…zarówno oni z Warszawy jak i my z Poznania wiemy, że tym brudnym sukinsynom tylko na tym zależy; że to oni z wiodącego są pałkarzami…
Dziw, że jeszcze nie donoszą z Bygdoszczy, anonimowy Wiesław na przykład albo jakaś suwnicowa też anonimowa, że „przejść ulicą w Bydgoszczy nie można i nie wiadomo dlaczego tylu ludzi idzie na stadion, co za hołota, jednemu butelka z piwem spadła mi pod nogi, a szłam se do opery…”. No, ale ja nie o tym, bo dodatkowo mnie szlag trafi. Ja o tym meczu, co to i dla nich i dla nas jest o…, no jest o wszystko.
Zabrakło mi argumentu o co jest ten mecz przed chwilą, bo trochę przyznajmy jest tak, że dwie ekipy wejść do siebie do domu nie mogą, bo zgubiły klucze noszone na tasiemce na szyi, więc pchają się przez komin. To już inna rzecz i niech piekło pochłonie tych wszystkich, którzy doprowadzili do tego, że Kolejorz musi się aż tak napinać na PP i o tym jeszcze sobie pogadamy.
Na razie jest tak, że nie znam składu i tylko mam nadzieję, że na szpicy Lecha wyjściowo nie znajdzie się para Ślusarski/Ubiparip. Bo wtedy naprawdę mnie zmiecie w kąt. Więc wiemy, czego bym nie chciał. Nie chciałbym też, żeby kolega Bosy miał – z drugiej strony boiska – znowu dziś dzień mrówkojada. Chciałbym, żeby Semir był na swoim miejscu, a nie wydziwaczony, chciałbym wreszcie, żeby coś, co-kurwa-kolwiek wynikało ze stałych fragmentów gry bitych przez wspomnianego Semira i Kriveca, bo od sześciu meczy co najmniej biją na aferę.
Żeby Jacek Kiełb – chciałbym – w dzisiejszym meczu odrzucił ostatnią literkę nazwiska i ukąsił. Raz. On raz. Brachol na koniec mówi: – Zobaczysz w pierwszych 10-ciu minutach; jak będziemy grali w boki i do tyłu to gramy w obsranych galotach. Tu mu wspomniałem o strategiach i taktykach baskijskich, ale on – nie używający zazwyczaj wulgaryzmów – poprosił uprzejmie, żebym go nie wkurwiał.
Aha – chciałbym, żeby wyszli „na hymny” z podniesioną głową, nie gapili się pod nogi i na swoje różowe sznurówki. Tyle mam do powiedzenia obecnie.