Czy zyskali pacjenci?
Wszystkie bodaj apteki prowadzą sprzedaż leków zarówno refundowanych, jak też nierefundowanych. Ponieważ ustawa refundacyjna miała zapobiec zbyt wysokim cenom tych dotowanych leków, przeto po jej wprowadzeniu szereg cen obniżono i ustalono (są niezmienne). Skoro jednak w tym segmencie leki potaniały, to w drugim segmencie – leki nierefundowane – ceny zostały podniesione, aby dochody z aptek pozostały na niezmienionym poziomie, wszak właściciele tych humanitarnych zakładów usługowych nie mogą obniżyć poziomu jakości swego szlachetnego życia.
Ale w internecie można handlować jedynie nierefundowanymi lekami, przeto „wirtualni” sprzedawcy skorzystali na ustawie refundacyjnej, bowiem albo podnieśli ceny tych leków (nie obniżając cen leków refundowanych, bowiem ich nie mieli), albo mieli większy margines do obniżki i przy niższej cenie zwiększyli swoje obroty (sprzedaż).
Niektóre apteki, w tym internetowe, premiowały swoich klientów za lojalność. Podczas sprzedaży apteka naliczała punkty w zależności od wysokości zamówienia i klient gratisowo wybierał sobie potrzebne leki. Trudno powiedzieć, czy ustawodawca wziął ten czynnik pod uwagę i czy istotnie zakazał premiowania stałych klientów, bowiem na zdrowy rozum – co ma piernik do wiatraka? Przecież stara kupiecka zasada mówi – kupujesz więcej to masz ulgę – albo rabat, albo punkty do realizacji gratisowych dostaw.
Niezależnie od tego jaka jest prawda, pewna internetowa apteka poinformowała swoich stałych klientów – „W związku z wejściem w życie 1 stycznia 2012 nowych przepisów ustawy Prawo Farmaceutyczne zabraniających reklamy aptek informujemy, że program lojalnościowy zostaje zamknięty 31 grudnia 2011 roku. Punkty zebrane w ramach programu będą Państwo mogli wymieniać na nagrody do 30 czerwca 2012”.
Jeśli ktoś nie zajrzał do swej ulubionej apteki przez pierwszą połowę roku, to zgromadzone a niewykorzystane punkty stracił. Dlaczego o półrocznym terminie apteka nie poinformowała swego klienta – trudno dociec, wszak nasze firmy słyną z uczciwości i solidności… No i oczywiście nowych punktów nie dodaje się, bowiem jest to zabronione (przynajmniej wg zarządcy apteki – na podstawie nowego prawa).
A to oznacza, że właściciele aptek po wejściu jakże chwalebnej ustawy, zarabia na niej niejako w dwójnasób – zawłaszcza przyznane już punkty oraz nie dolicza nowych, zgodnie ze swoim poprzednim regulaminem, który został anulowany i to na podstawie ustawy o refundowanych lekach. Jednym słowem – po wejściu ustawy zwiększyła się opłacalność apteki kosztem nabywców leków.
Dziękujemy zatem Państwu i aptekarzom za dźwignięcie Polski na wyższy poziom ekonomii – czy o to chodziło naszym kosztownym w utrzymaniu posłom?
Co stało na przeszkodzie, aby wszystkie leki miały swoje stałe ceny, niezależnie od refundacji? Statystyczny apteczny klient i tak wyjdzie na zero, bowiem tyle co zaoszczędzi na refundowanych, straci na nierefundowanych. A ile straci teraz czasu na szukanie tańszej apteki, aby zaoszczędzić kilkadziesiąt groszy? Odwiedzi szereg aptek, zedrze buty, pojeździ komunikacją za darmo, jeśli ma bilet miesięczny albo jest wiekowym obywatelem zwolnionym z opłat za bilety. Gdyby policzyć zużyte paliwo, zadymione powietrze, czas stracony na „okazyjne łowy”, zdarte obuwie i rozklekotane stawy kończyn dolnych, to mogłoby się okazać, że obiektywnie zysku żadnego nie ma ani konkretny pacjent, ani ta nasza cała ludzkość…
Być może większość starszych ludzi kiepsko sytuowanych jeździ darmowymi autobusami, bo to dla nich pewna rozrywka – pogadają z innymi współpasażerami (o podobnej finansowej i wiekowej sytuacji), ponarzekają na życie i na kolejny rząd, potraktują pojazd (także przystanek i aptekę) niczym kawiarnię (ale bez opłat za kawkę i ciacho), zaoszczędzą złotówkę, a budżet miasta dopłaci im do podróży jednak cokolwiek więcej, zaś wspaniałomyślne Państwo zafunduje drogocenną endoprotezę. I takie „interesy” robimy niemal w każdej dziedzinie…
Jeśli jednak wielu obywateli jest za wolnym rynkiem, czyli nie popierają stałych cen leków, to można zapytać – a dlaczego leki refundowane mają być w jednakiej cenie? Bo łatwiej je rozliczać z uwzględnieniem cen dotacji? W dobie komputerów? Dlaczego każda apteka nie może sprzedawać po swojej cenie? Dotacja byłaby jednakowa do konkretnego leku, zaś cena mogłaby być dowolna, jak poprzednio.
