Jesienią 1944 roku 1 front Ukraiński znajdował się zaledwie 200 km od Auschwitz. Alianci bombardowali zakłady przemysłowe sąsiadujące z obozem macierzystym (Auschwitz I) i jego filiami rozsianymi po całym niemalże Górnym Śląsku. Informacje o masowej zagładzie Żydów docierają do Londynu i Waszyngtonu. Jednak ani Anglicy ani Amerykanie nie mogą lub też nie chcą uwierzyć w to świadectwo i nie podejmują żadnych działań w celu zaprzestania masowej eksterminacji europejskich Żydów. Na „Judenrampe” w Birkenau ciągle przyjeżdżały transporty.
Ponieważ front znajdował się niebezpiecznie blisko zaczęto stopniowo wywozić zdolnych do pracy więźniów w głąb Rzeszy ( od sierpnia 44 roku do początków stycznia 45 roku wywieziono ok. 65 tysięcy więźniów).
30 września 1944 roku Himler wydał rozkaz o wstrzymaniu eksterminacji i przekształceniu Auschwitz w obóz pracy. Jednak Richard Baer ówczesny komendant obozu nie wykonał rozkazu. Transporty przychodziły w dalszym ciągu i nadal wysyłano ludzi do komór gazowych. Ostatni raz użyto komór gazowych w dniu 2 listopada 1944 roku. Rozkaz wykonano dopiero 3 listopada po interwencji szefa Głównego Urzędu Gospodarki i Administracji SS (SS-WVHA) Osfalda Pohla. Ostatni transport do Auschwitz przybył właśnie 3 listopada. Byli to więźniowie żydowscy ze Słowacji, których prosto z rampy skierowano do obozu bez przeprowadzania selekcji. Około 15 listopada nadszedł rozkaz o likwidacji obozu i ewakuacji więźniów zdatnych do pracy w głąb Rzeszy. Koniec akcji likwidacyjno-ewakuacyjnej wyznaczono na styczeń 1945 roku.
W ramach likwidacji obozu rozebrano częściowo krematoria I i II, a wszystkie „urządzenia techniczne” czyli krematoria zostały wywiezione. Następnie pozostałe pomieszczenia wysadzono. Krematorium V działało do końca i zostało wysadzone 26 stycznia 1945 roku.
Na przygotowanie ewakuacji Baer miał dwa miesiące. Nie zrobił jednak nic. Według wytycznych Pohla powinien był podać liczbę więźniów zdolnych do pracy, złożyć zapotrzebowanie na transport i aprowizację dla więźniów oraz wywieźć lub zniszczyć wszystko co mogło być wykorzystane przeciwko władzom Rzeszy. Tymczasem, jak w swojej autobiografii pisał Rudolf Höss
„Gdy od Schmausera nadszedł rozkaz ewakuacji, Baer wsiadł w porę w najlepszy i największy samochód i pojechał do Gross-Rosen, aby tam przygotować przyjęcie!”
Więźniów i więźniarki z obozów Auschwitz II (Birkenau) i Auschwitz III (Monowitz) zgromadzono w obozie macierzystym Auschwitz I. W nocy z 17 na 18 stycznia ok. godziny 1.00 odbył się ostatni apel generalny. Stan obozu wynosił 67 012 więźniów i więźniarek. Ok. godziny 3.00 został wydany rozkaz wymarszu. Przez główna bramę obozu wyprowadzono ponad 56 tysięcy więźniów Auschwitz, Auschwitz – Birkenau i Auschwitz – Monowitz. W obozie pozostali starcy, chorzy i ok. 500 dzieci w sumie 9000 więźniów.
Kolumna więźniów z Auschwitz miała do pokonania 63 kilometry. Szli do Wodzisławia Śląskiego skąd koleją mieli być przewiezieni do Gros-Rosen, Ravensbrück i Mauthausen- Gusen.
Był to pochód żywych trupów. Kolumny odzianych w łachmany ludzi, wychudzonych, słaniających się na nogach, popędzanych przez bezwzględnych wachmanów. Marsz był bardzo trudny. Trzeba było brnąć przez zaspy, w temperaturze poniżej -15°C, spać pod gołym niebem. Większość więźniów miała na nogach obozowe trepy, stopy zaś owinięte łachmanami. Przed wymarszem nie dostali nic do okrycia. Maszerowali więc w cienkich obozowych pasiakach. Kto nie nadążał za kolumną był zabijany. Droga którą przeszła kolumna usiana była trupami. Jadwiga Apostoł- Staniszewska wspominała:
„(…)Wiedziałam, że jestem głodna, ale wmawiałam sobie, że jeszcze nie tak bardzo. Czułam, że nie mogę poruszać nogami, ale wmawiałam sobie, że parę kroków jeszcze przejdę. Nie myślałam o słabych stronach”.
Ze wspomnień Józefa Mikusza:
„Myśmy sądzili, że Niemcy podprowadzą nas na jakieś 5-10 km i załadują do wagonów. Ale tak się nie stało. Na drugi dzień ewakuacji więźniowie zaczęli słabnąć, więc staraliśmy się im pomóc. Brało się ich do środka, bo maszerowaliśmy piątkami. Prowadziliśmy ich, ale to było bardzo trudne, słaniali się na nogach.”
