Bez kategorii
Like

Lista Łazarza cz. 9, Rozdział II

14/10/2011
422 Wyświetlenia
0 Komentarze
39 minut czytania
no-cover

Zaczęło się… cicho… niezauważalnie… pełen profesjonalizm… byli jednak aż za dokładni w podawanych sondażach… uwiarygodnianie partii Blisko DNA z prawie zera na 10% i samej sondażowni jako wyborczy pakiet 2 w 1. to już przegięcie pały…

0


ciąg dalszy pozanurcianej gdybanki w konwencji political fiction, we fragmencie już wcześniej na tym blogu zamieszczonym, bez jakiegokolwiek powiązania z matrycą kształtowania realności… za to pełna znaków i dwuznaczności dla tych, którzy potrafią zejść trzy piętra niżej z chodników słów i korytarzy komunikatów prasowych:

Rozdział I

Lista Łazarza – część 1:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/16519,lista-lazarza-roz-i-czesc-1 

 Lista Łazarza – część 2:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/17660,lista-lazarza-cz-2

 Lista Łazarza – część 3:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/18774,lista-lazarza-cz-3

 Lista Łazarza – część 4:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/19440,lista-lazarza-cz-4

  Lista Łazarza – część 5:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/21570,lista-lazarza-cz-5 

 Lista Łazarza – część 6:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/26693,lista-lazarza-cz-6

 Lista Łazarza – część 7:

 tarczazadumy.nowyekran.pl/post/27662,lista-lazarza-cz-7

 Lista Łazarza – część 8:

tarczazadumy.nowyekran.pl/post/28356,lista-lazarza-cz-8

 

Rozdział II

Lista Łazarza – część 9:

Lider partii, której zarządcy prowincji pogranicze Północny Wschód – Zachód ofiarowali kolejne lata odgrywania szopki pod tytułem jestem samcem alfą i ja tu rządzę na ekranach telewizorów był niepokojąco blady… potrójna warstwa pudru nałożona wyjątkowo solidnie na wysolarjowane oblicze twardziela niewiele dawała w jaskrawym świetle konwencji okołowyborczej… rozbiegane oczy pląsały nerwowo dokoła niczym odbijające się pomiędzy prawdą a sondażami piłeczki pingpongowe modyfikowanego strumienia informacji medialnej.

– weź się matole w garść! masz wygłosić przemówienie do milionów telewidzów jako 100% pewniak na szefa rządu.

głos w maleńkiej słuchawce przypomniał liderowi o uśmiechu na twarzy… jestem zwycięzcą! jestem zwycięzcą! jestem zwycięzcą… nie będą mnie sądzić… przynajmniej 4 kolejne lata…wyszeptał bezwiednie.

– dostałeś wynik w prezencie… jeden wyskok lub niesubordynacja i do prasy pójdą materiały o fałszerstwach wyborczych… ostatnie 3 wybory zostaną unieważnione… rozumiesz o czym mówię? masz sie stosować dokładnie do poleceń i to jest warunek pod którym utrzymamy ci immunitet na całą kadencję… musisz tylko poświęcić kilku swoich nieudaczników… przepierdolili wszystko, co tylko mogli w swoich resortach… są nie do obrony… zrozumiałeś? powtórz!

mam się stosować dokładnie do poleceń… mam zwolnić ministrów od oświaty, infrastruktury i… ale…

– żadnego ale…

– a jak przestaną milczeć?

– nie przestaną. to nie twoje zmartwienie. masz już wyznaczonego nowego wicepremiera.

– to on?! ten zdegenerowany abnegat moralnego upadku i populizmu?!?

– i kto to mówi? obmyłeś dziś dłonie patrząc w lustro? na pewno patrzyłeś w lustro podczas mycia?

