LISIECKI, LISICKI, LIS czyli geneza „TYGODNIKA LISICIEGO”
21/12/2012
1034 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Szczerze? Brakuje mi w tym wszystkim tylko Listkiewicza :))
Publikacja: 20.02.2012 12:44 | Aktualizacja: 22.03.2012 07:02
Skandal – to zazwyczaj towarzyszy Tomaszowi Lisowi (46 l.), gdy odchodzi z pracy. Tym razem, po tym jak został wyrzucony z posady redaktora naczelnego tygodnika "Wprost", zaatakował swojego byłego pracodawcę, prezesa wydawnictwa Michała M. Lisieckiego.
– Nie byłem zaskoczony, że zostałem wyrzucony, bo jeśli idę gdzieś do pracy, to robię solidny research swojego pracodawcy i miejsca pracy. Z researchu wynikało, że praca powyżej roku z tym wydawcą okazać się może nie cudem, ale czymś w tych okolicach. Ja podjechałem prawie pod dwa lata – mówi Lis w wywiadzie udzielonym dziennikowi "Polska The Times".
Dziennikarz opowiada o kulisach jego zwolnienia z posady redaktora naczelnego tygodnika "Wprost" i konflikcie między nim a wydawcą pisma. Lis twierdzi, że wydawca "Wprostu" domagał się od niego "w sposób natarczywy" 25 procent udziałów w tworzonym przez niego portalu internetowym.
– Domagał się również przejęcia kontroli nad sprzedażą reklam w tym projekcie – mówi Lis. I dodaje, że wcześniej dwukrotnie proponował Lisieckiemu współpracę nad projektem, ale ten odmawiał.
– Nie był zainteresowany. Postanowiłem zrobić to sam. Kiedy projekt dojrzewał, okazało się, że udziały są w nim cenniejsze, niż wcześniej można było oszacować, i nagle człowiek wcześniej niezainteresowany zaczął wywierać na mnie presję – stwierdza Lis.
To nie koniec ataków Tomasza Lisa. Choć dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, były redaktor naczelny "Wprostu" twierdzi, że nie dostawał na czas swojej pensji.
– Na dłuższą metę nie jestem w stanie tolerować sytuacji, w której muszę zatrudniać kancelarię prawną po to, żeby ktoś mi wypłacił to, co jest zapisane w kontrakcie. Co w końcu następuje, ale z wielomiesięcznym poślizgiem, gdy grożę procesem – mówi Lis.
Co na to prezes Michał M. Lisiecki? W wydanym wczoraj oświadczeniu napisał, że Lis „swymi działaniami sprowokował zdarzenia, które uczyniły z niezależnego dziennikarza i redaktora naczelnego «Wprost» – przedsiębiorcę składającego osobiście oferty handlowe partnerom PMPG i AWR Wprost bez wiedzy i zgody wydawcy”. Lisiecki twierdzi, że działania Lisa doprowadziły do konfliktu interesów. „Zarząd PMGP oczekuje, że pan Tomasz Lis powstrzyma się od kolejnych prowokacji medialnych godzących w wizerunek wydawcy” – zakończył swoje oświadczenie prezes Lisiciecki.
Więcej
http://www.se.pl/rozrywka/plotki/lis-publicznie-pierze-brudy-zaatakowal-bylego-pracodawce_228443.html
Kiepska passa PMPG
2012-10-04 07:00
Spółka Michała Lisieckiego przeżywa w ostatnich miesiącach trudne chwile. Trudno nie winić za to jej właściciela
„Wprost” na sprzedaż? Takie głosy można usłyszeć po zamknięciu przez wydawcę tygodnika projektu „Bloomberg BusinessWeek Polska”. Jednak Michał Lisiecki, prezes Platformy Mediowej Point Group (PMPG), właściciela „Wprost”, zaprzecza.
— To plotki. Ten tygodnik jest strategicznym aktywem PMPG. Stawiamy na jego rozwój. Koniec „Bloomberg BusinessWeek Polska” to nauka, z której wyciągnęliśmy wnioski. Kryzys poobijał spółkę, ale pracujemy nad strategią, którą przedstawimy przed końcem roku. Po reformie modelu biznesowego nie będziemy działali tak szeroko, ale rentownie — twierdzi Michał Lisiecki. Porażka periodyku dla biznesu jest więc ostatnim etapem obcinania kolejnych gałęzi działalności spółki.
Zaczęło się od zamknięcia magazynu dla studentów „Dlaczego?”, potem były kolejne szybkie ruchy: rezygnacja z projektu telewizyjnego Machina TV, skasowanie drukowanej „Machiny”, wreszcie ostatnie — wymiana zespołu i poszukiwanie inwestora dla „Filmu”. Sprzedaż „Wprost” oznaczałaby więc pozbycie się jedynego aktywa przynoszącego poważną gotówkę.
