Wspomnienia i opisy internowanych w Iławie w latach 1981- 1982
Byłem wtedy młodym człowiekiem mieszkającym naprzeciwko więzienia. Przechodząc przy murze więziennym mijałem strażników więziennych.
Czy byli wśród nich oprawcy bojowników o lepszą Polskę? Czy spotykałem ich tylko przy murze, czy może w kościele, szkole, sklepie… Zapraszam do przeczytania poniższego tekstu i do kolejnej notki, gdzie będzie można obejrzeć film "pułkownik" – "KRWAWA IŁAWA" – leżakujący na półkach TVP…w wolnej Polsce…w lepszej Polsce…w …
Kiedy narodził się projekt, żeby opisać wydarzenia i perypetie internownych w ośrodku odosobnienia zlokalizowanym w Zakładzie Karnym w Iławie,
dysponowaliśmy filmem – „pułkownikiem”, który czekał na emisję od 1989 r. oraz „Zeznaniami spałowanych” opublikowanymi w paryskich „Zeszytach historycznych”. Dzięki uprzejmości naszych współpracowników – Marii i Andrzeja Perlaków otrzymaliśmy unikalną książkę, a w niej relację autorki filmu – Joanny Wierzbickiej-Rusieckiej. Posłuchajcie… bo „wszyscy jesteśmy otoczeni takim samym drutem kolczastym”.
– Mieszkałam w Warszawie, mój syn, Aleksander Rusiecki – absolwent matematyki Uniwersytetu Warszawskiego mieszkał w Olsztynie i pracował w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Nie było go na liście internowanych odczytywanej w telewizji, nie dał znaku życia, w warszawskim kościele św. Marcina nie mieli go w spisach. Czekałam. Może go nie dopadli? Lepiej nie włóczyć się po glinach i bezpiekach, nie wywoływać wilka z lasu.
Wreszcie 2 stycznia przez długi łańcuszek osób dowiaduję się, że jednak wzięli Alka tamtej nocy, w pierwszej brance, z olsztyńskiego akademika. Poszedł w sweterku. Gdzie siedzi – dalej nie wiem.
Kilka dni trwają mozolne zabiegi, by zdobyć przepustkę na wyjazd do Olsztyna i na wszelki wypadek do Gdańska – może jest w Strzebielinku?
Ten straszny czas przyniósł emocje, jakich nie spodziewałam się przeżyć; wzruszenia na krawędzi histerii nieraz, często silniejsze, niż sytuacja na to zasługiwała. Oto spróbowano odebrać mi wolność, której doświadczyłam już pod stoczniową bramą. Paradoksalnie – ze skutkiem odwrotnym: dopiero w stanie wojennym poczułam się w pełni wolna; już nikt niczego nie może mi zabronić ani nakazać. Ten jeden rok mojego życia – 1982, rok nadziewania paczek wszystkim, co zakazane i nieustannej podróży pod kolejne więzienne mury, by zawieźć co trzeba, zabrać co trzeba i czym prędzej wysłać to w świat – wciąż uważam za najważniejszy w moim długim życiu.
* * *
Wojciech Napora (o ile tak się naprawdę zwał), esbek urzędujący w KW MO w Olsztynie informuje mnie, że Alek przebywa w Iławie, w Zakładzie Karnym. Wypisuje przepustkę na podróż do Iławy. I zaraz groźnie: „Niech pani uprzedzi syna, by nie robił głupstw, bo jeszcze procesu się dorobi!”
Z chmur wynurzył się księżyc w pełni i zobaczyłam syberyjski krajobraz: wielka, pusta przestrzeń, śnieżna biel… płasko… Tak widzę to dziś, po 24 latach. Ale myślę, że w rzeczy samej było inaczej: szare pole, wypełzłe płaty śniegu, jakiś las, domki byle jakie – ot, taki zwykły pejzaż. A jednak chciałoby się powiedzieć: „i tylko nasze konie pędziły w dal, w białym tumanie”. Stop. To nie sanie i nie kibitka, to tylko milicyjna suka, gdzieś między Olsztynem a Iławą, 9 stycznia 1982 roku. Dlaczego więc tak uporczywie tamten wieczór kojarzy mi się z Sybirem?
Roześmiałam się.
– O co chodzi?
– Nic takiego, tylko wróżka mi powiedziała, że gdy będę wybierać się w tę podróż… to podwiozą mnie ludzie w mundurach i będzie wtedy księżyc w pełni. Wyszłam więc na szosę, a wyście się zatrzymali!
Wymienili znaczące spojrzenia; szybko zaczęłam coś opowiadać: o orle bieliku (tu, niedaleko, w lasach nad Jeziorakiem), który zapłakał, gdy zabieraliśmy jego martwą żonę; o wilku, który podchodził do naszego biwaku na bindudze i wył, gdy rozpalaliśmy ognisko; o kocie, który bał się burzy i trzeba było ganiać za nim po trzcinach… Tak, tu, pod Iławą. Jezioro Czerwica – znacie?
Dali się wciągnąć w te opowieści („To wszystko prawda? Nie zmyśla pani?”), a tu już Iława i…
– Dokąd podwieźć?
– Pod pierdel oczywiście… No tak, naprawdę, gdzieżby jeszcze?
Mur, bramka, podoficer za szybą. Chłopak w szarym mundurze taszczy za mną pokaźny wór.
– No, dzięki, już sobie poradzę!
– A może przyjechać po panią?
– Nie, dziękuję za pomoc…
– Głupstwo, fajnie było pogadać. Powodzenia! A w razie czego proszę dzwonić, jedziemy teraz na komendę.
Poszedł wreszcie.
– Obywatelka w jakiej sprawie?
– Do syna. Siedzi tu u was, internowany.
Zaskoczenie. Gdzieś wybiegł.
– Przepraszam, głupia sprawa. Z kierownictwa nikogo już nie ma, ostatnia grupa weszła na widzenia. Ja nie mogę sam decydować… A może faktycznie pani zadzwoni gdzieś… i jeśli polecą.. .
– Nie, nie. Proszę się nie kłopotać, zobaczę go za tydzień, a teraz może tylko zechce pan podać mu paczuszkę?
– Ależ tak, oczywiście!
Wór ląduje na stole. Pobieżny rzut oka: kurtka, dresy, grube skarpety, szalik…
– Staszek, zanieś to do Rusieckiego, powiedz, że mama przywiozła!
Ulga. Znaczy, że jest tutaj – żywy i cały. Dobre i to.
Tego dnia mogłam im chyba armatę przemycić. W nadmiarze ciepłych łachów bezproblemowo przeszedł „Druh” aparat fotograficzny z filmem i mapa okolic z owych czasów odległych, kiedy ten wilk siadywał nocą nieopodal naszych namiotów, a księżyc świecił jak dziś. Alek to dobrze pamięta i chyba zrozumie, do czego może się przydać stara, pokreślona mapa.
Z widzenia wyszły dziewczyny z Elbląga i z Olsztyna, w pociągu dałam im do przepisania „Marsz Błękitnego Korpusu”: „Z komend bram i z suk / Wyszliśmy na bruk / Potęga wyrosła z nas / Na pohybel wsi, na Golgotę miast.” I potem śpiewałyśmy (na melodię „Spoza gór i rzek”) – cicho, głośniej, coraz głośniej.
Ta pierwsza podróż pod mur uświadomiła mi prostą prawdę: to nie mundur hańbi człowieka – to człowiek może zhańbić mundur. Spróbujmy więc dotrzeć do człowieka: wyluzuj się, nie obrażaj go, uśmiechnij się. Być może zrewanżuje się tym samym? Później niejeden raz przekonałam się, że są wśród mundurowych i tacy, którzy świadomie narażając się znacznie bardziej, niż my – cywile – zechcą nam pomóc. Dziś im wszystkim przesyłam wyrazy uznania i szacunku – a wielu nie znam nawet z imienia.
Druga podróż do Iławy, 16 stycznia. W poczekalni (domek za skwerkiem, po zewnętrznej stronie muru) tłum kobiet i dzieci. Niemłody już funkcjonariusz Służby Więziennej w stopniu starszego sierżanta ustala kolejność widzeń – swoją własną kolejność. Najpierw osoby przybyłe z odległych krańców Polski: Chełm Lubelski, Wałbrzych, Kraków, Szczecin; potem ludzie starsi, inwalidzi, matki z małymi dziećmi.
