Odważny duchowny krytykuje pomysły eurolewactwa.
Kościół Katolicki mimo, iż rzadko zabiera głos w sprawach gospodarczych, kojarzony jest zwykle (niestety słusznie) z poparciem tzw. "społecznej gosapodarki rynkowej", czyli mówiąc prościej socjalizmem. Jednak od czasu do czasu można usłyszeć z ust jakiegoś hierarchy kilka słów rozsądku.
Tak też było ostatnio, gdy niemiecki arcybiskup Monachium o swojsko brzmiącym nazwisku Marx, wypowiedział się dla gazety "Focus" na temat pomysłów gospodarczych rządzącej eurolewicy. Otóż kapłan nie bawiąc się w konwenanse przyznał, że "pojęcie podatku od bogatych pachnie walką klas, a podwyższenie podatków dla najbogatszych może okazać się konieczne, ale od czystej redystrybucji ważniejsza jest celowość wydatków oraz walka z zadłużeniem. Jeśli nie obniżamy zadłużenia, by stać się bardziej efektywnym, szkodzi to całemu społeczeństwu ". Hierarcha skrytykował także swiętą krowę socjalizmu, czyli płacę minimalną – "płaca minimalna to kapitulacja społecznej gospodarki rynkowej, w której strony układu zbiorowego ponoszą odpowiedzialność za znalezienie wystarczających wynagrodzeń.Regulacjapłac toproblemdla wolnegospołeczeństwa".
Mimo, iż Marx daleki jest od ideału wolnorynkowca – w pewnym stopniu popiera wysokie podatki – to trzeba przyznać, że jest osobą obdażoną dużą odwagą cywilną. Głoszenie haseł kapitalistycznych i antykeynesowskich w obecnych czasach jest niemal równoznaczne z przypięciem łatki co najmniej "oszołoma"…
Byle tylko politycy zrozumieli, że to wolny rynek jest receptą na wszelki kryzys… Pomarzyć zawsze można wolny rynek, to brak państwowych przedsiębiorstw i agencji, a więc i brak miejsc pracy dla polityków i działaczy, którzy wypadli z obiegu…