Byłem wczoraj na przedpromierowym pokazie filmu Krzysztofa Łukaszewicza pt. „Lincz”
Byłem wczoraj na przedpromierowym pokazie filmu Krzysztofa Łukaszewicza pt. "Lincz" opartego na wydarzeniach jakie miały miejsce we Włodowie w 2005 roku. Spośród tych, którzy czytają moje teksty niewielu jest chyba takich, którzy o tej głośnej sprawie nie słyszeli. Film jest wstrząsający. I to nie dlatego, że zawiera sceny gwałcenia w areszcie jednego z głównych bohaterów, jego późniejszego samobójstwa czy tłuczenia łopatami wiejskiego oprawcy. Nie odniosłem wrażenia, żeby reżyser epatował zbednym okrucieństwem. Film jest wstrząsający ponieważ jak w skupiającym zwierciadle odbija się w nim słabość państwa. Państwa które nie potrafi sobie poradzić z terroryzujacym wieś bandytą, za to z całą stanowczoscią niszczy mieszkańców wsi zmuszonych do tego żeby poradzić sobie z nim własnymi siłami.
Choć w związku ze zbliżajacymi się wyborami, zapowiedziami Sylwestra Latkowskiego nt. ujawnienia nowych dokumentów dowodzących powiązań oprawców Olewnika z policjantami czy premierą "Linczu" będziemy mieli prawdopodobnie do czynienia z pewnego rodzaju napięciem wokół problemu spójności i siły państwa, nie wierzę żeby stało się to przyczynkiem do jakiejś głębszej refleksji politycznej w tym zakresie. Nie wierzę ponieważ w gruncie rzeczy politycy doskonale wiedzą, że tym czego od nich jako społeczeństwo oczekujemy są złudzenia. Złudzenie bezpieczeństwa, złudzenie ochrony zdrowia, złudzenie bezpłatnych studiów, złudzenie bezpieczeństwa socjalnego i wiele innych.
Oczekujemy państwa omnipotentnego. Takiego, które da pracę, wychowa dzieci i obsypie gratisami. To niemożliwe. Nie sprawdziło się chyba nigdzie na świecie a w kraju na dorobku nie ma prawa sprawdzić się tym bardziej. Więc zamiast tego czego oczekujemy dostajemy złudzenia. Szansa na zmianę powstanie kiedy się złudzeń pozbędziemy. I zaczniemy od państwa wymagać mniej ale realnie.