W kościele św. Marcina na Piwnej nadal nie ma listy internowanych w ZK Iława. Zapowiadam głośno, co chcę zrobić. Podchodzę kolejno do oczekujących, proszę o podanie imienia, nazwiska, wieku, adresu, miejsca pracy, ewentualnie funkcji związkowej internowanego. Kilka kobiet dyktuje mi dane. Nagle wrzask: „A pani to co, z bezpieki na pewno, co to za przesłuchanie?” Robi się zamieszanie. Ktoś chce mi wyrwać notatki. W mojej obronie staje pan sierżant: „Baby, czyście oszalały? Przecież bezpieka najlepiej wie, kto tutaj siedzi! A jak wywiozą na szerokie tory, to będzie płacz, że nie wiadomo, kogo powieźli!” ,
Spokój. Mogę pisać dalej. Starszy sierżant kompletuje tymczasem grupę. Bierze jakieś dziecko na ręce, dźwiga paczkę. „To miło, że się pan tak nami opiekuje – mówię – dziękujemy!” Odpowiada głośno, słyszy go cała poczekalnia: „Cóż robić, wszyscy jesteśmy otoczeni takim samym drutem kolczastym!„.
I tak napisałam w numerze 2 „Skrótu”, pisma dla internowanych:
Wszyscy jesteśmy otoczeni takim samym drutem kolczastym
list otwarty do Pana Sierżanta SW z ośrodka dla internowanych w X.
Panie Sierżancie! Przykro mi, żez uwagi na Pana bezpieczeństwo nie mogę wymienić Pańskiego nazwiska ani nazwy miasta, w którym Pan żyje. Chciałabym kiedyś móc przedstawić Pana społeczeństwu jako człowieka, który w dniach ciężkich dla naszych najbliższych– internowanychi dla nas– odwiedzających, potrafił zachować serce, ludzką twarz, okazywać nam zrozumieniei rozładowywać swoim uśmiechem nasze napięcie. Przykład Pana niesie nadzieję i wiarę w to, że w każdej służbie, w każdym czasie można pozostać człowiekiem i Polakiem. Jedna z wielu ciepło o Panu myślących.
Wkrótce to sierżant Andrzej Deptuła, człowiek wielkiej odwagi – dziś od lat już emeryt – stał się moim niezawodnym pomocnikiem, a nasza przyjaźń trwa dotychczas. Drogi Panie Andrzeju, nareszcie po tylu latach mogę na kartach tej książki napisać to, co wówczas wydawało się nierealnym pragnieniem. I powiedzieć Panu: DZIĘKUJĘ!
Wybiegłam jednak naprzód. Na razie jest pierwsze widzenie. Orientuję się, że oni nie wiedzą, co dzieje się w innych więzieniach i ośrodkach odosobnienia, nawet – ile ich jest; kompletny brak kontaktu między „internatami”. Mówię, co wiem i obiecuję zająć się dostarczaniem informacji. Dziś przeglądam notatki z tego widzenia – straszny kamuflaż, niczego już nie rozumiem, prócz jednego zdania: „Alek w dobrej formie”.
II widzenie. Mam ze sobą dwustronnie zadrukowaną bibułkę z obiecanymi informacjami, ale jej nie przekazuję. W kompletnym rozkojarzeniu Alka widzę niebezpieczeństwo wpadki. Tym razem zanotowałam: ,,30 I 82 – b. zły stan Alka”. Wracam do Olsztyna, do domu państwa Kurowskich, którzy udzielają mi wsparcia i gościny od pierwszego przyjazdu. Ich syn, Igor, także matematyk, jest przyjacielem Alka. Zastanawiamy się, co może oznaczać taki spadek formy. „Przedawkowanie środków uspokajających” – mówi ojciec Igora, Bohdan. Kontaktujemy się z innymi żonami i matkami. Ich wrażenia są podobne.
III widzenie – 20 lutego. Aleksander – już w dużo lepszym stanie – przekazuje mi szereg informacji, trochę na papierku, trochę dyktuje.
Po powrocie do Warszawy udaję się na Piwną z relacją, w której piszę między innymi:
Iława: Na razie pobito tylko dwóch internowanych. Są to: Stanisław Adamczyk(63 lata, Ciechanów) i Włodzimierz Pagacz (Olsztyn).
16 II. dostali polecenie udania się do komendanta celem otrzymania kary za rzekomy bałagan w celi. Ponieważ w celi panował porządek, odmówili wykonania poleceniai stawili bierny opór funkcjonariuszowi, który usiłował ich wyprowadzić. Zostali pobici pałką (Adamczyk stracił dwa zęby) przez tegoż funkcjonariusza w obecności 20 innych; między innymi był przy tym kpt. Stanisław Kuba. Bito na korytarzu, bez świadków.
23-24 I. przewieziono6 chorych do szpitala więziennego w Barczewie (m. ift. Jan Podleś ze Szczawina Ostrołęckie – w stanie przedzawałowym). Chorzy odmówili przyjmowania leków z powodu ostrych rygorów więziennych, jakim ich poddano w Barczewie.
29 I. trzechz nich przewieziono do szpitala miejskiego w Olsztynie, do naprędce przygotowanej „celi”: zakratowane okno itd. Funkcjonariusze obecnisą także przy zabiegach. Internowani proszą o interwencję w sprawie Podlesia, o informacje, co się dzieje w innych ośrodkach internowania, o herbatę. UWAGA! W ostatniej dekadzie stycznia wielu internowanych zaczęło odczuwać silne zawroty głowy, senność, rozkojarzenie. Także odwiedzający zauważyli u swych bliskich b. zły wygląd, spadek formy psychicznej, aktywności. Równocześnie zmilitaryzowano olsztyński San.-Epid., zabrano wszystkie odczynniki (brak możliwości przeprowadzenia ekspertyzy). Jedenz ostatnio internowanych olsztyniaków[był to Piotr Kajko] przekazał kolegom w więzieniu informacje z miasta, iż do kawy dosypuje się w Iławie silne środki neurostatyczne. Już wcześniej wielu internowanych doszło do tego samego wniosku i przestali przyjmować napoje, prosząc jedynie o wrzątek. Po paru dniach poczuli się lepiej. Próbki jedzeniai napojów wkrótce zostaną nam przekazane celem przeprowadzenia ekspertyzy.
O tej ostatniej sprawie rozmawiałam na Piwnej z księdzem – nazwiska nie pamiętam – ale posłyszałam tylko, że gadam bzdury, to jakaś prowokacja, nikt w tym kraju nie zamierza nikogo otruć.
Pojechałam po próbki napojów 6 marca, widzenia w tym dniu nie miałam. Próbki wyniosła Barbara Syryjczyk, żona Tadeusza. Wyczułam złą atmosferę wokół siebie – nie pierwszy przecież raz i nie ostatni. Do dziś nie wiem, komu próbki zostały przekazane (o ile mi wiadomo, była to kawa) i czy przeprowadzono analizę. Wiem tylko, że pani Syryjczyk spieszyła się do kościoła.
Udało mi się natomiast wtrynić paczkę. Mleko w proszku nadziewane było drucianymi spiralkami z kuchenki elektrycznej – rzecz niezbędna do odparowania zupy mlecznej.
Tymczasem trwa już montowanie pisma dla internowanych. Na szczęście mam dużo czasu. Telewizja płaci mi pensję, ale nie życzy sobie widzieć mnie w pracy. Pojawia się Janusz Czyż – matematyk, dziś już od lat profesor. Matematyków siedzi wielu w różnych więzieniach. Janusz dociera do rodzin. Ja znajduję sprzymierzeńców wśród biologów i leśników. Janusz sprowadza mi także studentów i absolwentów uniwersytetu i politechniki – do przepisywania i kolportażu. Są też dobre sąsiadki i inne znajome panie. I tak powstaje „Skrót”, wielokrotnie przepisywany na maszynie, na cieniutkiej bibułce.
Oto wstęp do pierwszego numeru:
SKRÓT jest pismem dla internowanych. SKRÓT– bo tylko tyle możemy Wam przekazaćz nadzieją, że treść przekazu do Was dotrze. Numer1 dostanie się do kilku zaledwie obozów. Informacje w nim zawarte są przeważnie dość starej daty. Świadczy to o warunkach, w jakich działamy i żyjemy. Pochodzą głównie z różnych tytułów prasy podziemnej (drukowanej, powielanej, przepisywanej na maszynie), której ilość stale wzrasta. SKRÓT jest inicjatywą osób, które pojmują, że kontakt pomiędzy obozami jest sprawą pierwszorzędnej wagi. Starajcie się nam pomóc, przekazujcie informacje o sytuacji w Waszym obozie. Niechaj dotrą do łączników i do prasy konspiracyjnej.