– tak, to on… w ciągu kilku kolejnych tygodni wygłosi kilka solidnie przygotowanych przemówień, w których zrówna z błotem twoich nieudaczników i poda gołe dane statystyczne dotyczące przekroczonego progu oszczędnościowego, braku pieniędzy na wypłaty emerytur i zaplanowane podniesienie podatków do 25% od stycznia. ludzie będą wściekli, ale legenda zadziała, uznają go za wysoce wiarygodnego i skutecznego polityka z charyzmą, który w odróżnieniu od reszty jest w stanie dokonać kolejnych zmian. i dokona…

– o czym powinienem wiedzieć?

– o niczym… no może, że pakt Northforce jest już nam niepotrzebny do niczego i wystąpicie z niego w przyszłym roku a jednocześnie odtworzycie podwaliny pod nowy pakt Warszawa – Moskwa – Kijów… układ Eastern Force z Ukrainą i paroma słupami strukturalnymi pod protektoratem Moskwy i cichą zgodą pani kanclerz.

– ale…

– nie pękaj… jesteś chwilowo nietykalny, podobnie jak twój nowy wice, na razie… premier od spraw bolesnych.

dobra żartowałem… za 3 miesiące będą nowe wybory, wtedy dopiero dostaniesz konkretnych ludzi na wszystkie istotne stanowiska, a resztę rozdasz przystawkom na osłodę użyteczności dla sprawy. I nie zapomnij wyciągnąć słuchawki z ucha jak wychodzisz na scenę do kamer! Ostatnio pokazałeś lewy profil i musieliśmy taśmy tym debilom z tvinfo konfiskować pod jakimś durnym pretekstem. zacznij od słów:

"To nie jest ten dzień…"

zawsze podziwiałem moc manipulacji ludem u bohaterów Tolkiena. Dobrze prowadzone masy są niepowstrzymaną potęgą.

***

– oklaski i najazd na premiera, kwiaty i gratulacje… najazd na zadowolone twarze reszty sztabowców… kurwa mać! miały być gotowe bukiety, a nie związana sznurkiem wiązka z hurtowni… przecież widać, że nie byli przygotowani na składanie gratulacji skoro nie mają dopracowanych bukietów a tylko jedną dużą wiązkę niczym snop zboża… psia wasza mać z kim ja pracuję…

***

baza ruchu fraktalnego Srebrna Góra – Fort, Zalana Sztolnia, korytarz północno wschodni… miesiąc przed powtórnymi wyborami po unieważnieniu poprzednich.

mamy nieciekawą informację z Królewca, khmm, proszę o ciszę… zameldowała się tam w bazie blisko naszej granicy trzyosobowa grupa realizacyjna i po kilku dniach zniknęła bez śladu w czasie rejsu po Bałtyku… prawdopodobnie są już u nas i mają zlecenie na kogoś… nie wiemy gdzie są, ani o kogo chodzi… westcon nie ma żadnego pomocnego info, obiecali że będą szukać… prawdopodobnie chodzi o kolejną pokazówkę na którymś z blogerów lub działaczy samorządowych, którzy doprowadzili do unieważnienia wyborów jesiennych… zastraszania społeczeństwa ciąg dalszy.

– jeżeli angażują do tego grupę spoza granic, to znaczy, że nie chcą mieć świadków i nie za bardzo ufają sobie nawzajem... wszyscy podejrzewają innych o możliwość pójścia w ślady Kuklińskiego…

– to akurat dobrze, że sobie nie ufają… trzeba to wykorzystać przeciw nim i rozgłosić jakiś ploteczki z kilkoma ściśle niejawnymi pierdułkami na temat liderów, osób kluczowych i przyszłych obsad istotnych funkcji… będą tępić swoich za przecieki…i dobrze… niech się żrą nawzajem.

– co ze zdjęciami z albatrosów?

– odesłali starą odpowiedź, że dopóki nie dostaną drogą dyplomatyczną prośby oficjalnej struktury państwowej to nie mogą, bo… cytuję:

"zabraniają im tego wewnętrzne procedury firmy…"

chuje obwisłe niczym miękkie flaki w bufecie w Starachowicach na dworcu…

w Starachowicach nie ma dworca z bufetem…

– ale obwiślaki są… nie pamiętasz afery z wystawianiem służb w sobotę?

