Bez kategorii
Like

Kto nadzorował lot TU154M? cz.3

04/06/2011
534 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
no-cover

W dwóch pierwszych częściach swojej notki przeanalizowałem możliwość monitoringu i nadzoru nad lotem Tu154M w dniu 10.04.2010 do Smoleńska przez następujące służby i instytucje:

0


1.MSZ  2.BOR  3.COP/CHSZ   4.MON: a)36SPLT b)SKW c)SWW d)kierownictwo MON

Pora na przyjrzenie się kolejnym instytucjom:

5. Kancelaria Prezydenta / Zespół Obsługi Organizacyjnej Prezydenta / BBN

Nie udało mi się niestety dotrzeć do żadnej relacji, jak wyglądał poranek w Pałacu Prezydenckim: kto był odpowiedzialny za planowe dotarcie Prezydenta na lotnisko, czy ktoś z wyższych urzędników Kancelarii żegnał Prezydenta opuszczającego Pałac Prezydencki oraz czy któryś z wyższych urzedników Kancelarii lub ZOOP czy też BBN pełnił w jakiejkolwiek formie w tym dniu dyżur.

Prezydenta Lecha Kaczyńśkiego na lotnisku Okęcie żegnał jako ostatni, wg swojej własnej relacji, Pan Klarkowski, ale w zasadzie nie był on urzędnikiem Kancelarii, a jedynie doradcą prezydenta d/s społecznych. Z opublikowanego z nim przez  "Nasz Dziennik" w dn.23.03.2011  wywiadu, można się dowiedzieć, że:

Kiedy wszyscy wsiedli do samolotu, podszedlem do trapu, żeby tam czekac na przyjazd prezydenta. Czekałem wówczas razem z gen. Andrzejem Błasikiem, a niedaleko samolotu chodził kapitan Arkadiusz Protasiuk. (…) Pan prezydent wraz z ochrona przyjechal w ostatniej chwili i zamienilismy wlasciwie jakies zdawkowe zdania.(…)

tejże relacji wynika, że Pana Klarkowskiego, który po pożegnaniu Prezydenta pojechał do domu, o "awarii" TU154M  poinformował "ktoś ze znajomych, który prywatnie wylatywał z Okęcia"

Podobnie zresztą brzmi relacja Pana Dudy, podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta, którą można obejrzeć i wysłuchać w filmie "Mgła":

Zadzwoniła do mnie znajoma naszej rodziny i pierwsze co, to krzyknęła do telefonu "Andrzej" i rozpłakała się. Ja mówię "co się stało?" bo to była sobota rano, a onamówi "spadł samolot z prezydentem". 

Wracając jeszcze na chwilę do relacji Pana Klarkowskiego, co zrobił po otrzymaniu informacji o "awarii" w Smoleńsku:

Włączylem telewizor i błyskawicznie udałem sie na Krakowskie Przedmieście, do swoich kolegow. Okazało sie, że paradoksalnie byłem ta osoba, która mogła zweryfikowac liste osob na pokładzie. Byly watpliwości co do tego, czy z prezydentem leciał Jacek Sasin.
Co sie dzialo w Kancelarii, kiedy juz Pan tam przyjechal?
– Pobieglem od razu do gabinetu prezydenta. Wszyscy tam obecni plakali…

Niestety, nie dowiadujemy się z tej relacji, ani kto był obecny, ani jakie były podejmowane w Kancelarii działania; z całego wywiadu wynika jednak, że urzędnicy / doradcy prezydenta o tragicznej sytuacji dowiadywali się od znajomych albo z radia czy telewizji (czyli po godzinie 9 rano, jak wynika chociażby z

tvn24, w której te informacje pojawily się o 9.19), a w samej Kancelarii nie miano jeszcze nawet kontaktu z Panem Sasinem, skoro Pan Klarkowski musiał weryfikować informację, czy był on czy też nie na pokładzie Tupolewa. Dyrektorem Zespołu Obsługi Organizacyjnej Prezydentabył w tym czasie Pan Janusz Strużyna (i nadal nim jest); na jego temat interesujące informacje podał swego czasu wprost:

W Kancelarii Prezydenta RP na dyrektorskich stanowiskach nadal pracują urzędnicy, którzy pełnili tam odpowiedzialne funkcje w czasach, gdy Wojciech Jaruzelski był prezydentem. Andrzej Dorsz i Janusz Strużyna przeszli do Kancelarii Prezydenta RP automatycznie po likwidacji Kancelarii Rady Państwa. Obaj zostali w niej zatrudnieni, gdy przewodniczącym Rady Państwa (organ będący odpowiednikiem prezydenta w PRL) był Henryk Jabłoński. W ciągu kilkunastu lat, które upłynęły od tamtej epoki, awansowali. W czasach gdy Mieczysław Wachowski był szefem gabinetu Lecha Wałęsy, Janusz Strużyna został dyrektorem zespołu obsługi organizacyjnej kancelarii. Odpowiada m.in. za programy wizyt głowy państwa. Strużyna należał do ulubieńców Marka Ungiera, wieloletniego szefa gabinetu Aleksandra Kwaśniewskiego. 