Wyszło lepiej, niż myślałam. Przepisany wokoło 30 egzemplarzach „Skrót” trafił według mojej wiedzy do 15-18 więzień. Do Suwałk – w torcie upieczonym przez „najlepszego cukiernika w Grajewie”, jak mi powiedział ojciec internowanego. Do Iławy dociera 13 marca, podczas mego IV widzenia. Niestety, wpada już podczas kipiszu, któremu Alek zostaje poddany w drodze z widzenia do celi. Trudno. Po tygodniu będzie skutecznie przekazany w paczce. Szybciej jednak znajdzie się w Szwecji i w Wolnej Europie.
Pierwszy numer zawierał wieści zaledwie z 8 ośrodków internowania. Ale już stał się jednym ze źródeł informacji także o tym, co dzieje się w więzieniach, między innymi w ZK Iława.
Może warto w tym miejscu wspomnieć dalsze dzieje „Skrótu”. Łącznie udało się wydać 1 7 numerów, ostatni wyszedł4 grudnia 1982 roku i zdążył jeszcze dojść do tych, którzy wciąż pozostawali za murami „internatów”. Z początkowych 4 stron rozrósł się do 12. Służył wymianie nie tylko informacji, ale i pomysłów, także poglądów internowanych, osadzonych w różnych zakątkach naszego kraju. Wydaje się, że docierał do wszystkich obozów. Kilka – a może więcej – numerów ukazało się w Szwecji, w „Dokumentach” wydawanych przez „Solidarność”. Znalazła się w „Skrócie” między innymi obszerna relacja z masakry internowanych w Kwidzynie w dniu 14 sierpnia 1982 roku, którą zamieściła również „Nasza Krata” wydawana wówczas przez internowanych w Rzeszowie-Załężu.
Z Iławy informacje przekazywali mi: Aleksander Rusiecki, książę Michał Lubomirski i starszy sierżant Andrzej Deptuła. Wydaje mi się, że niektóre grypsy pisane są inną jeszcze ręką, ale nie jestem tego pewna i nie wiem, czyją.
Powróćmy jednak do Iławy, do owego feralnego widzenia 13 marca, kiedy to wpadł pierwszy” Skrót”. Ja miałam więcej szczęścia i wyniosłam przekazane mi informacje. Jakby w przeczuciu, co go za chwilę czeka, Alek pisał (nie pamiętam, być może pisał także ktoś inny):
W Iławie istnieją obecnie duże trudności z przekazywaniem pism na zewnątrz. Od6 marca internowani udający się na widzenia są bardzo dokładnie przeszukiwani (rozbierani do naga). Dokładnym i częstym przeszukaniom podlegają również cele. Równocześnie nastąpiło pewne nieoficjalne rozluźnienie dyscypliny. Można uzyskać dodatkowe widzenia, niekiedy na kilka godzin otwierane są cele i spacery po korytarzu lub wzajemne odwiedziny nie są dostrzegane. SB pieprzy robotę, pije herbatę i nie chce przesłuchiwać.
I drugi gryps:
9 marca odbyło się spotkanie internowanych z przedstawicielami Akademii Sztabu Generalnego WP, Ministerstwa Sprawiedliwości i MSZ, którzy zarekomendowali się jako „osoby prywatne, przybyłe z własnej inicjatywy”. W rozmowie poruszono wiele tematów […] Padło pytanie, czy istniały jednoznaczne naciski ze strony Moskwy w kierunku wprowadzenia stanu wojennego. Obecny na spotkaniu gen. brygady odpowiedział: „Tak, i to nie tylko te, które były publikowane”. Na pytanie, czy Jaruzelski otrzymał odpowiedni rozkaz od Kulikowa nie udzielono odpowiedzi. W toku dyskusji na temat gospodarki, liberalizacji itd. wszystkie argumenty gości były skutecznie zbijane przez internowanych. jedyny argument, który ostał się po stronie gości był ten, że stan wojenny broni nas przed sowiecką interwencją. Padło zatem pytanie, jakie warunki mogłyby spowodować taką interwencję: czy zmiana stosunków wewnętrznych na liberalne i demokratyczne oraz otwarcie granic na Zachód – czy też jedynie wystąpienie WP z Układu Warszawskiego? Gen. brygady odpowiedział, że stosunki wewnętrzne ani otwarcie na Zachód nie mogą być i nie będą powodem interwencji. Jedyną możliwą przyczyną byłoby wystąpienie WP z Układu Warszawskiego – jako” naruszenie militarnego status quo wynikającego z II wojny światowej”.
Ta informacja, której zaledwie krótkie fragmenty tu przytoczyłam, a była mowa także o możliwości emigracji internowanych, przekazana została do „Tygodnika Mazowsze”, do Wolnej Europy i do Głosu Ameryki. Tymczasem nad Iławą zbierały się chmury. Spójrzmy na zdjęcie. Oto Zakład Karny od strony ulicy 1 Maja.
Ośrodek odosobnienia dla internowanych mieścił się tu od 13 grudnia 1981 do 28 czerwca 1982 roku. W pierwszym okresie przebywało w nim 404 internowanych. Zdjęcie wykonane zostało z dachu domu po drugiej stronie ulicy, z tak zwanego „fortepianu”, czyli bloku zamieszkałego po części przez klawiszy. Było to prawdopodobnie 13 maja – sądząc po transparentach w oknach cel internowanych mieszczących się na parterze, choć wielokrotnie internowani umieszczali transparenty bez specjalnej okazji. Piętra I i II zajęte były przez młodocianych kryminalistów, którzy pracowali na zewnątrz zakładu. Przez cały czas pomagali internowanym i współpracowali z nimi. Mur przed budynkiem zakończony kilkoma rzędami drutu kolczastego ma 4,5 metra wysokości. Za murem jest jeszcze niewidoczna na zdjęciu siatka. O rozległości ZK dają pojęcie znajdujące się na terenie więziennym kominy. Betonowy spacerniak mieści się za wieżyczką strażniczą. Takie wieżyczki – „koguty” – znajdują się w murze co 100 metrów. Jedynie górna część parterowych okien, około 1/4 widoczna była z drugiej strony ulicy i to z jednego tylko miejsca: w przejściu pomiędzy dwoma blokami było niewielkie wzniesienie. Z czwartego okna, licząc z prawej strony, wystrzeliwane były z katapulty rulony z dokumentami i więziennymi wydawnictwami.
Ale tak było później. Początkowo internowanych umieszczono w innym pawilonie, na wyższych kondygnacjach. Komunikacja z ulicą była znacznie dogodniejsza i rozwijała się z dnia na dzień. Nie dziwmy się zatem, że stopniowo, grupami, przenoszono ich do oddalonego od poczekalni i ruchliwego skrzyżowania pawilonu V. Wreszcie pod pretekstem jakichś zabiegów dezynfekcyjnych postanowiono już wszystkich internowanych schować za murem. Ta ostatnia przeprowadzka miała miejsce 19 (czy też zgoła w dniu widzeń, 20) marca. W każdym razie, gdy w sobotę pojawiłam się pod murem, usłyszałam głośne skandowanie: „Gestapo! Gestapo!” No tak. Nietrudno było przewidzieć, co niebawem może nastąpić.
Widzenie V, 20 marca, było ponure. Rozmowa nerwowa, bo i ogólna atmosfera taka. Funkcjonariusz sprawdza moje notatki. Alek pyta, z jakiej to racji – ten chce przerwać widzenie. Na razie nie ma możliwości przekazania więziennych wydawnictw. Po widzeniu wrzeszczę pod murem, pytając, czy paczka dotarła w całości. Tak, na szczęście – był w niej przecież „Skrót”.
W Warszawie odbieram z kościoła św. Marcina dużą ilość herbaty i obrzydliwie ciężkie kartony z mlekiem w puszkach. Wlokę to jakoś do Olsztyna. W sobotę rano 27 marca – dalej do Iławy, już w towarzystwie przyjaciela syna, Jurka Stopy. Widzeń nie ma. Więzienie milczy. Idziemy na ulicę 1 Maja pod „nasz” pawilon. Na środek jezdni lecą ź katapulty ruloniki – jeden za drugim, kilka, kilkanaście. Rozwijamy, w środku listy. Treść jednakowa, tyle, że niektóre pisał Lubomirski, inne – Rusiecki, inne – ktoś jeszcze.
