Bez kategorii
Like

Lena Ledoff i Jej słodki Fryderyk

21/11/2011
642 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Bez Chopina nie ma pianisty. Ja przynajmniej takich nie znam.
Muszę i chcę go grać. Dzięki Bogu , jest coś takiego jak jazz,
który daje mi możliwość „zabawy muzyką”.
O jazzie i nie tylko rozmawiam z Gwiazdą Jazz Jamboree Leną Ledoff

0


 

 

MarylekP: Światowej sławy jazzman, wielokrotnie honorowany tytułem najlepszego pianisty jazzowego – Joe Zawinul  twierdzi, że od czasów Krzysztofa Komedy polscy pianiści jazzowi nie mają sobie równych.

 Wymienię choćby Kurylewicza, Makowicza, Jagodzińskiego , Nahornego, Możdzera,  to sami mężczyźni. Czy zawód pianisty jazzowego to typowo męskie zajęcie?

 Lena Ledoff :Myślę,  że w każdym zawodzie kobiety startowały później , o  jakieś 50-100 lat.  Czasy się jednak zmieniają i może kiedyś przestanę  być na scenie jazzowej „dziwolągiem” . Coraz więcej kobiet zabiera się za jazz. Najczęściej są to wspaniałe wokalistki. Zastanawiam się  czemu kobiety nie mogągrać jazzu na fortepianie? Wymieniając  moich ulubionych pianistów klasycznych, w pierwszej kolejności zawsze mówię o argentyńskiej pianistce Marthę Argerich.

Bez wątpienia niejeden pianista – mężczyzna zazdrości jej siły i charyzmy na scenie!

Czy odczuwa Pani presję ze strony polskich muzyków?

Czy w tym zawodzie bycie kobietą pomaga czy też nie do końca? 

– Spotkałam w Polsce wiele życzliwości  ze strony polskich muzyków .

 Cały czas gram z polskimi muzykami, mam swój zespół „Lena Ledoff Trio”. Wolę grać z mężczyznami, z nimi szybciej się dogaduję.

Czy pomaga mi w tym bycie kobietą?

Środowisko jazzowe jest bardzo męskie, kobiety przeważnie śpiewają, a przy okazji są żonami, dziewczynami muzyków. Jeżeli z tego porządku rzeczy się wyłamujesz, a do tego masz pomysł co grać, jak i z kim to musisz się liczyć z tym,  że potraktują ciebie jak kolegę po fachu.

Ale chyba właśnie o takie równouprawnienie  chodzi.

Grałam z wieloma  znanymi polskimi jazzmanami i zawsze  traktowano mnie przede wszystkim jak muzyka,  a dopiero  potem,  jak to się mówi „na zapleczu” – jako kobietę.

Uważam, że płeć w sztuce jest tak naprawdę  sprawą drugorzędną. Zwłaszcza w muzyce.

Polska czołówka muzyków jazzowych to bardzo hermetyczne grono. Pani udało się do niego dołączyć. Czy traktuje to Pani jako przywilej czy też konieczność ciągłej rywalizacji?

– Odpowiem jak ksiądz Boniecki: i to, i to.

 

Jest Pani pianistką, kompozytorką o światowej sławie. Czemu zatem polskie media tym nie żyją ? Czy nie zabiega Pani o popularność?

-Nie przesadzałabym z tą „światową sławą”. Skąd. Widocznie media uznają mnie za osobę mało wyrazistą.

Ja mam swojego Chopina, Komedę. Gdybym była młodą , energiczną dziennikarką z połyskującego czasopisma to też bym nie zainteresowała się Leną Ledoff i jej nudną muzyką.

Widocznie nie jestem ani trendy ani sexy.

 

W 2000r. założyła Pani swój zespół „Lena Ledoff Trio”, według krytyków jazzowych uznawany za jeden z najlepszych zespołów współczesnego jazzu. Trio tworzą młodzi, utalentowani polscy muzycy jazzowi – perkusista Przemek Knopik i kontrabasista Marcin Murawski.

W jaki sposób muzycy trafiają do Pani zespołu?

-Wymieniony przez panią skład to najnowszy skład mojego trio.

Grałam w tym składzie z wybitnymi muzykami: Wojtkiem Czajkowskim, Januszem Brychem, Krzysztofem Ciesielskim, Zbignewem Wegehauptem. Sposób w jaki trafili do mnie był prosty. Oni chcieli ze mną grać, a ja wiedziałam co mamy grać.

