„Wałęsa publikuje na FB dokument UOP z prywatnej kolekcji! Pewnie z kolekcji >wypożyczonych< w latach 1992-1995. Gdzie jest państwo prawa?" - napisał, komentując wpis byłego prezydenta Sławomir Cenckiewicz, członek kolegium IPN oraz dyrektor Wojskowego Biura Historycznego.
LECH WAŁĘSA PUBLIKUJE DOKUMENTY URZĘDU OCHRONY PAŃSTWA
Sławomir Cenckiewicz o publikacji dokumentów UOP przez Lecha Wałęsę: gdzie jest państwo prawa?
„Wałęsa publikuje na FB dokument UOP z prywatnej kolekcji! Pewnie z kolekcji >wypożyczonych< w latach 1992-1995. Gdzie jest państwo prawa?” – napisał, komentując wpis byłego prezydenta Sławomir Cenckiewicz, członek kolegium IPN oraz dyrektor Wojskowego Biura Historycznego.
Komentarz odnosi się do wpisu, który sam Wałęsa zatytułował: „w takich warunkach poradziłem sobie”. Na załączonym skanie dokumentu widnieje podpis ówczesnego szefa delegatury Urzędu Ochrony Państwa w Gdańsku kpt. Adama Hodysza. Czytamy w nim, że Hodysz prosi Andrzeja Milczanowskiego o „podjęcie dalszych decyzji” w sprawie zakupu nieruchomości „do prowadzenia kontroli operacyjnej Lecha Wałęsy”. Na skanie widoczna jest również uwaga prawdopodobnie samego Wałęsy o treści: „w każdym miejscu byłem podsłuchiwany i kontrolowany koszty się nie liczyły nawet w lesie od 1970 r.” – pisownia oryginalna.
Adam Hodysz był oficerem SB współpracującym od 1978 r. z antykomunistyczną opozycją, za co został skazany na sześć lat więzienia. Przekazywał istotne informacje m.in. o rozpracowywaniu przez jego instytucję działaczy opozycji niepodległościowej – w dużej mierze za pośrednictwem Aleksandra Halla. W 1988 r. wyszedł na wolność, w 1990 r. został zrehabilitowany. W latach 1990-1993 pełnił funkcję dyrektora delegatury UOP w Gdańsku.
Sam Wałęsa jako prezydent dwukrotnie wypożyczał dokumenty dotyczące agenta „Bolka”. Teczki wróciły zdekompletowane, z usuniętymi kartami – wskazuje dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz.
DOKUMENTY, KTÓRE ZNIKNĘŁY
Jak pisał dla Onetu Stankiewicz: „Jednym z najbardziej obciążających Lecha Wałęsę lustracyjnych faktów jest to, że jako prezydent posunął się do niszczenia akt dotyczących jego kontaktów z bezpieką”.
„W czerwcu 1992 r. upada prawicowy gabinet Jana Olszewskiego. Lech Wałęsa jest wówczas prezydentem i organizuje polityczny sojusz, by obalić rząd, który właśnie przesłał do Sejmu listę współpracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa na szczytach państwa. Szef MSW Antoni Macierewicz umieścił na niej samego Wałęsę, który miał być tajnym współpracownikiem o pseudonimie >Bolek< – przypominał Stankiewicz w artykule „Wałęsa wypożyczał dokumenty lustracyjne i je niszczył”. „Po zmianie rządu Wałęsa prosi kolejnego ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego – swego zaufanego współpracownika – by dostarczył mu dokumenty dotyczące >Bolka<. Wszystko jest na papierze – pokwitowanie zabrania akt Wałęsa złożył własnoręcznie. Dokumenty zatrzymuje w Belwederze, a po kilku miesiącach oddaje mocno zdekompletowane. Resztę miał dostarczyć później. I oficjalnie tak właśnie zrobił. Tyle że tę resztę dokumentów przekazał w zalakowanych kopertach. Wałęsa wiedział, że dopóki UOP jest kierowany przez jego ludzi, to nikt tych kopert nie otworzy” – czytamy.
Rzeczywiście, otwarto je dopiero w lipcu 1996 r., ponad pół roku po wyborach prezydenckich, które Wałęsa przegrał z Aleksandrem Kwaśniewskim. Zrobił to kolejny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski, człowiek nowego prezydenta.
Siemiątkowski zastał akta całkowicie zdekompletowane, bo Wałęsa tuż po przegranych wyborach zabrał dokumenty >Bolka< po raz drugi.