Rodacy! Dnia25 marca 1982 r. lokatorzy celi 14 oddziału V (dla internowanych) tutejszego więzienia bezskutecznie pukali do drzwi, by im otworzono. Krótko po godz. 19.00 wpadła około 50osobowa bojówka w hełmach i z pałkami kierowana przez kapitana Jana Paluszewskiego z Iławy i zmasakrowała mieszkańców celi nr 14. Całą akcją kierował zastępca komendanta, kpt. Preiss; szczególnym bestialstwem wyróżnili się sierżanci: Dworak i Rozmanowski. Ciężko pobici zostali internowani: Henryk Ossowski-Mechliński, Henryk Cześnik, Krzysztof Pawłowski i Tomasz Bednarczyk – wszyscy z Gdańska. Do pobitych nie dopuszczono lekarzy, mimo że wśród internowanych są lekarze. Bojówka wraz z oficerami była pod silnym wpływem alkoholu i środków dopingujących. Żądna nowych ofiar bojówka przez dłuższy czas pozostała na oddziale, usiłując prowokować innych internowanych. Poprzedniego dnia za sympatyzowanie z internowanymi pobito skazanych na oddziale VI. Tak więc kaci płk. Głowackiego[naczelnik ZK] mają codziennie zajęcie. Prosimy znalazcę tego listu o powiadomienie Prymasa Polskii Biskupa Warmińskiego oraz opinii publicznej. Rozpoczęliśmy głodówkę, żądając przybycia komisji rządowej z udziałem przedstawicieli Episkopatu. Internowani w Iławie. 26. III. 1982r.
Kolejny list, pisany nieznaną mi ręką, podaje inne jeszcze szczegóły:
Fakt ciężkiego pobicia został potwierdzony przez lekarzy internowanych[byli to Mirosław Górski z Elbląga i Mieczysław Węglewicz z Ciechanowa] oraz lekarza więziennegoi lekarzy z Iławy.[…] Klawisze zachowywali się prowokacyjnie, kierując w naszą stronę epitety: „pachołki Reagana, śmierć Wałęsie”. Wobec pobitych zastosowano ścieżkę zdrowia, tzn. wyciągnięciez celi na korytarz i przejście przez szpaler pijanych funkcjonariuszy. Miejscem ataków były głowy internowanych. Bito i kopano do utraty przytomności, aż padnie się na kolana.
Pojawia się coraz więcej kobiet, lada moment nas przegonią – o, już są! – zbieramy, ile się da z jezdni, potem dzielimy – tak, żeby każde miasto dostało choć jeden list. Ustalamy, kto komu odniesie.
Tegoż dnia internowani otrzymują list od kryminalnych: Myśleliśmy, że Was nie odważą się pobić. Teraz widzicie, co tu mogą zrobićz człowiekiem.
O widzeniach nie ma mowy, jakimś cudem otrzymują je tylko dwaj mężczyźni. Jednego z nich proszę, by przez swego syna powiadomił Alka, iż będę pod murem w najbliższą środę.
Już tego samego dnia był w więzieniu ksiądz dziekan Lucjan Gellert z Iławy, a po raz drugi – w towarzystwie biskupa warmińskiego, dr. Jana Obłąka – w niedzielę 28 marca. Poszkodowanym zapewniono opiekę lekarską.
W niedzielę 28 marca byłam także w Iławie, w sprawie całkiem innej, wcześniej już uzgodnionej. Jeździły właśnie karetki pogotowia i znany nam dobrze ubecki samochód, kręcili się ludzie – kto swój? kto z bezpieki? – kiedy podszedł do mnie pan Andrzej Deptuła i przekazał mi sproszkowaną (czyli odparowaną) zupę mleczną z sobotniego śniadania wraz z notatką Alka:
Zupa mleczna podana w ośrodku odosobnienia w Ilawie dnia27 marca na śniadanie. Innych próbek nie zebraliśmyz powodu głodówki.[…] Po próbkę dziś lub jutro zgłosi się pewna osoba, która być może powoła się na Alka lub Joannę. Zależy nam na sprawdzeniu obecności w próbce środków psychotropowychi hormonalnych. Takie przypuszczenia opieramy na następujących przesłankach:
1. wielu z nas odczuwa osłabienie pamięci i senność po spożyciu niektórych posiłków;
2. ze stacji San.-Epid w Olsztynie usunięto odczynniki przydatne w analizie chemicznej żywności; inne odczynniki poddano tam ścisłej kontroli;
3. analiza chemiczna żywności podawanej w innych ośrodkach wykazała obecność w niektórych próbkach środków hormonalnych, m. in. estrogenu;
Prosimy o przekazanie osobie, która się zgłosi, załączonej karteczki.
W Warszawie przekazałam zupę pośrednikowi, który oddał ją do analizy, jak się domyślałam, do Państwowego Instytutu Higieny.
Powróćmy jednak do dramatycznych wydarzeń 25 marca. Nieżyjąca już dziś Hanka Reif z redakcji angielskiej Polskiego Radia dla Zagranicy błyskawicznie przetłumaczyła listy zebrane pod murem. Obie wersje – polska (w oryginale) i angielska – już sprawnie działającymi kanałami 29 marca skierowane zostały w stronę Bujaka, „Wolnej Europy”, „Głosu Ameryki”, do Paryża, do Szwecji i do „Tygodnika Mazowsze”. Słuchałam Wolnej Europy, nadała informację nadspodziewanie szybko. To była jedna z tych chwil satysfakcji, choć oczywiście nie mam pojęcia, przez kogo i z jakiego miasta nadany dotarł do nich ten gryps.
W środę 31 marca jedziemy do Iławy z Renią – sędzią Teresą Romer. Koło 10.00 jesteśmy na miejscu. Umawiamy sięze znanym mi już wcześniej życzliwym taksówkarzem (czy był to nr 4?), że – na wszelki wypadek – podjedzie po nas w określone miejsce o 14.00.. Wieje przenikliwy wiatr; pojawiamy się na pagóreczku pomiędzy blokami, nieomal naprzeciw okna celi nr 11, w której przebywają: Bogusław Szybalski (członek KK), Adam Golik, Michał Lubomirski, Dariusz Brzozowski (członek ZR) – wszyscy z Elbląga, Andrzej Laskowski z Malborka i Aleksander Rusiecki, wydawca niezależnej prasy z Olsztyna, a także ich słynna katapulta – IŁ 82.
Dostrzegamy pokaźny szary rulon, wędrujący powolutku wzdłuż muru na cienkim sznurku w górę. Patrzymy zafascynowane. Rulon znika w oknie „złodziei”. Po chwili zbieramy z jezdni pierwszą przesyłkę, pani sędzia wędruje czas jakiś jezdnią, upuszcza chusteczkę, która spada na przesyłkę, schyla się i zgarnia wszystko. Czytamy: Zwiewajcie! Jes1i będziecie wolnewróćcie za2 godziny!Psiakrew! Kartkę drę na strzępki. Zwiedzamy Iławę sine z zimna. Oby nie było nam za gorąco!
Wracamy na stanowisko. Lecą – pocisk za pociskiem! Tym razem zbieramy już „na chama” – a czy jest inna rada? Chyba sprzyja nam ta psia pogoda: ulica jest pusta. Włazimy do śmietnika między blokami – czytamy: Przekazałaś mi informację przez ojca naszego kapusia (tylko on miał widzenie). Spodziewaliśmy się kipiszu, spodziewaliśmy się też, że was zgarną. Dlatego dokumenty przechowaliśmy u przyjaciółz I piętra.Cytuję z pamięci – nie wiem, co się stało z tą kartką. Nie wiem też (Aleksander również tego nie pamięta), czy był ten kipisz i czy tylko fakt widzenia w dniu bez widzeń przesądził o stwierdzeniu, że ów internowany był jakoby kapusiem.
Mamy więc już „Zezania spałowanych„, poprzedzone słowami Alka, który zeznania przepisywał: Dziś nie będzie tego, co obiecałem, gdyż wskutek nieprzewidzianego pałowaniai jego konsekwencji nie miałem czasu ani warunków. Zamiast tego– zeznania spałowanych, spisane przez internowanych tu prawników– członków „Solidarności”.Jak się z czasem dowiedziałam, zeznania spisywał prokurator Stefan Śnieżko z Olsztyna, nie wiem, czy ktoś jeszcze. Kończyły się słowami: To musi się szeroko rozejść!!!Słuchałam „Zeznań” w „Wolnej Europie”, fragmenty publikował „Skrót”, a całość znalazła się w I części „Głosów zza muru”, opracowanych przez” Skrót”, a wydanych w „Zeszytach Historycznych” (zeszyt 62, Instytut Literacki, Paryż 1982).
Ale tymczasem jesteśmy w Iławie, w śmietniku. Z relacjami spałowanych przyleciało też dziwne zamówienie – na mikrofon, tranzystory itp. I wreszcie jeszcze jedna kartka: Przyjdź o 14.00– wtedyc. d. Jeśli nie– to następnym razem. P. S. przyślijcie 4 baterie płaskie w mleku w proszku.
Upychamy wszystko „na sobie” i zastanawiamy się, czy nie przespać się trochę w tym śmietniku… Ale na ulicy pojawia się nasz taksówkarz. Przesuwa się przyklejony do więziennego muru, by strażnik z wieżyczki go nie zauważył. Okazuje się, że po peronach kręcą się patrole, zaś w poczekalni dworcowej esbecy. Decydujemy się na wyjazd z miasta taksówką i umawiamy się na 14.30.