Pierwsza Pani płyta „Wish” to opracowania muzyki F. Chopina, K. Szymanowskiego i A. Piazzolli na trio jazzowe. Czemu taki wybór? Chopin , Piazzolla, Szymanowski…

-Ja mam bardzo szerokie zainteresowania muzyczne jazz daje mi możliwość realizacji tych zainteresowań

Gram z muzykami ,którzy czasami nie znają proponowanych przeze mnie kompozytorów, ale mają odwagę za to się zabrać. No i chyba sprawia im to wielką frajdę.

Kolejna płyta „My sweet Fryderyk” nagrana przez " Lena Ledoff Trio" i tu już tylko Chopin… w przepięknych, choć zaskakujących interpretacjach.

Zatem Chopin to Pani miłość?

-Chopin jest dla mnie jak i dla każdego pianisty koncertującego chlebem powszednim.

Bez Chopina nie ma pianisty. Po prostu tak już jest że z Chopina można zaczerpnąć całą wiedze o fortepianie. No może jeszcze Jan Sebastian Bach. Zresztą sam Fryderyk Chopin uważał Bacha za najważniejszego kompozytora wszech czasów.

Muszę i chcę grać Chopina. Ale dzięki Bogu , jest coś takiego jak jazz, który daje mi możliwość „zabawy muzyką”.

Bo cały czas „na poważnie” nie potrafię. Już taka jestem.

Moje przyjaciele twierdzą że mam duże poczucie humoru , dystans do siebie.

Cóż , Fryderyk też miał wybitne poczucie humoru.

Wystarczy poczytać jego listy.

 Może właśnie o tym, o poczuciu humoru Chopina jest ta płyta.

Najnowsza Pani płyta „Komeda- Chopin- Komeda” to suita jazzowa na fortepian solo. To dość zaskakujące połączenie.

W jakich okolicznościach zrodził się ten pomysł ?

Dlaczego Krzysztof Komeda? Czy wcześniej interesowała się Pani jego twórczością?

-Mój romans z muzyką Komedy zaczął się 1994 roku, kiedy po raz pierwszy przyjechałam na Jazz Jamboree, jako widz oczywiście.

 W przerwie pomiędzy koncertami kupiłam nuty z utworami nieznanego mi polskiego kompozytora.

Zawsze interesowałam się muzyką współczesną, europejską przede wszystkim. Komeda od razu zaimponował mi wyjątkową melodyką, językiem harmonicznym, osobliwym minimalizmem. To było coś, co przypominało miniatury Fryderyka Chopina z op.28.

Wiele lat później, w 2009 roku zaproponowano mi stworzenie projektu łączącego muzykę Chopina i Komedy. Najpierw myślałam o kwartecie jazzowym, ale im bardziej o tym myślałam i pracowałam nad tym, projekt zawężał się do fortepianu, a potem rozrósł się do formy suity fortepianowej.

Rafał Garszczyński,tak napisał o Pani płycie :"Lena Ledoff łamie wszystkie stereotypy. Nie robi tego jednak po to, żeby się wyróżnić, nie szuka na siłę popularności. Robi swoje. A fakt, że akurat teraz wydaje płytę łączącą kompozycje Krzysztofa Komedy i Fryderyka Chopina, wydaje się być zupełnie przypadkowo zbieżny w czasie z modą na te nazwiska. W efekcie powstała nie tylko ciekawa synteza muzyki dwu ważnych dla polskiej kultury kompozytorów. Powstała również świetna solowa płyta." Czy zgadza się Pani z tą recenzją?

-Oczywiście.

 Dobrze, że jest moda na Chopina i Komedę.

 Ale ja z tymi Panami mam znacznie dłuższy kontakt i nie ma on nic wspólnego z panującą modą.

Jestem pewna, że tych naszych relacji żadna kolejna moda nie zagłuszy.

Marcin Babko, z "Gazety Wyborczej" stwierdził:"Lena Ledoff podchodzi do twórczości obu klasyków z szacunkiem i wyczuciem. O ich muzyce opowiada własnym, bardzo oryginalnym językiem".

Pani Komeda brzmi jak Chopin, a Chopin jak Komeda.

