„Artykuł został usunięty przez administrację EIOBA. Artykuł zawierał niedozwolone treści” – taki tekst wstawiła EIOBA po skasowaniu tego artykułu o niedozwolonej treści. Pewnie poszło o tytuł. Ale purytanie…
Media opublikowały najnowsze fotki szwagierki księcia oraz dawne fotki i próbują dowieść, że siostra żony księcia ongiś dała się utrwalić obiektywem w negliżu i że na zdjęciach widać pannę o intrygującym (dla Słowian) imieniu, które to imię obiecuje znacznie większe obszary wizyjnego poznania tej białogłowy, niż w istocie ukazano (media porównują uśmiech i pieprzyki na twarzy, dowodząc, że niekompletnie ubrana dama jest siostrą pani Kate, właśnie zaślubionej księciu Williamowi). Ponieważ w cywilizowanym świecie obowiązuje święta zasada, że bez zgody osoby zainteresowanej a niepublicznej, nie można rozpowszechniać wizerunku i danych osobowych, przeto jest oczywiste, że media (w tym polskie) uzyskały złamały prawo*.
Kto i kiedy – jako pierwszy – wytoczy proces polskim mediom ujawniającym dane obcokrajowcom bez ich zgody, zwłaszcza jeśli nie są osobami publicznymi? Jedynym sprawiedliwym jawi się pewien mecenas z Pomorza. On przetarł był drogę wymiarowi sprawiedliwości, który wzorcowo rozprawił się z (póki co) polskim dziennikarzem, zatem śmiało powinien wziąć kolejne sprawy i to zagraniczne.
Oto wybrane cytaty z polskich portali (górne półki) – Oszaleli na punkcie pupy Pippy. Po królewskim ślubie świat oszalał na jej punkcie. Nie, nie chodzi o Kate Middleton. Mowa o jej młodszej siostrze Pippie. A dokładniej to o jej pupie. Po ślubie z księciem Williamem tytuł otrzymała nie tylko jego nowa żona (została księżną Cambridge), ale też jego szwagierka C. „Najbardziej zgrabny członek monarchii”, „najładniejsza pupa na królewskim ślubie” czy „Jej Seksowna Wysokość Pippa” – to tylko niektóre z przydomków nadanych 27-letniej Pippie Middleton.
Nieźle pojeżdżono po biednej Pippie? Ale to nie koniec. Czytamy (choćby na tvn24.pl) o niej (a właściwie o jej eleganckiej części) – Pupie Pippy zadedykowano nawet stronę internetową. Na portalu społecznościowym Facebook ma swój fanpage pt. "Grupa wielbicieli pupy Pippy Middleton". Nie jest tajemnicą, że Pippa Middleton jest absolutnie oszałamiająca. W internetowych sklepach można już kupić koszulki, znaczki i inne gadżety zadedykowane Pippie i jej części ciała. Uwagę mediów siostra Kate przykuła już wcześniej. Na początku tego roku brytyjski dziennik „Daily Mirror” napisał: "Pippa ma najwięcej szczęścia z nich wszystkich. Ściąga całą uwagę mężczyzn, projektantów mody, i co ważne – nie ma żadnych obowiązków".
Czyli na Facebooku grupują się wielbiciele pupy Pippy i wszystko jest zgodne z unijnym prawem? A na jakiej podstawie prawnej polskie media mogą w ten ordynarny (z aluzyjnym słownictwem i jednoznaczną grą słów) sposób postponować osobę ludzką i naruszać jej godność (i na ten element* postawił bardzo roztropnie mec. K. Łokietek, sporządzając pozew przeciwko polskiemu dziennikarzowi). A czy na tym portalu może zaistnieć fanklub pisarki, twórczyni dzieła „Symfonia”? Niby wszyscy ludzie są wobec konstytucyj wszelakich równi, ale czy to prawda?
Gdyby ktoś chciał dogłębniej ocenić naruszanie godności osobistej panny Pippy, można polecić – http://www.tvn24.pl/4,251,8,11085714,0,0,forum.html. Brytyjka nie zasłużyła sobie na takie poniżające komentarze. Ale admini wytrawnych portali nie znają ani prawa*, ani pojęcia przyzwoitości.
Pod koniec maja media donosiły – „Tego jeszcze nie było. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że to sędziowie są obrażani przez piłkarzy. Jednak podczas tego meczu role się odwróciły”. Obrażeni zawodnicy cytują sędziego – „Wyzywał nas między innymi od ch…, skur…, kur…, ty jeb… konusie. Nie zostawimy tak tej sprawy, napiszemy skargę do PZPN”.
Media nie tylko cytowały, ale również podawały pełne dane* sędziego – „Do skandalu z udziałem sędziego Marka Karkuta doszło w meczu I ligi piłkarskiej, w której ŁKS Łódź zremisował z Sandecją w Nowym Sączu 2:2. Arbiter miał zwyzywać* zawodników gości”.
