Marian Miszalski „Wisielcza demokracja”
25/08/2011
404 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
*Musi bliżej wyborów, łgarstwo gęsto krąży
*Raporty świadczą za zamachem
*Tuskowe przewodnictwo całuje klamkę
*Ostatni kapitał hazardzisty?…
(„Najwyższy Czas”, 23 sierpnia 2011)
-Taż która to godzina, a? – zapytał wieczorem pewien lwowiak, przed wojną.- Musi już dziewiąta, kur… gęsto chodzi – usłyszał w odpowiedzi.
Łgarstwa chodzą ostatnio gęsto, nawet trup znów zaczyna się słać jak za najlepszych czasów „transformacji ustrojowej” i „budowy demokratycznego państwa prawa”. Musi już bliżej wyborów. Toteż podśpiewuję sobie:
„Sekuła, Papała, brak lustracji, nie ma to jak w demokracji, Michnik, Rywin, coraz lepiej, a na końcu Andrzej Lepper?”. Ba – czy rzeczywiście to już koniec? Czy na pewno ciąg dalszy nie nastąpi?…
Tymczasem długo oczekiwany raport „komisji Millera” uzupełnił raport tow. Anodiny: obydwa potwierdzają tezę o zamachu, zaplanowanym nad Wisłą, a wykonanym pod Smoleńskiem. Nie, nie, nie mylę się, treść obydwu raportów jest mi znana… Przypominają one matematyczny tzw. dowód nie wprost. Polega on z grubsza na tym, że zamiast udowodniać, że 2 razy dwa jest cztery udowodnia się, że nie może to być trzy ani pięć, etc. Przez zawarte w raportach kłamstwa, przemilczenia, pominięcia, ominięcia, zaniechania – wyłania się niemal stuprocentowy dowód nie wprost na najbardziej pewną hipotezę: starannie dokonanego zamachu.
Żeby nie rozwodzić się długo – raport komisji Millera nie wyjaśnił: na czym polegała współpraca Tomasza Turowskiego, delegowanego do obsługi wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu z odpowiedzialnym za przygotowanie tej wizyty w Polsce p.Arabskim z kancelarii premiera Tuska; raport nie wyjaśnił, dlaczego rosyjscy kontrolerzy do ostatnich sekund podawali pilotom zabójczą informację „jesteście na kursie i ścieżce” – gdy doskonale wiedzieli, że teren przed pasem startowym to niecka, obniżona względem poziomu pasa startowego o ponad 100 metrów; raport nie wyjaśnił: co stało się z magnetowidowym zapisem pracy radaru rosyjskich kontrolerów, ani w jakim celu przebywał wśród niech pułkownik z Tweru, ani też kto wydawał mu przez telefon dyrektywy, i jakie; raport nie wyjaśnił, dlaczego strona rosyjska odmówiła stronie polskiej dokonania oblotu lotniska w Smoleńsku pod kątem sprawdzenia urządzeń radiolokacyjnych; komisja Millera – obrażając naszą inteligencję – każe nam wierzyć, że piloci mając przed oczami dwa położone tuż obok siebie tarcze wysokościomierzy, ciśnieniowy i radiowysokościomierz, widzieli tylko ten drugi…; w raporcie jest zagadkowa, brzemienna w konsekwencje sprzeczność: raz stwierdza, że odejście w automacie nie jest możliwe bez systemu ILS, w przypisie jednak stwierdza, że jest to możliwe… W przededniu upublicznienia raportu (jego dłuuugie „tłumaczenie” to osobny wątek) media ujawniły, że „przycisk odchodzenia w automacie nie był reaktywowany”. Kto go nie reaktywował, dlaczego?…Wreszcie raport nie odpowiada na pytanie, dlaczego 7 kwietnia (spotkanie Tuska z Putinem) system ILS był zamontowany na smoleńskim lotnisku, a na 10 kwietnia go zdjęto? Czy p. Turowski uzgodnił to ze stroną rosyjską?… Strona rosyjska z p.Arabskim?…
Obydwa raporty tworzą więc jedną dłuuugą rolkę papieru toaletowego.
Nic też dziwnego, że mimo „przewodnictwa Unii Europejskiej” ani Tusk, ani jego minister finansów nie zostali dopuszczeni do finansowej euro-siuchty na kryzysowym szczycie krajów „strefy euro”: co tam wtajemniczać w prawdziwe plany takie polityczne barachło, które i tak zawsze zrobi to, co mu każą?
