HYDE PARK
Like

Kto będzie rządził Europą?

02/06/2014
862 Wyświetlenia
1 Komentarze
9 minut czytania
Kto będzie rządził Europą?

Wyłanianie szefa Komisji Europejskiej zawsze odbywa się w wielkim bałaganie. Pewnie dlatego ostatnio sięgnięto po kogoś o charyzmie mopa. Ale sytuacja się powtarza. Nawet jest gorzej. Parlamentarne wybory wymknęły się spod kontroli.

W ostatnich wyborach europejskich próbowano oszukać elektorów propagując niemal w całej Europie plakaty o takiej wymowie:  „Użyj swojej mocy. Wybierz, kto będzie władał Europą”. Oddano głosy i okazało że ludzie uwierzyli w swoje możliwości i zagłosowali jak chcieli. Ludzie dokopali obecnie rządzącym  idąc „po bandzie” i głosując na skrajna prawicę. Czerwone lewactwo które już „witało się z gąską” jakby przyblakło. Kompletny szok, chociaż nie wybierano nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Rządzą nami typki nie pochodzący z elekcji.

0


 

 

Kierownictwo organu wykonawczego wybierane jest tak jak w 1989 wybrano nam Prezydenta. Obdarzono nas wtedy Jaruzelskim. Takie machlojki służą też do mianowania osoby teoretycznie najważniejszej w Unii. I czy można się dziwić ze rządzą tam towarzysze Komisarze, jak w ZSRR? Czerwoni to czerwoni, nawet gdy są chwilowo różowi.

 

Przed wyborami uknuto scenariusz według którego Parlament Europejski miał tylko przyklepać wybór socjalisty (po uprzednim podkupieniu jakiegoś koalicjanta). To tak jak wybór Premiera w polskim, pożal się Boże, parlamencie.

 

Ponieważ na szefa przymierzano Niemca będzie na miejscu skorzystanie z niemieckiego grypsu politycznego. Wybory miały być konkursem Spitzenkandidaten, czyli z angielskiego : “ leading candidates”, po polsku czołowych kandydatów. Mieliby oni w konkursie na Przewodniczącego Komisji reprezentować główne ugrupowania Parlamentu Europejskiego i wyglądałaby ta farsa zupełnie poważnie. Reprezentant najliczniejszego ugrupowania byłby pierwszym kandydatem, co ja mówię- powinien stać się przewodniczącym Komisji. W założeniu tegorocznej innowacji było odebranie  liderom ugrupowań na prawo od socjalistów, prawa do udziału w konkursie. Miało dojść do uzurpatorskiego zagarnięcia władzy przez Parlament, wybrania przewodniczącego Komisji wg gustu lewaków.

 

Misterny spisek spalił na panewce i sprawa się rypła. Wyborcy okazali się nieodpowiedzialni. Już było dobrze. Udało się niby zniechęcić eurosceptyków do udziału w wyborach, wybrać się samym.

 

 

Spitzenkandidaten mieli niewielki wpływ na kampanię,  (może z wyjątkiem   Niemiec i Austrii) więc doszło do 28 krajowych plebiscytów. Wielki „pojedynek” o główny fotel ma się odbyć między dwoma głównymi kandydatami – Jean-Claude Junckerem, premierem Luksemburga i  niemieckim socjaldemokratą ,przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Martinem Schultzem. Rozgorzała gorącą dyskusja  którego z nich Europa bardziej potrzebuje. Nie dopuszcza się nikogo do myśli że może żadnego z nich i że mogliby być inni kandydaci.

 

Parlament, którym kieruje jak wspomnieliśmy pan Schultz już przyznał sobie laur zasługi za to że frekwencja było o jedna dziesiątą procenta wyższa niż w poprzednich wyborach. Czy można się więc dziwić że promotorzy JKM wrzeszczą o wielkim sukcesie wyliniałego idola młodzieży?

 

Gdy wczesne wyniki  wyborów wskazywały wygraną członków Europejskiej Partii Ludowej (EPP)   której namaszczonym liderem jest pan Juncker, pan poseł Schulz, główny rzecznik koncepcji Spitzenkandidaten, potrzebował aż dwa dni, aby pogodzić się z porażką. A i tak grupa Socjalistów & Demokratów (S & D) zgodziła się tylko na to, że pan Juncker powinien spróbować pierwszy by uzyskać większość, nie że może zostać Przewodniczącym Europejskiej Komisji co by się stało gdyby wyborcy nie odesłali z kwitkiem tak wielu neokomuchów. To pozostawia możliwość że pan poseł Schulz, lub Guy Verhofstadt, kandydat libertyńskiej grupy ALDE, spróbują swego szczęścia  jeśli uda się im zablokować starania pana Juncker 'a .