Media również zajęły się plotkowaniem na temat dowódcy rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego „Samara”, któremu to psychika nie wytrzymała ciśnienia (kadłub okrętu również miał problemy z ciśnieniem, ale słupa wody morskiej) i kuchennym językiem zrugał swojego przełożonego, co zostało uwiecznione na filmiku* wrzuconym do internetu. Tekst został ocenzurowany (C) – „My (C) wzięliśmy w (C) za całą (C) dywizję, a ty (C) nawet nie zdołasz (C) zorganizować dla nas przyjęcia – krzyczał do telefonu bardzo wzburzony kapitan Roman Szury”. Jego kariera miała zakończyć się emeryturą, ale chyba jakoś załagodzono skandal. Prawdopodobnie zwierzchnicy byli wzruszeni osobistymi wynurzeniami pana Romana, którego – tuż po wynurzeniu jego okrętu – odstawiono do rosyjskiej bazy, w której złożył szczerą samokrytykę.
Sprawa nagrań i podsłuchów to prawdziwa plaga. Każdego można uwiecznić i bez jego zgody umieścić w internecie? Chyba niezupełnie to prawda*, zatem nie wiadomo, dlaczego polskie media nie tylko opisują takie plotkarskie incydenty, ale podają pełne dane osobowe* (tu kapitana okrętu podwodnego). Czy media nie mają prawników, którzy wybiliby z głowy swoim redaktorom ciągłego plotkowania z podawaniem nazwisk*?
Polską nadzieją w materii obrony godności osób postponowanych w internecie jest mec. Karol Łokietek, który nie tylko teoretycznie (bo to niemal każdy potrafi) rozpisuje się o tej cennej ludzkiej cesze, ale świetnie sobie radzi podczas procesów sądowych, powołując się – w sposób perfekcyjny – na słynny art. 212*. Ten sympatyczny adwokat o – jak pisze – wieloletnim doświadczeniu, w sądach broni z powodzeniem czci swej klientki – pisarki, zatem wesoła Pippa, zirytowany sędzia oraz rozdrażniony kapitan okrętu podwodnego, powinni zastanowić się nad wytoczeniem procesów cywilnych i karnych polskim (choć nie tylko) mediom, które ujawniły ich dane*, czym naraziły ich na utratę dobrego imienia, przy czym wiodącym i wielce pomocnym, byłby tu właśnie talent wspomnianego polskiego mecenasa.
Zresztą pan ten jest nie tylko rzeczowy i uczciwy oraz doskonale znający swe rzemiosło, ale jest również przyzwoitym chrześcijaninem (obecnie to raczej rzadkość; większość bowiem starannie ukrywa swe religijne preferencje) – na swej stronie, zachęcającej do korzystania z jego fachowych usług, zamieścił jakże filozoficzną konstatację: „Wiedza prawnicza jest znajomością spraw boskich i ludzkich, rozumieniem tego, co słuszne i co niesłuszne. W skomplikowanych czasach niewiarygodnie trudno jest poruszać się w gąszczu ciągle zmieniających się przepisów. Już starożytni mawiali, że prawo przychodzi z pomocą tylko osobom czujnym i starannym”.
Każdy zatem, jeśli jest w stanie zachować czujność w gąszczu i staranność, to niech czuje się zaproszony do kancelarii mecenasa. Niech ta Pippa, także sędzia i kapitan, pójdą przetartym śladem wydeptanym przez pisarkę i niech przemogą niechęć do wymiaru sprawiedliwości – niech najmą dobrego tłumacza (poza piłkarskim sędzią, biegłym przecież nie tylko w boiskowym rzemiośle, ale i w naszym języku, w szczególności w jego przaśnej odmianie). Należy gorąco polecić gdańskiego mecenasa wszystkim obrażanym i ośmieszanym w mediach ludziom, którzy w sposób niezasługujący na potępienie, coś tam wprawdzie przeskrobali, ale przecież to nie daje nikomu prawa do pastwienia się nad chwilowo zbłąkanymi owieczkami. Każdy ma prawo do prywatności, nawet ci, co produkują się w publicznych miejscach (także w internecie), a na pewno ci, którzy zostali podstępnie nagrani i ukazani światu.
