Marian Miszalski: “Bezpieka wojskowa – znowu górą?”
07/01/2013
606 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
Po objęciu prezydentury przez hrabiego Bronisława Bul-Komorowskiego bezpieka wojskowa doznała wdzięcznego wzmocnienia.
Dymisja szefa ABW, przyjęta przez premiera Tuska w sposób zdyscyplinowany i bez ociągania się (nawet bez zasięgnięcia opinii sejmowej komisji ds.służb specjalnych) wzbudziła zrozumiałe zainteresowanie opinii publicznej. W państwie, w którym zamordowano b.premiera Jaroszewicza, b.ministra Dębskiego, b.komendanta głównego policji gen.Papałę, a wszystkie służby jawne i tajne na kupę okazały się bezsilne w wykryciu sprawców – obywatele mają prawo mniemać, że albo te służby są g… warte, albo maczały paluszki w tych tajemniczych zabójstwach. A gdy rozbierzemy sobie jeszcze z uwagą takie fakty, jak „samobójstwa bez udziału osób trzecich” szefa kancelarii premiera Tuska, Grzegorza Michniewicza, b.wicepremiera Ireneusza Sekuły (co to aż trzy razy strzelał do siebie „dla pewności”), b.wicepremiera Andrzeja Leppera i b. dowódcy „Gromu”, gen.Sławomira Petelickiego – dojść możemy do wniosku, że im kto wyżej w Polsce zaszedł i więcej wie, tym większe ma skłonności samobójcze… Jakiż destrukcyjny przykład dla ambitnej młodzieży!…Jak tu nie podzielić opinii oberżysty Palivca z „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, który mawiał: „Wszystko, to panie, gówno warte”. Jak wszystko, to wszystko, razem ze służbami. A kto by jeszcze miał wątpliwości – „samobójstwa” koronnych świadków w pilnie strzeżonych celach więziennych muszą je rozwiać do reszty. Weźmy przykład słynnego Jeremiesza Barańskiego, ksywa „Baranina”, który powiesił się w pilnie strzeżonej celi austriackiego więzienia po zabójstwie ministra Dębskiego, które rzekomo zlecił. Podobno gdyby przeżył „jego zeznania „mogłyby wysadzić w powietrze” cały spodstolny establishment! Minister Dębski odchodząc z Komitetu ds.Młodzieży i Turystyki – którym wcześniej zawiadywał Aleksander Kwaśniewski – skarżył się, że odchodzi dlatego, iż kazano mu szukać „kwitów” na Kwaśniewskiego z tamtego okresu, kiedy to Komitet ów pompował publiczne pieniądze do prywatnych kieszeni rozmaitych spółek. Jeśli Dębski znalazł takie kwity i zachował je dla siebie, jako polisę ubezpieczeniową na ciężkie czasy – to niewykluczone, że „Baranina”, przyjaciel Dębskiego, o ile nie wspólnik, sprzedał Dębskiego wraz z jego kwitami tym, którzy kwitów tych obawiali się najbardziej. Ba! Zachęcony dymisją p.Bondaryka pozwalam sobie nawet spekulować tak bezczelnie, że nawet powątpiewam, czy „Baranina” naprawdę powiesił się w celi austriackiego więzienia, czy aby nie dożywa spokojnej starości gdzieś w ciepłych krajach…Bo dlaczego to „służby austriackie” (mówimy „austriackie” – myślimy niemieckie?) miałyby mordować tak cenne źródło informacji o naszym spodstolnym „establishmencie”? Historia służb specjalnych zna takie przypadki „życia po życiu”. Na przykład słynny bezpieczniak Józef Światło (Fleischfarb lub Lichtstein, „różnie różni plotą, chadzają wieści pomiędzy prostotą, lecz któż z nich prawdę odgadnie” ), który w 1954 roku uciekł na Zachód i „opowiedział wszystko” Wolnej Europie. Chociaż jego wyznania nie mogły „wysadzić w powietrze” ówczesnego PRL-owskiego układu władzy, a mimo to starannie go chroniono, tak starannie, że pod koniec lat 60-ych prasa światowa informowała o jego śmierci w „wypadku samochodowym”, w latach siedemdziesiątych – o jego „samobójczej śmierci w pokoju hotelowym w Berlinie Zachodnim”, w latach 80-ych – o jego „zgonie na zawał serca w Ameryce”, a dopiero w roku 1994 Światło zmarł w Ameryce naprawdę. Kto tam wie, gdzie i z kim żyje dzisiaj „Baranina”… Może z „Inką” na Hawajach?…
Ale dość tych inspirujących intelektualnie wspomnień, revenons a nos moutons, czyli „wróćmy do naszych baranów”.
W związku z dymisją Krzysztofa Bondaryka poszło już w obieg kilka plotkarskich wersji: że planował utworzenie z ABW czegoś na kształt FBI (ale ABW swymi kompetencjami już przypomina FBI…), że nie zgadzał się z projektowanym ograniczeniem kompetencji AWB, że „od dawna był w konflikcie z premierem Tuskiem” na tym właśnie tle, wreszcie – że ABW wpadło na trop afery większej niż Amber Gold z aferą hazardową włącznie, w która zamieszani są politycy PO… Wszystko to być może, ale nie wyklucza innej przyczyny.
