Nadal trwa powszechna akcja brutalnego mordowania pomysłu „trzeciej drogi”. Przeciwnicy tego pomysłu użyli chwytu po prostu chamskiego, powszechnie znanego pod nazwą Straw Man Fight.
Na dokładkę większość blogerów nawet przez moment nie połapała się w manipulacji użytej przez Aleksandra Ściosa, a powtórzonej przez choćby Seawolfa czy Eskę. Podaję te nicki ze smutkiem, bo Seawolfa i Eskę szanuję, a ich wpisy nieraz uczyniły wiele dobrego. Dlatego bardzo mnie zaskoczyło to, jak łatwo dali się zmanipulować.
Projekt Obywatelskich List Wyborczych ma w założeniu polegać po prostu na umożliwieniu kandydowania wartościowym ludziom. Obecnie nie wystarczy, że ktoś wartościowy jest popularny w okręgu. Musi jeszcze zyskać poparcie któregoś z komitetów wyborczych, który by go wpisał na listę. A jakich kryteriów używają partie przy układaniu list wyborczych, to przecież wiemy. Komitet wyborczy OLW służyłby za bazę dla wszystkich, którzy z takich czy innych powodów nie chcieli lub nie mogliby startować z list partyjnych. W chwili obecnej pomysł jest taki, że kandydatury byłyby rejestrowane na portalu OLW, gdzie następnie odbywałoby się głosowania, wyłaniające najpopularniejszych kandydatów. Ci następnie znajdowaliby się automatycznie na listach wyborczych OLW.
Co można znaleźć nagannego w tym pomyśle? Ależ Aleksander Ścios z każdego potrafi zrobić zbrodniarza. No problemo, odpowiedni FUD, półprawdy i sugestie zawsze się znajdą pod ręką. Otóż wymyślił sobie, że OLW powstają po to, by wcisnąć do Sejmu ludzi z WSI oraz by uderzyć w PiS.
Tylko ŁŁ i Opara deklarowali tylko tyle, że na listach mają się zjawić ludzie popularni. Skąd pomysł, że akurat byli ludzie służb zyskają przewagę? Ano jest to właśnie przyprawianie gęby argumentom przeciwnika i dyskutowanie z tą gębą, a nie z argumentami. A ci sami blogerzy lamentowali gdy PO dowalało PiSowi w mediach w dokładnie ten sam sposób.
Zapytam wprost: panie Ścios, za jakiego kalibru idiotów ma pan swoich czytelników? Ostatnią rzeczą jakiej powinno chcieć obecnie środowisko WSI jest utrzymanie władzy na następną kadencję!
Dlaczego? Już tłumaczę.
Przyszły rok zapowiada się naprawdę ciężko dla rządu, ktokolwiek będzie rządził. Czeka nas kataklizm na miarę siedmiu plag egipskich. Ciężko będzie wyjść z tego obronną ręką. Sytuacja jest paradoksalna. Normalnie politycy walczą o władzę. W obecnej sytuacji zaś walczyć należy raczej o wmanewrowanie w rządzenie politycznego przeciwnika.
Jest rzeczą więcej niż pewną, że założenia budżetu na rok 2012 okażą się jedynie pobożnymi życzeniami. Wskazuje na to zresztą przyśpieszony tryb uchwalania ustawy budżetowej, o czym pisał Tomasz Urbaś. Wstępnie wyliczony dług publiczny wyniósł 52,8% PKB według metodologii krajowej, której użyło ministerstwo finansów. Co jednak ważne, według metodologii unijnej dług publiczny wyniósł 54,9% PKB. A więc raptem o 0,1% mniej niż ustawowy próg ostrożnościowy. Przekroczenie progu 55% w najbliższym czasie jest raczej nieuniknione, co oznacza drastyczne cięcia.Co więcej, jak pisał Tomasz Urbaś, sytuacja się pogarsza, pojawiają się kolejne zagrożenia.
Co robi rząd? Udaje, że o niczym nie wie. Donald „chcieć to ty sobie możesz” Tusk przy pomocy Jacka Rostowskiego maskuje dług publiczny jak może, intensywnie wykorzystując kreatywną księgowość, z samym długiem publicznym rząd jednak nie planuje długofalowej walki. Dlaczego, to jest całkiem oczywiste. Będzie nowy rząd, niech więc się on martwi.
Żeby było śmieszniej nie wiadomo, czy Tuskowi uda się budżet przepchnąć. Więc czekają nas dodatkowo cyrki przy uchwalaniu budżetu przez nowy parlament.
Już wiadomo, że najważniejsze odcinki autostrad raczej nie mają szansy na ukończenie na Euro. Co do stadionów, formalnie mają być ukończone, ale pod warunkiem, że nie będzie dalszych opóźnień. Warszawa już teraz stoi w korkach z powodu budowy drugiej linii metra, co w czasie Euro tylko się nasili. W budżecie na 2012 rok nie uwzględniono też środków na sfinansowanie należytego zabezpieczenia Euro.
Trudno nie prorokować spektakularnej klęski. Niezabezpieczone stadiony, burdy, korki na ulicach, zakorkowane drogi, ledwie funkcjonująca PKP…
A do tego jeszcze perspektywa przekroczenia progu ostrożnościowego.
I w takiej to sytuacji Aleksander Ścios przypisuje byłym środowiskom WSI rozbijanie PiS celem utrzymania PO przy władzy.
Tylko czy to aby na pewno byłoby działanie na korzyść PO? PiS bez ¾ głosów i tak będzie paraliżowany przez weta Komorowskiego i masakrowany medialnie. Jakież zagrożenie może nieść ze sobą taki PiS? Żadne. Co więcej po takich rządach PiS i Kaczyński będą skończeni na równi z dzisiejszym politycznym zombie w osobie Leszka Millera.
Niemniej wygłupy Ściosa miały jeden skutek. Taki, że PiSowi ubył jeden wyborca. Jeśli PiS jest partią ludzi takich, jak pan Ścios, a wiele na to wskazuje, to ja wysiadam i popierać jej nie zamierzam. Nie podobało mi się, gdy PO budowało poparcie na walce z wszechobecną małomiasteczkową ciemnotą, nietolerancją i zacofaniem obrzydliwych kaczystów. Tak samo nie podoba mi się gdy PiS buduje poparcie na walce z wszechobecnymi agentami mitycznych służb. Bo to jest dokładnie tak samo obrzydliwe generalizowanie.
Zresztą jeśli mała frekwencja jest na rękę PiSowi, jak twierdzi Seawolf (kuriozum, zwolennik PiS w imię naprawy Polski głosi, że ludzie nie powinni głosować), to zarówno Seawolf jak i Eska powinni mnie za zamiar niegłosowania pochwalić.
Wygra PO? A niech sobie wygrywa na zdrowie. Za to w 2015 niemal na pewno przegra. I może do tego czasu ktoś zdoła złamać skostniały podział na PO i PiS, bo jeśli nie, to znowu nie będę głosował.
Mam dość wybierania mniejszego zła i popierania zwolenników mordowania w imię sprawiedliwości i oczerniania w imię lustracji.
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl