Bez kategorii
Like

Kryteria wartości, kryteria kompromitacji

26/06/2011
367 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Cofamy się do pojęć z epoki wczesnego Gierka, masowych wieców i „obywatelskiej troski o przyszłość państwa”, cofamy się do ery największych propagandowych kłamstw.

0


 Jest kilka sposobów manipulowania opinią publiczną. Dwa które najczęściej dostrzegamy dotyczą kryteriów. Zanim przejdę do sedna chciałbym zatrzymać się na chwilkę przy wczorajszej dyskusji, która odbyła się pod moim tekstem dotyczącym wolności blogosfery. Dobitnie przekonała mnie ona, że wolność i swoboda wypowiedzi blogerów są zagrożone przez cały właściwie czas. Przez to właśnie, że rozmaite byty fikcyjne i zbiorowe, bez nazwisk, imion i sprecyzowanych planów lansowane są jako blogerskie instytucje, wyrocznie i ostatnie instancje, dla biednych i pokrzywdzonych. Podobnie jest z politykami.

 

Ich obecność oraz agresywna dyskusja prowadzona zwykle obok tematu, bez zrozumienia treści to nic innego jak wprowadzanie do świadomości czytelników nowych kryteriów oceny tekstów. Po co to się robi? Otóż po to, by zmarginalizować dobrych blogerów i zapędzić ich do rezerwatu, by wypełnić nieliczne już miejsca gdzie istnieje wolność wypowiedzi pop-kulturową papką w stylu schyłkowej Trybuny Ludu. „Tematy ważne”, „poważne debaty”, „istotne kwestie”, to nic innego jak próba zawężenia spectrum dyskusji do kilku gazetowych bredni międlonych przez wszystkich jak trawa przez krowę. Jeśli wykonuje się te robotę z odpowiednią doza konsekwencji i przy udziale odpowiedniej ilości ludzi, efekt jest łatwy do przewidzenia. Jakiż będzie jego finał? Otóż przez długi już czas, dziennikarze i politycy z tak zwanego mainstreamu mieli dość spory dyskomfort czytając teksty niezależnych blogerów, ponieważ w większości nie rozumieją o co w tych tekstach chodzi, a jeśli już rozumieją, to poziom przekazanych treści oraz forma w jakieś zostały przekazane blokuje całkowicie możliwość dyskusji. Jeśli jednak blogosfera wypełni się bytami przypominającymi Albina Siwaka to wszystko wróci do normy. Redaktor Bratkowski z Newsweeka będzie znów ekspertem od literatury, Mazurek będzie świetnym „wywiadowcą”, a jego kolega Zaleski wzbudzał będzie swoimi dowcipami całe wręcz kaskady śmiechu. Z resztą bractwa będzie to samo, „od prawa do lewa”. I wszyscy będą szczęśliwi, będą mogli zajrzeć do blogosfery i pocieszyć się tym, że jednak są na właściwym miejscu, nic się Panu Bogu nie pomyliło.

 

Zawężenie kryteriów oceny lub jak kto woli zubożenie oferty, jest bowiem najprostszym sposobem manipulacji świadomością odbiorcy. Nigdy nie zapomnę faceta, który mienił się kinomanem i przekonywał mnie, że ten Bogusław Linda to kiepski aktor i bufon, ale za to Mirosław Baka ! Ho, ho, ten to dopiero jest znakomitością, a jaki ma warsztat. I za nic chłopiny nie mogłem przekonać, że coś takiego jak warsztat nie ma żadnego znaczenia w świecie filmu polskiego, zaś Mirosław Baka jest dokładnie tak samo pozbawiony możliwości zagrania kogokolwiek poza sobą samym jak i Bogusław Linda.

 

Stąd właśnie moje głębokie przekonanie, że nie można odpuszczać i trzeba zaznaczać swój teren w sieci jak pawiany terytorium swojego stada i trzeba być w blogosferze stale obecnym zanim ją zamkną i zanim ogłoszą konkurs na blogera roku, który wygra Marek Migalski.

 

Zostawmy teraz temat wczorajszy i zajmijmy się czymś nieco istotniejszymi, kryteriami kompromitacji politycznej. Jak wiadomo media zróżnicowały te kryteria już dawno w ten sposób, że dla polityków PIS są one wyśrubowane do ostatnich granic, a dla innych nie istnieją. To jest przekaz, który media ładują ludziom do głów od wielu już lat. Jeśli Kaczyński ma coś nie w prządku z butami to jest dramat i skandal na skalę międzynarodową, jeśli zaś Sikorski skarży się do papieża na ojca Rydzyka to wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie ma o czym gadać. Więcej. Sikorski zachowuje się jak mąż stanu, bo leży mu na sercu dobro kraju. Leży mu tak samo jak leżało tym co pisali dawniej o warchołach z Radomia. Powiem więcej, teraz mu leży, a niedługo zacznie mu zwisać.

