Kto panu służy wiernie, ten mu za to… pusci bąka.
Akurat w przeddzień złożenia przez Palestyńczyków wniosku o przyjęcie Palestyny jako niepodległego państwa do ONZ, izraelski trener piłkarski wdał się w rozważania przyczyn swojej rezerwy do trenowania zawodników polskich, dając do zrozumienia, ze z osobnikami, co to wysysają antysemitnictwo z mlekiem matki, zas przed laty pozakładali polskie obozy zagłady, z których przez kilka lat oddawali się swoim ulubionym rozrywkom, on nie chce mieć nic wspólnego. Podobnież na takie dictum zaprotestowała pani ambasador Agnieszka Magdziak-Miszewska, ale każdy wie, ze to protest całkowicie formalny i zdawkowy. Podobna sytuacja miała miejsce po aresztowaniu prymasa Stefana Wyszyńskiego. Do premiera Cyrankiewicza udała się delegacja Episkopatu z uroczystym protestem. Po odczytaniu owego uroczystego protestu, to znaczy – po zakończeniu części oficjalnej, rozpoczęła się część artystyczna, podczas której jeden z członków delegacji Episkopatu zwrócił się do premiera Cyrankiewicza już zupełnie prywatnie, by ten załatwił mu opony do samochodu. Rozradowany Cyrankiewicz natychmiast mu to obiecał, mając w tej prośbie potwierdzenie, że ten cały poprzedni patos i solenność to tylko taka poza, żeby było ładniej.
Zatem i pani ambasador na pewno też się udobrucha zwłaszcza kiedy od ministra Sikorskiego dostanie iskrówkę, by wykorzystała sposobność do siedzenia cicho. Ale mniejsza o panią ambasador, która na pewno zapracowana jest po uszy w związku z koniecznoscią wydawania Izraelitom polskich paszportów, dzięki którym – już po pomylsnym dla Izraela zakończeniu zapoczątkowanej w roku bieżącym operacji odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej, będą mogli lege artis tworzyć szlachtę jerozolimską w nadwislańskim Żydolandzie. Ważniejsze jest przecież głosowanie w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nad palestyńskim wnioskiem o przyjęcie do tej organizacji Palestyny, jako niepodległego państwa. Stany Zjednoczone już zapowiedziały, że w razie pomyślnego dla Palestyny wyniku głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym skorzystają z prawa weta i w rezultacie Palestyna będzie mogła być w ONZ tylko obserwatorem, to znaczy – mieć status podobny do rzeczywistego statusu naszego nieszczęsliwego kraju w Unii Europejskiej, gdzie mimo sławnej polskiej prezydencji, nasi Umiłowani Przywódcy nie są nawet wpuszczani do pokoju, w którym starsi i mądrzejsi załatwiają swoje geszefty. Polska oczywiście basuje bezcennemu Izraelowi, co znalazło wyraz w przemówieniu wygłoszonym na forum ONZ przez tubylczego prezydenta Bronisława Komorowskiego, w którym wprawdzie próbował stwarzać wrażenie chwalebnego obiektywizmu, w imię którego Polska rezerwuje sobie tempus deliberandi, ale wiadomo, ze stanowisko naszego nieszczęśliwego kraju jest z góry przesądzone. Gdyby prezydent Komorowski pisnął chociaż słowo inaczej, niż miał nakazane, to „dałaby swiekra ruletkę mu!” Tedy pan prezydent oświadczył, ze jedynie słuszna droga do niepodległości wiedzie przez negocjacje z Izraelem, to znaczy – w oczekiwaniu kiedy Izrael przyzna Palestynie niepodległość.
Ta zalecana przez prezydenta Komorowskiego metoda nie tylko sprzeczna jest z polską tradycją, do której ongis wspólnie odwoływaliśmy się w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w Polsce, a którą wyrażały słowa: „z własnego prawa bierz nadania”, ale przede wszystkim – z naszego hymnu narodowego, w którym przecież spiewamy, że „co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy!” Szablą – a nie „negocjacjami”, niechby nawet z Izraelem, który – mówiąc nawiasem – kilkadziesiąt razy udowodnił, gdzie ma solenne rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, nakazujące mu wycofanie się z terytoriów okupowanych. Jakos żadne z miłujących pokój mocarstw nie odważyło się polozyć kresu tej arogancji, kto wie, czy nie z tych samych powodów, dla których wspomniany członek delegacji Episkopatu poprosił premiera Cyrankiewicza o załatwienie mu opon do samochodu. Nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem („już w podziemiach synagog wszystko złoto leży”) i dopiero na tym tle lepiej rozumiemy uczynioną pół żartem, ale przecież i pół serio uwagę Patryka Buchanana, że „Waszyngton, to jest terytorium okupowane przez Izrael”. Skoro nawet Waszyngton – to cóż dopiero mówić o naszym nieszczęśliwym kraju, którego wielkorządca w osobie prezydenta Bronisława Komorowskiego właśnie składa dowody, że władza, a nawet nie władza, jaka tam znowu „władza”, tylko zwyczajnie – jej pozory – nie tylko demoralizują, ale w dodatku ogłupiają do tego stopnia, że powodują zapomnienie znaczenia słów hymnu własnego państwa. Może jakiś pragmatyk, co to uważa, ze najważniejsze jest by wypić i zakąsić, do hymnu i temu podobnych głupstw nie przywiązuje wagi, ale na dłuższą metę nie ma racji. Państwo, a nawet naród, jeśli chce przetrwać a nie uwstecznić się do poziomu przednarodowego, musi mieć jakąs ideę. Jeśli nie będzie jej miał – nieuchronnie uwsteczni się do postaci „masy”, nad którą zapanują czynniki narodowo obce. Takie idee wyrażają między innymi hymny narodowe, które właśnie dlatego stają się narodowymi hymnami, więc skoro prezydent Komorowski przechodzi nad tym do porządku, to czyż trzeba nam lepszego dowodu naszej społecznej i politycznej degeneracji?
Stanisław Michalkiewicz
Blog przeznaczony do publikacji materialów dziennikarzy obywatelskich przygotowanych na zlecenie Nowego Ekranu lub artykulów i listów nadeslanych do Redakcji