Bez kategorii
Like

Męczennik czy męczący ???

09/08/2012
477 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

” … nie napadli go znienacka podstępnie go mordując. To właśnie od jego towarzyszy wiadome jest, że Prusowie ostrzegli Vojtěcha na wiecu i że dali mu czas na opuszczenie ich kraju…”

0


 Czy święci byli tacy święci ?

Zamieszczam notatkę z blogu Polskiego  Opolczyka . Jest to całkiem inne spojrzenie na początki katolickiej wersji państwa slowian polskich.

http://opolczykpl.wordpress.com/2012/08/08/katolickie-preparowanie-swietych-i-patronow/#comments

Poniżej notatka :

Większość katolików polskich wie o tzw. “św. Wojciechu” tyle, że jest on domniemanym “męczennikiem”, i że jest katolickim “patronem” Polski.

Więcej wiedzieć nie muszą. Nieuctwo jest – jak stwierdził to papież Grzegorz I (a jakże – zwany “Wielkim”) matką pobożności.

Ten sam papież zalecał nota bene budowanie jahwistycznych kościołów na świętych miejscych pogan.

Jeśli ktokolwiek uwolnił się z zaczadzenia jahwizmem i potrafi czytać między wierszami oficjalnych biografii Vojtěcha-Adalberta, to ujrzy postać tego “świętego” w zgoła innym świetle.

Vojtěch urodził się zaledwie 32 lata po buncie pogańskim w Czechach.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Czeska_rebelia_poga%C5%84ska

Wtedy w ciągu kilku lat (921 – 924) Czesi zniszczyli doszczętnie kościoły i wypędzili kler. Jedynie interwencja władców Bawarii i Saksonii spowodowała powrót jahwizmu do Czech. Kiedy Vojtěch sam już był członkiem hierarchii, starsi ludzie w Czechach nadal pamiętali pogański bunt. Czechy dalekie były od skatoliczenia. Wciąż były pogańskie z katolickim dworem i klerem.

Vojtěch był fanatykiem i nadgorliwcem. Nie mając jeszcze 30 lat został biskupem Pragi. Jego nadgorliwość, stosowanie brutalnych kar, tortur i przymusu fizycznego w “ewangelizacji” własnego kraju spowodowały to, że był on przez rodaków znienawidzony.

Mając 33 lata musiał uciekać z Czech, gdyż groziło mu rozszarpanie przez tłum.

Po trzech latach spędzonych na wygnaniu zmuszony został groźbą klątwy swojego bezpośredniego przełożonego, arcybiskupa mogunckiego Willigisa, do powrotu na Czechy.

Niestety Vojtěch będąc tępogłowym fanatykiem, nie poszedł po rozum do głowy. Nadal był fanatykiem, nadal stosował siłowe “nawracanie”. Tym razem wytrzymał w Czechach niespełna trzy lata. Był tak znienawidzony, że katolicki książę Czech Bolesław II najechał rodowe ziemie rodu Vojtěcha i wymordował  jego braci wraz z ich rodzinami. Uratowali się tylko ci bracia, którzy byli w tym czasie za granicą. Także Vojtěch, który pół roku wcześniej zwiał do Rzymu, przeżył tę masakrę.

Nastąpiła sytuacja patowa. Praga była bez biskupa. Arcybiskup Moguncji ponownie zagroził klątwą Vojtěchowi, jeśli ten nie wrócił do Pragi. Vojtěch wiedział jednak, że to oznaczałoby jego śmierć. Sprzeciwił się nawet papieżowi, który nakazał mu do Pragi powrócić. Zamiast iść na pewną śmierć Vojtěch schował się na dworze cesarza. Otto III był jego “patronem” i nie chciał niepotrzebnie stracić uległego sobie biskupa, który urzędując wcześniej w Pradze był wyraźnie procesarski, umacniający wpływy Ottona w Czechach.

