Bez kategorii
Like

Meksyk – „szóstka” z demokracji „dwója” z inteligencji.

02/07/2012
468 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Po 12 latch przerwy meksykanie wybierają na urząd prezydenta kandydata partii, która rządziła krajem przez ponad 70 lat.

0


Wczoraj rano nie mogłam wyjść ze zdumienia przejeżdżając przed kolejnymi lokalami wyborczymi w Puerto Vallarta w Meksyku – kilometrowe kolejki, wróżące przynajmniej pięciogodzinne czekanie, przewijały się raz po raz przed moimi oczami. Dzisiaj ogłoszona, że frekwencja osiągnęła historyczny pułap, bo aż 62% obywateli oddało wczoraj swój głos. Dla porównania, w wyborach prezydenckich w Polsce w 2010 roku frekwencja wyniosła 54.94% i jestem pewna, że gdyby nam kazano stać tyle godzin, byłaby dużo, dużo niższa.

Lokali wyborczych było dużo, niekoniecznie zorganizowanych w szkołach, jak to bywa w zwyczaju u nas; moja teściowa głosowała na przykład pod zaimprowizowanym zadaszeniem przed supermarketem amerykańskiego giganta Walmart. Na mnie szczególne wrażenie wywarł lokal wyborczy zorganizowany w piekarnii; dworzec autobusowy wydał mi się po tym bardzo formalnym miejscem na oddanie głosu. Kolejnym szokiem kulturowym były książeczki z kopią dowodu osobistego każdego wyborcy przypisanego do danego rejonu, w które zaopatrzono każdy lokal. Oprócz tego, w każdym mieście zorganizowano kilka punktów specjalnych, gdzie mogli głosować wszyscy ci, którzy przebywali poza miejscem zameldowania. Meksykanie migrują licznie i często więc dla ułatwnienia nie jest wymagane wcześniejsze zawiadomienie, że będzie się głosować w innym mieście, ale ilość kart do głosowania w takich lokalach jest ograniczona i około południa słychać już było narzekania tych, którzy dotarli za późno.

fot. Luis Dominguez

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Głosy w Meksyku oddaję się podobnie jak w Polsce, zaznaczając wybór na karcie do głosowania, ale przy wcześniejszej rejestracji, obok podpisu, należy złożyć odcisk kciuka niezmywalną przez 24h farbą, co stanowi dodatkowe zabezpieczenie przed ewentualnymi oszustwami. Ponieważ wyborom prezydenckim towarzyszą zawsze wybory na gubernatorów (Meksyk jest państwem federacyjnym złożonym z 31 stanów i i Dystryktu Federalnego) i burmistrzów, prawy kciuk jest brudzony dla prezydenta, a lewy dla władz lokalnych. Na tych, którzy okażą zabrudzony kciuk w wielu miejsach czekaja promocje i gratisy: darmowe lody w McDonaldzie, kawa na stacji benzynowej, czy seans w kinie.

Kolejną ciekawostką jest pełna prohibicja (zwana tutaj "suchym prawem"), obowiązująca od 24godzin przed dniem głosowania, co w praktyce oznacza, że od pólnocy w piątek nie można było zdobyć ani kropli alkoholu w sklepach, restauracja czy klubach. Tak długi zakaz ma na celu znaczne ograniczenie konsumpcji, której jako takiej zabronić nie można, i zwiększenie frekwencji głosujących.

Kadencja wyborcza trwa sześć lat, bez możliwości reelekcji, a wybory odbywają sie podczas jednej tylko tury. Nad całym procesem czuwa tzw. IFE – Instituto Federal Electoral, czyli Federacyjny Instytut Wyborczy, ciało całkowicie niezależne od rządu. W tych wyborach wydano rekordową liczbę koncesji dziennikarskich i zanotowano też rekordową liczbe zagranicznych obserwatorów.

Jak więc napisałam w tytule, za całe wybory należy się "szóstka" z demokracji, zwłaszcza, że ta meksykańska jest niezwykle młoda, ma zaledwie 12 lat, ale wynik wyborów zmusza mnie do postawienia pały z inteligencji, albo z pamięci.

Przypominam, że kandydatów było czterech (zainteresowanych odsyłam do mojego wcześniejszego artykułu "Debata prezydencka w Meksyku, czyli polityka, piłka nożna i dekolt") – neoliberalny Enrique Peña Nieto kandydat PRI, lewicowy Manuel López Obrador (tak zwany AMLO) z PRD, prawicowa Josefina Vásquez Mota z PANu, koleżanka partyjna obecnego prezydenta Felipe Calderona Hinojosa i niezależny Gabriel Quadri. Jak pisalam ponad miesiąc temu, PRI to partia, która nieprzerwanie rządziła krajem w okresie od 1929 do 2000 roku, gdy to po raz pierwszy wybrano kandydata PANu Vincente Foxa, a 6 lat później Felipe Calderona. Rząd Calderona płaci dzisiaj za grzechy komunikacyjne, gdyż ich główną winą jest fatalne tłumaczenie działań i decyzji na język zwykłego obywatela, który w telewizji (kontrolowanej przez PRI, jak to ostatnio opisywał The Guardian) oglądał tylko kolejne ofiary narkotykowej wojny. Przeciętny obywatel nie wie, że Meksyk wyprzedził ostatnio Brazylię we wzroście ekonomicznym, ustanawiając się znowu na czele krajów Ameryki Łacińskiej, a w piątek giełda meksykańska osiągnęła swój historyczny szczyt. Kraj ten nigdy też nie miał tak ogromnej rezerwy walutowej, co oznacza, że w wypadku kryzysu gospodarczego, ma zapewniony spokojny byt przez dłuższy czas. Niestety 38.55% procent obywateli uznało, że kiedyś było lepiej, zapominając o dekadach korupcji, prześladowań i zacofania i zagłosowało na Enrique Peña Nieto z PRI. To trochę jakby u nas przywrócić PZPR i wybrać na prezydentta kandydata tej partii. Na drugim miejscy uplasował się AMLO i jedyna kobieta, Josefina była trzecia. Dla rządzącego PANu to ogromna porażka, jak niektórzy mówią nie tyle wyborcza co kulturowa.

Zapewne, gdyby system wyborczy w Meksyku przewidywał reelekcję,  PAN wciąż byłby przy władzy. Josefina Vasquez Mota, nie przekonała wielu PANistów. Dzisiaj rano, słychać było głosy z zarządu partii, że będą musieli z większą ostrożnością wybierać kandydatów. Prawdopodobnie też, gdyby wybory były dwuturowe, zwolennicy PANu zagłosowaliby na AMLO. Niestety, 1go grudnia w prezydenckiej rezydencji Los Pinos zainstaluje się Peña Nieto, a teraz kraj czekają miesiące przekazywania władzy. Oby spokojne. Manuel Lopez Obrador nie uznał jeszcze swojej porażki, oczekując na dokładne sprawdzenie wszystkich głosów. Na jego reakcję, wszyscy czekają z niepokojem, pamiętając dwutygodniowe blokady w stolicy sprzed sześciu lat.  Miejmy nadzieję, że rozsądek zwycięży i że zmiany w Meksyku zaszły tak daleko, że niemożliwy jest powrót do przeszłości.

 

0

Olga Put

Wiadomo

3 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758