Niestety, mimo intensywnych poszukwiań, nie natrafiłem na żadną relacją Pana Strużyny, co robił rankiem dnia 10.04.2010 oraz w jaki sposób dowiedział się o Tragedii TU154M.

Kolejnym potwierdzeniem, że Kancelaria Prezydenta, sekretariat, ZOOP czy też BBN nie posiadały bieżących informacji o tym, co się wydarzyło z samolotem TU154M, może być relacja Pana Zołoteńki, doradcy ministra Władysława Stasiaka, który w wersji książkowej filmu "Mgła" tak wypowiada się o poranku 10.04.2010:

– Jak się pan dowiedział o katastrofie?

– Byłem w domu, włączyłem radio około godziny dziewiątej, radiową Trójkę. Od razu zorientowałem się, że coś jest nie tak. Po chwili przekazano informację, że pojawiły się problemy w trakcie lądowania z samolotem „prezydenckim". (…) Zaczęli dzwonić do mnie znajomi, pytać, czy jestem, czy żyję? Nie wiedzieli, czy nie leciałem tym samolotem. Potem pojechałem do kancelarii, na Wiejską. Kiedy dotarłem na miejsce, w kancelarii było już kilka osób. Jola, sekretarka ministra Stasiaka, Damian, jego kierowca, asystent, można powiedzieć. Był pan dyrektor Janusz Strużyna,który odpowiadał za protokół. Od niego wziąłem listę pasażerów, wiedziałem więc, kto poleciał samolotem. Jola już dzwoniła do dyrektorów, żeby ustalić gdzie są, co robią. Pojechałem do Pałacu Prezydenckiego. Był tam już minister Witold Waszczykowski, którego słyszałem wczesniej w Trójce, i doradca szefa BBN-u pan Piotr Naimski. Stopniowo dojeżdżały kolejne osoby. (…)

Był pan jednym z pierwszych urzędników, którzy tego dnia przyjechali do pracy, ale co właściwie można było zrobić?

– Byłem w Kancelarii około wpół do dziesiątej, może za dwadzieścia.(…)  Myśmy zrobili to, co leżało w zakresie naszych kompetencji, czyli przyjechaliśmy do pracy, zorientowaliśmy się w sytuacji i czekaliśmy na dyspozycje. W każdym razie trzy godziny później, kiedy robiliśmy zestawienie, kto jest na miejscu, to właściwie byli już przedstawiciele wszystkich komórek organizacyjnych. I w sporej części samorzutnie, bez wezwania z czyjejkolwiek strony. (na podstawie artykułu w portalu wpolityce.pl)

Jesli chodzi o BBN, to wiceszefem tej instytucji był w tamtym czasie Pan Waszczykowski; on również dowiedział się o "katastrofie" z radia:

Ponadto były wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego relacjonuje jak wyglądała sytuacja w Polsce w pierwszych godzinach po katastrofie smoleńskiej.

– Ze względu na liczne wydarzenia międzynarodowe zostałem w kraju. Gdy usłyszałem w radiu o awaryjnym lądowaniu moja pierwsza reakcja była typowo urzędnicza. Starałem się dodzwonić do ministra Szczygło, jednak jego telefon nie odpowiadał. (artykuł w blogpress.pl relacjonujący wysłuchanie min. Waszczykowskiego przed  zespołem d/s katastrofy smoleńskiej)

Ze struktury BBN (zmienionej przez nowe kierownictwo mianowane przez Prezydenta B. Komorowskiego) trudno wywnioskować, czy istnieje w nim jakaś całodobowa służba dyżurna; po tragicznej katastrofie CASY w 2008 r. można się było tylko dowiedzieć, że są w BBN oficerowie dyżurni (artykuł w tvn24.pl), ale jakie są ich kompetencje i czy mogli mieć jakąkolwiek możliwość monitoringu czy też kontroli lotu TU154M na zasadach bieżących w dn. 10.04.2010, niestety nie udało mi się ustalić.

Z przytoczonych przeze mnie powyżej relacji wynika, że struktury Kancelarii Prezydenta w kraju nie miały pojęcia, co się działo z TU154M podczas lotu do Smoleńska, jak również nie natknąłem się na jakąkolwiek informację, aby którykolwiek z pracowników./ urzędników tych struktur był informowany przed "katastrofą", że mogą wystąpić jakieś problemy z lądowaniem Tupolewa w Smoleńsku ze względu na złą pogodą, czy też aby ktokolwiek z się nimi konsultował w kwestii wyboru ewentualnego lotniska zapasowego.