Partie sprzedajne jak nas PSL postawiły już własne warunki zawarcia  sojusz umożliwiającego  mianowanie przewodniczącym pana Junckera. Jedną z konsekwencji uzyskania mandatów  w Parlamencie Europejskim przez partie radykalne jest to, że zarówno PPE jak i S&D muszą mieć coś w rodzaju  niemieckiej Wielkiej Koalicji  Rządowej aby zapewnić 376 głosów potrzebnych do „wyboru” szefa  unijnej Komisji. Ciekawe komu się sprzeda, pardon, poda prawicę nasza NP. Komu odda się skrajna lewica a komu skrajna prawica?

Gdyby mandatariusze w PE słuchali swoich krajowych liderów politycznych pan Juncker miałby szanse  na poparcie przywódców z krajów takich jak Austria, Belgia, Portugalia, Włochy, Rumunia i, w mniejszym stopniu, Francja, mimo że wielu pochodził z centro lewicy. Jednym z powodów jest to, że widzą Junckera jako najbardziej „społecznego” pośród chrześcijańskich demokratów gdyż  opowiada  się on choćby za wprowadzeniem europejskiej płacy minimalnej. Przeciwnikiem jest Premier Wielkiej Brytanii David Cameron, wspierany przez kolegów ze Szwecji, Holandii i Węgier. Ich zarzuty dotyczą zarówno zasady że Parlament powinien nie dyktować żadnych warunków Radzie Europejskiej, jaki osobowości pana Junckera który uosabia federalizm starego stylu.

Tam gdzie kucharek sześć tam decyduje niemiecka kanclerz Angela Merkel. Pani kanclerz jest za a nawet przeciw i trzyma wszystkie  opcje otwarte. Mimo, że zatwierdziła pana Junckera by był Spitzenkandidat EPP, aby zostawić sobie pole manewru rozbrajająco stwierdziła że byłoby dobrze jeśli pan Juncker będzie Przewodniczącym ale nie byłoby źle gdyby został nim ktoś inny.  Zwróciła na potrzebę rozróżnienia funkcji PPE i  Rady Europejskiej, co stwarzałoby  przestrzeń dla kandydata konserwatywnego: mógłby to być Jyrki Katainen Finlandii lub Enda Kenny z Irlandii. Ale szanse na wybór bardziej ryzykowny, jak Christine Lagarde, szefowa francuskiej MFW wydaje się mało prawdopodobny. Nie słyszano nic na temat szans wielkiego wodza JKM.

Pani Merkel jest w sytuacji patowej. Ryzykuje krytykę i utratę poparcia w domu jeśli nie dotrzyma obietnic wyborczych ale też błędny krok może popchnąć Wielką Brytanię do wyjścia z Unii. Pani Kanclerz gra na czas skoro nie może zaspokoić wszystkich oczekiwań. Nowy przewodniczący Komisji będzie miał do rozdziału sporo stołków w Brukseli, kluczowych miejsc pracy w Komisji jak przewodniczącego Euro grupy (ministrowie finansów strefy euro) , wysokiego (nie wzrostem) przedstawiciela polityki zagranicznej. Niektóre z nich muszą przypaść S&D, musi być też jedna kobieta (i ktoś ze „wschodu”)). Zupełnie tak jak w każdej komunie: „bezpartyjny, kobieta, inwalida, emeryt i młodzieżowiec”. Przewodniczący Komisji również musiał ustalić nowy zestaw priorytetów aby odpowiedzieć na wzrost anty EUropejskie  nastroje.

Ciekawe czyj głos będzie się bardziej liczył? Wyborców czy Bilderbergów?

Niejako na zapleczu odbywa się aukcja. Może Pan Cameron wycofa swój sprzeciw wobec pana przewodniczącego Junckera w zamian za intratną konfiturę komisarza dla Brytyjczyka.  Może Francuzi zaakceptują kandydata alternatywnych, jeśli ten zgodzi się działać po ich myśli. Obecne  wątłe porozumienie w Parlamencie Europejskim może się rozpaść gdy drobniejsze frakcje zaczną przepychać się o dostęp do władzy, wpływów i pieniędzy.

Jak na razie wszyscy uważają się za wygranych i oczekują nagrody jak pies kości. Być może UE nie weźmie przykładu z Belgi (swojego gospodarza) gdzie po wyborach w 2011 r. przez 541 dni nie potrafiono skonstruować rządu (koalicji) .

A może znowu ktoś (choćby pan Bilderberg) wyciągnie królika z kapelusza jak było w przypadku   Hermana Van Rompuy, nomen omen byłego był belgijskiego premiera. Zresztą Przewodniczący Van Rompuy, swoje własne powołanie w 2009 określa jako „niespodzianka” dla wszystkich. Historia lubi się powtarzać.
W oparciu o materiał The Economist przygotował:

0

Nathanel

937 publikacje
193 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758