Zdaniem dr Piotra Gontarczyka – współautora słynnej książki >SB a Lech Wałęsa<, jednego z najlepszych speców od dokumentów bezpieki – kluczowych spustoszeń dokonano właśnie wtedy.
– Jedna ekipa niszczyła dokumenty w Pałacu Prezydenckim, ale druga została wysłana do gdańskiej delegatury UOP, by zatrzeć ślady, czyli niszczyć dokumenty w innych teczkach. Paradoksalnie ułatwiła to lista Macierewicza, bo te dokumenty zostały wówczas wyszukane i zgromadzone. To był dla Wałęsy przewodnik, co i gdzie należy niszczyć. Ale oczywiście, specyfika dokumentów esbeckich jest taka, że gdy TW donosił tak dużo i często jak >Bolek<, to trudno przewidzieć, gdzie znajdą się kopie jego donosów — tłumaczy historyk w rozmowie z dziennikarzem Onetu.
ZAUFANY ESBEK SOLIDARNOŚCI NA BRUKU
„Wałęsa czyścił też UOP z niewygodnych ludzi, którzy mieli wiedzę na temat jego przeszłości – wskazuje Stankiewicz. Jedną z ofiar stał się ppłk Adam Hodysz. To esbek, który za czasów PRL pomagał „Solidarności”, za co trafił do więzienia. Na początku lat dziewięćdziesiątych był szefem delegatury UOP w Gdańsku. To on kompletował na polecenie Macierewicza dokumenty dotyczące >Bolka<, które przesądziły o umieszczeniu prezydenta na liście agentów”.
„Na miejscu Hodysza Wałęsa postawił dawnych esbeków – majora Henryka Żabickiego i kapitana Zbigniewa Grzegorowskiego, którzy w przeszłości go rozpracowywali. Po 1989 r. związali się z Wałęsą, byli blisko niego i byli od niego zależni. Za ich czasów, jeśli w jakichś aktach znajdowano informację pochodzącą od >Bolka<, to materiał znikał. Dokumenty starał się potajemnie chronić ówczesny naczelnik Wydziału Ewidencji i Archiwum Delegatury UOP w Gdańsku, por. Krzysztof Bollin. Zresztą, kiedy po Hodyszu weszła do Gdańska ekipa esbeków, to ktoś wcześniej pokserował dokumenty, które oni później zniszczyli. I dla zabawy regularnie je potem wysyłał do delegatury UOP”.
ŚLEDZTWO W SPRAWIE NISZCZENIA AKT
„Nie wiadomo, czy za pierwszym razem Wałęsa zwrócił z wypożyczenia całość dokumentacji >Bolka<.. Prawdopodobnie dokumenty niszczono dwukrotnie, za drugim razem czyszcząc pozostałości pozostawione po pierwszym niszczeniu” – pisze Stankiewicz. „Wiemy jednak na pewno, że akta zostały dwa razy przez Wałęsę pobrane i wróciły z powyrywanymi kartami. W związku z tym szef UOP z nadania SLD Andrzej Kapkowski – skądinąd wieloletni oficer komunistycznej bezpieki – wysłał do Wałęsy pismo, żeby akta oddał. Odpowiedź nie przyszła. Wtedy Siemiątkowski zawiadomił Kwaśniewskiego i prokuraturę.
Śledztwo skończyło się niczym. – Postkomuniści nie mieli woli politycznej, aby tę sprawę doprowadzić do końca. Doniesienie do prokuratury – owszem, bo prawo ich do tego zobowiązywało, skoro były dowody na niszczenie dokumentów. Ale żeby angażować organa ścigania do walki z Wałęsą i to w sprawie jego działalności w PRL? Przecież oni zawsze twierdzili, że lustracja jest nieważna – uważa Gontarczyk.
„W latach dziewięćdziesiątych Wałęsa trafił na dość przychylną dla niego sytuację polityczną, żeby przeprowadzić operację niszczenia akt” – pisze dalej w artykule Stankiewicz. „Miał świadomość, że gdy wyprowadzi się z Belwederu, to te dokumenty może przejąć kolejny prezydent.
Było jeszcze jedno ryzyko – po 1992 r. i liście Macierewicza powszechna opinia wszystkich partii poza SLD była taka, że z aktami bezpieki trzeba coś zrobić. Cały czas dyskutowano o ustawie lustracyjnej i udostępnieniu kwitów SB”
„Z tego punktu widzenia koniec prezydentury był ostatnim momentem, w którym Wałęsa mógł dokonać operacji niszczenia dokumentów” – ocenia Stankiewicz w artykule dla Onetu. „Rzeczywiście, wkrótce zachodzi zasadnicza zmiana. Dwa lata po porażce Wałęsy do władzy dochodzi AWS, prawicowa koalicja stworzona przez »Solidarność«. Powstaje Instytut Pamięci Narodowej i rusza lustracja”.
