Kto uratuje Polskę
01/04/2011
539 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
„A Polski nie uratuje nikt, tylko jaki Sulla” – miał powiedzieć Stanisław Staszic na wieść o zalimitowaniu się sejmu w roku 1792 i ogłoszeniu wojny przeciwko Rosji w obronie majowej konstytucji.
Wojny prowadzonej z wdziękiem młodego adepta szkoły fechtunku, który wyrusza na spotkanie gromady uzbrojonych w drągi drabów z floretem w dłoni prawej i batystową chusteczką w lewej. – Nikt tylko jaki Sulla – zapamiętajcie to sobie, bo dziś jest tak samo, a przypomniało mi się powyższe kiedy przeczytałem tekst ravena59 o nowej ordynacji wyborczej, która ma zapewnić monopol na władzę spadkobiercom partii zrodzonych w bólach przy okrągłym stole. I nie ma żadnego znaczenia czy partie te będą się nazwały PO, UW czy jakkolwiek inaczej, ważne będzie to, że żadne już wybory nie będą miały dla tych partii znaczenia, bo wszystkie będą wygrane. To właśnie gwarantuje im nowa ordynacja, gdzie zapisane jest że głosowanie trwa dwa dni, a starsi ludzie mogą głosować przez pełnomocników. Wygrane wybory gwarantuje im także ustawa o zakazie emisji spotów wyborczych w mediach. Oni idą po władzę, pełną władzę, która nie będzie już zależna od kaprysów jakichś nędznych proli, ale będzie władzą oligarchii prawdziwej, to znaczy takiej, która nie cofnie się przed użycie siły wobec zbuntowanych poddanych, a jeśli nie uda się użyć siły pochodzącej z rodzimych zasobów to wezwie się na pomoc jakąś europejską prewencję, która spacyfikuje i tak przecież przez siebie pogardzanych mieszkańców Polski.
Po wygranych przez PO jesiennych wyborach nie będzie już wolnego Internetu, nie będzie radia Maryja, ani nie będzie żadnej medialnej przestrzeni gdzie można by usłyszeć głos lub przeczytać tekst niezależny od woli strażników oligarchii. Pojawią się – jak przypuszczam – trybuni ludowi, jacyś bardowie, tacy sami, jak ci którzy pojawili się w Okcytanii przed przybyciem tam Francuzów z Szymonem de Montfort na czele. Będą mówić, prorokować, straszyć, ale ludzie nie będą już mieli siły, by cokolwiek z ich proroctwami zrobić. Będą mogli tylko czekać na krańcową degradację, jeżeli nie na coś gorszego. Kiedy ci szwendający się od miasta do miasta trubadurzy klęski zdenerwują władzę – przepędzi się ich lub powystrzela, to zależy od kaprysu tej władzy. W najlepszym razie ośmieszy. Ludzie jeszcze raz będą musieli uwierzyć, że minimum socjalne, podstawowe wygody i furmanka opału na zimę to luksusy dostępne nielicznym. Ich głos, sprzeciw, dusza i ciało przestaną mieć w końcu jakiekolwiek znaczenie i ktoś wpadnie kiedyś na pomysł, że to jest przecież nieracjonalne, by takie bydło zaludniało dobre i nadające się pod uprawie ziemie, by mieszkało nad pięknymi rzekami i w atrakcyjnych górach. Trzeba to gdzieś przesiedlić, gdzie nie będą przeszkadzać. Gdzie? Może na tereny skażone promieniowaniem? Wyginą szybko i po kłopocie.
Powiecie, że przesadzam? Ok. Mówicie sobie. Co mnie to w końcu może obchodzić. Myśli te, jak nadmieniłem nawiedziły mnie po przeczytaniu tekstu ravena59, szczególnie zaś jednej jego frazy – słów Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział – zmiany w ordynacji wyborczej umożliwiają sfałszowanie wyborów.
I cóż ja mogę rzec w takiej sytuacji? Mogę tylko powtórzyć – tylko jaki Sulla, kochany panie prezesie, tylko jaki Sulla.
Gadałem wczoraj z Intuicją o sytuacji w PiS, o której nie gadamy, bo nie wypada, bo nie wolno krytykować, bo rocznica 10 kwietnia, bo wybory które trzeba wygrać. Krytyka może źle wyglądać, może psuć wrażenie jedności, które jest szalenie ważne. Nie wiem dla kogo jest to wrażenie ważne, ja bowiem osobiście nie lubię karmić się złudzeniami. Pamiętam jak po tej pamiętnej wizycie w sztabie wyborczym PiS, gdzie byliśmy z Toyahem przed wyborami prezydenckimi, Toyah powiedział coś takiego – wiesz, teraz to im nie dołożę, bo nie czas na to, ale po tych wyborach to sobie nie odmówię. Mam zwyczaj słuchać starszych i mądrzejszych i uważałem wtedy, że to rozsądne. Dziś widzimy, że ludzie mieniący się wtedy członkami PiS wcale nimi nie byli, już wtedy. Trzeba nam było krzyczeć w niebogłosy, że dzieje się szalbierstwo, że kłamią, że kampania jest szczytem kompromitacji, że nie mają pojęcia o czym mówią i co chcą osiągnąć. Trzeba nam było krzyczeć już wtedy. Krzyk później nie ma znaczenia, jest tylko potwierdzeniem ich sukcesu i w uszach takich Migalskich brzmi jak harfa eolska.
