Tym razem kilka słów powyborczego komentarza napisał naczelny SięMyśli… Nikt nie musi mnie pytać – czuję się obywatelem RP, toteż głosowałem. Nie głosujący także są obywatelami RP, tylko jakby… mniej aktywnymi. Mój chwilowy podwładny (bo choć tego nienawidzi, czasami bywa czyimś podwładnym) – red. Lech L. Przychodzki – nazywa wielu młodszych od nas Polaków „pokoleniem zero-aktywnym”. To ci sami, których pan Ziemkiewicz określa jako lemingi, a wielu twórców kontrkultury – zwie pokemonami.
Głosowałem na PSL, choćby dlatego, by nie dołączać do wsparcia dwu największych beneficjentów państwowej (czyt.: naszej) mamony – Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. W wyborach prezydenckich z tego samego powodu poparłem Jarubasa, choć – niestety – PSL wystawiło człowieka „bez twarzy”, który nie miał niczego do zaoferowania, oprócz dobrego kontaktu z Kołami Gospodyń Wiejskich. Jego niewątpliwa wiedza nie została wykorzystana ani przez PR-owców partii ani przez samego kandydata. A przecież to już wiek XXI i do wyborów startuje się z programem, a nie ze znajomością chwytów gitarowych…
Wybór powtórzyłem w październiku także ze względu na szacunek dla Janusza Piechocińskiego, który jako pierwszy w PSL odważył się na odsunięcie nazbyt już w piórka obrosłej sitwy Waldemara Pawlaka. W jego przypadku również zabrakło mi programu, ale propozycje ludowców rozpatrywane pod tym względem nie różniły się absolutnie niczym od konkurentów wyborczych. Żadnych konkretów nie oferowały ani PO ani PiS, ani ruch Kukiz ’15. O .Nowoczesnej.pl nie wspominając, bo te popłuczyny po magiku ekonomii – Balcerowiczu – mogły się podobać wyłącznie dzieciom (i to niezbyt rozgarniętym) działaczy pani Kopacz. Czyli pokoleniu, myślowo przynajmniej, zero-aktywnemu… Bardzo mnie ten brak propozycji zraził, ale skoro zdecydowałem się na oddanie głosu partii ludowej, kropkę nad ypsylonem postawiłem w niedzielę nad urną.
PSL współtworzył koalicję z ekipą Tuska/Kopacz przez pełne dwie kadencje. Odpowiada za poronioną i bardzo drogą koncepcję budowy tzw. Orlików, boisk, które mało gdzie po godzinach pracy szkół są otwarte – tak w wioskach, jak miastach. Która gmina zatrudni 5-6 trenerów z odpowiednimi uprawnieniami – prócz pilnowania młodzieży w obrębie Orlików trzeba przecież jej sportowym rozwojem kierować! Na te, medialnie odtrąbione jako triumf Słońca Peru, przedsięwzięcia wydano miliardy. Tymczasem poza godzinami pracy placówek oświatowych nie służą one ani mieszkańcom wsi (dla nich głównie i niewielkich miasteczek – typu Wiślicy czy Lwówka Śląskiego – były projektowane) ani młodzieży miast. Poza rzadkimi wyjątkami nie służą już nikomu.
PSL-owski minister – Sawicki – podczas kampanii wyborczej przypomniał sobie, że każda gmina powinna budować na swoim terenie choć jeden niewielki zbiornik retencyjny. O potrzebie takiej sieci zbiorników pisałem w „Ulicy Wszystkich Świętych” 11 lat temu, w Necie – 4 lata temu: http://www.siemysli.info.ke/tylko-poldery/ . Ciekawe, który z ludowych ministrów rolnictwa po roku 1989 – czyli w ciągu 26 lat „nowego” – byłby mi w stanie pokazać te zbiorniki retencyjne, które zbudowano za jego kadencji na terenie Rzeczypospolitej? Ano – byłby kłopot, Drodzy Opiekunowie Polskiej Wsi! Z moich danych (danym mass-mediów „wolnej” RP wierzę jeszcze mniej niźli danym czasów PRL-u) wynika, że ok. 100 000 rodzin mieszka u nas na terenach, zagrożonych powodziami. W tym roku uczestniczyliśmy w sytuacji odwrotnej – rzeki, nawet te największe, niemal stanęły. Przez 26 lat można było nie tylko wymyśleć, ale i wdrożyć program tworzenia sieci gminnych zbiorników wodnych. Ponieważ problem odłożono ad calendas graecas, co jakiś czas „zdarzała się” powódź, niekiedy (jak te z lat 1997 czy 2010) tragiczna w skutkach. Tegoroczna susza spowodowała przestoje w pracy elektrowni, zawieszenie żeglugi śródlądowej i wyschnięcie tysięcy wiejskich studni. „Europejska” prasa i takaż TV – robiły wszystko, by przed wyborami nie informować o tym społeczeństwa RP. Płacono im za pozytywny obraz rządów koalicji PO/PSL, nie za ukazywanie niechciejstwa, nieudolności i arogancji władzy. A niepoważne traktowanie kwestii retencji wodnej doskonale się w tych kategoriach mieści.