-ta… komu wysyłamy ochronę?

– nikomu, nie wiemy gdzie ani kiedy uderzą, to bezcelowe.

– ty decydujesz… nie zgadzam się z wieloma sprawami, ale twój zdrowy rozsądek i zachodni pragmatyzm jest po prostu boleśnie skuteczny.

– acha, za 3. dni spotkanie z kurierem z Orbanii. wyślij tam kogoś, wstępnie przełęcz Czarna Ławka ale lokalizacja spotkania może sie zmienić w zależności od okoliczności.

***

Tabor, Morskie Oko, okolice południowego punktu kontaktowego Tatry, północny wschód regionu południowego

– Łazarz rośnie w siłę… po unieważnieniu wyborów wpisze się już na stałe w krajobraz ruchów oddolnych modyfikujących przedpole parlamentarne...

to już raczej pewne, pytanie zasadnicze wciąż brzmi kiedy  dowiedział o unieważnieniu tych pozorowanych wyborów… w sumie to tylko wyborcy podeszli do nich poważnie… a najpoważniej mieszkańcy aresztów i otępiałe od wypalania trawy spodniozwisy osiedlowejeżeli wiedział przed końcem sierpnia to mu nie ufam… legendowanie trwa… jeżeli jednak jest to efekt złapania wiatru historii w żagle, to ta postać jeszcze nie raz nas zadziwi… on ma do odegrania jeszcze wiele epizodów w tej historii… blogerzy którzy uwalili państwową komisję wyporu społecznego… twór nietykalny od ćwierci wieku i równie nieomylny, co święte krowy na ulicach południowej Azji…

– ta, nie podniecaj się tak własną egzaltacją spraw nieznanych… blogerzy, którzy wyjęli cegłę na której stoi cała umowa okrągłego stolca… takie słodkie jak legenda bolkowicza.

– czas pokaże… jak na razie nic nie zyskał na tych wyborach, co świadczy na jego korzyść, z drugiej strony jeżeli wiedział, że te wybory to farsa dla maluczkich to byłby durniem, gdy w nich coś wygrał lub dał się za to coś kupić…

– po 3. miesiącach z abnegatami z partii Koło Dna, ludzie będą szczęśliwi jak zobaczą normalniawego polityka w garniturze i gadającego po ludzku nawet jeżeli to dawny ubek czy morderca… taka jest smutna prawda… wstawili ich na jeden sezon, żeby postraszyć resztę:

nie chcecie naszych wyważonych piarem kurewek ministerialnych, to dostaniecie hołotę, z którą nawet nie pokłócicie się na mównicy po ludzku…

– chlew robią z mównicy specjalnie, aby wysondować na ile się mogą posunąć… a po badaniu na żywym organizmie najwyżej ich odstrzelą programowo lub kruczkami prawnymi… potem ogłoszą to za swój sukces przedwyborczy za który im ludzie będą w dodatku wdzięczni niepomiernie… ustawiają do pionu przystawki ze zwiędłej koniczyny strasząc ją pomarszczoną konopią…

– lew wygrał z lisem… a w tym czasie z chlewu do salonu wpuszczono tylnymi drzwiami pleśniejącego szczura zarazy… zarazy pogardy i populizmu.

– dokładnie, ustawiają do pionu przystawki koalicyjne wlewając gówna do koryta w ramach terapii szokowej.

***

– która jest?

– dochodzi 3… kończ kawę! czeka nas dziś długa droga… spałeś coś?

– 2. godziny, zdrzemniemy się po spotkaniu w jakiejś wnęce.

– o żesz w mordę… mgła i leje jak z cebra.

– gotowy?

