Protest lekarzy w Polsce, którzy odmawiają pracy w godzinach nadliczbowych, zakłóca pracę niektórych szpitali.
Finansowana przez państwo opieka zdrowotna jest chronicznie niesprawna, mówi się o niedoborze kadr i złej organizacji. W niektórych regionach procedura oczekiwania na bezpłatne świadczenia może trwać latami. Niskie zarobki mogą zmuszać lekarzy do pracy w nadgodzinach, choć w poniedziałek zaczęły obowiązywać podwyżki płac.
Kiedyś, w PRL rząd oświadczył, że się sam wyżywi. Twierdzono też, że wszyscy mają takie samie żołądki. O tym wiedzą z pewnością lekarze i dziwne, że mając takie same żołądki jaki inni Polacy, żądają płacy minimum dwa razy większej niż zwykli ludzie.
Lekarze nie chcą pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo. Ja też tak uważam. Tyle tylko, że należy odróżniać czas wykonywania pracy od czasu przebywania w pracy.
Polscy lekarze przebywając w szpitalu tracą czas ( i pieniądze). Siedzą w gabinetach wypisując bzdurne papiery. Wykonują czynności które z powodzeniem mogą wykonać pielęgniarki, które także sporą część swojego czasu spędzają na piciu herbatki oraz oglądaniu internetu na służbowych komputerach.
Ani lekarze ani pielęgniarki nie mają czasu na opiekę nad pacjentami. Leżałem niedawno w szpitalu i wiem, że żeby nie pomoc innych pacjentów i opieka członków rodziny pacjent w szpitalu „zgniłby” dosłownie na łóżku.
Leżałem też w amerykańskim szpitalu mając takie same zwykłe ubezpieczenie, jak emeryt z NFZ. Mam porównanie. Tam lekarza widziałem tylko rano na obchodzie, gdy cały zespół lekarsko-pielęgniarski przeprowadzał szczegółowy wywiad z pacjentem , w tym lekarz tzw. prowadzący. Ustalono procedury na cały dzień i realizowały go pielęgniarki.
Nazwisko pielęgniarki odpowiedzialnej z opiekę nade mną ona sama wpisywała na tablicy w moim pokoju po uprzednim przedstawieniu się z imienia i nazwiska. Na tablicy było także nazwisko asystentki pielęgniarki odpowiedzialnej za opiekę w moim pokoju.
Lekarza więcej w tym dniu nie widziano na oczy. Ci którzy wykonywali zabiegi przechodzili na sale operacyjne. Gdzieś w szpitalu pozostawał tylko dyżurny zespół interwencyjny dla całego szpitala i izby przyjęć. W sytuacjach awaryjnych wyznaczeni lekarze byli do dyspozycji pod telefonem i w możliwie krótkim czasie byli gotowi zgłosić się w szpitalu.
Wolny od krótkiego dyżuru w szpitalu czas poświęcali na opiekę w prywatnych przychodniach obsługujących oczywiście pacjentów w ramach posiadanych przez nich ubezpieczeń. Nikt ich do pracy nie zmusza, ale ci którzy nie praktykują w szpitalu, nie mają prawa wykonywania praktyki prywatnej. Proste i skuteczne.
Rząd nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Lekarzy zatrudnia nie ministerstwo, ale prowadzący poszczególne placówki. Wtedy nie szpital zabiega o lekarza, ale lekarz o możliwość pracy w szpitalu. A zarobki zależą nie od apetytu i pożądanego przez lekarza stylu życia, ale od rangi placówki zdrowotnej i umiejętności poszczególnych lekarzy.
Takie rozwiązanie nie wymaga nakładów finansowych a tylko małego wysiłku intelektualnego.
W sytuacji gdy wszystko regulują indywidualne kontrakty między pracodawcą i pracobiorcą nie ma mowy o jakichkolwiek protestach zbiorowych.
Tak się złożyło, że w tym roku musiałem skorzystać z pomocy lekarzy pogotowia ratunkowego aż trzy razy. Dwa razy w ciągu 9 ostatnich dni. Właśnie wróciłem i postaram się w skrócie wszystko opisać. Nie wiem czy to Wam pomoże, czy zaszkodzi
W warunkach amerykańskich pogotowie ratunkowe to tylko ambulans z przeszkoloną załogą, dobrze wyposażony a załoga potrafi pomóc praktycznie w każdej sytuacji.
W sytuacji awaryjnej dzwonisz – 911 i nie ma znaczenia czy to włamanie do twego domu, pożar czy potrzeba odebrania porodu lub atak serca.
Po telefonie w ciągu 2 minut w drzwiach stanęła policjantka z pełnym wyposażeniem do ratowania życia. Policjant potrafi wszystko to samo, co członek zespołu w ambulansie. Poród odbierze też.
Ale dziś do szpitala, na EMERGENCY zawiozła mnie żona.
Nie jestem objęty żadnym specjalnym ubezpieczeniem, korzystam z dobrodziejstwa Social Security czyli naszego ZUS i państwowego systemu opieki zdrowotnej, polski NFZ.
Korzystam jednak z systemu dużej ogólnokrajowej firmy ubezpieczeniowej Aetna, która za moją zgodą korzysta z pieniędzy które w Polsce marnotrawi NFZ i otrzymuję pełen zestaw świadczeń medycznych z lekami włącznie. Dopłacam niewielką sumę miesięcznie, ale to pozwala mi wybrać dowolnego specjalistę bez konieczności otrzymania skierowania od lekarza prowadzącego.