Apteka mogłaby sprzedawać także taniej niż obecnie, bowiem mogłaby premiować – jeśli kupisz i wydasz więcej niż 100 zł, to masz upust. Albo – kupisz 10 leków, to najtańszy masz za darmo. Jaki problem wprowadzić ciekawe promocje? Chyba ustawa nie zakazuje obniżania cen? Natomiast chwyty typu „lek za grosz” – oczywiście jako absurdalne – powinny być w przepisach uznane za nielegalne, bowiem oparte były na rozmaitych szwindlach, niegodnych aptekarskiego fachu.
To oczywiście drobiazgi – po wejściu Ustawy refundacyjnej pacjenci zostali mimowolnie wplątani w chaos panujący na rynku leków – stracili setki milionów złotych, bowiem okazało się, że wykazy zawierały leki z pomniejszonymi dotacjami albo w ogóle ich nie ujęto na liście (a to trąca cokolwiek machloją).
Jeśli wielcy klienci potrafią negocjować niższe ceny ze znanymi koncernami, to znaczy, że mniejsze państwa od Polski (np. Czechy) powinny mieć leki droższe niż u nas, a obserwacje są akurat przeciwne. No i dlaczego Polska nie dogada się z paroma mniejszymi państwami regionu i dlaczego wspólnie nie wystąpią o dostawę w ramach wspólnego kontraktu, dzięki czemu ceny byłyby możliwie najniższe a przy okazji jednak powinny być jednakowe ceny w regionie? Zresztą, jeśli znane koncerny kierują się w swej działalności nie tylko zyskiem i nie prowokują konkurencyjnych rozgrywek pomiędzy różnymi państwami, aby ceny na ich leki zwyżkowały, to powinny proponować wszystkim państwom jednakowe ceny dostaw albo – kierując się rozsądkiem i uczciwością – wprowadzić współczynnik zależny od bogactwa obywateli danych państw, zatem ten sam lek mógłby być najtańszy na Ukrainie, droższy w Polsce i najdroższy w Niemczech. A bywa odwrotnie!
Leki są segmentem podobnym do kosmetyków i środków piorących – spore nakłady na poszukiwania, rozruch produkcji i modyfikacje, ale potem to już „złote żniwa” przy dużej przewadze zysku nad wartością surowców, zatem tu można politykę cenową prowadzić znacznie elastyczniej, niż w przypadku samochodów, gdzie rentowność produkcji jest niewielka.
No i co mamy po wielkiej zmianie w sposobie rozliczeń leków? Bałagan i irytację pacjentów oraz rozgoryczenie lekarzy, którzy mają zajmować się pozamedycznymi księgowymi sprawami. A jakie są koszty przygotowania, wydruku i rozpowszechniania kolejnych wykazów leków refundowanych (co dwa miesiące) i koszty utrzymywania dyskutantów, walczących o wprowadzenie danego leku na listę lub o skasowanie z niej?
Ile czasu tracą media, a ile miliony Polaków obserwujących mniej lub bardziej „mądre” dyskusje na tematy, które w innych państwach nie zajmują tamtejszym obywatelom ani minuty, bowiem mają tam sprawniejsze rządy osadzone w lepszej gospodarce?
Gdyby zwierzętom wyjaśniono zasady funkcjonowania ludzkich klinik, to byłyby wdzięczne za całkowite urynkowienie klinik weterynaryjnych. Oczywiście – w przypadku zwierzątek mamy inne procedury i wymagania – jeśli kogoś nie stać, to zwierzaka nie leczy, co zazwyczaj skraca żywot jego pupila, a jeśli jego cierpienia miałyby być „niekomfortowe”, to po prostu właściciel w rozpaczy decyduje się na finalny zastrzyk, czego nie można dokonać wobec śmiertelnie chorego człowieka.
Prawdopodobnie nie ma idealnego systemu społecznej opieki zdrowotnej, ale ostatnie lekowe eksperymenty dokonywane na (jeszcze!) żywym polskim społeczeństwie przypominają niemal półwieczne doświadczenia socjalistycznych (komunistycznych?) ideologów na wschodnioeuropejskich narodach, co skończyło się wielką ekonomiczną i ideologiczną klapą.
I kolejny raz musimy przeżywać upokorzenia, kiedy to my sami wylewamy nawzajem pomyje na siebie, inne zaś narody Europy po prostu znowu z nas się śmieją, wskazując na polski rząd w aspekcie polskiej gospodarki. Miło nam? Oczywiście wszyscy wiedzą, kto jest temu winien, jedynie rząd udaje, że nie wie. Ale czy zmiana rządu spowoduje poprawę w tej, czy innej, dziedzinie? Przecież to nie jest ani pierwszy, ani nie jedyny rząd, który wskazuje właściwy kierunek po 1989, kierunek, który okazuje się jednak błędny.