przyznaje-ze-ceni-giertycha-i-niesiolowskiego
Źródło grafiki: http://mm.salon24.pl.s3.amazonaws.com/a0/3b/a03b71890f0434df958272dd637eeb5b,2,0.jpg