– ta… wyłączamy komórki, wyjmujemy baterie i zostawiamy w depozycie w szałasie.

– nie mam komórki… mogę wyłączyć czołówkę i wyjąć akumulatorki…

– chyba nerwowej nie masz… prawka jazdy też nie masz?

– nie… lubię mieć dobrych kierowców, którzy wiedzą jak używać narzędzi w postaci pojazdów na kilku kołach… no dobra, komu w drogę temu kurwa na podłogę…

– nara…

– łączniczka spotka was pod Szpiglasem w miejscu gdzie odchodzi ścieżka na Mnicha koło Zmarzłych Stawów.

– ładna?

– dopóki jej nie ubiją jak najbardziej… oni cholernie nie lubą łączniczek z podziemia.

***

witajcie panowie… mam na imię…

– pozwól nam zgadnąć… Pandora?

– Pandora to moja siostra… każda moja siostra… macie w swoich rzeczach lokalizator, ktoś idzie za wami od godziny mimo cholernie dużej mgły i ulewnego deszczu… a jest 4. rano…

– to nie dobrze, prawda?

– dla niego tak… tu pod kamieniem macie nowe plecaki z wyposażeniem i ciuchy. przebierajcie się, zabierzemy to na spacer pod Liptowskie mury… zdurnieją tam pośród kozic i świstaków… o ile odnajdą ścieżki z kopczykami…

znaczy się teraz się mamy przebierać?

– macie mało czasu… ściągać to wszystko, zabieramy wasze rzeczy… na dole się je sprawdzi skanerami. tu macie nowy komplet ciuchów na góry: buty, skarpety i po parze uprzęży z przyrządami do zjazdów… skręcacie teraz w stronę Mnicha i lecicie w stronę grani, na szczycie Zadniego macie wskazówki o lokalizacji i drodze dojścia do miejsca spotkania… macie 2. godziny żeby przed świtem wejść na Zadniego Mnicha, odczytać koordynaty i ruszyć na punkt… łącznik od Orbanii będzie czekał w miejscu opisanym na mapie grani na szczycie Zadniego, schowanej w puszce po konserwie wciśniętej w szczelinę na szczycie. jasne?

– nie widzę braku zrozumienia…

– no to ściągać te gacie i się przebierać bo leje jak cholera, a na wieczór muszę się w knajpie w Zakopanym z jednym kolegą matołka na randce spotkać… on wyjątkowo dużo plecie po stosunku i kilku wódkach.

acha, leje jak cholera, a wy nie macie sprzętu do asekuracji… polecam drogę środkiem zacięcia od północno – zachodniej  strony. zjazd z góry macie już przygotowany. uważajcie na siebie dzieciaczki.

– dobrze, dobrze… pozdrów siostrę dobra kobieto… i nie wczuwaj sie na randce zbyt mocno… jeszcze się zakocha i będzie problem…

***

– kiedy nam podrzucili lokalizator? w schronisku?

– nie sądzę… cały czas nikt się koło nas nie kręcił… chyba na szlaku z piątki… na Miedzianym, wtedy, gdy ta kobieta miała atak padaczki i próbowaliśmy jej pomagać… był z nią młody chłopak, który nic nie robił… on stał za naszymi plecami i mógł coś do kurtek lub plecaków podrzucić…

– hmm… kiedyś na szlaku spotykało się tylko uczciwych ludzi w Tatrach…

– kiedyś wkraczali nasi do Moskwy… prawda… to było dawno, bardzo dawno.

jest przełączka i stromy żleb z piargami… żleb… to coś, co ciemnieje we mgle, to chyba Zadni… włazimy w środek i szukamy komina lub zacięcia… tam jest  łatwa 5. tatrzańska jak dobrze pamiętam…

– znaczy na żywca bez niczego? pojebało ich? ciemno jak w dupie u… mgła na kilka metrów i leje…

– cii… może ktoś tu nocował i mu spać nie dajesz… w górach się nie drze ryja bez ważnego powodu… idziemy… ruszaj za mną, patrz gdzie stawiam nogi i czego się łapię rękami… naśladuj i i nie patrz w dół.