To fantastyczne wymieszanie sprawia, że odkrywamy tych kompozytorów na nowo. Zachwycamy się Chopinem ,wzruszamy się Komedą .

Czy właśnie taki efekt chciała Pani osiągnąć?

-Dokładnie właśnie taki.  Dziękuje za trafną ocenę.

Paweł Sztompke, w swojej „Audycji na żywo” powiedział :"Świetny pomysł na płytę! Dlaczego nikt z polskich muzyków na to nie wpadł?"Jak Pani myśli dlaczego?

-Może dla tego że jestem Rosjanką?

Rosyjski poeta kiedyś powiedział: „Wielkie rzeczy lepiej widać z daleka”.

 

 Wierną wielbicielką Pani talentu jest siostra Krzysztofa Komedy – Pani Irena Orłowska, która napisała – „Lena Ledoff w cudowny sposób połączyła muzykę Chopina i mojego brata Krzysztofa. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej pięknej muzyki. Szkoda, że Krzysztof nie może tego posłuchać.”.To bardzo wzruszające.

-Oj bardzo.

 Mam zaszczyt przyjaźnić się z Panią Ireną, to cudowna kobieta. Parę razy byłam u niej w domu w Poznaniu ,w którym mieszkał Krzysztof Komeda. Pani Irena pozwoliła mi zagrać na pianinie Krzysztofa.

 To było wzruszające przeżycie. Cóż mogłam zagrać? Oczywiście „Kołysankę” z filmu „Rosemary’s baby”.

Jak Pani myśli czy Leszek Możdzer swoją płytą „Komeda Możdzera” również zachwycił Panią Irenę?

 Proszę o szczerą odpowiedź.

To pytanie należy zadać Pani Irenie. 

Pozostając przy Możdzerze , czy Pani zdaniem to geniusz?

Czy jest Pani jego fanką? Jeśli tak, to które jego projekty robią na Pani największe wrażenie?

-Znam się z Leszkiem, jest dobrym, uczynnym człowiekiem.

Pomógł mi kiedyś bardzo, jak pianista pianiście udostępniwszy mi swój fortepian razem z mieszkaniem na tydzień. Akurat wtedy bardzo tego potrzebowałam, a Leszek wie co to jest „głód grania”.

Czy jest geniuszem?

Myślę, że za sto lat dam wyczerpującą odpowiedź na to pytanie.

Ale dzięki Bogu tego nie dożyję (już słyszę śmiech Leszka).

Nie jestem jego fanką. Nie jestem fanką żadnego z artystów żyjących (teraz to już ja się śmieję).

Realizuje Pani wiele różnych projektów również teatralnych np. współpracowała Pani z Grzegorzem Jarzyną („Giovanni” Teatr Rozmaitości, Warszawa) Zbigniewem Brzozą („Bal pod Orłem” Teatr Studio, Warszawa) ,Tomaszem Wiśniewskim („Kołysanki” TVP2). Czy te projekty są dla Pani pewnego rodzaju eksperymentem ? Jakie mają dla Pani znaczenie. Szczególnie współpraca z Jarzyną .

 

-Uwielbiam teatr, to moja pasja.

Mogę robić dla teatru rozmaite rzeczy. Szkoda ,że tak rzadko przydarzają mi się takie okazje. Szkoda że spektakl Grzegorza Jarzyny tak szybko zszedł z afisza. Jest to spektakl trudny, osobisty i wymagający wiedzy nie tylko teatralnej ale literackiej i muzycznej. Jeżeli widz poszedł na spektakl „Giovanni’, żeby zobaczyć przygody Don Juana, rozumiem, że był oburzony. Tak samo miłośnicy Mozarta mogli być wściekli na naszą jazzową interpretację „La ci darem la mano”. Ale jestem dumna z tej współpracy. To znów moja ukochana klasyka.

 

23 listopada wystąpi Pani na festiwalu Jazz Jamboree, na którym zaprezentuje Pani swój genialny projekt „Komeda- Chopin- Komeda”.

 Do jakiego odbiorcy jest skierowany?

-Co do odbiorcy to powiem, że jest to dla każdego kto lubi muzykę akustyczną.

Będę grała na bardzo dobrym fortepianie Steinway więc dla mnie to będzie też przeżycie akustycznę.

25 listopada w Kaliszu odbędzie się Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych. Czy bierze Pani w nim udział?

