Kilka dni temu udało mi się zobaczyć odnowione Gwiezdne Wojny z dodatkiem trzeciego wymiaru. Czy warto?
Od małego chłopca byłem zafascynowany działami(tak to odpowiednie słowo) Georga Lucasa, oczywiście chodzi mi o stworzone przez niego Gwiezdne Wojny, a konkretnie Starą Trylogię.
Z Nową było już gorzej, a to nie to samo, a to inni aktorzy, a to klimatu nie ma i gdzie jest Han Solo!
W roku 1977 do kin trafiła część IV „Nowa Nadzieja”, bo właśnie od czwartego epizodu Lucas zaczął kręcić filmy i nie będę się już rozpisywał, dlaczego zrobił tak, a nie inaczej – miał swoje powody. Sześć lat później w roku 1983 do kin weszła część VI „Powrót Jedi”(oczywiście po drodze był epizod V), która według mojej subiektywnej oceny była najlepsza. Epizody IV-VI wbrew wszelkim oczekiwaniom przyniosły ogromne zyski i obecnie są uważane za filmy kultowe i jedne z najważniejszych w historii kinematografii.
Po ponad 15 latach przerwy w 1999 roku Lucas powraca i pokazuje swoje nowe dziecko – Gwiezdne Wojny część I „Mroczne Widmo”, który powiem łagodnie nie zachwycił. Nie zamierzam pisać dokładnej recenzji tego filmu, ale kilka zdań napiszę. Film nie przypadł do gustu fanom(trochę ich rozumiem), ale mimo to przyniósł ogromne zyski. Według mnie jest to zdecydowanie najgorsza część gwiezdnej sagi, co nie znaczy, że jest złym filmem – jest mocno przeciętnym. „Mroczne Widmo” było filmem skierowanym do innych widzów – do nowego pokolenia i dlatego pojawił się nieszczęsny Jar Jar Binks i zrezygnowano ze specyficznego klimatu Starej Trylogii. Film od początku do końca nastawiony jest na najmłodszych widzów i głównie, dlatego został w Polsce zdubbingowany, o czym za chwile. Nie będę opisywał fabuły, nie ocenię gry aktorskiej ani scenariusza(dobra jest słaby). Zrobione to zostało setki razy przez lepszych ode mnie. Skupię się na czymś innym na nowej wersji.
10 lutego br. do polskich kin trafiła odnowiona wersja „Mrocznego Widma” w trzech wymiarach. Reżyser od momentu zapowiedzi tego projektu konsekwentnie wciskał przyszłym widzom bzdury typu „wspaniałe i niepowtarzalne efekty 3D”, „niezapomniane przeżycie” itd, itp. Dałem się nabrać, poszedłem do kina(niestety na wersję dubbingowaną). Kilka słów o odnowionej wersji: nie widzę zmian, dobra zmienili kukiełkę Yody(ten zielony karzeł, co mówi nie składnie) na wersję w całości stworzoną cyfrowo, dla jednych to zmiana na lepsze, dla drugich na gorsze, kwestia gustu. Według mnie to nic nieznacząca zmiana, której bym nawet nie zauważył gdybym nie wiedział, że ją wprowadzono. Podobno rozwinięto sekwencję podczas wyścigu, ale była ona już znana z wersji DVD. Skoro nic nie zmieniono, dlaczego wyciągają drugi raz pieniądze? Dlatego, ze podobno film został przekonwertowany do technologii 3D(nie rozumiem jej fenomenu). Podobno, bo efektu nie widziałem. Może miałem złe miejsce, może złe okulary, a może Lucas wyłudził moje pieniądze?
Czy zatem warto iść do kina? Po zastanowieniu powiem -tak. Już tłumaczę, dlaczego – to Gwiezdne Wojny i ten film po prostu trzeba zobaczyć w kinie. To wspaniała okazja dla tych, którzy nie mieli jeszcze możliwości, ale również i dla tych, którzy widzieli i chcą wrócić do tego świata. Pamiętajcie idźcie na wersję z napisami, chyba ze macie małe dzieci. Właśnie, miałem napisać o dubbingu, nie napiszę, po prostu postaram się zapomnieć to przykre doświadczenie. Niech moc będzie z Wami.
Polityka zostala wymyslona po to, aby klamstwo brzmialo jak prawda. - George Orwell