Marian Miszalski: Niepokojące objawy
06/04/2011
407 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Michnik przeciwko prof.Zybertowiczowi, wcześniej „GW” przeciw red.Wildsteinowi, później spółka „Agora” przeciw J.M. Rymkiewiczowi, na dniach – stacja TVN przeciw red.Michalkiewiczowi…
Czy nadchodzi czas kneblowania wolności słowa przy pomocy „niezawisłych sądów”?… Wolno się tego obawiać zwłaszcza po ostatecznym wyroku „niezawisłego sądu” w sprawie Wałęsa – Wyszkowski, nakazującym Wyszkowskiemu przeprosić Wałęsę gdyż „nie dowiódł, iż Lech Wałęsa był TW Bolkiem”. Historia tego procesu (toczy się od 2005 roku) jest bardzo ciekawa: dwa razy „niezawiśli sędziowie” uznali, że przeprosiny należą się Wałęsie, potem oddalili w całości pozew Wałęsy, wreszcie znów uznali winę Wyszkowskiego… Być może Wyszkowski tego nie dowiódł w sposób przekonywujący dla „niezawisłego sądu” – czy jednak „niezawisły sąd” uczynił wszystko, żeby spenetrować prawdę?…Czy aby na pewno uwzględnił wszystkie fakty i okoliczności, mające znaczenie dla ustalenia stanu faktycznego?
Sam na własne uszy słyszałem, jak Wałęsa mówił w telewizji, że wykupił od SB materiały na swój temat… Słyszały to miliony telewidzów… Czy „niezawisły sąd” zainteresował się chociażby, jakie to były materiały, dlaczego powód wykupił je, i czy handel b. bezpieczniackimi materiałami był legalny?… Czy „niezawisły sąd” uwzględnił fakt, że za prezydentury Wałęsy zniknęły w okolicznościach całkowicie jednoznacznych dokumenty TW „Bolka”?… Czy w ramach swobodnej oceny dowodów, przysługującej sądowi, dokonał aby naprawdę oceny „swobodnej”, czy raczej wymuszonej „obecną sytuacją polityczną, więc koniunkturalną „sprawiedliwością etapu” ?…
Wybitny historyk współczesności, Sławomir Cenckiewicz, komentując ów werdykt „niezawisłego sadu” powiedział: „W mojej opinii dokumenty u relacje, która zostały ujawnione już po procesie lustracyjnym Lecha Wałęsy, byłyby dzisiaj wystarczające, by sąd uznał Wałęsę za kłamcę lustracyjnego”.
Rzecz jasna – Wałęsa nikomu nie zaszkodził, a nawet nie chciał szkodzić… Nie przypominam sobie zresztą żadnego kłamcę lustracyjnego, który po ujawnieniu mówiłby inaczej. Jednak „niezawisły sądy” nie miał orzekać w sprawie winy – zaszkodził czy nie zaszkodził – ale w sprawie faktu: był „TW”, czy nie był.
Nic też dziwnego, że werdykt przyjęty został przez publiczność okrzykami „Skandal!’ i „Hańba!”.
Niestety, coraz więcej werdyktów „niezawisłych sądów” przyjmowanych jest podobnymi okrzykami oburzonych świadków.
Jeśli linia orzecznictwa, podporządkowana polityce, „koniunkturalnej sprawiedliwości etapu”, będzie się utrwalać – mimo ratyfikowanego Traktatu Lizbońskiego zbliżać się będziemy bardziej do PRL-owskiej „sprawiedliwości ludowej” („Obetniemy rękę podniesioną na władzę ludową”… – jak grzmiał kiedyś premier Cyrankiewicz), niż do standardów sprawiedliwości w rozumieniu cywilizacji łacińskiej.
Tymczasem dość podobne, niepokojące sygnały kumulują się i w sferze kultury. Coraz więcej książek krąży już w sferze, którą nazwałbym „drugim obiegiem –bis”. To znaczy: nie dostrzegają ich wielkonakładowe media, dotknięte nie tyle kurzą, co polityczną ślepota (zaślepieniem?), jeśli wręcz nie rozkazami oficerów prowadzących nie zlustrowanych dziennikarzy. No ale ci z mediów prywatnych nie muszą się przecież obowiązkowo lustrować… Podobnie coraz więcej filmów staje się znów „półkownikami”.
Upolityczniona sprawiedliwość i cicha, pełzająca cenzura – czy to nie są objawy „neutralnego światopoglądowo państwa”, które odwracając się od wartości chrześcijańskiej cywilizacji obsuwa się w kolejną totalniacką koleinę wedle „racji silniejszego”, co to zawsze „lepszą bywa” lub „mądrości obecnego etapu”, w kolejnej odsłonie „strojki socjalizma”? Powiedzmy –eurosocjalizmu?…
Marian Miszalski