Pisarka kogoś zniesławiła wyzywając od ohydnego i tupeciarsko wmawiając posiadanie dwóch dodatkowych kont, z których ją obrażano i sfałszowała podpis? No i czego się jej tyle czepiać? Nic to, przecież w branży księgowości komputerowej to nie jest aż taki wielki grzech, bowiem (jak sądzi wielu ludzi) każdy księgowy (podobnie jak każdy celnik) marzy o jakimś superprzewale – o jednym, ale doskonałym. Tak sobie wyobrażamy tych ludzi – któż z nas, mając podobne możliwości (zawód, stanowisko), nie pomyślałby choć raz o takiej „okazji”? No więc sfałszowała i co? Nie róbmy od razu tragedii – przecież wyznała to przed obliczem sędziego, ten zaś dobrodusznie nazwał to omyłką, zatem to właśnie świadczy, że nie jest jakimś nieprzyjemnym zgredem, lecz przyjaznym funkcjonariuszem naszego Państwa.
Natomiast mecenas, posiadając bogaty materiał dowodowy, doskonale sobie poradził z dziennikarzem porażonym zawałem serca i wyeliminowanym z procesu na kilka miesięcy. Mógłby – jak kiedyś, podobno w rycerskich czasach (ale to tylko bajki) – poprosić o stosowną przerwę na czas rehabilitacji pozwanego, jednak natłok innych spraw, bezgraniczne oddanie swej służbie potrzebującym i prostota tematu, wymusiła niejako szybkie tempo prac. Na tyle szybkie, że postanowił – wespół z pisarką – założyć nie tylko cywilną sprawę, ale i karną.
Trzeba uczciwie przyznać, że rzetelny sędzia doskonale wpisał się w rolę i szybko zakończył proces (i to – co jest sukcesem godnym odnotowania w obecnie prowadzonych dość niemrawych polskich procesach – bez obecności dziennikarza, bez poinformowania go o terminie wydania wyroku i bez informacji o jego wydaniu!). Zatem dwóch prawników świetnie zaprezentowało się na temidowym podwórku i zapewne długo będą spijać efekty swojej uczciwości i fachowości. Dzięki nim, prawodawca jeszcze długo nie zmieni podejścia do słynnego artykułu*, a cóż dopiero do jego planowanego skasowania.
Pippa za młodu robiła sobie jakieś fotki w jakże skromnym przyodziewku? No i cóż z tego? Może nie było jej stać na większe rozmiary ciuszków, zatem te resztki materiałowe ledwo zakrywały co lepsze kąski. Zresztą każda dama przechodzi taki okres w swoim życiu, zwłaszcza na jego początku, kiedy jest jeszcze na co popatrzeć. Ale przecież nikt nie ma prawa publikować jej zdjęć i grubiańsko omawiać takich wyczynów. Podobnie każdemu piłkarskiemu sędziemu może wyrwać się przekleństwo lub słowna obraza, a to piłkarzy pałętających się bezładnie po boisku (w końcu to ci zawodnicy są winni degrengolady w naszym nożnym piłkarstwie i ustawicznie spadają w notowaniach, przy czym minimum swych umiejętności osiągną pewnie podczas Euro 2012), a to niezbyt ułożonej publiki. Sędzia zbiesił się w imieniu narodu i jest wyrazicielem ogólnonarodowej opinii o naszych reprezentantach – na jego miejscu każdy z nas by bluznął. Kapitan okrętu zwykle ochrzania w niewyszukany sposób swoich podwładnych, ale w końcu uznał, że wszyscy ludzie są równi (przecież tego jeszcze w ZSRR od dziecka wszystkich tam uczyli), zatem ostro zbluzgał swego… szefa.
Na tytułowe pytanie można odpowiedzieć pełnym zdaniem – Pippie, w walce o przywrócenie jej godności, szlak może przetrzeć talent gdańskiego mecenasa i poświęcenie jego mandantki, co można było podziwiać podczas sumiennie prowadzonego procesu zgodnie z wytwornymi procedurami, które uniemożliwiły złożenie wniosku o apelację, i słusznie – sprawy proste oraz oczywiste należy przeprowadzać w trybie nadzwyczajnym.
PS „Zamknij mordę ty spasiona świnio” – takimi słowami zwrócił się do jednego z interesantów urzędnik pewnego wydziału Urzędu Miejskiego w Słupsku. I już petent zapowiada retorsje. Ale na kłopoty – można by rzec – Bednarski (także dżentelmen zajmujący się walką z przestępcami i to w tzw. Wolnym Mieście Gdańsku), zatem szlachetny mecenas z niedalekiego (Słupskowi) współczesnego wolno myślącego (po upadku komuny) miasta Gdańska, powinien zostać adwokatem urzędnika, któremu wyrwało się coś w sprawie wieprzowiny. Jego mandantka również wyzwała dziennikarza od ohydnych ludzi i zasugerowała chorobę psychiczną a przecież sprawę wygrała dzięki świetnej postawie swojego prawnika. Jeśli idzie dobra karta, to należy grać – z pewnością niesforny słupski urzędnik wygrałby sprawę przy pomocy pana Karola.
* – Art. 212. §1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.
§2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w §1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.