Warszawska dzielnica Ursus, ulica nieco na uboczu. Podchodzimy do zarośniętego chaszczami płotu. Przez zarośla widać niemiłosierny bałagan- na działce są chyba egzemplarze okazowe wszystkich śmieci świata, począwszy od zmurszałych cegieł na starej lodówce i wraku samochodu kończąc. Zapaszek nie zachęca do zwiedzania. Wśród tego wszystkiego ścieżkami wydeptanymi między hałdami gratów i odpadków biegają dwa młode psiaki- samczyk i suczka, która niedawno musiała urodzić, bo ma nabrzmiałe, zwisające ciężko sutki. Szczeniaków nigdzie nie widać. Jeden z psów uwiązany na łańcuchu, zaczepił o jakiś grat i teraz prawie nie może się ruszać. Nie ma szansy, żeby mógł się napić i coś zjeść. Wanna z błotem, które kiedyś było wodą, stoi kilka metrów dalej, podobnie jak garnki ze zgniłą breją, która parę dni temu pewnie była czymś, co psy miały jeść. Zwierzaki są chude ale ruchliwe, tylko suczka nie wygląda najlepiej, siada ciężko, ma skulone uszy i patrzy wzorkiem smutniejszym niż samce. Dwa sutki ma bardziej nabrzmiałe niż inne, być może ma stan zapalny i sutki bolą.
Zwierzaki rzucają się na jedzenie przyniesione przez wolontariuszki Ewelinę i Karolinę. Zjadają chleb, suchą karmę i zawartość puszek prosto z ziemi, nie ma jak inaczej ich nakarmić. Ewelina mówi, że psy wyglądają coraz gorzej. Ona tu przychodzi od marca. W tym czasie wydeptała wszystkie dostępne ścieżki- była na policji, straży miejskiej, prosiła o interwencję organizacje broniące praw zwierząt, fundacje zajmujące się źle traktowanymi psami- nikt nie zrobił nic realnego, poprzestano na obietnicach bądź twierdzono, że psy mogą przebywać w obecnych warunkach, ponieważ właściciel deklaruje, że je kocha i dba o nie (sic!). On sam, jak relacjonuje Ewelina, śmiał jej się w twarz, że ma wszędzie znajomości. Fakty skazują, że chyba naprawdę ma… Dziewczyny opowiadają mi, że kilka lat temu miała miejsce interwencja, w wyniku której odebrano właścicielowi działki kilkanaście psów. Niestety, wrócił on do dawnych praktyk trzymania zwierząt w skandalicznych warunkach i niekontrolowanego rozmnażania ich. Kolejne próby interwencji nie dawały już efektów, pan ten obecnie działa zupełnie bezkarnie. Ostatnio zgodził się tylko na oddanie dwóch psów (a podobno ma ich jeszcze nieokreśloną liczbę na drugiej działce), ponieważ, jak stwierdził, „były bezużyteczne”. No bo kto by się przejmował psami, skoro są bezużyteczne. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
Rozmawiam z panią mieszkająca po drugiej stronie ulicy. Mówi, że problem z sąsiadem mają od wielu lat, chodzili do burmistrza, na policję i do „wszystkich świętych”. Działka jest źródłem smrodu, lęgną się na niej szczury, jak mówi moja Rozmówczyni, „wielkie jak cielaki”. Psy zmieniają się często, szybko się mnożą, potem znikają i pojawiają się nowe. Sąsiedzi dokarmiają je w miarę regularnie. Właściciel potrafi nie pojawiać się kilka dni z rzędu. Moja rozmówczyni opowiada mi, że kilka dni temu Misiek, pies uwiązany na łańcuchu, zerwał się i biegał dookoła działki. Przy próbie przeskoczenia płotu zaczepił o coś i zawisł za szyję. Akurat nadjechał właściciel. Poinformowany przez świadków zdarzenia, że pies się dusi miał odpowiedzieć: „jak chce, niech się wiesza”. Dopiero pod naciskiem zebranych osób uwolnił zwierzę, które na szczęście przeżyło.
Nadchodzi dziewczyna z puszką psiej karmy w ręku. Okazuje się, że i ona dokarmia kolejne zwierzęta trzymane na koszmarnej działce. Tylko dzięki pomocy dobrych ludzi psy pozostają w znośnej kondycji. Podobnie, jak moje poprzednie Rozmówczynie, dziewczyna twierdzi, że zwierzaki ostatnio zmarniały mimo dokarmiania, a z suczką wyraźnie coś jest nie tak. Jest przekonana, że zwierzęta nigdy nie miały zapewnionej opieki weterynaryjnej.
Dzwonimy do dwóch kolejnych fundacji, po siedemnastej nikt nie podnosi słuchawki. Końcu gdzieś udaje nam się do kogoś dodzwonić, obiecują, że popytają czy ktoś może przyjechać. W końcu przychodzi wiadomość, że ktoś ma oddzwonić. Czekamy. Kiedy robi się ciemno decydujemy się wracać do domu. Nikt dziś nie oddzwoni. Jutro dziewczyny będą dzwonić dalej do kogo się da. Do skutku, jak mówią.
Ewelina i Karolina będą tu wracać regularnie. Są zdeterminowane i jak mówią, nie odpuszczą, niezależnie od tego ile i jakich znajomości ma właściciel i kogo zdołał przekonać, że psy mają się u niego dobrze. Ja też wrócę. Nie zostawię tej sprawy.
Monarchistka, z lekka skręcająca ku katolickiemu tradycjonalizmowi, zawsze wierna Kościołowi i Polsce. Liberalizm w gospodarce, konserwatyzm w polityce i moralności.
2 komentarz