Gdybym zebrał wczoraj na imprezię dwadzieścia osób wygralibyśmy tę cholerną kampanię bez pomocy telewizji, radia, a myślę, że nawet bez pomocy bilbordów. Wystarczyłoby puścić w sieci bloki filmowe z pociętymi wypowiedziami Tuska, Schetyny, Nowaka, Palikota i paru jeszcze osób, dać do tego podkład muzyczny i podstawa na której utrzymała by się pisowska łajba wyborcza byłaby gotowa. Resztę też dałoby się zrobić. Nie jest to jednak istotne. Ważne jest coś innego, ważne jest to, że dziś słyszę ponownie tę samą mantrę – nie można krytykować, bo zbliża się rocznica, nie można dzielić prawicy, nie można mówić tego, nie można mówić tamtego. A prezes zauważa, po odrzuceniu przez Sejm poprawek PiS do ordynacji wyborczej, że wybory mogą być sfałszowane. Ludzie. To jest kolejna pułapka, większa i znacznie groźniejsza niż ta w Smoleńsku, bo to jest pułapka na nas wszystkich. Żadne cuda wam nie pomogą, jeśli PO wygra wybory. PiS zostanie rozbita w proch w kilka dni po tych wyborach, prezes przestanie być już potrzebny jako polityk, jako opozycja, jako parawan dla demokracji, bo i sama demokracja przestanie być potrzebna. Ona jest już dziś niepotrzebna nikomu i widać to gołym okiem. W Polsce zaś jest ona jedynie po to, by w „wolnych i demokratycznych wyborach’ pozbyć się Kaczyńskiego. Po nic więcej. Połowa uprawnionych nie głosuje, z głosujących połowa jest przekonana, że Kaczyński to hitlerowiec i zamierza zaatakować Rosję, a także zabronić latem grillowania po 21.00 oraz używania prezerwatyw. Połowa ta pójdzie głosować na Tuska i nic ich nie zatrzyma.
Tak zwana prawica zaś miast szukać sposobów na aktywizację tych, którzy nie głosują i nie zagłosują choćby wydarzyło się w Polsce tysiąc katastrof lotniczych, w których giną politycy najwyższych szczebli zużywa całą energię na zachowanie pozorów jedności i propagowanie właściwych postaw ideowych i moralnych wśród tych, którzy i tak są przekonani. To jest oczywiście wygodne i daje dużo satysfakcji, ale to jest budowanie getta, nie prawicowego bynajmniej, ale polskiego getta. Bo ci, którzy znajdą się poza gettem dostaną propozycję, słabo płatną ale zawsze to będzie coś, która pozwoli im się z Polski i polactwa wymiksować. Ci w gettcie zaś zostaną, przekonywani do końca przez proroków, tych prawdziwych i tych fałszywych, że wszystko jest w porządku, że te pociągi, które stoją na bocznicach to pociągi do sanatoriów.
Intuicja przekonywała mnie wczoraj, że bałagan po stronie PiS to wynik lenistwa i braku koncepcji, że nie ma kim robić po prostu. No i co ja mogę rzec na to. Po 10 kwietnia zeszłego roku ludzie rzucili się do lokali PiS by zapisać się do partii, by pomóc jakkolwiek, bo w tę partię wierzyli. I co? Ktoś to wykorzystał? Nikt, bo działacze doskonale wiedzą, że nie chodzi o żadną aktywizacje narodu, o żadne wygrane wybory, o żaden sukces, chodzi o przewidywalność ich własnego losu, o mały prowincjonalny bolszewizm rodem ze środkowego PRL, który każe im pieprzyć raz coś o programie gospodarczym, zaraz potem o Matce Bożej, żeby od niej z kolei gładko przejść do husarii i sztandarów, a także wszechobecnej agentury, na którą trzeba uważać. Po skończonej tyradzie zaś pójdą pograć we flipery czy inne owocówki w budzie, gdzie prócz automatów jest jeszcze kebab i piwo.
Ludziom potrzebny jest sukces. Więcej – potrzebny jest triumf, jeśli nie będzie go w tych wyborach nie będzie go nigdy. Już nigdy. I nie chrzańcie mi tutaj o tym, że PiS ma czas, by dać się Platformie skompromitować. Kryteria kompromitacji już dziś nie istnieją, a po wyborach wygranych przez PO śladu po nich nie będzie. Będą tylko ci, którzy dają sobie rade i frajerzy. To widać już teraz. Gwarantem tego stanu rzeczy jest nowa ordynacja wyborcza.
Nie wiem kim są ludzie, którzy prowadzą Jarosława Kaczyńskiego do jesiennych wyborów, ale jeśli będą to robić tak jak do tej pory, jeśli będzie to debatowanie w niszowych mediach elektronicznych połączone z puszczaniem raz na jakiś czas filmów, a niechby tak dobrych jak „Krzyż” to znaczy, że ludzie ci nie rozumieją o co tak naprawdę toczy się gra i co szykuje Donald Tusk z kolegami. Nie rozumieją, albo liczą na to, że ich to nie dotyczy, bo oni są z tej samej bandy, to jest chciałem powiedzieć oligarchii, tyle że teraz, dla potrzeb kampanii, chwilowego kaprysu lub na życzenie bogatej ciotki ze Stanów, zaangażowali się do prowadzenia spraw tego całego Kaczyńskiego i jego rodziny. Podejrzewam, że raczej jednak to drugie. Nie wątpię bowiem, że wokół prezesa jest całe mnóstwo osób ściśle wyselekcjonowanych, towarzysko i środowiskowo mocno osadzonych, świadomych realiów i konsekwencji wypowiadanych słów oraz czynów. Nie wątpię w to, ani na moment, dlatego jeszcze raz powtórzę – tylko jaki Sulla.