Otoczone błękitnymi wodami Oceanu Spokojnego wyspy były pięknym tłem dla głoszenia nadejścia nowego porządku: równości wszystkich ludzi, białych i czarnych, oraz powszechnego dobrobytu…
Otoczone błękitnymi wodami Oceanu Spokojnego wyspy były pięknym tłem dla głoszenia nadejścia nowego porządku: równości wszystkich ludzi, białych i czarnych, oraz powszechnego dobrobytu. Kult stał się widoczny gdy tubylcy zaczęli budować lądowiska i pasy startowe dla samolotów, nabrzeża dla statków, magazyny itp. Miejscowa ludność widząc, iż biali budują pasy startowe i lądowiska, czego wynikiem jest przylatywanie samolotów z żywnością i innymi dobrami, zaczęła ich naśladować. W świadomości tubylców samoloty przylatywały z nieba i były kierowane na ziemię przez bogów.
Władca pewnego plemienia od zawsze był przekonany, że budując pas pośród dżungli w końcu doczeka się samolotów z dobrami wszelakimi. Było mu o tyle łatwiej, że już się z Bogami zetknął, wiedział że produkują najlepsze wozy, mają najlepsze kantory z perkalem i śrebrnymi muszelkami i mają przecinki przez dżunglę, szerokie przecinki. On zaś był wodzem pod rządami którego zlikwidowano ostatnią wielką kuźnię i ostatni wielki pomost do dłubania łódek. Krążący pomiędzy stolicą a wybrzeżem wóz starego Sławonowaka przejeżdżał trasę wolniej niż za życia jego dziadka Sławoja, a było to za czasów gdy konie były dwa razy mniejsze, o ile w ogóle były.
Wódz męcząc się nocą, nie mogąc dobrać właściwej żony do swojego nastroju, cierpiał na bezsenność. Próbował grać w nigongo ale nie wiedzieć czemu kopanie łba osła przestało mu się podobać. Popadał w depresję. Nie wiedział, że to depresja, bo skąd miał wiedzieć. Szaman zaś protestował, mamrocząc coś o niezapłaconych rachunkach, pieczątkach i ziemi przekopanej na metr. Stanowczo odmówił przypisania zioła kawunga które po sfermentowaniu leczyło bezsenność i niemoc. Wódz w końcu zrozumiał. Bogowie będą Bogami nawet jak tu trafią przypadkiem. Kazał więc zbudować pas startowy, tak jak sobie wyobrażał pas startowy. Wykonał też szeroką przecinkę przez dżunglę. Co prawda przecinka zaczynała się równie nagle jak i kończyła, ale jak stwierdził wioskowy mędrzec “była przejezdna”. Najodważniejszego wojownika wysłał za góry z przesłaniem że odda Bogom wszystkie zgromadzone muszle i nasiona owoców niri niri w zamian za możliwość obcowania z nimi. Bo jak rozumiał lepiej być przy stole a nie na ruszcie. A wiedział co mówi bo ruszt nadal był sprawny a ostatnio używany za czasów jego dziadka o którym przecież starał się zapomnieć.
Pozostawało tylko czekać na Bogów. Mijały tygodnie, miesiące. By pokazać swoją otwartość każdemu obcemu co pojawił się w wioskach Wódz oferował a to chatę wszelkich opowieści, a to chatę z perkalem, a to kantor wymiany muszli na muszle, tylko że inne. Wojownik powrócił, jego opowieści jak to Bogowie popłakali się nad entuzjazmem Wodza wzruszyły wszystkich. Cała wioska płakała. I była dumna. Raz pojawił się srebrny ptak. Przeleciał nad lądowiskiem, ale odleciał. Na pamiątkę tej chwili wokół domu szamana postawiono kolorowy płot, organizując największy koncert wiejskich muzykantów w historii.
W końcu przybył wysłannik Bogów i powiedział, że Wódz może (tu zawiał wiatr i opowieść ma w tym miejscu lukę) jego władcę i że nie może zostać na obiad. Wódz zamyślił się i powiedział słowa które już zapisano na piasku złotej plaży.
NIE JESTEŚMY WSZECHMOCNI
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kult_cargo
http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Frum
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kult_Johnsona