Jeść lubi każdy. A jeśli nawet nie lubi, to musi. Większość z nas, członków społeczności świata Zachodu, ma to szczęście, że je dużo i w dodatku może niemalże dowolnie przebierać, co chce zjeść i w jaki sposób to przyrządzić. Zupełnie nic skomplikowanego, ani szczególnego. Jednak, jeśli spojrzymy na tą kwestię nieco głębiej, to jesteśmy w stanie sobie wyobrazić cały proces produkcji, następnie poprzez transport, magazynowanie towarów, ponowny transport do sieci sprzedaży, aż trafią one do sklepów, a potem do domów i tym samym do konsumpcji na stole, czy w innym miejscu. O co właściwie chodzi?
O to, jak dużo tracimy przez cały ten proces masowej produkcji i masowego pośrednictwa sprzedaży. I nie chodzi tu wcale tylko o same pieniądze, ale także wartość wyrażoną jedynie w zmarnowanym produkcie. I tak, przykładowo ubijając bydło czy trzodę, już w pierwszej fazie możemy zastanowić się nad ilością zmarnowanego towaru. Dalej w fazie dzielenia, gotowania, czy pakowania, kolejne miliony czy setki milionów mięsa, które ląduje w śmietniku, bądź na podłodze, a następnie to samo w magazynach czy podczas transportu. Potem jeszcze terminy ważności lub uszkodzenia w sklepach i trzeba pozbyć się kolejnych części. Na sam koniec, to samo w domach, z jeszcze liczniejszych powodów. W skrajnym przypadku, Iksińskiemu nie podoba się, jak żona ugotowała, to rzuca talerzem w ścianę, nie zważając na swoje marnotrawstwo. W efekcie okazuje się, że na 100 krów lub 100 świń, marnujemy nawet 10% lub zdecydowanie więcej. I nie chodzi tutaj jedynie o mięso, ale całą gamę innych produktów żywnościowych i spożywczych. Ale nie tylko. To samo, dzieje się obecnie z zarządzaniem środkami publicznymi, inwestycjami samorządu czy państwa, procesami wyborczymi czy szeroko rozumianą informacją… Żyjemy w coraz bardziej umasowionym społeczeństwie, dla którego szykowane są kiepskiej jakości produkty polityczne czy decyzje, zapadające w coraz bardziej dezinformującej formie i odnoszące tragiczne rezultaty. Nie jesteśmy państwem, które dysponuje kapitałem obywatelskim, który jak chociażby w Wielkiej Brytanii, jest zdolny do podjęcia instytucjonalnych i jednostkowych, funkcji kontrolnych wobec systemu, co jest szczytną i zasadną funkcją demokracji. I tutaj leży kluczowe pytanie, czy polskie społeczeństwo jest w stanie się kontrolować? To akurat widzimy w obecnych czasach bardzo dobrze. Po ponad 25 latach, tzw. transformacji, jak wciąż wynaturzona jest demokracja i jak wynaturzeni są jej przedstawiciele. Ale czy stać nas także na to, aby w imię demokracji, zgodzić się na dalsze marnotrawstwo kapitału politycznego, ekonomicznego i społecznego? Ile procent marnotrawimy w tym wypadku? Obawiam się, że znacznie więcej niż jesteśmy w stanie przełknąć czy zaakceptować. Dlatego, w nowym państwie, nie może zabraknąć pracy, także dla starej elity. Mięso przecież nie może się zmarnować.