– o w mordę, dlaczego mi nikt nie powiedział, że ten punkt jest opisany jako biwak w trasach wspinaczkowych?

– ponieważ nikt nie wiedział, że mamy ogon matołku… pocieszę cię… zjazd z góry będzie efektowniejszy… dobrze, że jesteś na czczo…

***

pierwszy z wędrowców zamyślił się… to tu… tutaj mu spadł kask i rozbił się o piargi u podnóża wystającego z grani szpikulca… instruktorowi pękła bransoleta i zegarek wsunął się w szczelinę pomiędzy granitowymi bryłami na szczycie… trzeba było pomóc… w końcu się było sporo szczuplejszym niż stary wyga z taboru… odpiął kask z głowy i położył na półeczce obok… kask niby zaczarowany zakolebał się i poleciał w dół rozbijając się kilkadziesiąt metrów poniżej podstawy… znak? ostrzeżenie fatum? zupełnie tak samo jak nad lotniskiem w Radawczyku… to był jego pierwszy skok z samodzielnym otwarciem spadochronu po oddzieleniu się od korpusu traktorowatego niczym latająca krowa Antka… chybocząca podłoga, dziura w boku o obrysie drzwiczek i światło wielkiej przestrzeni po ich otwarciu… przestrzeń niemalże boleśnie odczuwalna ogromem… i przyciągająca zarazem swą potęgą… podejście do drzwi na zesztywniałych w kolanach nogach… lekkie ugięcie i pacnięcie niczym worek kartofli wrzucony w strumienie pędzącego dokoła powietrza… jakiś chaotyczny obrót i odszukanie wzrokiem czerwonej klamry na pasie opinającym lewe ramię otwierającej uspokojenie świata gwałtownym szarpnięciem uprzęży w chwili napęcznienia czaszy nad głową… coś smagnęło go po policzku i w uszach poczuł dużo za silny, nieznany furkot… coś poszło nie tak jak zwykle… podniósł zdezorientowany głowę i po chwili już wiedział co się stało… zerwało mu kask z głowy… pękł skórzany pasek zapięty pod szyją, który dociskał kask do głowy… zaczął go irracjonalnie szukać wzrokiem na niebie nad głową… sekundy płynęły… to już nie było sto dwadzieścia jeden… sto dwadzieścia dwa… ani sto dwadzieścia trzy… to nie było nawet sto dwadzieścia dziewięć… podobno nabiera się prędkości do 50. metrów na sekundę, a potem już spada się bez przyśpieszania… coś go walnęło w poprzek świadomości po chwili tego bezmyślnego rozglądania się… uchwyt! pociągnąć czerwoną rączkę! spadochron!

uff… nie słyszał już automatu… do tej pory nie wie, czy to on sam otworzył ten spadochron dużo za nisko nad ziemią, czy też zadziałał automat ciśnieniowy, załączający się zwykle na ustawionych 300 metrach od czegoś tam… a może to był Anioł Stróż… już wtedy… w sumie wtedy robił najwięcej głupot i ryzykownych zabaw… czyste igranie z ogniem… potem poleciał z Mnicha… zupełnie jak gówniarz… po skończonej drodze, w miejscu gdzie miały być dwójkowe skałki do samego szczytu wpakował się na jakąś nieoczekiwanie eksponowaną płytę… partner nawet go nie trzymał… wypiął linę z przyrządów i od niechcenia przepuszczał ją swobodnie przez palce trzymając z ręki… bezemocjonalnie poganiając go by kończyć i wracać szybciej do obozowiska, bo głodny się robi… ale jak można było robić drogę na Mnichu i nie spojrzeć z jego szczytu na dolinę Morskiego Oka… no jak… więc poleciał nie znając końcówki  i się wpierdolił w jakieś gówniane płyty… niestety, najpierw robił potem myślał… zupełnie jak Łazarz i Ziobrek… obaj w podobnym wieku… obaj prawnicy… obaj idealiści, którzy najpierw w dobrej wierze coś chlapną, a dopiero potem latami zjadają owoce szybkiego nadzwyczaj jęzorka… w zasadzie zaczął myśleć dopiero wtedy, jak stopy zaczęły mu dygotać niczym telegraf, a palce naciągając powoli ścięgna do granic wytrzymałości zaczęły szorować paznokciami o granit…

