Bez kategorii
Like

Lampa w oczy czyli smog świetlny

14/07/2011
495 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

Osobiście o jednym z rodzajów smogu elektromagnetycznego. Światło jako zanieczyszczenie. Refleksy i refleksje także w zakresie energetyki. Z góry przepraszam, że długie. I tak się streszczałam.

0


Zmęczona całodzienną harówką wyszłam na balkon. Popatrzeć w zapadający mrok, tak sobie, dla wyciszenia przed pójściem spać. Nagle (inaczej niż poprzednio) wmurowało mnie w beton. Oślepiona (jednym bardzo jasnym punktem) straciłam orientację. Zamknęłam oczy. Otwarłam patrząc pod stopy. Nie, nic mi się nie stało. Po prostu założono i włączono nową reklamę świetlną. Jej silne światło uniemożliwiało dostrzeżenie co się dzieje w jej pobliżu, na jej tle. Straciłam jakiś fragment horyzontu. Trudno się mówi. Teraz spuszczam po prostu żaluzje i szukam innych sposobów relaksu przed snem.

 

Gorzej ma moja sąsiadka. Żeby nie przedłużać powiem tylko, że po zamontowaniu w/w reklamy (silne, ukierunkowane, migające światło, znacznie wyróżniające się z tła i „agresywne optycznie”) zaczęła cierpieć na bezsenność i nasiliły się jej problemy z migreną i… ciśnieniem krwi. Nie, to nie jest hipochondria. Zjawisko jest znane od dawna. Przystępnie, zwięźle i konkretnie opisuje je strona (jedyna z zacytowanych w tym poście, którą polecam!!) o wymownym tytule „ciemna strona światła”:

http://www.astro.uni.wroc.pl/ciemna_strona_swiatla/css2/css2.html

 

To co opisałam wyżej, że pańciom „podpadła” reklama to jeszcze pestka. Ale te jaśnieoświecone reklamy odpowiadają nie tylko za pogorszenie stanu zmęczonych pań. – A to w Krakowie, a to w Radomiu skarżą się na nie… kierowcy. Poniżej przykładowy link.

http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110309/POWIAT0206/546793935

 

Czytelnicy przyznają chyba, że dezorientacja i oślepienie kierowców to już nie przelewki. (A reklamy są wszak umieszczane przeważnie na skrzyżowaniach, bo tak jest dogodniej dla reklamodawców a za to są to miejsca szczególnie „drażliwe” w ruchu drogowym.) Oślepiani ponarzekali sobie do lokalnych gazet i sanepidów. Ale co niby można z tym zrobić, jak nie ma przepisów?! Przynajmniej ja takowych nie znalazłam. Możliwe, że źle szukałam, ale nasz tut. Sanepid również rozłożył ręce. Jestem więc w dobrym towarzystwie legalnie (hienie) i prawnie bezradnych.

 

Jeden Poznań postanowił ruszyć temat. Poniżej dwa linki.

 

http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,9538820,Poznan_chce_walczyc_z_oslepiajacymi_reklamami.html

 

http://polskalokalna.pl/wiadomosci/wielkopolskie/poznan/news/poznan-zgasi-reklamy,1639883

 

W skrócie chodzi o to, że reklamy świecą za mocno, jakąś tam normę naruszają (w tym miejscu pomijam już kwestię kto wydał zgodę na postawienie tych paskudztw) i władze miasta Poznania miały z tym zrobić porządek (Zrobiły? Wie ktoś z Was? Nie znalazłam takiej informacji.). Szkoda tylko, że to ta przysłowiowa jaskółka, która nie czyni wiosny:(.

 

Osobiście zastanawiam się jakim trzeba być kretynem, żeby postawić reklamę o tej „sile rażenia” – Widzimy ją z odległości ok. 3 km (bo przebywamy w wysokim budynku górującym nad rozległą „wyspą” niskiej zabudowy). Tj. widzimy orgię barw i migającego światła, bo przekaz reklamowy (z racji odległości) do nas nie dociera. Może tam leci reklama maści na pryszcze a może TVN – my i tak nie widzimy. Jakiś kretyn marnuje zatem dużo energii i nic nie osiąga poza irytacją mieszkańców.

W dodatku to paskudztwo znajduje się w dzielnicy przemysłowej, w której w godzinach 23-4 nikt się nie plącze! – Reklama se miga i świeci a nikt na nią w tym czasie nie patrzy! Tego już nijak nie mogę pojąć – ponoć biznesmeny to takie pragmatyczne są. A tu tablica żre prąd (co kosztuje) w czasie, gdy tak naprawdę nie jest potrzebna!

 

Ale mniejsza z reklamą. Tak naprawdę, to zjawisko zaczęło się dużo wcześniej i gdzie indziej:).

