Jak marihuana wypala mózg i otwiera na wpływy demoniczne rujnując życie wielu osobom jest faktem dosyć dobrze znanym. Jednak w dalszym ciągu naganiacze szatana tak jak tutaj na NE niejaki Shoovar44.
Przeczytajmy co pisze na temat Marihuany osoba ze świecznika tak zwanego "New Age":
Od razu dodam że marihuana to bardzo wielkie niebezpieczeństwo, środek niszczycielski.
Potężny sojusznik pomaga mi odnaleźć "moc"
W tym czasie znalazłem innego potężnego sojusznika na mojej drodze poszukiwania prawdy – marihuana – i to otworzyło przede mną zupełnie nowy świat. Marihuana wpływa na różne osoby w różny sposób. Dla mnie pomagała "rozwinąć" umysł na wiele mistycznych rodzajów "wyższej świadomości". [1]
Pewnego wieczoru, czułem, że miałem spotkanie z tym co uważałem za "Boga". Powoli wdychając marihuanę, nagle pokój wokół zniknął. Znalazłem się pływając w kosmosie poza poczuciem czasu. Granice mojego ciała i poczucie tożsamości w cudowny sposób rozszerzały się i stałem się "światłem" a "światło" stało się mną. Czując jak bez wysiłku rozszerzam się przez nieskończoność, wierzyłem, że poznałem 'boga’ i byłem jednością ze wszechświatem. To było to, co wschodnie filozofie religijne nazywają – czysta jedność i oświecenie.
Kiedy działanie marihuany zacząło mijać obawiałem się konieczności powrotu do maleńkiej Ziemi. W dzień potem, moja wewnętrzna udręka i ból powróciły, ale teraz czułem, że znalazłem prawdziwą drogę do ostatecznej prawdy. Miałem nadzieję.
Moje doświadczenia z halucynogennymi "oszałamiaczami" są w rzeczywistości bardzo typowe dla większości ich użytkowników. W psychodelicznych drzwiach miga uwodzicielski neon – "Brama do Nirvany: Trwałe Oświecenie" – był (i nadal jest) głównym punktem wejścia w przestrzeń rzeczywistości "New Age", drogą dla milionów poszukujących prawdy pielgrzymów. Z czego nie zdawałem sobie wtedy sprawy to, to że te środki otwierały "dziury" w mojej głowie, które pozwoliły demonicznym zaklinaczom na dalsze usidlanie i pranie mojego mózgu poprzez olśniewające psychodeliczne oszustwa.
Kilka lat później, myślałem że moje doświadczenie z LSD powinno było przestrzec mnie przed oszustwem, że miałem pojęcie.
Krótko po tym szybowałem w samo apogeum do szczytu, przytłaczająco potężny demon-duch wziął mnie w posiadanie. Nie panowałem już nad sobą i ta demoniczna siła przejęła stery nade mną. Podczas gdy część mnie bezradnie przyglądała się temu co się ze mną dzieje, demon-czarownik rzucił kilka potężnych czarów i dał mi wizje ohydnej ciemności. Po kilku godzinach okropnych wewnętrznych tortur tej podróży (tzw. "bad trip"), demon "wysadził moje obwody" i zostawili mnie leżącego jak szmacianą lalkę. Nie mogłem mówić przez całe dwa dni, a psychologiczne konsekwencje tego zdarzenia trwały sześć miesięcy, zanim minęły.
Z perspektywy czasu, widzę, że to makabryczne doświadczenie powinno być znakiem żeby nie iść dalej ścieżkę New Age. Jednak podjąłem decyzję, która była tylko częściowo rację – od tego momentu, obiecałem sobie nigdy więcej nie wziąć jakiegokolwiek halucynogennego środka, w tym marihuany. Moim celem było teraz osiągnięcie osobistego uzdrowienia i duchowego oświecenia tylko przez "naturalne" metody. Tak więc, moja pielgrzymka New Age trwała, porzuciłem psychedeliczne drzwi podczas gdy setki innych drzwi czekały otworem na eksperymenty.