Uważaj! lecę!

zdaje się, że to zdążył krzyknąć, ale bez wpięcia liny w przyrządy niewiele to dało… zjechał parę metrów po płycie i upadł na głowę… dobrze, że kasku nie ściągnął przed końcówką… odbił się od półki i poleciał kilka metrów niżej upadając tym razem na plecak… po chwili dobiegł partner z drugiego końca liny… był blady jak bielona ściana…

nie utrzymałem liny…

– wiem, chyba jest ok wszystko… mogę ruszać rękami, głową i nogami…

– masz krew na twarzy i na rękach…

– wszystko w porządku… miałem więcej szczęścia jak rozumu…

kiedyś wejdę na ten szczyt– obiecał sobie milcząc… przecież ludzie tam wchodzą bez sprzętu, turystycznie… jakąś drogą z drugiej strony… zacisnął zęby.

– wracamy, wejdę tam innym razem.

wszedł, ale już sam, bez świadków i pomocników… do tej pory nie wie, czy metoda jaką się asekurował dawała szansę na skuteczne przeżycie większego lotu, ale to chyba nie ważne. nie odpadł tam ani razu. robił pół wyciągu, zakładał punkt zjeżdżał, demontował sprzęt… robił następne pół wyciągu, zjeżdżał, demontował sprzęt, podchodził z górną… i tak przez cały dzień… normalna para robiła tę łatwą piątkową tatrzańską drogę w 2. godziny z przerwami na fajki… jemu zajęło to cały dzeń… ale gdy w końcu położył się na szczycie Mnicha i spojrzał na schronisko w dole, był szczęśliwy jak władca świata… to było zamknięcie starej sprawy na zakończenie studiów… na Zamarłą nie poszedł sam… zrozumiał, że za słaby z niego wspinacz by zrobić wszystko to co pragnął… wiedział, że stamtąd by nie wrócił… po zjechaniu do podstawy na linie ze stałego punktu przeniósł rzeczy na brzeg stawów za Mnichem… połowa jednego z nich była zakryta śniegiem pamiętającym chyba zeszłą zimę… rozebrał się do naga i wykąpał… to było jego pożegnanie z Tatrami… przywitał się z nimi kilka lat wcześniej podobną kąpielą w wypłukanych dzwonach Wodogrzmotów Mickiewicza… kilkadziesiąt metrów powyżej punktu widokowego na moście drogi do Moka… niesamowite miejsce… i cholernie zimna woda…

– mam tę pieprzoną puszkę! jest w niej graniówka z oznaczeniem miejsca.

– przepraszam, że nie odpowiadałem… zamyśliłem się trochę… dogoniła mnie zaprzeszła młodość.

– nie ma sprawy… w sumie to lubię sam sobie odpowiadać na pytania na jakie nie znam odpowiedzi.

– gdzie się mamy udać? pokaż ten pergamin… hmm… Pośredni Mięgusz, przez Hińczową… po słowackiej stronie ścieżką kopczykami wzdłuż grani… potem na grań… Madziary będą na nas czekać na Pośrednim… hmm… czemu nie na wielkim tylko na pośrednim… szybszy wycof chyba mają… musimy się pośpieszyć, żeby deszcz się nie skończył zbyt wcześnie… Mgła się może rozwiać.