 

Byłam jeszcze dzieckiem, gdy mi tłumaczono dlaczego jest tak daleko do obserwatorium astronomicznego i w ogóle czemu coraz trudniej jest prowadzić obserwacje, mimo rozwoju sprzętu. Nie wiem od jak dawna zjawisko astronomom towarzyszy (połowa XX wieku?). Mniejsza zresztą z tym. Same obserwacje astronomiczne jeszcze nie dotykają podstaw bytu każdego z nas oraz innych żywych organizmów.

 

Później (gdzieś tak od lat 80-tych) zaczęły się nieśmiałe doniesienia, że nie tylko astronomom, ale i zwierzętom światło (nadmiar sztucznego światła w nocy) też szkodzi. Traktowano to jak bredzenie eko-oszołomów. Postęp, wicie-rozumicie, konsumpcja i takie tam a oni niech spadają na drzewa.

Ekooszołomy na własną rękę zaczęły ratować oszołomione żółwie, które po wykluciu się lazły na drogę stanową, zamiast do oceanu. (Bo w naturze niebo nad oceanem było ciut jaśniejsze niż nad lądem i żółwie idące za głosem natury podążają do światła… W naturze miały trafić do wody a nie pod koła samochodów. Heh.)

Że co? Że kij tam z żółwiami? Niekoniecznie. Nie mam pod ręką, ani nie zdołałam odszukać materiału, który mówi o tym, że żółwie zjadają jakieś zwierzę, które to zwierzę zjada pokarm rybom, czy może sam młody narybek ono wyżera. W ten pośredni sposób żółwie ponoć mają się przyczyniać do tego, że jeszcze jakieś ryby po oceanach się plączą. Wzmiankuję to, by unaocznić Czytelnikom złożoność naszego otoczenia, świata przyrody. – W jaki sposób możemy rykoszetem oberwać za takie abstrakcyjne coś, jak śmiecenie światłem.

Nie dam głowy za prawdziwość tej informacji o diecie żółwi. Jednak jako pewnik możemy przyjąć, że skoro żółwie są na świecie, to mają na nim być. Ponadto z doświadczenia wiemy już, że każde zaburzenie równowagi w środowisku odbija się potem na nas samych. Dajmy więc żółwiom spokój z tą "lampą po oczach".

 

Później literatura zaczęła donosić o wpływie zanieczyszczenia światłem (smogu świetlnego) na ptaki, nietoperze, inne ssaki i człowieka. Przekrój tych zagadnień (nad którymi naukowcy pracują już od jakiegoś czasu) w popularny sposób podaje np. artykuł „Znikająca noc” z National Geographic (listopad 2008 r.). Artykuł ten podaje jeszcze więcej przykładów na to jak nadmierne światło „rykoszetem” wali w te składniki środowiska, po których najmniej byśmy się tego spodziewali. Tekstu nie znalazłam w necie, ale źródło to jest względnie dostępne a przy tym dosyć wiarygodne.

 

W międzyczasie przeczytałam doniesienie, że zmęczeni tym nieustannym blaskiem ludzie zaczęli chronić… ciemność jako dobro natury. (A! Bo roślinom też nadmiar światła podanego nie wtedy, kiedy trzeba, szkodzi.) Przepraszam Was bardzo:), ale to Onet:

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/kanadyjskie-ciemnosci-objete-ochrona,1,4230374,wiadomosc.html

Otóż w Kanadzie utworzono rezerwat ciemnego nieba. Nie pierwszy w świcie. Podobno takowe istnieją w USA, Szkocji, Słowacji a w Polsce w Górach Izerskich:

http://www.izera-darksky.eu/index-pl.html

(Strona ciekawa związana chyba z tą uniwersytecką, polecam choćby dla mapy przestrzennego rozkładu sztucznych świateł na nocnym niebie Europy.)

 

Jeszcze później sprawa wróciła do mnie w odsłonie nieco bardziej fachowej. „Przegląd Komunalny” (nr 8/2010) w artykule „Piękno musi być widzialne” wzmiankuje o „aurze emocjonalnej” (nie chodzi o New age’owe pierniki, tylko o samopoczucie ludzi) i „zmęczeniu oraz zniechęceniu” nazbyt ostrym światłem. Dalej (październik 2010, artykuł pt. „Symbioza światła i architektury”) PK sygnalnie próbuje określić podstawowe zasady oświetlania budowli i przestrzeni miejskiej. Czyli chyba na roboczo próbują jakoś rzecz uporządkować. Problem w tym, że to tylko takie „ględzenie fachurów” i prawnych skutków ono nie rodzi. A szkoda. – Wcześniej czy później każdy z nas zostanie „zbity” świetlnym smogiem.