Ze wspomnień Miklósza Nyiszli:
„ Przemaszerowaliśmy w ciągu nocy piętnaście kilometrów. Idziemy po wydeptanej ośnieżonej szosie. Na drodze leżą rozsiane talerze, pogubione koce, drewniane buty. Przed nami kroczył tędy kobiecy transport z kacetu. Poznajemy to po porzuconych rzeczach. (…) w odstępach co czterdzieści-pięćdziesiąt kilometrów leżą w rowie zwłoki kobiet z zakrwawionymi twarzami.”
Rudolf Höss, odkomenderowany do pomocy przy ewakuacji Auschwitz, dotarł do tylko do Raciborza. Dalej, na wschód od Odry byli już Rosjanie. O marszu więźniów pisał:
„Drogi tego męczeńskiego pochodu były łatwe do prześledzenia, co kilkaset metrów leżał wyczerpany lub zastrzelony więzień.(…) pierwszej nocy na drodze w pobliżu Głubczyc napotykałem stale krwawiące zwłoki zastrzelonych więźniów, a więc musieli być niedawno zastrzeleni. Gdy wysiadłem z samochodu przy jednym z zabitych, usłyszałem w pobliżu strzały s pistoletu. Pobiegłem w tym kierunku i ujrzałem jak jeden z żołnierzy postawił swój motocykl i zastrzelił opartego o drzewo więźnia. Wrzasnąłem na niego, dlaczego to zrobił i co go obchodzą więźniowie. Zaśmiał mi się bezczelnie w twarz i zapytał jakim prawem zwracam mu uwagę. Wyciągnąłem pistolet i zastrzeliłem go na miejscu”.¹
Na każdym postoju padało na okrągło jedno pytanie: „ Wer ist aus Sonderkommando?” (kto jest z Sonderkommando?) Pozostali w obozie SS-mani nie zdążyli zlikwidować więźniów z Sonderkommanda. Wmieszanie się w tłum więźniów było dla nich jedynym ratunkiem. Było to możliwe ponieważ cała niemiecka obsługa krematoriów i komór gazowych została ewakuowana z Auschwitz jeszcze w połowie grudnia i nikt nie był w stanie ich zidentyfikować. Każdy kto się przyznał był natychmiast rozstrzeliwany. Podczas marszu tuż przed Wodzisławiem Śląskim uciekł Henryk Mandelbaum więzień z Sonderkommando:
„ Przygotowałem sobie ubranie, a na wierzch ubrałem pasiak. I w marszu najpierw zdjąłem kurtkę. A myśmy dalej szli. Potem powoli zdjąłem spodnie. Jeden krok, potem drugi i spodnie zostały. A myśmy dalej szli. I był taki zakręt i ja zrobiłem kilka kroków, bo z boku (przy drodze- przyp. aut.) stali ludzie i stanąłem między nimi, a oni poszli.”
Do Wodzisławia Śląskiego więźniowie docierali stopniowo między 19 a 23 stycznia. Dalszy ciąg ich drogi miał odbywać się koleją. Ładowano ich do otwartych wagonów tak zwanych węglarek.
Ze wspomnień Miklósza Nyiszli:
„Pięć dni trwał ten marsz, aż wreszcie dotarliśmy do stacji kolejowej w Wodzisławiu. O głodzie i bez wody, nocując pod gołym niebem, przewędrowaliśmy kilkadziesiąt kilometrów. Do stacji nasz transport stopniał do dwóch tysięcy. Około sześciuset mężczyzn zastrzelono po drodze. Wszyscy oddychamy z ulgą, kiedy na peronach dostrzegamy przygotowany dla nas pociąg, złożony z odkrytych wagonów. Szybko zostajemy załadowani na węglarki. Czekamy jedną noc i transport rusza. Nie liczyłem, ilu moich nieszczęsnych towarzyszy zamarzło na śmierć podczas pięciodniowej jazdy. Ale, gdy dojechaliśmy wreszcie do obozu w Mauthausen, było nas już tylko tysiąc pięćset. Wśród tych pięciuset, którzy nie dotarli, byli jednak zapewne i tacy, którzy wykorzystali dogodną sytuację i uciekli.”
Podczas marszu śmierci zginęło nie mniej niż 9 000 więźniów.
¹ Rudolf Höss nie troszczył się o ludzi. Więźniowie byli dla niego tylko siłą roboczą i według jego logiki nie wolno było dopuścić do marnotrawstwa.
Ewelina Ślipek
źródła:
http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/763836,Marsz-smierci-kolumna-polszkieletow-w-pasiakach
www.auschwitz.org
Miklósz Nyiszli: „Byłem asystentem doktora Mengele”, Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz – Birkenau Oświęcim 2000.
Rudolf Höss: „ Autobiografia komendanta obozu oświęcimskiego”, Wydawnictwo Prawnicze. Wa-wa 1989.
„ Byłem w Sonderkommando” reż. Andrzej Gajewski, 1991.
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.
3 komentarz