PSL to także partia, której nie interesują mali i średni rolnicy. Według wyników Powszechnego Spisu Rolnego z 2010 r. liczba gospodarstw rolnych wynosiła 2 278 tys. Od tego czasu gospodarstw ubywa – jest ich circa 1,5 mln o wybitnie już zróżnicowanym areale. Upadają gospodarstwa najmniejsze, mało konkurencyjne i prowadzone przez seniorów oraz… największe, głównie z powodu zadłużenia w bankach. Ludowe ugrupowanie dba, by unijne dotacje w przypadku suszy lub powodzi otrzymywała ta sama grupa – około 200 tys. rolników. To ci najwięksi. Areałem, bo niekoniecznie wynikami produkcyjnymi. 70% mleka, zboża, żywca etc. wytwarzają w Polsce nade wszystko małe i średnie gospodarstwa.
Rolnicy oszukiwani są też notorycznie podczas fazy skupu płodów rolnych i mięsa/żywca. Niestety, PSL ma duży udział w likwidacji na terenie poszczególnych gmin punktów skupu i kontrolowanych wag. „Sprywatyzowane” przez partyjnych działaczy i ich pociotków skupy na każdej przyczepie oszukują od 5-10% wagi towaru. Handlarze łupią chłopów na każdym kilogramie i nie ma już nad tym właściwie żadnej kontroli. Podobnie jak nad ustalaniem cen skupu, często niższych niż próg opłacalności produkcji.
Rośnie (sięga już ok. 40 000) liczba tych mieszkańców wsi, za których nikt już nie płaci ubezpieczenia, tych, którzy śpią nawet zimą w oborach i zabudowaniach gospodarczych. Tak już we wsiach RP było, za czasów… XX-lecia międzywojennego! Ukochany przez wielu Marszałek – chłopów miał w wybitnie głębokim poważaniu. Historia toczy się kołem. Balcerowicz kazał rolnikom palić w piecach szyszkami, rząd PO/PSL niszczy strukturę upraw i wprowadza tylnymi drzwiami rośliny GMO.
Jeśli PSL chce jeszcze być jakkolwiek postrzegane przez rolników (przegrało sromotnie nawet w tradycyjnym bastionie ugrupowania, czyli na Ziemi Lubelskiej), musi pokazać w Sejmie, iż zrobi wszystko, by unijne dotacje płynęły po klęskach suszy/powodzi i nieurodzaju z innych przyczyn – tylko i wyłącznie do gospodarstw o areale, nie przekraczającym 30 ha. Wówczas (być może) zaufanie wsi do neoliberalnych ludowców zwiększy się przy okazji kolejnych wyborów (a grożą RP przyspieszone wybory samorządowe, co by PSL dobiło ostatecznie).
Trzeba też zerwać ze spekulacją ziemią – nie myślę tu tylko o terenach pomorskich, gdzie granda w biały dzień i wykupowanie tysięcy hektarów przez Niemców i Holendrów, używających polskich „pośredników”, za grosze pełniących role „słupów”… Reżimowa prasa tego nie napisze, ale teraz, po okresie głębokiej suszy, kiedy zda się – rolników dotknęła poważna tragedia, hektar ziemi wcale nie staniał. Przeciwnie, jego cena wzrosła średnio o… 20%!!! Pytam – kto tę droższą z dnia na dzień ziemię skupuje i za czyje pieniądze to robi?
Zdrowy rozum (i tzw. niewidzialna ręka rynku, wedle klasyków liberalizmu) podpowiadają firmom, które z jakichś przyczyn upadają, by pozbywały się części majątku po to, by utrzymać jego resztę i zachować produkcję. Jeśli brak jest zapotrzebowania na wyroby fabryczki włókienniczej – najpierw zwalnia się część załogi, potem pozbywa zapasów po zaniżonych cenach, potem można sprzedać część budynków czy maszyn… Wszystko po to, by uratować resztę, a w stosownym momencie przywrócić poprzedni stan posiadania lub wręcz go powiększyć.
Tymczasem stan rzeczy w Polsce po klęsce suszy (która wcale się nie zakończyła) ma się całkiem na odwrót! Stracą, jak zawsze, rolnicy – zarobią spekulanci (tfu, „tygrysy biznesu”)…
Ani Adam Jarubas ani Władysław Kosiniak-Kamysz nie powinni reprezentować PSL-u. Oprócz wiedzy – wszelakim, nawet medialnie kreowanym, wodzom – potrzebna jest cecha, której nie posiadają: charyzma!
Wieś odwróciła się od tych, których przestała widzieć jako „swoich”. Reprezentanta interesów wsi rolnicy dostrzegają teraz w partii Jarosława Kaczyńskiego. I – patrząc na realia – są bliżsi prawdy, niż gdyby stawiali na ludowców.
PSL ma zaplecze, ma w kim wybierać. Ale jeśli nie zmieni kunktatorskiego kursu gotowości współpracy z każdym dla własnej, chwilowej nieraz, korzyści – stanie się politycznym marginesem. Być może szybciej nawet niż SLD Leszka Millera.
Edward L. Soroka
siemysli.info.ke