Historyczna odwaga
Według szacunków „PB”, po zamknięciu „Bloomberg BusinessWeek” 80 proc. przychodów PMPG pochodzi ze sprzedaży i reklam we „Wprost”. Tyle że nie ma widoków na drugi oddech dla spółki, która jeszcze nie tak dawno deklarowała, że chce kupić, wycenianą na ponad 100 mln zł, telewizję Puls czy Presspublikę, wydawcę m.in. „Rzeczpospolitej”.
Perspektyw nie widać, bo kurs spółki jeszcze na początku roku szukał dna w okolicach 70 gr, jednak od lipca ustabilizował się w okolicach 10 gr. Ponadto za półrocze spółka wykazała spadek sprzedaży „Wprost” o 25 proc. i kilka milionów złotych straty, a więc o wsparciu z banków czy nowej emisji nie ma mowy.
— Karta się nie odwróciła, przecież zamknięcie części biznesu to nie porażka, lecz odwaga podejmowania trudnych decyzji. Żałuję jedynie, że ta lekcja przyszła dopiero po 12 latach, a nie na początku działalności — twierdzi Michał Lisiecki. Jednak spojrzenie na historię PMPG pokazuje, że porażka „Bloomberg BusinessWeek” to nie pierwszy nietrafiony pomysł 36-letniego szczecinianina, który jeszcze trzy lata temu widniał na liście najbogatszych Polaków magazynu „Forbes”, z majątkiem wyliczonym na 145 mln zł. Dziś cała PMPG warta jest około 10 mln zł.
Bal na Titanicu
Przez ostatnie lata Michał Lisiecki był zmuszony nie tylko zamknąć kilka kupionych wcześniej tytułów, ale m.in. na próżno płacił za prawa do tygodnika „Ozon”, wydawanego niegdyś przez Janusza Palikota. Później nie trafił z inwestycją w drukarnię, a spółka outdoorowa Media Works, kupiona za ponad 13 mln zł, także nie uzyskała zakładanej skali i rentowności. Najświeższą historią jest sprawa hucznej, udanej, ale też kosztownej imprezy, jaką w Krynicy Górskiej zorganizował „Bloomberg BusinessWeek” zaledwie kilkanaście dni przed decyzją o zamknięciu tytułu. Finansowy samobój?
— Nie było jeszcze wtedy decyzji o zamknięciu projektu. Na boisku gra się do ostatniego gwizdka. Dokończyć trzeba nawet przegrany mecz — broni pomysłu Michał Lisiecki, który zostawił za sobą już kilka spalonych mostów. Ostatnim jest Tomasz Lis, którego odejście z „Wprost” wyssało tygodnikowi 25 tys. sprzedanych egzemplarzy, a przejście do „Newsweeka” dodało rywalowi 30 tys. czytelników.
— Łatwy w biznesie zapewne nie jestem, ale rozlicza się za wyniki, a nie wrażenia — twierdzi Michał Lisiecki.
Jego zdaniem, skreślać go nie należy, w końcu z garażu (czytaj: pisma dla studentów) doszedł do przejęcia „Wprost” za 8 mln zł. Teraz jednak jego spółka sprawia wrażenie intensywnie poszukującej gotówki. Każdemu, kto kupi którąś ze 131 domen z jej portfolio, PMPG daje gratis kampanię reklamową o wartości zakupu. Na sprzedaż wystawiono m.in. takie perełki, jak pakiet ponad 20 domen z nazwiskiem Palikot, od januszpalikot.org i .com po jpalikot.pl. Cena? 20 tys. zł — tyle, ile kosztuje garaż w luksusowym apartamentowcu.
OKIEM EKSPERTA
Rynek nie ma sentymentów
JAKUB BIERZYŃSKI
prezes grupy domów mediowych OMD
Wątpię, czy jest miejsce na „BusinessWeek” u nowego wydawcy w Polsce. Rynek jest bardzo nasycony i konkurencyjny. Nowe projekty to loteria. Te marki tygodników, które już się na nim usadowiły, również nie mają lekko. Rynek reklamowy na dłuższą metę nie rządzi się sentymentem. Liczy się wynik, dlatego spadek sprzedaży np. „Wprost” ma zapewne odbicie w jego przychodach z reklamy. Celowo mówię o spadku sprzedaży, a nie czytelnictwa. Bo z tym drugim wskaźnikiem nikt się w domach mediowych nie liczy. Standard badań czytelnictwa jest w Polsce zły i zupełnie nieczuły na spadki sprzedaży danego tytułu. Dlatego liczą się twarde dane: kto ile sprzedał.
Karol Jedliński
ludzie.pb.pl/michal-lisiecki/2674864,47842,kiepska-passa-pmpg
Faza zalotów szczęśliwie zakończona
Spoko, wszystko zostanie w rodzinie
To się chyba nazywa trafić z deszczu pod rynnę :))
Grunt to "gwarancja niezależności" Panie Redaktorze Lisicki (tak wiem, Hajdarowicz śmierdział). Karnowscy będą mieli w co walić, zrobili wszystkich "niepokornych" bez mydła.