O 14.00 odbieramy kopię pisma internowanych do ministra sprawiedliwości PRL (datowanego 29 marca), podpisaną przez 92 internowanych – z dopiskiem: Na oryginale było99 podpisów.Do dokumentu dołączona jest notatka – chyba Michała Lubomirskiego: Załączone pismo przesłane zostało do Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnegoi Prymasa Polski. Prosimy treść jego rozpowszechnić jak najszerzej. A dostarczony egzemplarz, będący naszą kopią „ad acta”, dobrze przechować dla potomnych, bo tu przy ciągłych rewizjach nie możemy prowadzić archiwum.Wykonałam te polecenia.
O 14.30 wiejemy z Iławy. Bocznymi drogami docieramy do Działdowa i dopiero stąd pociągiem do Warszawy.
Przepisywanie, tłumaczenie i roznoszenie dokumentów. I wreszcie można zająć się grypsami Lubomirskiego, wystrzelonymi wraz z dokumentami. Oto fragmenty:
Dnia31 marca w więzieniu w Iławie przebywało 124 internowanych. Dnia 30 marca internowanych w Iławie odwiedził biskup łomżyński, ks. Mikołaj Sasinowski. Był to czwarty biskup odwiedzający Iławę. Biskup warmiński, ks. dr Jan Obłąk, odwiedził nas 10 stycznia i 28 marca; biskup gdański Lech Kaczmarek 31 stycznia; biskup płocki Bogdan Sikorski – 14 marca. 7 lutego odwiedził nas dziekan elbląski ks. prałat dr Mieczysław ]ózefczyk. Dnia 31 marca funkcjonariusze olsztyńskiej SB przesłuchiwali internowanych na okoliczność, kto organizował głodówkę protestacyjną z 27 marca. UWAGA, alarmujcie ks. biskupa Obłąka – obawiamy się represji. W załączeniu zeznania trzech z czterech pobitych – do szerokiego rozpowszechnienia wśród opinii publicznej (biskup ma).
I kolejny gryps: .
Ciekawostki z Iławy. Ostatnio wzmogli aktywność funkcjonariusze SB z Olsztynai Elbląga, namawiając niektórych internowanych do wyjazdu na Zachód. Wszystkie formalności jednak, włącznie z wykonaniem zdjęć, mają być załatwione w więzieniu. Budzi to uzasadnione podejrzenia, że delikwenci zostaną deportowani bez dokumentów i rodzin, jak to miało ostatnio miejsce z wysłaniem 33 osób do Szwecji[nic więcej mi o tym fakcie nie wiadomo]. Prawdziwi działacze nie zgłaszają się zresztą na wyjazd, czynią to osoby przypadkowe (wśród internowanych są ludzie, którzy nigdy nie byli członkami „Solidarności”). Cela11 oprócz normalnych zamków jako jedyna dodatkowo zamykana jest na kłódkę. Warto dodać, że według informacji funkcjonariuszy Służby Więziennej, dnia 25 marca pobici mieli być właśnie mieszkańcy tej celi. Zbiegiem okoliczności akurat cela 14 tłukła w drzwi i dlatego ona została pobita. Nieznani sprawcy podłączają się do więziennego radiowęzła i nadają program Radia „INTERNOWA”. Ostatnia audycja miała miejsce 30 marca, jednak została przerwana w momencie, gdy Służba Więzienna wyłączyła światło!!![Nareszcie wiem, po co im mikrofon!] Rozpowszechniane są informacje o mającym nastąpić w najbliższym czasie rozwiązaniu ośrodka w Iławie. Internowani według różnych wersji mają być bądź to rozproszeni po kraju, bądź przewiezieni gdzie indziej (mówi się o połączeniu z Suwałkami, gdzie w chwili obecnej przebywa tylko65 osób, w tym podobno również z olsztyńskiego i elbląskiego), to do OPS w Kwidzynie, bądź ośrodka RTV w Siemianach (to ostatnie byłoby chyba najwygodniejsze).
Ta informacja – w kontekście szerokiego nagłośnienia pobicia czterech gdańszczan – wydała się prawdopodobna.
Na VI widzenie, 3 kwietnia, wchodzę z Jurkiem Stopą. Alek przybity, może chory. Wyraźnie zresztą wszyscy wciąż są pod wpływem marcowych wydarzeń, o których bez przerwy rozmawiamy. Niektóre dziewczyny płaczą. Umawiamy się na środową wizytę pod murem – będą mieli coś nowego do przekazania.
Do Iławy 7 kwietnia jadę z moją sąsiadką, Jadwigą Rogowską – nieprzeciętnie spokojną i zrównoważoną osobą, która od początku do końca tej wojny ze mną współpracowała. Z okien pociągu widzę łany kwitnących przylaszczek i zawilców. Boże, jakież to szczęście być teraz w lesie! Ale niepotrzebnie się roztkliwiam, zaczyna padać.
Pod murem zimno – w celach pewnie także. Leci przesyłka. Pismo Alka:
Niestety mam grypęi nie mogę pisać; dlatego artykułu o gospodarce jeszcze nie skończyłem. Nie mogłem też zająć się zbieraniem podpisów pod apelem o umożliwienie emigracji skazanymi aresztowanym z powodów politycznych. Chyba zresztą nic z tego nie wyjdzie, bo część uważa samą mys7 o wyjeździe za godną potępienia (nawet u uwięzionych), reszta zaś interesuje się głównie własną osobą. W rezultacie ludzi, którzy chcieliby z takim apelem wystąpić jest bardzo mało; zbyt mało, aby apel mógł zyskać rozgłos. Tu zaś szłoby właśnie tylko o rozgłos: WRON i jej moskiewscy przełożeni niedługo albo ustąpią, albo zdołają przeforsować jakiś kompromis z Zachodem, Kościołem i własnym społeczeństwem. Otóż:
1. Jest daleko nieobojętne, jaki to byłby kompromis. Dlatego warto jest mieć w zapasie kilka głośnych, znanych postulatów, z których każdy miałby szansę stać się warunkiem kompromisu;
2. Nacisk szeregu postulatów, kwestionujących moralne kwalifikacje WRON, może ułatwić Kościołowi i państwom zachodnim zajęcie postawy nieprzejednanej (cofnięcie stanu wojennego, uwolnienie internowanych, przywrócenie działalności związków, amnestia dla więźniów politycznych).
Oto, dlaczego uważam, że warto jest nadawa{ różnym moralnie czystym postulatom społecznyi międzynarodowy rozgłos. Postulat umożliwienia emigracji skazanym chyba jest moralnie czysty. Przy tym jego trwałe spełnienie zmieniłoby warunki społecznego działania w Polsce: przecież w NRD także. Można było prawdziwie dokręcić śrubę dopiero po zamknięciu granicy z RFN.
Jeszcze jedna sprawa: dotychczas nie rozpoczęto przesłuchań internowanych w charakterze świadków w sprawie pobicia. Podstawowy warunek przerwania głodówki nie został spełniony[Głodówkę internowani przerwali na interwencję biskupa Obłąka]. Mimo to życzę wesołych świąt. Alek.
Z całego naprędce przeczytanego listu dociera do mnie jedno: „Niestety mam grypę i nie mogę pisać”.
Tłucze mi się po głowie – czy on tam w ogóle jest? A może nie miał siły wstać z łóżka? A ja tu sterczę i nic nie mogę zrobić! Nagle w tej 1/4 widocznej stąd górnej części okna na moment ukazuje się przyklejony do kraty profil Alka i dwa rozczapierzone paluchy. No, już lepiej.
Ale jeszcze teraz, choć minęło ćwierć wieku, wspominam ten dzień jako jeden z najbardziej ponurych. I pomyśleć wielka rzecz, grypa!
W Wielką Sobotę, 10 kwietnia, internowani z celi 11 dostali życzenia świąteczne także z celi 11,ale z I piętra, od „złodziei”: Panowie, życzymy wam jaki współinternowanym Wesołych Świąt, dobrego samopoczucia, noi pomyślności.
Ja także (VII widzenie) dostałam świąteczne prezenty: „Nasza Krata” – już nr 7/8, i inne wydawnictwa, koperty z pieczątkami, plakat z Wałęsą. Wcześniej nie udawało się AIkowi donieść takich rzeczy na widzenie – tracił je po drodze, na kipiszach. Dziś jakoś wszyscy złagodnieli. Wynieść też nam się udało – byłam z Igorem Kurowskim, złożyliśmy przeglądającym nasze rzeczy funkcjonariuszom świąteczne życzenia i wyszliśmy bez problemu. Już przez mur dowiedzieliśmy się, że nasza paczka (z tym bardzo ciężkim mlekiem w proszku!) dotarła w całości do celi.