SPRAWA WYBUCHU W GDAŃSKIM BLOKU, A SPRAWA HODYSZA
W sierpniu minionego roku Sławomir Cenckiewicz zwracał uwagę na postać Hodysza, odnosząc się do wybuchu w bloku z 1995 r., w którym mieszkał Hodysz. „Minęło ponad 10 lat, kiedy pracując kilka lat nad sprawą Wałęsy i przygotowując książkę >SB a Lech Wałęsa< spotkałem się z kilkoma osobami – urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami, a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy niezależnie od siebie mówili tak: >wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy< – pisał historyk, odnosząc się do tezy, że Hodysz był w posiadaniu kopii dokumentów agenturalny TW Bolka. „Dowodów nie było, a Adam Hodysz nie chciał o tym mówić. Powtarzał tylko do mnie te słowa: »nie chcę mówić o Wałęsie, bo przez niego ledwie życia nie straciłem«. To było intrygujące, ale wciąż słabe dowodowo”.
Na swoim profilu Cenckiewicz umieścił również akta: „W aktach sprawy Grzegorowskiego znalazłem niesamowity dokument: wniosek dowodowy Grzegorowskiego z 28 września 2005 r., w którym pisze on o znalezisku w mieszkaniu Hodysza właśnie w czasie tragedii bloku przy ulicy Wojska Polskiego. I dodaje, że UOP miał te informacje od swojego agenta! Szok!”.
TW Bolek
W styczniu tego roku grafolodzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna stwierdzili, że teczka personalna i teczka pracy TW „Bolka” – znalezione w domu gen. Czesława Kiszczaka – potwierdzają współpracę Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. Wyniki ich pracy zaprezentowano w Centrum Edukacyjnym Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie.
– Wnioski są jednoznacznie i nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Zobowiązanie do współpracy zostało w całości nakreślone przez Lecha Wałęsę, podobnie jak 17 pokwitować przyjęcia pieniędzy. 29 doniesień tajnych współpracownika zostało również nakreślonych odręcznie przez Wałęsę – wyliczał szef pionu śledczego IPN prokurator Andrzej Pozorski.
– Mamy jedno doniesienie, które nie zostało sporządzone przez Lecha Wałęsę, ale na każdej stronie zostało ono podpisane przez niego – dodał. Dyrektor Instytutu Sehna dr hab. Maria Kała podkreśliła, że to biegli byli odpowiedzialni za dobór metod badawczych. Nie stwierdzili oni śladów przerabiania czy kopiowania.
– Pismo było naturalne, nie stwierdzono zaburzeń motorycznych świadczących o próbach fałszowania podpisu. Eksperci stwierdzili też nawykowe cechy wykonawców – dodała Maria Kała.
– Od samego początku istnienia IPN prowadził badania nad „Solidarnością”. W ramach tych badań wydaliśmy kilkadziesiąt książek, w tym ta najsłynniejsza – „Lech Wałęsa a SB”.
Ta książka powstała w 2008 roku, dwóch pracowników Instytutu zebrało materiały, na podstawie których okazało się, że od grudnia 1970 do czerwca 1976 Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB, donosił na swoich kolegów i brał za to pieniądze – mówił wcześniej prezes IPN Jarosław Szarek.
– Publikacja tej książki wywołała kampanię nienawiści wobec Instytutu, wobec autorów. Nie było obelgi, której nie użyto, zwłaszcza wobec prezesa Janusza Kurtyki. Od tego czasu nie pojawiła się żadna publikacja, która kwestionowałaby tę publikację. Nie pojawiła się, bo nie mogła. Autorzy obronili prawdę. Ten stan trwał do roku ubiegłego – mówił dalej.
Biegli Instytutu Sehna prowadzili badania z dziedziny pisma porównawczego dotyczące teczek TW „Bolka” od maja 2016 r. Tylko co do paru dokumentów zgłoszone zostały wątpliwości, nie mają jednak one znaczenia dla tej oceny. Łącznie opinia liczy ponad 200 stron.
Lech Wałęsa wielokrotnie zaprzeczał, jakoby miał być tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL.
Źródła: