Nie tak dawno czytałem recenzję „Małej matury 1947” w „Najwyższym Czasie!”, dziś zaś miałem okazję obejrzeć ten film w kinie. I choć pierwsze kilkanaście minut sprowokowało mnie do rzucenia hasła „Sala samobójców 1947”
… (co pochwałą nie było) i choć odczucia miałem podobne do recenzenta "NCz!" to tak sobie myślę… To nie jest zły film.
Film pokazuje maturzystów (część rodowitych Krakusów, główny bohater – ze Lwowa) z dość konserwatywnej szkoły, w której komunistą jest tylko chemik, którego gra Tomasz Dedek (sam przecież z nieciekawym epizodem), którzy jeszcze nie zdają sobie do końca sprawy, jak nieciekawy okres i dla nich, i dla Polski się na ich oczach rozpoczyna. Główny bohater zostaje aresztowany po wiecu Mikołajczyka, potem kolega ze szkoły zostaje aresztowany, wreszcie – tuż przed maturą do chłopców dociera wiadomość, że został skazany na karę śmierci. Po drodze widzimy jeszcze Żydówkę, która roi sobie, że kuzynka bohatera to jej zaginione w czasie wojny dziecko (Żydówkę gra Adrianna "Tuliłam go w dłoni" Biedrzyńska), Polacy niby tam coś przy okazji mówią o macy i porywaniu dzieci, ale na szczęście nie idzie to w stronę modnych ostatnio samooskarżeń. Mamy też ubeka, który okazuje się być przedwojennym żydowskim krawcem, ukrywającym swą tożsamość. I choć niby na swój sposób w życiu bohaterów zapisuje się pozytywnie niczym Lenin w życiu staruszki, to jednak, zauważmy – mamy jednak Żyda jako funkcjonariusza aparatu represji, tak więc tu przynajmniej nie oglądano się na tabu.
Film jakiś taki mało prawdziwy – nie pokazuje w ogóle bolączek życia po wojnie, a i komunistycznej przemocy czy w ogóle – komunizmu w nim nie za wiele. Ale gdy już jest, brutalny jest jakoś obok, nie dla głównych bohaterów. Zło jest raczej zasugerowane, jak wątek z szantażem wobec ojca bohatera – ubek wyraźnie sugeruje, że warunkiem kariery uczniowskiej syna jest akces ojca do PPR. I z tego zarzut robił dziennikarz "NCz!". I faktycznie dla widzów znających tamte realia może być to kłopot. Z drugiej strony. – mamy w filmie patriotyzm czy religijność, wymieszaną ze szczeniackimi wygłupami i typowymi dla wieku innymi zainteresowaniami (na trzeciomajowym apelu chłopców bardziej interesują koleżanki z siostrzanego gimnazjum, niż patriotyczny przez uroczystości), jednak jest to naturalne, a nie ośmieszające, jak w większości polskich komedii współczesnych. Film więc w dużym stopniu jest po prostu o chłopakach z gimnazjum, a wielkie rzeczy dzieją się gdzieś obok, czasem rzutując na ich życie. Nam niekoniecznie musi się to podobać, ale gdy w dorosłość wchodzi pokolenie, które o tym wszystkim nie ma już pojęcia, nie wiem, czy to nie jest wbrew pozorom całkiem dobry sposób, by zetknęli się z tematem. Może kogoś z nich film zainspiruje do dalszego szukania?
%26hl=en%26fs=1%26rel=0″ pluginspage=”http://www.macromedia.com/go/getflashplayer” type=”application/x-shockwave-flash” />