W Olsztynie na ul. Smętka rozwiązywaliśmy więzienną krzyżówkę, czytaliśmy „Naszą Kratę” (Wydawnictwo „InterNowa”): życzenia świąteczne złożone wszystkim naszym Czytelnikomi Służbowym Przeciwnikom;list do Ojca Świętego z 4 kwietnia, z nadzieją na spotkanie; wiele ciepłych słów skierowanych do Dobrego Pasterza, ks. Lucjana Gellerta z Ilawy. Wśród satyrycznych tekstów – wierszyk poświęcony sierżantowi Kazimierzowi Dworakowi, groźnemu sadyście o przezwisku „Indor”, który po pamiętnym 2S marca przeniesiony został na „koguta”.
I wreszcie:
Tu Radio InterNowa, tu Radio! Tu Radio InterNowa!– tymi historycznymi już dziś słowami rozpoczęła się20 marca o godz. 23.30 pierwsza audycja niezależnej rozgłośni radiowej internowanych w Iławie. Reporter „Naszej Kraty” rozmawia z szefem Radia InterNowa:
RED.:– Kiedy narodziła się idea radia internowanych?
ODP.:– Pierwszego dnia, na widok głośnika w celi. Zresztą na ten sam pomysł wpadło jednocześnie kilka innych osób.
RED.:– Czy jest to skomplikowane rozwiązanie techniczne?
ODP.:– Proste, ale wymagało pomocyz zewnątrz.
RED.:– Cel, program rozgłośni?
ODP.: – Krótkie audycje informacyjne, ale przede wszystkim mobilizujące społeczność internowanych. Staramy się absorbować aparat bezpieczeństwa i udowadniać jego bezsilność. Chcemy też uświadamiać kolegom internowanym, że patrzy na nas społeczeństwo i cały świat, i że w związku z tym ciąży na nas wielka odpowiedzialność. Propagujemy postawę nacechowaną solidarnością i godnością wobec aparatu przemocy.
RED.:– Tematy najbliższych audycji?
ODP.:– Serwis informacyjny, komentarz na temat przymusowej emigracji.
RED.:– Dlaczego nazwa „InterNowa”?
ODP.: – Nawiązuje ona do znanych wszystkim działań mających na celu zapewnienie społecznego obiegu informacji.
RED.:– Pozwól, że w imieniu wydawnictwa InterNowa złożęci serdeczne gratulacje.
ODP.:– Dziękuję.
Gdzieś w pierwszej połowie kwietnia – Alek nie może sobie przypomnieć, czy było to przed Wielkanocą, czy już po – pojawiła się w Iławie delegacja Międzynarodowego Czerwonego Krzyża ze Szwajcarii. Miało to zapewne po części związek z wydarzeniami 25 marca, ale nie tylko – delegacja wizytowała także inne obozy. Internowani otworzyli wytrychem dźwiękoszczelną celę, zwaną „termosem” (z racji zbliżonej budowy) bądź „pasownią” (więźniów przywiązywano tu pasami do klamr przymocowanych do podłogi) i wprowadzili do niej wymienioną delegację. Warto dodać, że w lipcu 1981 roku ukazało się zarządzenie ministra sprawiedliwości, zlecające likwidację w zakładach karnych takich cel. Nie słyszeliśmy o konsekwencjach tej niecodziennej wizyty w „termosie”, były natomiast informacje w Głosie Ameryki, a w którejś z amerykańskich stacji telewizyjnych pokazano zdjęcia z wykrytej przez internowanych pasowni, wykonane jeszcze przed wizytą MCK, z kolejnego – tym razem mikroskopijnego – aparatu, który ofiarował mi amerykański dziennikarz, nazwany przeze mnie Paulem.
Z tymi zdjęciami był zresztą kłopot. Pewien Grześ – nie podaję jego nazwiska, gdyż nie wiem i już się chyba nie dowiem, czy był wtyczką, czy tylko padł ofiarą działalności bezpieki – przysłany mi przez struktury warszawskiego MRKS do pomocy jako skrzynka i fotograf – wywołał negatyw, przyniósł mi komplet malutkich odbitek, a następnie (świadomie lub nie) stracił część negatywu dotyczącą pasowni, odciętą nożyczkami przez autentycznego oficera SB, który rozsiadł się wygodnie i dość wysoko w strukturach MRKS-u, z niebagatelnymi później konsekwencjami. Nazywał się Sławomir Miastowski i był mi dobrze znany z Telewizji (nota bene– przewodniczący „S” w Pol tel-u, Telewizyjnej Wytwórni Filmowej). Sporo żeśmy się z Paulem namęczyli, by z maleńkich odbitek zrobić kontrnegatyw i wykonać w domowych warunkach przyzwoite odbitki w formacie niezbędnym dla telewizyjnych prezentacji.
Tymczasem śledztwo w sprawie wydarzeń 25 marca nie rusza z miejsca. „Skrót” nr 4 (I połowa kwietnia) przypomina, iż do Wielkiej Soboty nie rozpoczęto przesłuchań internowanych w charakterze świadków.
Prawny termin udzielenia Iławie odpowiedzi na skierowane przez internowanych pisma mija tuż po świętach[…] Szum, jaki powstał wokół marcowego pałowania wydaje się być dla naczelnika więzienia dużym zaskoczeniem[…] Cała akcja została przeprowadzona bardzo szybkoi sprawnie, wywołując natychmiastową reakcję Kościołai społeczeństwa (m.in. pisma rodzin internowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości z żądaniem przeprowadzenia dochodzenia). Wobec braku odpowiedzi na jakiekolwiek pisma w tej sprawie akcja ta będzie kontynuowana. Redakcja ”Skrótu” uważa, że każdy wypadek pobicia, w którymkolwiek zdarzy się obozie, powinien wywoływać podobną ostrą reakcję społeczną. Los internowanych jest w rękach katów. Jaki będzie ten los– w znacznej mierze zależy to od postawy całego społeczeństwa.
Majowy „Skrót” (nr 6) informował: Iława. Śledztwo w sprawie pałowania w dniu25 marca prowadzi Prokuratura Wojskowa Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Przesłuchiwano pobitych i lekarzy. Prowadzący śledztwo usiłują wmówić przesłuchiwanym, iż pobici zaatakowali funkcjonariuszy gorącą wodą.
Pytanie brzmi: wytoczą naszym procesy, czy raczej – dla wyciszenia sprawy – rozwiozą Iławę po całej Polsce?
Na kolejne, X już, widzenie jadę 8 maja z przyjaciółmi syna z uniwersytetu. Ja wchodzę, ich nie wpuszczają. Kierują się więc na nasze stanowisko, łapią pocisk z listem:
Oto jak świętowaliśmy tu dzień3 Maja: o godzinie 12.00 w południe zebraliśmy się wszyscy w świetlicy, na zewnątrz przez okno wystawiliśmy biało-czerwony sztandar z orłem w koronie; wewnątrz na ścianie umieściliśmy transparent z napisem „Niech żyje Niepodległa Rzeczpospolita „, a na suficie świecą nakopciliśmy kotwicę i napis: SOLIDARNOŚĆ ZWYCIĘŻY/. Następnie głośno odśpiewaliśmy kilka pieśni patriotycznych (dobrze było słychać z ulicy i z balkonów sąsiednich domów) i rozeszliśmy się do cel. Podczas tych obchodów na korytarz sprowadzono ponad 50-osobowy oddział straży więziennej. Oddział zachowywał się spokojnie, a w nocy z 3 na 4 maja w prawie pełnym składzie spał na korytarzu pod naszymi celami. W odwecie od 3 maja zabrano nam prawo korzystania ze świetlicy, a w szczególności prawo do oglądania reżimowego dziennika. Komendant został przez nas ostrzeżony, że jest to poważna decyzja polityczna. Od dłuższego czasu prawie codziennie około godz. 11.00 wieczorem strażnicy wykręcają bezpieczniki, aby uniemożliwić nam korzystanie z elektryczności. Ponieważ nie dzieje się tak zawsze, więc zasięgnęliśmy informacji, czy jest to decyzja komendanta. Okazało się, że nie – jest to osobista złos1iwość niektórych oddziałowych, w szczególności st. kaprala Szydłowskiego, st. sierżanta Mazurowskiego. Przez dłuższy czas rygor w tutejszym ośrodku ulegał systematycznemu rozluźnieniu. W pierwszej połowie kwietnia cele mieliśmy przez większą część dnia otwarte, a spacery odbywały się praktycznie bez ograniczeń. Przed pierwszym maja wzmocnili nam obstawę. Prócz (jak zwykle) dwóch oddziałowych, w dyżurce stale przebywało kilku oficerów; w miejsce jednego wychowawcy mamy trzech. Cele znów są zamknięte. Aby się udać do innej celi, trzeba godzinami dzwonić czy stukać, tak więc kontakty wzajemne znowu są utrudnione. Ze spacerami jest podobnie. Prawie nie korzystamy ze świeżego powietrza.