Nie udało mi się dotrzeć do jakichkolwiek informacji, aby którakolwiek ze struktur Kancelarii Prezydenta miała techniczne możliwości nadzoru lub monitoringu lotu TU154M do Smoleńska.

Osobną kwestią są pracownicy / urzędnicy Kancelarii Prezydenta przebywający rankiem 10.04.2010 w Katyniu lub też na lotnisku Smoleńsk Sieveirnyj; najwyższym rangą z nich był Pan Jacek Sasin, zastepca szefa Kancelarii Prezydenta. Oprę się w tym momencie na notce Free Your Mind "Wokół zeznań Sasina (2)" (za jego zgodą  – dziękuję), który bardzo jasno i klarownie opisał, jak wyglądały działania Ministra Sasina rankiem dn.10.04.2010 r::

Prezydencki minister dochodzi zatem do wniosku, że lepiej pojechać do Katynia dopilnować aparatury nagłaśniającej, bo z nią mogą się pojawić problemy („obawialiśmy się, że nie będzie działało nagłośnienie”). Pomijając już powód zmiany decyzji i „wagę” problemu, jakim jest kwestia nagłośnienia, którym mogłoby się zająć trzech pozostałych pracowników kancelarii udających się do Lasu Katyńskiego, to można z tych relacji Sasina wywnioskować przede wszystkim to, iż rankiem 10 Kwietnia  nie ma on żadnych wiadomości z Okęcia, co do tego, jak wygląda wylot prezydenckiej delegacji – co w sytuacji organizowania uroczystości wydaje się bardzo zadziwiające. Biorąc zaś pod uwagę to, iż  ruskie lotnisko nie było sprawdzone (ani przez polski MSZ, ani przez pracowników kancelarii, ani nawet przez BOR) przed przylotem tejże delegacji, to niewybranie się na nie rankiem 10 Kwietnia było poważnym zaniedbaniem ministerialnych obowiązków, szczególnie jeśli Sasin zakładał (a mówi o tym wprost), iż to pracownicy kancelarii lecący z Prezydentem zadbają o właściwy przebieg początku wizyty.

Polecam przeczytanie całej notki Free Your Mind na ten temat, bo doskonale opisuje działania urzędników Kancelarii Prezydenta w Katyniu i Smoleńsku w dniu 10.04.2010; ja natomiast od razu przejdę do konkluzji:

Z relacji Ministra Sasina, który przebywał w tym czasie w Katyniu, wynika, że nie miał on żadnego kontaktu ani z delegacją prezydencką, ani z Okęciem i kompletnie się  nie orientował, że mogą wystąpić jakieś problemy związne ze złą pogodą na lotnisku w Smoleńsku, a informacje dotyczące przebiegu lotu TU154M otrzymywałza pośrednictwem Panów Stachelskiego i Kwiatkowskiego, a de facto od wspomnianego już pierwszej części mojej notki Pana Górczyńskiego (który z kolei otrzymywał je od oficera FSO Kozłowa). Z jego własnej relacji wynika, że w żadnym stopniu nie nadzorował ani nie monitorował lotu TU154M z Prezydentem na pokładzie, lecącego na uroczystości w Katyniu.

Podobnie zresztą  było z Panem Wierzchowskim, urzędnikiem gabinetu szefa Kancelarii Prezydenta, który oczekiwał na przylot Delegacji na lotnisku Smoleńsk Sieviernyj. Z jego wypowiedzi w filmie "Mgła" wynika, że był zupełnie nieświadomy rozgrywających się niemal na jego oczach wydarzeń; sam zresztą mówi, że najpierw nie zdawał sobie sprawy z tego, że w ogóle doszło do "katastrofy", a potem, że myślał "może to nie ten samolot, to niemożliwe".

Sam Minister Sasin dotarł na miejsce "katastrofy" ok. 9.30 – 9.40 czasu polskiego; można o tym dowiedzieć się z jego relacji przed zespołem parlamentarnym (wg wiadomości.onet.pl).

Minister stwierdził także, że gdy przybył na miejsce katastrofy ok. godz. 9.30-9.40 czasu polskiego, nie była tam prowadzona akcja ratunkowa. Jak mówił, w pewnej odległości od wraku stały karetki pogotowia, a wokół nich zgromadzony był personel medyczny. – I to, co mnie wtedy uderzyło, to że właściwie akcja ratunkowa jako taka na miejscu katastrofy nie jest prowadzona – zaznaczył. (…) Relacjonował, że gdy dowiedział się, że doszło do wypadku, poprosił funkcjonariusza BOR dowodzącego pozostałymi znajdującymi się na cmentarzu w Katyniu, by skontaktował się z BOR-owcami przebywającymi na lotnisku i spytał, co się tam wydarzyło. – Dla mnie było absolutnie naturalne, (…) że na lotnisku są funkcjonariusze, którzy będą w stanie udzielić nam informacji, co się wydarzyło. On mnie poinformował, że takiej możliwości nie ma, bo funkcjonariusze BOR na lotnisku nie przebywają– oświadczył Sasin.