 

Niestety jak się zdaje, brak jest uregulowań prawnych (nie wymagam od biznesmenów kultury i niech ci kulturalni wybaczą mi to zdanie, proszę).

Ja tam działań (w sprawie tej „mojej” reklamy „dającej mi po oczach”) nie podejmuję. Wiem bowiem z góry, że w obecnym stanie prawnym są one skazane na niepowodzenie (czego skutkiem będzie rozzuchwalenie buca od lampy po oczach). Wiem też, że nawet jeśli „czynniki” zechcą „się pochylić”, to i tak urodzą jakiegoś potworka (jak projekt ustawy „odorowej”), zamiast przyjąć rozwiązania życiowe typu nakaz wyłączania reklam w czasie gdy wszyscy śpią, nakaz ich „ściemnienia” do poziomu, który nie będzie powodował olśnienia kierowców i reszty świata, zasady ich umieszczania (nie, nie powinno być tak, że całe miasto jest w zasięgu tego śmiecia).

Reklamy papierowe (śmieci) w naszych skrzynkach pocztowych mają już jakieś (przynajmniej w teorii) obwarowania prawne – możesz se na skrzynce powiesić zakaz wrzucania a potem skarżyć firmy, których ulotki ów zakaz złamały. Wiem, wiem, teoretyzuję w sposób straszliwy i naiwny. Chodzi mi tylko o to, że istnieje JAKIKOLWIEK bacik na tego rodzaju śmieci. Reklamy świetlne tego nie mają. Jak znam życie długo jeszcze będziemy cierpieć z ich powodu.

 

Oczywiście światło jest nam potrzebne do orientacji w przestrzeni, nikt nie ma zamiaru wracać do kaganków, chodzi po prostu o ucywilizowanie tego rodzaju emisji. Są wszak normy na hałas (plus przepisy Kodeksu Cywilnego) chroniące nas przed nadmiernym hałasem. Są normy na promieniowanie elektromagnetyczne różnych długości (linie przesyłowe, fale radiowe, telefonia komórkowa, uwaga: bardzo upraszczam zagadnienie). A wszak światło jest tylko jednym z rodzajów promieniowania elektromagnetycznego. O smogu elektromagnetycznym, jako o kolejnym zagrożeniu środowiska i naszego zdrowia(?) przebąkuje się już od dawna. Czy nie czas uporządkować i tgo konkretnego rodzaju emisji, jaką jest śwaitło? Długo tak jeszcze będą nam świecić lampą po oczach?!

Istnieją przecież gotowe rozwiązania techniczne, z zakresu zwykłego życia, nie żadne cuda na kiju, pozwalające zmniejszyć uciążliwość świetlną niezbędnych nam do życia urządzeń (np. lampy uliczne, auta, lotniska i in.)! Idzie tylko o to, by je STOSOWAĆ! No, ale najpierw trzeba wiedzieć „o co biega”. Dlatego ponownie zachęcam do obejrzenia strony Uniwersytetu Wrocławskiego.

 

A co to wszystko ma do energetyki? Aaaa, tak z uporem maniaka wracam do Fukushimy. Japońce się ponoć martwią, bo tu, panie,elektrownię kaduk porwał a tu prądu im potrzeba itp. Z drugiej strony popatrzcie na Ginzę… (zdjęcie na górze). – Jakby wyłączyli połowę tego bezużytecznego śmiecia (reklamy mam na myśli – ja naprawdę wiem, że istnieją takie firmy jak Sony, Mitsubishi i parę innych! JUŻ wiem i nie ma potrzeby mi tym „dawać po oczach”), to może i któraś elektrownia jądrowa okazałaby się niepotrzebna;)? Aaaa, tak tylko pytam. Przewrotnie i złośliwie;), bo jestem niewyspana z powodu neonu.

 

 

Linki podaję tylko z szacunku dla źródeł (cytuję, nie kradnę) oraz Czytelników (nie stulam, lecz donoszę na podstawie wskazanych źródeł). Nie są one tak znowu odkrywcze;), by robić im klikaność.

 

Jedyną stroną, jaką gorąco polecam tym, którzy chcą się zapoznać z tematem jestwww.astro.uni.wroc.pl Na niej opisano i samo zjawisko smogu świetlnego i (co ważniejsze) pokazano przykłady zapobiegania mu.

 

Zdjęcie wprowadzające pochodzi ze strony worldofstock.com

0

bez kropki

Zwyczajnie. Po ziemi:). Na prosty chlopski rozum baby:). [Grafika pochodzi z galerii obrazów Aleksandra Horopa www.horopgaleria.bloog.pl (za zgoda Autora)]

133 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758