W miarę „budownictwa socjalizmu zaostrza się walka klasowa”, co zauważył już tow.Stalin, a czymże jest obecny „kryzys”, jeśli nie skutkiem budownictwa eurosocjalizmu w UE i clintonowsko-obamowskiego socjalizmu w Ameryce? Jako że nie ma już „klas”, a jednak walka się zaostrza – wypada zapytać, czy na polskim odcinku strojki eurosocu ta zaostrzająca się „walka klasowa” nie przybiera postaci walki bezpieki wojskowej (WSI rozwiązano formalnie dopiero w 2006 roku…) z bezpieką cywilną, osłabioną rozmaitymi „weryfikacjami”? Pod koniec lat 80-ych bezpieka wojskowa stała się jedynym hegemonem polskiej sceny politycznej i najtłuściej obłowiła się na kiszczkowsko-balcerowiczowskiej „transformacji”, Między obydwiema bezpiekami rozpoczęły się walki podjazdowe, słane gęsto trupem, aż wreszcie ustaliła się pewna równowaga, ale chwiejna. Po objęciu prezydentury przez hrabiego Bronisława Bul-Komorowskiego bezpieka wojskowa doznała wdzięcznego wzmocnienia. Prezydent hrabia („co psy obrabia”?) zaraz obiecał wojsku 10 miliardów złotych na „własną tarczę”: wiele z tego szmalu zasili bezpiekę wojskową, to, oczywiście, słodka tajemnica państwowa, ale nawet skromne, zwyczajowe 15 procent od 10 miliardów to kąsek nie do pogardzenia w warunkach kryzysu. Mało tego, bo w dziwnie tajemniczych okolicznościach LOT (przedsiębiorstwo tradycyjnie obsadzane kadrowo „z klucza” bezpieki wojskowej) – który zamiast wykazać zapowiadane wcześniej 200 milionowe zyski wykazał ostatecznie ponad 400 milionowe straty… – w iście ekspresowym tempie dostał dofinansowanie z budżetu państwa i, co jeszcze dziwniejsze, Unia Europejska jeszcze szybciej zaakceptowała tę pomoc państwa dla LOT! Wcześniej stoczniom i hutom takiego prezentu poskąpiono… Można w końcu zadać sobie i takie pytanie: czy ludzie b.WSI nie pomagali aby wyprowadzać forsę z Amber Gold za granicę? Któż jak nie oni, po doświadczeniach FOZZ, „spółek polonijnych”, zakładaniu banków w Luksemburgu i gdzie indziej – mają większe doświadczenie w takich transferach?…Krótko mówiąc, kluczem do dymisji p.Bondaryka wydaje mi się pytanie: czy bezpieka wojskowa (po przejściowych, traumatycznych „przejściach” związanych z likwidacją WSI) umocniona teraz prezydenturą hrabiego Bula-Komorowskiego, nie odzyskała kontroli nad bezpieką cywilną, czego jej szef.p.Bondaryk, znieść nie mógł, i słusznie: czemu miałby świecić oczami za służbę, która de facto kontroluje kto inny? I, szczerze powiedziawszy, diabli wiedzą w c z y i m i n t e r e s i e, gdy tak krok po kroku tracimy suwerenność?
Moje wyjaśnienie dymisji p.Bondaryka może wydawać się „spiskowe”, ale co ja poradzę, że spiski składają się na politykę? Nadto fakt, że w tzw. mediach czyli mainstreamowych mediach takiej hipotezy nikt nie wysuwa – przekonuje mnie, że nie jest gorsza od innych…
Swoistej wymowy nabierają dwie informacje, wyłowione z dość wątłego strumyczka wiadomości, docierających do opinii publicznej w okresie świąteczno-noworocznym.
Pierwsza to taka, że 16 największych banków światowych, umoczonych do spółki z rządami w proceder inflacyjnej produkcji wirtualnego pieniądza, zarobiło na czysto ponad 70 miliardów dolarów, już po odliczeniu kar, jakie zapłacić musiały za osobne pranie brudnych pieniędzy. Wiadomo, że kreowanie inflacyjnego pieniądza jest formą oszustwa, zuchwałego fałszerstwa pieniędzy – zarabia ten, kto pierwszy zgarnia sfałszowany pieniądz (banki i administracja państwowa), traci ten, komu wtrynią go na końcu (wszyscy pozostali, w kolejności „dziobania”).
Druga z informacji miała charakter tubylczy, lokalny: niejaki Zdzisław N. Z Krakowa, domorosły i utalentowany fałszerz pieniędzy schwytany został przez policję za sfałszowanie 82 banknotów stuzłotowych. Grozi mu bodaj 8 lat więzienia.
Czy zbitka tych dwóch informacji to nie jest aby jakaś prefiguracja naszej najbliższej przyszłości, z tą lufą przyłożoną do pleców? Tak mnie to zajęło, że nie miałem już ochoty analizować zmian na stanowisku sekretarza stanu w Ameryce, gdzie Hilarię Clinton zastąpił bezbarwny p.Kerry, charyzmą podobny do premiera Buzka.Zdążyłem tylko pomyśleć, że na to zastępstwo lepiej nadawałaby się jednak Monika Lewinsky: ma przecież praktykę i doświadczenie w zastępowaniu Hilarii Clinton w Białym Domu. Odkładam też na później analizę decyzji faszystowskich demokratów niemieckich, którzy uchwalili ustawę nakazującą podatnikom niemieckim finansować w postaci podatku telewizyjno-radiowego propagandę rządową. Jeśli nie zakwestionuje tej ustawy niemiecki Trybunał Konstytucyjny (co podobno wątpliwe) – tylko patrzeć, jak propaganda ta przypomni sobie swe najlepsze czasy…
Mimo wszystko – wszelkiej pomyślności w Nowym Roku, a dla naszego utalentowanego rodaka p.Zdzisława N. z Krakowa – w szczególności! Niestety, rok ten nosi w sobie feralną „trzynastkę”, a i z całą pewnością bliżsi jesteśmy końca świata niż w roku 2012. Podstawy do optymizmu są tedy naprawdę kruche.