Na linii Praga – Watykan przez rok trwała dyplomatyczna “bitwa”. Książę Czech odmawiał zgody na powrót Vojtěcha do Pragi mimo nacisków w tym kierunku ze strony Watykanu. Ostatecznie Bolesław II postawił na swoim. Watykan wycofał się z nacisków bojąc się zapewne kolejnego buntu pogan w Czechach.

Czekając na rozwiązanie sporu pomiędzy Pragą a Watykanem Vojtěch zagościł na dworze Chrobrego. Natychmiast przystąpił do “chrystianizacji” Polan metodami, jakie stosował wcześniej w Czechach. Wystarczył rok, aby został on i w Polsce znienawidzony.

Chrobry sam był dosyć gorliwym jahwistą. Ale to za sprawą i za podpuszczeniem Vojtěcha zaczęto w państwie Chrobrego  łamiącym post poddanym niższych stanów wybijać zęby. Złapanych ponownie na tym samym zabijano. Nienawiścią do Vojtěcha pałali nie tylko pogańscy poddani Chrobrego, a ci stanowili nadal ogromną większość mieszkańców ówczesnej Polski. Nienawidzili go nawet mniej od niego nadgorliwi “koledzy po fachu”. Sami odczuwali narastający opór Polaków przed nową, obcą wiarą, zafundowaną im przez ojca Bolesława – Mieszka. Metody “chrystianizacji” stosowane przez Vojtěcha wywoływały narastającą wrogość “nawracanych”.  Wyczuł to zapewne i sam Chrobry, dlatego przezornie wysłał Vojtěcha na “misję ewangelizacyjną” do Prus.

Już sam fakt, że Chrobry dał Vojtěchowi 30 wojów eskorty pokazuje, jak bardzo ten fanatyk był znienawidzony. Bez eskorty nie dojechałby żywcem do Gdańska.

W Gdańsku zasłynął Vojtěch tym, że przymusowo, pod mieczami eskorty “nawrócił” pewną liczbę pogan. Na domiar złego wyciął tam święty dąb.

Jego zła sława dotarła do Prusów, zanim ten jahwistyczny dzikus dotarł na ich ziemie.

Eskortę daną mu przez Chrobrego pozostawił Vojtěch na granicy Prus. Wejście na ziemie Prusów z obcymi wojami byłoby najazdem.

Relacje dwóch nadal towarzyszących mu “nawracaczy” są mało wiarygodne. Ale do pewnego stopnia i z nich można się dowiedzieć np. tego, że Prusowie nie witali Vojtěcha jak oczekiwanego gościa. Choć znani byli z tego, że ratowali życie obcym – np. rozbitkom i ludziom atakowanym przez piratów.

Pierwsza próba “nawracania” Prusów zakończyła się tym, że Vojtěcha zdzielono wiosłem po plecach. Innym razem obrzucano jego i towarzyszących mu “misjonarzy” kamieniami. Prusowie wielokrotnie nakazywali Vojtěchowi opuszczenie ich ziem.

Nie ma pewności czy faktem historycznym było spotkanie Vojtěcha z wiecem Prusów opisane ok. roku 1000 w Vita sancti Adalberti Ioannesa Canapariusa.

Według owej kroniki Vojtěch przekonywał Prusów 17 kwietnia 997 roku do jego jahwistycznego zabobonu i guseł tymi słowami:

“Z pochodzenia jestem Słowianinem. Nazywam się Adalbert, z powołania zakonnik; niegdyś wyświęcony na biskupa, teraz z obowiązku jestem waszym apostołem. Przyczyną naszej [tu] podróży jest wasze zbawienie, abyście – porzuciwszy głuche i nieme bałwany – uznali Stwórcę naszego, który jest jedynym Bogiem i poza którym nie ma innego boga; abyście, wierząc w imię Jego, mieli życie i zasłużyli na zażywanie w nagrodę niebiańskich rozkoszy w wiecznych przybytkach.”