Moim lekarzem prowadzącym jest doktor Ewa, lekarka z Polski. Wybrana w plebiscycie jaki władze stanowe prowadzą wśród pacjentów na najlepszego lekarza domowego. Nawet gdy przeniosła swoją przychodnie do innego miasta poszedłem za nią. Na wizytę jadę godzinę, ale byłbym jechał i dwie (jeśli trzeba)- tak jak do mojego kardiologa jadę dwie godziny.
Moim sercem opiekuje się szpital w którym szlify kardiochirurga zdobywał prof. Z. Religa, a po nim kilku innych polskich wybitnych kardiologów. Leczenie w tym szpitalu nie kosztuje mnie ani centa. Koszty badań i leczenia pokrywa ubezpieczenie i organizacje charytatywne.
Pozostali lekarze specjaliści ( kardiolog też) to Żydzi . Doskonali, troskliwi lekarze i żadnemu z nich nie przeszkadza mój duży krzyżyk, którego nie kryję i się nie wstydzę. Żaden z nich nie nosi na sobie widocznych oznak swojej religii.
Miałem też jednego specjalistę Polaka i piszę o nim w czasie przeszłym. Tak jak w Polsce jedynie troszczy się o zarobek, a nie o pacjenta. Jego personel jest niezdarny i chaotyczny, Nie dbają o interes. Chodząc tam czułem się jakbym nigdy z Polski nie wyjechał.
Ale wróćmy do Emergency Room.
Tak to mój szpital.
Rejestracja trwała tylko chwilę, gdyż byłem już tam wcześniej i miałem tam operację, więc wszystko już w systemie komputerowym jest. Potwierdzono tylko moją tożsamość używając skanera dłoni, nie mylić z odciskami palców.
Aha. Dziś jest niedziela, ale potrzebowałem pomocy mojego lekarza specjalisty. Miałem sytuację bardzo groźną i potrzebowałem pomocy lekarza. Nie opisuję choroby, bo to prywatna sprawa.
Zadzwoniłem do przychodni, gdzie pełni dyżur pielęgniarka. Ona decyduje, czy mam dzwonić po pogotowie, czy działamy według innej procedury. Sprawdzili, czy nie zmieniłem numeru telefonu a po kilku minutach zadzwoniła do mnie lekarka, jedna w kilku w tej poradni, która dziś miała dyżur.
Poprosiła mnie abym dojechał na pogotowie to zrobią niezbędne testy i wszystko co konieczne
Po rejestracji posadzono mnie na wózek mimo, że czułem się ogólne dobrze poza tą wyjątkową sytuacją. Przepraszano, że muszę kilka minut poczekać, gdyż jest przygotowywane dla mnie łóżko.
Tak wygląda sala pacjenta na pogotowiu.
Przebrano mnie w szpitalny strój, podłączono monitoring i za chwilę przyszła pielęgniarka, która przeprowadziła ze mną szczegółowy wywiad wprowadzając wszystkie dane do komputera. Zaraz po niej przyszła pani lekarz, która w poprzedni piątek założyła mi niezbędne urządzenie, które teraz zdjęła i pobrała próbki do analizy dla szpitalnego laboratorium.
Dopiero wówczas przyszła osoba od „finansów”, ale też tylko sprawdziła, czy ma prawidłowe dane w komputerze.
Po tym przyszedł drugi lekarz, który jak się okazało bywał w Polsce- prowadził wykłady w Zielonej Górze.
Pielęgniarka zaglądała do mnie systematycznie. Po dwóch godzinach pobrała kolejne próbki do analizy porównawczej.
W międzyczasie odwiedził mnie woluntariusz z cudownym pieskiem – który, jak stwierdził najlepiej obniża ciśnienie. Psina wylizała mi rękę z rzadko spotykanym entuzjazmem Suczka miała na sobie zgrabną kamizelkę z napisem ” leczące pazurki”, naprawdę poczułem się lepiej.
Wkrótce przyszła pielęgniarka z informacją, że mój organizm zaatakowała infekcja, na szczęście nie wymagająca pozostania w szpitalu.
Zaraz też ponownie przyszła pani doktor, omówiła ze mną co mam robić dalej i stwierdziła, że mogę iść do domu. Przepisała antybiotyki.
Jutro mam wizytę u mojego lekarza specjalisty o godz. 12: 15 i z pewnością o tej godzinie będę w jego gabinecie.
Potem przyszła jeszcze inna pielęgniarka, przyniosła wypis ze szpitala, tabletkę antybiotyku oraz receptę na resztę.
Mogłem się ubrać i razem z żoną, która bez problemu przez te trzy godziny była ze mną w sali, jechać do domu.
PS. Wizyta w aptece wraz z potwierdzeniem, że ubezpieczenie pokrywa lek zajęła kilkanaście minut. Antybiotyk ( pełna seria na 10 dni) kosztował mnie w przeliczeniu na złote – 10 zł.
Muszę zapytać i poprosić Was o radę – czy powinienem wracać do Polski ? Byłem w rozterce, ale wróciłem.
Czy Duda z Morawieckim pod batutą Kaczyńskiego zapewnią taka opiekę, nie tylko emerytom?