W związku z ponoć już organizowaną przez tarasowców zadymą w dniu 10 kwietnia mam następującą propozycję: Zbierzmy wszystkie swoje kontakty do Stanów, zwłaszcza do Kongresu Polonii Amerykańskiej i środowisk polonijnych
Ktoś stamtąd musi mieć dojście do agenta Stevena Seagala.
A ten, w dbałości o wizerunek swego pracodawcy, zajmie się grupą gnojków, którzy chcą wytrzeć sobie gębę jego szefem.
I np. zażąda sądowego zakazu użycia jego wizerunku do wiadomych celów, tzn. prześmiewczych urodzin.
Poza tym, może się jeszcze okazać, że osobiste poglądy Pana Seagala bardzo różnią się od tych tarasowatych.
To nie jest celebrycki buc, znający sie tylko na łamaniu łapek, niejedno w życiu robił.( I niejedno wie).
To szanowany biznesman, jeden z najlepiej zarabiających amerykańskich aktorów,producent, poza tym, co dla mnie ważne, bluesman.
A to już wiele znaczy.
Sam nie mam kontaktów za Wielką Wodą, może ktoś z blogerskiej braci ma to szczęście.
Oprócz tego, jest na pewno oficjalny fanklub Seagala, można jeszcze w taki sposób dotrzeć do niego.
Warto spróbować. To nie boli.
(źródło obrazka- Wikipedia)
Tomasz Kolodziej,zaprzysiegly kociarz, dzialacz zwiazkowy, pisowiec, zoologiczny antykomunista, co nie znaczy ze nie pogadamy