Prusowie w owym czasie zbyt wiele już wiedzieli o barbarzyńskich metodach jahwistów, a Vojtěcha w szczególności, aby dać się jego namolnemu “chrystianizowaniu” oszukać. Zdecydowanie i bezkompromisowo odpowiedzieli mu tak:

Nas i cały ten kraj na którego krańcach my mieszkamy, obowiązuje wspólne prawo i jeden sposób życia; wy zaś, którzy rządzicie się innym i nieznanym prawem, jeśli tej nocy nie pójdziecie, jutro zostaniecie ścięci”

Vojtěch wiedział więc, że jest intruzem, ale że ma szansę na uratowanie głowy, jeśli postąpi zgodnie z wolą Prusów.

Tyle że ten uparty jahwista – jak podejrzewam – szukał śmierci. Do Czech czy do Polski nie miał po co wracać – bo wszędzie go znienawidzono. Cesarzowi na dworze cesarskim potrzebny też nie był – cesarz cenił go tylko wtedy, gdy w Czechach lub w Polsce realizował Vojtěch cesarskie interesy.

Najmniej wiemy o szczegółach samej śmierci Vojtěcha. Wiadome jest, że nastąpiła ona 6 dni później, 23 kwietnia w świętym gaju Prusów. A to oznacza, że Vojtěch świadomie odrzucił postawione mu ultimatum. Wiadome jest też, że Vojtěch święte miejsce pogan zbezcześcił – co najmniej odprawił tam jawistyczne gusła. Pamiętając jednak o Gdańsku, gdzie zrąbał on święty dąb, można domyśleć się, że to samo Vojtěch uczynił w zbezczeszczonej świątyni Prusów. Jest wielce prawdopodobne, że zniszczył wszystko, co było do zniszczenia i na koniec wbił w ziemię rzymską szubienicę. To była zwyczajowa wówczas praktyka fanatycznych jahwistów.

Jest b. prawdopodobne, że Vojtěcha i jego dwójkę towarzyszy zaskoczyli Prusowie przy niszczeniu ich świątości. Prawdopodobnie Vojtěch podniósł rękę (być może z siekierą, którą akurat rąbał kolejne świąte drzewo) na żercę.

Wtedy trafiły go oszczepy Prusów.

Najistotniejsze jest to, że jego towarzyszy nie zabito. Najprawdopodobniej byli mądrzejsi i mniej fanatyczni od Vojtěcha i osobiście nie dewastowali pogańskiej świątyni. Dlatego Prusowie pozwolili im odjechać. Choć mogli i ich ukatrupić, zakopać w ziemi, albo wrzucić ich zwłoki do jeziora. I wtedy nikt nigdy by się nie dowiedział, kiedy i jak zginął fanatyczny dzikus spod znaku rzymskiej szubienicy.

To właśnie od jego towarzyszy wiadome jest, że Prusowie ostrzegli Vojtěcha na wiecu i że dali mu czas na opuszczenie ich kraju. Czyli, że nie napadli go znienacka podstępnie go mordując. 

I taką kreaturę – fanatyka-żydłaka, znienawidzonego przez czeskich rodaków, znienawidzonego przez Polaków (za wyjątkiem Chrobrego) –  uczyniono “patronem” Polski.

Dla katolaków (katoliko-polaków) jest on wciąż “męczennikiem”. I “chlubą narodu”…

No i  “Europejczykiem”. I to “prawdziwym”.

http://www.swwojciech-zabrze.pl/nasz_patron

Katolicki kosmopolityzm ma się nadal dobrze.

Zainteresowani mogą sobie o owym “świętym patronie Polski” poczytać także tutaj:

http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Aw._Wojciech

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3102

Jako ciekawostkę podam jeszcze to, że – już po przywiezieniu do Polski jego wykupionych przez Chrobrego zwłok – jedno ramię świętego odrąbano i pokrojono jak baleron na dwie części – aby “relikwiami” jego uszczęśliwić Rzym i Akwizgran.

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=7333

http://www.historycy.org/historia/index.php/t5440.html

Koniec notatki .

Prawda , że inne , niż znamy ze szkoly i kazań  spojrzenie na patrona Polski ?

 

0

 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758