– to co teraz… widzę przepaść dokoła…

– od strony Cubryny, trochę poniżej szczytu, powinna być lina wpięta w punkcie zjazdowym…

– dla mnie wszędzie jest strona Cubryny… jedna wielka zamglona ciemność…

– szukaj przełączki, to tam, gdzie najmocniej wieje… znaczy na wschód stąd…

– teraz odepnij to coś z karabinka na taśmie uprzęży i przełóż linę w ten sam sposób… zjeżdżałeś już wiele razy po ścianach budynków… to to samo, tylko teraz nic nie widzisz dokoła i pada, a raczej siąpi… wolisz  jechać pierwszy czy ostatni?

– obciąż linę dla świętego spokoju bez odbicia od skały… jeżeli trzyma, to dajesz!

– o żesz ku……..aaaaaaaaaaaaaaaaaa!

– cicho! kłopoty poderwiesz… dobrze, że mgła hałas tłumi…

– o w mordę… fajnie było! gdzie teraz?

– teraz wracamy pod Mnicha i lecimy ścieżką na krawędzi kotła, obchodzimy górą pod Cubryną w stronę Hińczowego Żlebu… żlebem przez śnieżek do Hińczowej Przełęczy, a potem już po słowackiej stronie wzdłuż grani aż na Mięgusza... droga stara jak Tatry podobno… szkoda, że nic nie zobaczysz… ale może kiedyś tu wrócisz w bardziej sprzyjających podziwianiu widoków okolicznościach. Ruszajmy.

***

– czemu nikt nic oficjalnie nie komentuje?

– chodzi ci o sfałszowane wybory czy o celowe ich przegranie?

wiedzieli, że przegrają?

– tak, ale nie mieli wyboru… warunkiem niemoderowania wyników było zapewnienie nietykalności odpowiedzialnym za Smoleńsk… i akceptacja publiczna oficjalnej wersji...

taka posmoleńska magdalenka bis…

dla nowej grupy ubabranych z krwią rodaków na rękach…

Jarkacz powiedział po prostu:

"nie, na to zgody nie ma i nigdy nie będzie…

ona nie buduje niczego poza pozorami wolności"

byli pewni, że go kupią obietnicą 45% i kilkoma dymisjami… jak odmówił to się posrali medialnie…

– problem leży w tym, że to nie wola Jarkacza jest najistotniejsza w kwestii Smoleńska… to wola narodu, która żąda prawdy… oni nie mogą tego zrozumieć… przerasta to ich popeerelowski paradygmat kojarzenia… dla nich to tylko kolejna sprawa rozwiązana ostatecznie w nietypowy sposób… sprawa jakich wiele wciąż znikniętych we mgle umorzeń i kłamliwych zeznań zaciemniających dawne tragedie.

– Wyjaśnienie Smoleńska to kwestia istnienia naszego państwa jako podmiotu w świecie.

– dokładnie tak…

***

– to chyba oni… są trzy pętle przypięte do karabinka po prawej stronie uprzęży…

– witamy, w jakim języku rozmawiamy?

– nie rozmawiamy wcale… nas tu nie ma i nigdy nie było… to dla was… to papiery jakie miał przy sobie jeden chuj zamieszany w kilka waszych problemów… między innymi projekt i analiza wykonalności uprowadzenia i likwidacji grupy wysokich rangą dostojników… rozumiemy się?

– tak…skąd? jeżeli mogę spytać…?

– nie… ale powiem w skrócie, że jego samolot zaginął nad Syberią Wschodnią, a Imperium Środka jest troche poruszone zakłóceniem równowagi w globalnych interesach po ataku na Północną Afrykę zachodnioeuropejskich bankokoncernów… to ich prezent mający wyrównać rachunkizachód ma być wstrząśnięty i nie mieszany jak to wyjdzie… a federacja straci wielu użytecznych dla swoich interesów gazowych prezydentów i kanclerzy... wbrew pozorom osłabienie wiarygodności układu Paribon – Nordstrin  da Imperium Środka wzmocnienie ich zachodniej ekspansji… przynajmniej tak to tłumaczyli... chcą pokazać skurwienie  sojuszników, aby osłabić wpływy macek federacji na wszystkie republiki zachodnich rubieży Federacji. a tłumacząc to z innej perspektywy dają nam znać, że krytykowanie ich za łamanie praw człowieka, mając tak wiele za uszami to czysta hipokryzja najwyższych lotów… taka sugestia, że wiedzą o wiele więcej niż zachodni świat  bankierów chciałby.