Tak , zagram na otwarciu festiwalu mój projekt „Komeda- Chopin- Komeda”.

 

„Śladem Okudżawy” to najnowsza płyta Evgena Malinovskiego.

Gra Pani na niej na fortepianie. Czy jest Pani miłośniczką Okudżawy?

Czy też jest to koleżeńska przysługa?

Przyjaźni się Pani z Evgenem ?

 

-Trzy razy Tak!

Jakiej muzyki słucha Lena Ledoff poza jazzem?

-Łatwiej byłoby zapytać czego  nie słucham. A na poważnie: słucham Polskiego RadiaProgramu II, telewizję Mezzo, koncerty w TVP Kultura, Radio-jazz.

Uwielbiam big-bandy i orkiestry symfoniczne.

Jeżeli gdzieś w okolicy  Janusz Olejniczak gra Chopina to staram się być. Chętnie pójdę na koncert kapeli punkowej. Tylko jakoś nikomu nie przychodzi do głowy mnie tam zaprosić. Nie znoszę jazzu tradycyjnego i piosenki aktorskiej. Chyba wystarczy?

 

Jazz to Pani pasja, czy wypełnia ona całe pani życie?

Czy mąż jest Pani fanem?

Proszę opowiedzieć w jakich okolicznościach poznała Pani swojego męża, podobno to bardzo romantyczna historia.
-Z Przemkiem Dąbrowskim poznaliśmy się na scenie. Najpierw Przemek z Pawłem Pabisiakiem zagrali dwuosobową sztukę pod tytułem „Architekt i Cesarz Asyrii”. Ja miałam po nich grać koncert solo.

Stałam za widownią i mnie po prostu wmurowało. Nie mogłam oczu oderwać. Co to za aktor? Skąd? Dlaczego ja go nie znam?

Po prostu wspaniały, a do tego przystojny, wysoki. Na pewno zajęty, tak to już jest, pomyślałam sobie.

A po koncercie ten wysoki-przystojny podchodzi do mnie i mówi: „Cześć! Jestem Przemek! Będę od dziś twoim fanem. Pierwszy raz w życiu spotkałem taką kobietę…”

Po dwóch miesiącach Przemek mi się oświadczył.

Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od półtora roku. Przemek gra w Teatrze Nowym w Łodzi, ja gram koncerty, ciągle jesteśmy na scenie. Nic się nie zmieniło i chyba to jest najważniejsze.



Gdyby mogła Pani wybrać dowolnego pianistę do zagrania koncertu na dwa fortepiany kto by nim/nią był?

-Nigdy nie zastanawiałam się nad takim pomysłem. Wolę saksofon.

 

Czy myśli Pani o kolejnej płycie? Co to będzie?

-Muzyka rosyjska.

 

Na zakończenie proszę zdradzić o czym marzy Lena Ledoff?

-Pragnę grać, podróżować, wyjechać w długą trasę koncertową…

Nagrać kolejną płytę, napisać książkę, zasadzić drzewo i zająć się karjerą naszego psa Henia, który śpiewa.

 Śpiewa zawsze kiedy ja ćwiczę na fortepianie,  do każdego fortepianu, nawet jak słyszy go w telewizji , bądż w radio.

Nic  dziwnego bo Henio od dzieciństwa (a ma w tej chwili po nad rok) słyszy tylko fortepian.

Od jakiegoś czasu zaczęliśmy Henia nagrywać i trzeba przyznać , że niektóre z tych nagrań są  wręcz rewelacyjne!

Ostatnio  Henio razem z Piotrem Pałecznym wykonał finał koncertu f-moll Fryderyka Chopina .Program był emitowany przez TVP Kultura. Piotr Pałeczny przy fortepianie , a Henio przed telewizorem…  mówimy sobie , że  nie można takiego talentu marnować  bo bardzo możliwe, że na starość  Henio właśnie będzie nas utrzymywał.

 Przyszła gwiazda scen operowych Henryk "Makrela" Dąbrowski! – "Henio"

No i chciałabym dożyć przynajmniej wieku Artura Rubinsteina grając tak samo jak on – aż do końca.

 

Tego wszystkiego życzę Pani z całego serca.

Dziękuję za rozmowę.

 

MarylekP

 

 

 

0

MarylekP

22 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758