Lis zaprosił raz bociana
Na kolację, proszę pana.
Lis zaprosił raz bociana
Na kolację, proszę pana.
Lecz czy zrobił to lis szczerze,
Bo na stole są talerze?
Zupa smaczna jest nalana.
Lis zajada, proszę pana.
Ale bociek talerz dziobie:
"Z talerzem nie radzę sobie!"
"Nie smakuje zupa dana?"
Lis zapytał, proszę pana.
"Bardzo smaczna! – bociek rzecze
– Lecz mnie w gardle cosik piecze!"
Uczta trwała by do rana,
Ale bociek, proszę pana,
Rzekł: "Nie będziesz urażony
Kiedy wrócę już do żony?
Niech mi jednak będzie dana
Radość jutro gościć pana!
Żona dobrze ma gotuje!
Smakołyki przygotuje!"
Lis aż klepnął się w kolana
Tak z uciechy, proszę pana.
Odrzekł jemu: "Naturalnie!
Przyjdę jutro punktualnie!"
Jest godzina dogadana.
Lis się stawia, proszę pana.
Zasiadają do wieczerzy.
Lis się dziwi i nie wierzy!
Znad potrawy para bucha.
A nią żaba! Niech pan słucha!
Dzbanek duży, otwór mały,
A na dnie dzbana specjały!
Dziobem bocian ciągnie myszy.
Lis się wzdryga! Czy pan słyszy?!
Nastrój uczty bardzo chłodny.
Lis kładł spać się zły i głodny!
Tak to uczta jest wydana
Nie dla gości, proszę pana.
A czy boćki oraz liski
To nie obraz jest nasz bliski?