– oni wszyscy wiedzieli?

– podobno nie wszyscy… nie wszyscy przed… po pogrzebie już tak… anielska cierpliwość i kamienny spokój to kłamstwo… zaczęło się w Gruzji… oni wszyscy zrozumieli, że ktoś ich przerósł… ktoś z dalekiego, skazanego na pożarcie kraju, który już nigdy nie miał prawa zaistnieć... w ludzkiej mowie:

to zwykłe kurwy polityczne były!

– no to do następnej wojny światowej… muszę się napić… może znów razem sobie bratankowie pomożemy…

– oby.

– a, tokaj w prezencie od naszego premiera… na dobrą wróżbę.

– podziękował. na razie.

***

– jak wracamy?

– przez Czarną Ławkę… to stara kurierska przełęcz jeszcze z poprzedniej wojny, chociaż późno już… pójdziemy po słowackiej stronie do Doliny Pięciu Stawów i stamtąd przez Miedziane do Moka… jak starczy czasu to zejdziemy do Siklawy i pokażę ci niesamowite miejsce, gdzie zacząłem swój romans z Tatrami dawno temu… pół życia temu…

ale najpierw  przekażemy kurierowi na Zawracie przesyłkę od przyjaciół... uważaj jak chodzisz… taki kopczyk z kamieni to tutaj rzecz często cenniejsza od złota, nie rozwalaj go bezmyślnie...

teraz to się już czepiasz! mało nie odpadłem od ściany przed chwilą… tu jest cholernie ślisko.

– takie już mamy cholernie śliskie czasy.

***

konferencja portalu Północny Wschód w sprawie unieważnienia wyborów, środek republiki, 3. miesiące przed ponownymi wyborami

***

– ostatnie pytanie w kwestii ujawnienia przekrętów  naczelnej komisji wyborczej:

Panie Tomaszu, ile osób odważyło się podać swoje dane osobowe na waszych wnioskach o unieważnienie wyborów? Czy to jest ta sławetna Lista Łazarza,  na której opublikowanie tyle czasu czekaliśmy?

– to są dwa pytania… odpowiem nie wprost przeciwnie, i tak i nie…

– dziękujemy państwu za przybycie, przepraszamy jednocześnie za tłok i ścisk, ale nie spodziewaliśmy się tak licznego odzewu mediów po nikłym zainteresowaniu naszą akcją we wrześniu.

Nasz pełnomocnik, pan Paweł, dobrze wam już znany, rozda wam płyty z nagranymi skanami kompletu dokumentów składanych obecnie w trybie skargowym, jak również materiały i wyroki ze spraw poruszanych przed wyborami, które są równie istotne a zostały kompletnie wcześniej przemilczane. Nie odpuszczajmy tego panowie i panie, nie odpuszczajmy tej sprawy bo naprawdę warto ją doprowadzić do końca… do samego końca.

***

***

ponoć istotny ciąg dalszy nastąpi jeszcze przed stopnieniem śniegów…

…bądźcie wytrwali w poszukiwaniach a prawda sama was potrąci na swojej drodze swą oczywistością…

stoicki spokój i niezbita pewność siebie to wielkie kłamstwo legendujące oficjalne wyniki opadających jesienią liści…

 

 

 

 

 

 

 

0

Avern

Polak, Wegier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki (weg. Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát). Boze chron Wegry i Rzeczpospolita.

158 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758