 

Zróżnicowanie kryteriów oceny kompromitacji najlepiej widać na przykładzie tak zwanych satyryków. Polski satyryk, który w satyryka przeistoczył się najczęściej z dziennikarza, to po prostu cham pod ochroną wszelkich możliwych instytucji medialnych. Człowiek, któremu wszystko wolno i doprawdy zdjęcie gaci na wizji tak samo da się zaakceptować, jak każde inne zachowanie. Szlak już przecież przetarł dawno temu Jan Borysewicz i nic mu się z tego powodu nie stało. Jest „szanowanym gwiazdorem”, choć słowa „gwiazdor” i „szanowany” są tu zastosowane nieco przekornie.

 

Cały sztab zwolnionych z odpowiedzialności błaznów nie ma niestety, jak to drzewiej bywało, przywracać do przytomności narowistego i niekontrolującego zachowań władcy, ale czynić ma coś wręcz przeciwnego – ma chronić tron szydząc z opozycji. Nie szydząc w sposób właściwy dla ludzi, którzy komunikują się i rozmawiają ze sobą uznając własną podmiotowość, darząc się jakimś tam, a niechby nawet śladowym, szacunkiem. Oni mają za zadanie opozycję odczłowieczyć i przekonać widzów, że Kaczyński jest bytem nie dającym się zdefiniować jego zaś poplecznicy to stado baranów. W najlepszym razie, bo może być gorzej. Może być gorzej jeśli widzowie nie roześmieją się dosyć głośno i nie wyrażą aprobaty dla pana satyryka dzwoniąc do studia i mlaskając w słuchawkę.

 

Uporczywe zastanawianie się nad każdym właściwie aspektem życia Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i innych znanych członków PiS to właściwie towarzyski kanon, coś co należy do najlepszego towarzyskiego tonu i „robi” środowiskową pozycję każdemu, kto prześcignie innych w pomówieniach i chamstwie. Widzimy to od wielu już lat w programie „Szkło kontaktowe”, widzimy to u Wojewódzkiego i tego drugiego. Tam jest jednak o wiele gorzej, bo oni odbierają – a niech tam – będzie dziś trochę patetycznie – godność każdemu właściwie, kto nie akceptuje ich obłąkanych zachowań. W nagrodę prasa pisze o nich, że są inteligentni i wyjątkowi. Na tle takiego Drzewieckiego tak się może rzeczywiście wydawać, ale to tylko potwierdza opisywaną tu metodę zmiany kryteriów oceny kompromitacji.

 

Czy są jakieś granice tych zachowań? Tak są. Granicami są ambicje innych szaleńców z telewizji, którzy także chcą trafić parę złotych na wyśmiewaniu Kaczora i jego popleczników. Innych granic nie ma, bo jest wolność słowa. Także w Internecie. Tam jednak, póki nie ma odpowiedniej ustawy, wolność tę można nieco hamować poprzez omówioną na początku zmianę kryteriów oceny wartości tekstów i blogerów. Czyni się to poprzez autorów copy-past i autorytety blogerskie ze stajni Newsweeka, gdzie moderatorem jest znawca literatur i sztuk wszelakich Piotr Bratkowski.

 

Cofamy się, jeśli ktoś nie zauważył, póki co się cofamy, bo za chwilę odwrót może zamienić się w paniczną ucieczkę. Uciekać zaś nie wolno, bo może się okazać, że nie ma gdzie. Pisanie zaś tekstów na kartkach i rozrzucanie ich przed kościołami po mszy nie musi spotkać się ze społeczną akceptacją. Cofamy się do pojęć z epoki wczesnego Gierka, masowych wieców i „obywatelskiej troski o przyszłość państwa”, cofamy się do ery największych propagandowych kłamstw. Miłego spaceru.

 

Wszystkich zaś, którzy cenią jakość i treści nie skażone populizmem zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje nowe książki „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” „Dzieci peerelu” oraz ostatnie egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego”. Można tam także znaleźć tomik poezji Ojca Antoniego Rachmajdy, redaktora naczelnego „Zeszytów Karmelitańskich”, pod tytułem „Pustelnik północnego ogrodu”.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758