Tego dnia odebraliśmy jeszcze jedną, szczególnie ważną przesyłkę: kolejną sproszkowaną zupę. Mieliśmy już wówczas wyniki ekspertyzy przeprowadzonej w Warszawie. Do próbki cela 11 załączyła taką informację:
Analiza próbek pożywienia więziennego, podawanego internowanym w Iławie, wykazała obecność bromui glimidu. Glimid – środek uspokajający i nasenny, stosunkowo mało szkodliwy. jednak podawany w zbyt dużych dawkach wywiera depresyjny wpływ na ośrodkowy układ nerwowy (leczniczo podaje się 1-2 tabletki po 0,25 grama dziennie; jednorazowe zażycie 15 gramów może być śmiertelne). Przy przedawkowaniu powstają następujące objawy: apatia, rozkojarzenie, drżenie rąk, bóle głowy, zapalenie nerwów, nadpobudliwość. (Możliwe też: wysypka, brunatne plamy na skórze). Już w końcu stycznia internowani w Iławie zauważyli u siebie dokładnie takie objawy (m. in. niemożność pracy naukowej, koncentracji uwagi, osłabienie pamięci). Dziwny stan internowanych zauważyły także niektóre spośród osób odwiedzających. Objawy te ustępowały dość szybko u tych, którzy przestali korzystaćz więziennego kotła. Od dawna już Iława żywi się tym, co dostarczają Kościółi rodziny. Prosimy o:1) Wykonanie ekspertyzy załączonych próbek (odparowane zupy). Niestety bowiem wynik ekspertyzy wykonanej w kraju nie może być podpisany, ani też nie wiemy, czy dotarł już na Zachód. 2) Zawiadomienie nas, co eksertyza wykazała. Jeśli bowiem nic nie wykaże, przyślemy kolejne próbki. Zachodzi przecież możliwość, że jedzenie nie co dzień jest zatruwane. 3) Przekazanie niniejszej informacji do Amnesty International, Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Komisji Praw Człowieka ONZ. 4) Możliwie największą liczbę publikacji na ten temat w prasie zachodniej i w radio, także w” Wolnej Europie”. Jedynie wielki rozgłos nadany tej haniebnej sprawie może w jakimś stopniu, bądź na jakiś czas, uchronić internowanych przed nową porcją trucizny. Obecnie staramy się zebrać oświadczenia internowanych z Iławy o objawach, jakie odczuwali. Jeśli nam się to uda – przekażemy wam te dokumenty.
Tym razem sprawa potoczyła się błyskawicznie. Próbki pojechały do Szwecji. Ekspertyza wykonana w Uppsali potwierdziła wyniki warszawskie. Już bez naszego udziału, staraniem kolegów ze Szwecji, bardzo szybko całej sprawie nadała rozgłos Wolna Europa.
Dzień 13 maja – pięć miesięcy stanu wojennego. Oto relacja w „Skrócie” nr 7:
Iława: drukiem ulotnym nr12 (Wydawnictwo InterNowa) społeczność internowanych powiadomiona została o programie dnia. Rano na drzwiach wszystkich cel ukazał się wydany przez InterNową plakat z portretem Wałęsy i napisem UWOLNIĆ!. Plakaty zostały przyklejone tak porządnie, iż klawisze wkrótce zrezygnowali z prób zdzierania. Na miejsce uszkodzonych pojawiały się natychmiast nowe. Dwukrotnie – o godz. 12.00 i o 19.00 wywieszono przez okna biało-czerwone flagi i transparenty z napisem” SOLIDARNOŚĆ” ZWYCIĘŻY oraz odśpiewano pieśni patriotyczne. O 21.30 we wszystkich oknach zapłonęły znicze, a w niektórych także krzyże powstałe z podpalenia odpowiednio nawiniętych na kratę szmat. O 19.00 odbył się spacer mieszkańców Iławy pod murem więziennym. Wzięło w nim udział około 1000 osób[liczyli skazani z górnych pięter]. Iławianie przerzucali przez mur kwiaty. Niektórzyz funkcjonariuszy skierowanych do zdzierania flag podnosili te kwiaty i zawieszali je na kratach w oknach internowanych. Na 13 czerwca Iława planuje m. in. zawieszenie flagi na dachu więzienia. W odwet za 13 maja internowani zostali pozbawieni widzeń w sobotę 15 maja.
No właśnie. „Zima wasza – wiosna nasza!” Tak krzyczało się na demonstracjach. Bzy już kwitną, a nam nawet widzenia zabrali…
Na XI widzenie – 22 maja wchodzę z Bohdanem Kurowskim, ojcem Igora: jakoś się wkręcił – nielegalnie. Gorzej było z wyjściem: brodaty, sportowo ubrany – niczym nie różni się od internowanych. I nie ma go na liście odwiedzających.
Ucieczka! Ale nie ma go też w spisie internowanych. Ogólna konsternacja: może w ogóle go nie ma? Tak, to najlepsze rozwiązanie! Bohdan wychodzi.
XII widzenie, 29 maja. Idę z Igorem Kurowskim. Alek prosi odużo masła – dziwne, masła prawie nie jada i dobrze wie, jak trudno zdobyć ten kartkowy towar.
Przekazuje nam gryps:
Pobicie internowanego. Stanisław Martynajtis z Kętrzyna dnia18. V. 1982 został zabrany do szpitala. Wbrew przyjętym zwyczajom, zamiast do szpitala miejskiego w Rawie zawieziono go do szpitala więziennego w Barczewie. Gdy się w tym zorientował, nie chciał wyjść z samochodu. Dowodzący konwojent, ppor. Służby Więziennej z Iławy (nazwiska tymczasem nie znamy), wezwał miejscowych funkcjonariuszy SW do użycia wobec S. Martynajtisa siły. Funkcjonariusze, nie mogąc Martynajtisa wyciągnąć z samochodu, użyli gazu łzawiącego i brutalnie go pobili.W efekcie, zamiast w szpitalu, Martynajtis znalazł się w karcerze, gdzie przebywał 10 dni. Był tam traktowany jak skazany, pozbawiony spacerów itp. – wszystkiego, prócz więziennej strawy. Martynajtis odmówił leczenia w szpitalu więziennym i po 10 dniach, 28. V. 1982 r. został przewieziony z powrotem do obozu w Iławie.
Widzenie XIII, 5 czerwca. Znów udaje mi się wejść z Igorem. Po widzeniu krzyki przez mur: – „Paczkę masz?” ”Tak, w porządku!”. I głos SzybaIskiego: „Joanna, Barbarę zobaczysz? To powiedz jej, żeby przywiozła masło!”. Wściekli się, czy co?
Adam Golik w swym bezcennym diariuszu 7 czerwca zanotował: Łapią Alka, jak lezie na dach.A więc zapewne nie zawiśnie ta flaga na dachu. Ale dalej – rewelacja! Niemiłosiernie śmierdzi, szczególnie na dyżurce. Kwas mlekowy!Dziękuję ci, panie Adamie! Wiem już, po co był ten deficytowy specjał! Ponoć najgorsze, co mogło spotkać funkcjonariusza, to spryskanie mu „smrodem” spodni!
Jak nietrudno zgadnąć – 12 czerwca widzeń znowu nie było, udaje się tylko przekazać paczkę. Esbecki czerwony trabant nr ONO 55-19 przegania nas spod muru, warszawscy przyjaciele Alka znów odjeżdżają z niczym. Udaję się do zastępcy naczelnika ZK, kpt. Ludwika Preissa, składam skargę na piśmie na „bezzasadne wstrzymanie widzeń” – nie jestem w tym osamotniona. Później pan Andrzej wynosi mi ulotkę: ,,6 miesięcy wojny”. Użycie katapulty IŁ-82 byłoby niebezpieczne: czerwony trabant zaparkował na ulicy 1 Maja.
6 MIESIĘCY WOJNY.
13. 06. mija 6 miesięcy od chwili wprowadzenia stanu wojennego w naszym kraju. Dzień ten spędzimy w głębokiej żałobie i powadze. Jest on bowiem symbolem tragedii narodowej. Uczcimy go poprzez:
1. W nocy z 12 na 13 o godz. 0.00 odśpiewanie kolejno: Hymnu Narodowego, Roty, Boże coś Polskę.
2. Rano 13 wystawiamy talerze na korytarz – na 24 godz. 3. Godz. 14.00 Msza św.
4. Po Mszy św. przymocowanie do krat czarnej kokardy.
5. Godz. 21.30 – 22.00 zapalamy kaganki w oknach.
6. W ciągu całego dnia:
– nie korzystamy z głośników (oprócz Mszy św.), – wyrzekamy się całkowicie oglądania telewizji,
– nie odzywamy się do Służby Więziennej zachowując godne milczenie,
– nie przechodzimy z celi do celi,
– nie wychodzimy na spacer.