Nawet wymądrzający się dotąd dęty entuzjasta UE, Saryusz –Wolski zaczyna jakby rakiem, ostrożnie, ale do tyłu, ale nazad: „Część tej Unii, do której dołączyliśmy, właśnie wyczepia 17 wagonów pierwszej klasy, konstruuje nową lokomotywę. My musimy przyśpieszyć” – powiada w pewnym wywiadzie. No a Trachtat Lesboński, proszę pana, a Trachtat? Jakże „przyśpieszać” pod tym Trachtatem, panie mądry?… Czy po to kazali go podpisać, żebyśmy teraz sobie „przyśpieszali”?…
Nic też dziwnego, że Andrzej Lepper, „buhaj” polityki „okresu transformacji” i „budowania demokracji” powiesił się. Ze zgryzoty? Gdy partie finansowane są teraz z budżetu – jego nowa „Samoobrona” cienko przędła. Sypiał w swoim partyjnym biurze: nie miał nawet forsy na wynajęcie mieszkania? A tu jeszcze jeden z jego przyjaciół powiada w telewizji, że był „podsłuchiwany i inwigilowany”! Jezus Maria – i przez kogo to?…
Czy obok Barbary Blidy – Andrzej Lepper zostanie teraz nowym kandydatem na santo subito? Bo to już jakieś znicze, świeczki pojawiają się przed miejscem zgonu, a Kalisz wychwala Leppera pod niebiosa; Lepper plus Blida ma być „alternatywą” dla kultu ś.p. Lecha Kaczyńskiego?…
Jednak Lepper miał jeszcze pewien kapitał polityczny, który mógł zamienić na powrót do polityki. Ostatni kapitał polityczny – jak ostatnie pieniądze hazardzisty: wiedzę o tym, kto i w czyim imieniu uprzedzał go o zastawionej pułapce w ministerstwie rolnictwa, kiedy to Janusz Kaczmarek poszedł na ostatnie piętro do hotelu „Mariott”, gdzie rezydował p.Krauze, a nazajutrz poseł Woszczerowicz odwiedził ministra Leppera, zanim bezpieka zdążyła z akcją „in flagranti”… Kto stał za p.Krauze? Oto kapitał polityczny! Tą wiedzą mógł Lepper grać va banque, i to albo z prawą, albo z lewą stroną: prawej mógł oferować swą wiedzę na ten temat, zaś lewej – milczenie w tym temacie… Dla prawej strony byłaby to oferta bardzo kusząca, ale lewa strona mogła sobie pomyśleć, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby tak zdeterminowany, niebezpieczny hazardzista polityczny jednak powiesił się.
Wszystko wskazuje, że Lepper swym spotkaniem z „prawnikami prezesa Kaczyńskiego” i red.Sakowiczem chciał dać do zrozumienia jakiejś koterii b.WSI, że jest bardzo zdeterminowany i przynaglić ją do przyjęcia „oferty milczenia” w zamian za polityczny come back. Wysoko zagrał! – ale jak na b.wicepremira zawisnął dość nisko: na wysokości worka bokserskiego.
Co tu dużo mówić: lewej stronie służą rozmaici wisielcy, nie od dzisiaj. Ostatnio, przypomnijmy „powiesił się” asystent Leppera, p. Wiesław Podgórski, a wcześniej ważny członek kancelarii premiera Tuska, p.Michniewicz.
Z czegoś jednak trzeba czerpać optymizm, et voila: pod względem spektakularnych „samobójstw” nasza młoda demokracja prześcignęła już dawno tak starą demokrację, jak francuska, gdzie za Mitterranda, owszem, „zastrzelił się” wysokiej rangi bezpieczniak, i to samym Pałacu Prezydenckim, „zastrzelił się” także b.premier, Pierre Beregovoy, a jakże – no ale w demokracji liczy się przecież ilość, nie jakość! Ten nasz imponujący dorobek wisielczej demokracji stanowczo jest zbyt mało znany w Parlamencie Europejskim i innych instytucjach Unii Europejskiej, chociaż nasz „Karol”, pardon, Jerzy Buzek, przewodniczy tam, a przewodniczy… Żeby ino i on, chłopina, nie… zaprzewodniczył się na amen.
Marian Miszalski
http://marianmiszalski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=272&Itemid=1