33-letnia Ewa i jej dwie niepełnosprawne córki są ofiarami przemocy w rodzinie. Mąż dostał już wyrok, ale od kiedy się z nim rozstała, jest bezdomna. Potrzebuje pomocy. Czy ma szansę na mieszkanie od miasta?
Pani Ewa od 11 lat jest mężatką. Ma dwie niepełnosprawne córki: 4-letnią Emilkę oraz 11-letnią Annę. Emilka ma zespół Cornelii de Lange. To zespół wad wrodzonych o podłożu genetycznym, z którym wiążą się m.in.: opóźniony wzrost, wada serca i niepełnosprawność intelektualna. Starsza z dziewczynek cierpi na niezwykle rzadki zespół Polanda – brakuje jej żeber, nie ma mięśnia piersiowego, jej serce jest po prawej stronie, pracuje tylko jej prawe płuco.
Poważne problemy w tej rodzinie pojawiły się w 2007 r. – Mąż jest alkoholikiem, leczy się też psychiatrycznie – mówi pani Ewa. Od czterech lat w tym związku było już bardzo źle. – Uciekłam z córkami w listopadzie ubiegłego roku, trafiłyśmy do ośrodka dla ofiar przemocy domowej. Prawdopodobnie to uratowało nam życie. Mąż znosił do domu niebezpieczne przedmioty, odgrażał się, że nauczy się rzucać nożami – opowiada pani Ewa.
Do szkoły przyszedł z piłą!
Od września do grudnia 2011 w mieszkaniu jej męża było 21 interwencji policji. – Gdy się wyprowadzałyśmy, było ich 11, a później policję wzywali sąsiedzi. Mąż sprowadzał do domu bezdomnych, kobiety – opowiada pani Ewa.
Ojciec był niebezpieczny dla córek i żony, ale bywało, że przychodził z niebezpiecznymi przedmiotami do szkoły starszej z dziewczynek. Jednego razu przyszedł z piłą. To dlatego, kiedy sprawa trafiła do sądu, został oskarżony nie tylko o znęcanie się nad rodziną, ale także nad urzędnikiem państwowym, którym jest dyrektor szkoły. Wyrok zapadł w lipcu.
– Mąż miał postawionych sześć zarzutów, za pięć został skazany. Dostał rok i cztery miesiące więzienia. Jest pozbawiony praw rodzicielskich, ma zakaz zbliżania się do dzieci – mówi pani Ewa. Do sądu wniosła o rozwód z orzeczeniem o winie męża. Sprawa jest w toku.
Od lutego z koleżanką z ośrodka, która także ma dwoje dzieci, pani Ewa wynajmuje 49-metrowe mieszkanie. – Musiałam wyprowadzić się z ośrodka, bo minął mi termin. Mogłam pojechać do Nowej Sarzyny, do kolejnej tego typu placówki. Nie mogłam sobie jednak na to pozwolić ze względu na szkołę starszej córki, rehabilitację, zabiegi, lekarzy. Jak byśmy stamtąd dojeżdżały? – mówi pani Ewa.
Mieszkanie dostał w spadku, nie mam do niego prawa
Problemem są jednak wysokie koszty utrzymania wynajmowanego mieszkania. Jej stałe miesięczne opłaty wynoszą 1,3 tys. zł. Nie pracuje, bo musi zajmować się niepełnosprawną Emilką. Na jej dochody składają się zasiłki rodzinne, rehabilitacyjne, pielęgnacyjne i alimenty – w sumie 1,9 tys. zł. – Za resztę muszę kupić ubrania, buty, jedzenie. Problem pojawia się, gdy muszę kupić dodatkowe leki albo zapłacić za dentystę dla którejś z córek – mówi.
Pani Ewa potrzebuje mieszkania, w którym nie musiałaby ponosić tak wysokich opłat. Do starego wrócić nie może, ponieważ jest to mieszkanie męża. – Dostał je w spadku po rodzicach. Nie mam do niego żadnych praw. W dodatku jest zadłużone, więc i mnie komornik będzie ścigał za jego długi. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że on po licytacji mieszkania, bo do tego dojdzie, dostanie lokal zastępczy i pieniądze z licytacji. A co z nami? – martwi się pani Ewa i dodaje: – Nie stać mnie na wynajmowanie przez całe życie. Młodsza córka jest upośledzona, ma padaczkę, potrzebuje spokoju i intymności w walce z chorobą. Starsza też dorasta i jej choroba jest uwarunkowana deformacją. Dziecko cierpi psychicznie, że musi przebierać się w pokoju, w którym jest inna dziewczynka, do tego obca. W połowie lipca pani Ewa po raz pierwszy poszła do urzędu, by dowiedzieć się o swoje szanse na przyznanie mieszkania. 1 sierpnia złożyła kompletny wniosek.
Na mieszkanie w Rzeszowie czeka się pięć lat
W Rzeszowie na liście oczekujących jest 480 osób, w tym 100 bezdomnych. Średni czas oczekiwania to pięć lat. – Oprócz tego jest 60 dzieci z domów dziecka i rodzin zastępczych, które mają pierwszeństwo. Miasto przyznaje też mieszkania osobom, które mieszkały w prywatnych kamienicach i dostały wypowiedzenie. Od 2005 r. rozpatrzyliśmy 140 takich wniosków – słyszymy w rzeszowskim ratuszu.
Sytuacja wydaje się więc beznadziejna, ale jeśli chodzi o przypadek pani Ewy jest szansa na szczególne potraktowanie jej wniosku. – Dawno nie mieliśmy wniosku z dołączonym wyrokiem za znęcanie się nad rodziną – przyznaje Katarzyna Pawlak z biura prasowego urzędu miasta.
4 września zbierze się komisja mieszkaniowa. – To społeczny zespół, w którym nie ma pracowników urzędu, który opiniuje wnioski i sprawdza sprawy kontrowersyjne – wyjaśnia Katarzyna Pawlak.
To komisja musi zaopiniować wniosek pani Ewy, potem trafi ona na listę oczekujących. – Ze względu na szczególną sytuację ma szansę na szybsze załatwienie sprawy – twierdzi Katarzyna Pawlak. Przeszkodą jest jednak to, że w dalszym ciągu formalnie jest w związku małżeńskim.
– Gdyby teraz otrzymała mieszkanie, prawo do niego miałby także jej mąż. Dlatego musimy z tym poczekać na zakończenie sprawy rozwodowej – tłumaczy Katarzyna Pawlak.
Spokojny dom na święta.
Ze względu na dochody pani Ewa ma szansę na mieszkanie socjalne o niewielkiej powierzchni – 5 m kw. na osobę. W takim mieszkaniu opłata za metr wynosi 60 gr, do tego dochodzą opłaty za media. – Niestety, nie możemy przyznać lokalu na czas oczekiwania na mieszkanie. Po prostu takich lokali nie mamy – mówi Katarzyna Pawlak.
Pierwsza rozprawa rozwodowa odbyła się w lipcu, kolejna zaplanowana jest na październik.
– Marzę o tym, aby na święta moje dzieci miały spokojny dom, bo poprzednie Boże Narodzenie spędziłyśmy bez choinki, wigilii, opłatka. Byłyśmy w takim stanie, że nikt o tym nie myślał – mówi pani Ewa.
ocaliczycie.nowyekran.pl/post/67744,blagam-pomozcie-nam-chce-tylko-spokoju-dla-moich-dzieci
żródło: http://rzeszow.gazeta.pl/ Fot. Patryk Ogorzałek