Niestety, nie udało mi się ustalić, czy Minister Sasin czy też jakiś inny urzędnik Kancelarii Prezydenta otrzymał w sposób bezpośredni, tj. z Polski, informację o wylocie TU154M z Okęcia; a jeśli tak, to o której godzinie taką informację dostał i od kogo.

Nie będę się zajmował w tej cześci mojej notki kwestią oceny tego, co zrobili, a co tak naprawdę powinni zrobić urzędnicy Kancelarii Prezydenta po Tragedii, która się wydarzyła; dosadnie podsumował to FYM w swojej notce.

Zastanawia mnie jednak, że urzędnicy Kancelarii Prezydenta nie wykazali większej inicjatywy, szczególnie podczas poranku 10.04.2010: mam na myśli przede wszystkim sprawę odpowiedniego zabezpieczenia lotniska w Smoleńsku.

Być może byli przekonani, że odpowiednie służby RP działają w profesjonalny sposób, a poza tym zupełnie nie brali pod uwagę, że w przypadku podróży Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Rosji, a tym bardziej do Katynia, mogą zaistnieć jakieś "nieprzewidziane" okoliczności podczas samego lotu?

Dziwi mnie jednak "zdziwienie" Pana Ministra Sasina, który dopiero po otrzymaniu informacji o "awarii" samolotu z Prezydentem na pokładzie, zorientował się, że na lotnisku w Smoleńsk Sieviernyj praktycznie nie ma ochrony BOR. Czy nie przyszło mu do głowy, lub też jego podwładnym, aby wcześniej, choćby poprzedniego dnia, sprawdzić tę kwestię z odpowiedzialnymi za tę ochronę funkcjonariuszami?

Czy Zespół Obsługi Organizacyjnej Prezydenta nie powinien brać udziału w obiegu, czy też przekazywaniu ważnych informacji pomiędzy odpowiednimi służbami, a urzędnikami Kancelarii Prezydenta, znajdującymi się w Katyniu czy tez na lotnisku w Smoleńsku? A może i urzędnicy tego zespołu nie byli na bieżąco informowani o pogarszającej się pogodzie i możliwości zaistnienia zmian w zaplanowanych uroczystościach?

Jak to w ogóle było możliwe, że urzędnicy Kancelarii Prezydenta, znajdujący się na miejscu, byli kompletnie odcięci od bardzo ważnych informacji dotyczących pogarszających się warunków pogodowych na lotnisku docelowym, przewidywanych w związku z tym odpowiednich działań załogi samolotu (próbne podejście) oraz ewentualnego ustalenia lotniska zapasowego, w trakcie samego przelotu TU154M do Smoleńska?

Jak to się stało, że funcjonariusze BOR znajdujący się w Katyniu, również nie posiadali żadnej wiedzy o możliwej zmianie planów co do godziny przybycia Delegacji z Prezydentem na czele?

Czy nie wygląda to tak, że ktoś celowo zablokował przepływ tego typu informacji do urzędników Kancelarii Prezydenta, a nawet do funkcjonariuszy BOR znajdujących się w Katyniu, aby nie wykonywali oni "niepotrzebnych" telefonów i nie wprowadzali "niepotrzebnego" zamieszania, choćby poprzez podjęcie próby kontaktu z Delegacją znajdującą się na pokładzie TU154M lub też ustalenia, czy samolot nie zostanie skierowany na lotnisko zapasowe i w związku z tym rozpoczęcie uroczystości w Katyniu może się opóźnić?

Należy również pamiętać o tym, że Kancelaria Prezydenta nie ma żadnych uprawnień wykonawczych, nie ma żadnego bezpośredniego dostępu do tajnych informacji, nie ma możliwości zarządzania służbami państwowymi, wojskiem, ABW, SWW, SKW, BOR czy też dyplomacją; urzędnicy Kancelarii Prezydenta powinni otrzymywać odpowiednie informacje od służb rządowych, a podczas lotu TU154M najwyraźniej ich nie otrzymywali.

 

Wytłuszczenia w tekście pochodzą od autora, oprócz fragmentu z notki FYM-a, który została wstawiona bez żadnych zmian. Specjalne podziękowania dla FYM-a za możliwość zacytowania fragmentu jego tekstu "Wokół zeznań Sasina (2)".

0

ander

188 publikacje
2 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758