Marcin Wolski: Afera, której nie było
20/07/2011
439 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Odwrotna strona ekranu (6)
Poza niezmordowanym rysownikiem"Rzeczpospolitej" Andrzejem Krauze , nikt jakoś nie odnotował dziewiątej rocznicy przyjścia Lwa Rywina do Adama Michnika. Po aferze, która wstrząsnęła podstawami III Rzeczypospolitej nie ma praktyczne śladu – znany producent filmowy dawno już nie jest garownikiem, a była minister Aleksandra Jakubowska, autorka najkrótszego utworu w dziejach, sprowadzającego się do dwóch słów "lub czasopism"- została właśnie skazana za gmeranie przy ustawie medialnej na osiem miesięcy, wszelako z zawieszeniem. Poza tym nic się nie stało.
Polsat pozostaje nadal własnością Zygmunta Solorza, Michnik jako naczelny "Gazety Wyborczej" ciągle orzeka (często przy pomocy sądu) kto ma w Polsce racje a kto nie. "Czwarta Rzeczpospolita"(w budowie) przetrwała ledwie 2 lata, a marzenia o niej roztrzaskały się ostatecznie opodal pasa startowego w Smoleńsku, zaś dawne ambitne plany reformy, odnowy moralnej, uczciwego i przyjaznego państwa budzą jedynie śmiech pusty i zgrzytanie zębów.
Komisja śledcza też wydaje się rozdziałem zamkniętym – jej bohaterom poszło różnie – Zbigniew Ziobro u boku urodziwej Patrycji przebywa na luksusowej euro-emigracji w Brukseli. Jan Maria Rokita (niedoszły "premier z Krakowa") kuruje się w słodkiej Italii, przewodniczący Tomasz Nałęcz z dociekliwego śledczego przekształcił się w dobrotliwego pluszaka pana prezydenta, Anita Błochowiak po raz kolejny obiecuje wycofać się z polityki, (mogłaby na przykład założyć wytwórnię czerwonych skarpetek dla twardego rdzenia lewicowego elektoratu – który tworzą pederaści i lesbijki), a o Rencie Beger słuch zaginął. W każdym razie nikt z posłem Adamem Lipińskim włącznie, nie składa już jej niemoralnych propozycji.
Sam pomysł sejmowych komisji śledczych też okazał się drogą do nikąd. Każda następna miała coraz mniej racji i znaczenia. Zwłaszcza kiedy owe powoływane zgodnie z sejmową arytmetyką ciała przestały być elementem kontroli aktualnej władzy, a stały się jeszcze jednym środkiem szykan wobec opozycji. A już od momentu ich "sekułaryzacji" (od nazwiska Mirosława Sekuły, najbardziej dyspozycyjnego z dyspozycyjnych) ich funkcjonowanie straciło jakikolwiek sens. KOmisje stały się (PO – misjami)!
I to jest niewątpliwa nauka. Nikt już przy zdrowych zmysłach nie spotyka się w celu korupcyjnym w redakcji, już prędzej na cmentarzu, osobiście uważam, że najbezpieczniejszy jest basen ze słoną wodą. Wiadomo też ,że w wypadku pojawienia się jakiejś afery, należy iść w zaparte, zdymisjonować tego kto ją wykrył, śmieci zamieść pod dywan, kumplom pogrozić palcom, a mediom powiedzieć – "jaka afera, nie ma żadnej afery". I to działa!
Po dziewięciu latach można sobie zadać pytanie po co właściwie jedliśmy tę żabę, skoro nawet jedyny wymierny efekt – odsuniecie do władzy SLD staje się problematyczny? Wskutek zajadłej wojny polsko – polskiej, prowadzonej przez Tuska i Kaczyńskiego cudowna dzieci Leszka Millera i Józefa Oleksego przetrwały.
Czarzasty i Kwiatkowski kręcą swoje lody w mediach,a przy odrobienie większej zręczności (może przy innym szefie) postkomuniści znowu mogą znaleźć się w pierwszej lidze.
Jedyna pociecha to, że polskie interesy w świecie reprezentują prawdziwi demokraci, liberałowie, patrioci. choć po prawdzie jaka byłaby różnica, gdy by dziś prezydentem był Cimoszewicz, premierem nadal Leszek Miller (albo Jakubowska) a Buzkiem – Longin Pastusiak?
Odpowiedzi proszę uprzejmie zachować dla siebie!