SOLIDARNYM DZIAŁANIEM I ZDYSCYPLINOWA NIEM WYKAŻEMY NASZĄ JEDNOŚĆ I ZWARTOŚĆ.
7. Dzień zakończymy włączeniem wszystkich dzwonków o godz. 24.00.
UW AGA: W przypadku jakichkolwiek działań Służby Więziennej wymierzonych przeciw nam, zachowajmy absolutny spokóji milczenie. Nie blokujemy cel, nie przeciwdziałamy zrywaniu symboli żałoby.
Wyd. InterNowa
Dnia 19 czerwca znów kara: widzeń nie będzie. Odbieram grypsy:
Iława,12. VI. 82.
W poniedziałek7. VI. straż więzienna, rzekomo w związku z buntem skazanych, została postawiona w stan pogotowia. O buncie nic nie wiemy – nawet tego, czy naprawdę miał miejsce; strażnicy czynili aluzje, jakoby bunt objął także inne zakłady karne. Od poniedziałku do dziś (sobota, 12. VI.) pogotowie straży trwa.
We wtorek.8. VI. rano straż przeprowadziła szczególnie gruntowną rewizję wszystkich cel (nazywamy to kipiszem – kipisze odbywały się tu zwykle co 1-3 tygodnie).
W czwartek. 10. VI. w dzień Bożego Ciałao godzinie 9.00 ze Mszą świętą przybył do tutejszego więzienia biskup sufragan diecezji warmińskiej ks. Julian Wojtkowski. Msza odbyła się w świetlicy, pięknie udekorowanej mimo oporu straży. Zaraz po Mszy i procesji wielu internowanych umieściło w oknach cel lub wystawiło na zewnątrz symbole religijne: flagi biało-żółte i biało-czerwone z obrazkami Chrystusa i Matki Boskiej, krzyże. Gdy tylko biskup opuściłwięzienie, strażnicy przystąpili do usuwania wystawionych symboli kultu. Grupa internowanych przebywających na spacerze, chcąc zorientować się w akcji straży od strony frontowej, podeszła pod mur więzienia. Kapral SW; który próbował z zewnątrz zdejmować flagi, odwrócił się i spuścił ze smyczy psa. Pies rzucił się (na szczęście w kagańcu) na internowanych, skacząc im do gardeł. Potem kapral przywołał psa, zdjął mu kaganiec i groził ponownym poszczuciem.
Aby udaremnić usuwanie symboli religijnych przed zakończeniem procesji, internowani weszli do celi zablokowali drzwi. Wówczas na korytarzu ustawiło się około 60 strażników, w tym oficerowie, grożąc biciem; za pomocą młota forsowali zamki i kolejno wchodzili do cel (otwarcie celi od wewnątrz nie jest możliwe). Miotając obelgi i przekle1istwa, usuwali symbole kultu – nie tylko te wystawione na zewnątrz, ale i te wiszące wewnątrz cel. Wynosząc z celi 11 biało-czerwony sztandar z obrazkiem świętym, strażnik odezwał się: „Spalić to w kotłowni”. Z cel 17 i 25 zabrano biało-żółte flagi papieskie.
Z celi14 zabrano namalowany w więzieniu obraz Chrystusa, a na naklejonym na drzwiach portrecie Lecha Wałęsy napisano: „Judasz” i rzucono weń dżemem. Z innych cel zabrano obrazki święte, nic z tego nie zostało zwrócone. Jednocześnie strażnicy zabierali wiele innych przedmiotów, w tym instalacje elektryczne i grzałki.
Mieszkańców cel wywlekano na korytarz i poddawano brutalnej rewizji osobistej. Wyciągnięto siłą między innymi mieszkańców celi 11 (dwóch obecnych) i 38. Zbigniewa Trafalskiego ze Stoczni Gdańskiej, mieszkańca celi 38, przy tej okazji pobito, gdyż nie chciał zdjąć krzyża z okna.
Nie udało nam się dotychczas ustalić nazwisk większości uczestników akcji. Wiemy jednak,że z celi 3 poświęcony przez biskupa krzyż usunął i cisnął przez okno na dziedziniec więzienny st. sierż. Bober. Interwencje poszkodowanych pełniący funkcję „wychowawcy” por. Jankowski zbył śmiechem i drwinami z uczuć religijnych. (Później jednak krzyż zwrócono).
Zachowanie funkcjonariuszy SW było bardzo brutalne. Komendant Głowacki nie przyjął do wiadomości skarg internowanych.
W piatek11. VI. około godziny 16.00 na korytarzu ponownie zgromadziło się około 30 strażników; mieli w rękawach pałki, którymi się zabawiali. W wybranych celach przeprowadzili oni trzeci w tym tygodniu kipisz, w jednej z cel rozkuwając nawet ściany.
W sobotę12. VI. wiele osób, które przybyły do internowanych w odwiedziny, odeszło z kwitkiem, nie otrzymawszy widzeń. Pod murem więzienia krążył trabant nr ONO 55-19 z tajniakami, którzy zatrzymywali osoby próbujące rozmawiać z internowanymi przez okno.
Iława,18. VI. 82
W niedzielę13. VI. internowani postąpili zgodnie z ulotką, którą otrzymały wszystkie cele. Ponadto wywieszono z kilku okien flagi. W celach 11 i 39 grupa strażników pod kierunkiem por. Jankowskiego przeprowadziła rewizję (po raz czwarty w ciągu tygodnia). Wzdłuż muru więzienia, dla postraszenia internowanych, strażnicy rozwinęli wąż strażacki. Wąż zwinięto o 2.00 w nocy z 13 na 14 czerwca.
We wtorek15. VI. z Iławy do Kwidzyna przewieziono 25 internowanych, których listę załączamy. W rezultacie w Iławie zostało 95 internowanych – wszystko to są osoby z regionu gdańskiego i olsztyńskiego, bądź członkowie lub doradcy Komisji Krajowej NSZZ” Solidarność”.
A więc – zaczęło się. A więc – „śledztwo” w sprawie pobicia 25 marca czterech gdańszczan po trzech miesiącach zemrze śmiercią naturalną…
Przyszedł mi do głowy idiotyczny pomysł, by – na koniec – z grypsami w torbie jeszcze raz trochę obfotografować więzienie, choć nieco slajdów już miałam. Szybko robię te zdjęcia, pakuję aparat do torby. Wracam do Jadzi Rogowskiej, która czeka z paczką na skwerku koło poczekalni. Podjeżdża milicyjna suka. Wyskakuje młody chłopak w mundurze:
– Przepraszam, ale muszę panią zawieźć na komendę… i muszę zabrać pani aparat.
Wręczam mu więc aparat (Boże, co za głupota – nie wyjęłam przecież filmu!), a Jadwidze oddaję całą torbę, pełną różnych złych rzeczy.
– Ale proszę wziąć dowód, no i chociaż kosmetyczkę… gdyby zatrzymali – mówi porucznik
Na komendzie awantura:
– Po co pani fotografowała?
– Jak to, po co? Siedział na nocniku, to go fotografowałam, teraz siedzi w pierdlu, więc też… na pamiątkę.
– Taaak? Też mi pamiątka! Wstyd!
– Dla mnie pamiątka. A w ogóle to nie widziałam tabliczki „Zakaz fotografowania”. Ja pracuję w telewizji i wiem, że jak jest taka tabliczka, to nie możemy robić zdjęć. A tu jej me ma.
– Też coś! Pracuje w telewizji i nie wie, że zakładów karnych nie wolno fotografować!
– A skąd mam wiedzieć? Ja się na więzieniach nie znam. Filmuję ptaki… Zresztą, gdybym wiedziała, że nie wolno, to bym chyba jakoś schowała ten aparat. A przecież był na wierzchu.
Wołają porucznika:
– Gdzie zatrzymana miała aparat?,
Mocuję się z guzikiem pod szyją, kosmetyczka leży na kolanach.
– Gdzie miała mieć? Na szyi wisiał. Przecież w tej torebeczce to by się nie zmieścił… Mam tę panią odwieźć?
– Poczekajcie! Wywołujemy zdjęcia!
Mija kwadrans, zwracają mi pusty aparat.
– No dobra, jedźcie!
– A film?
– I jak z panią gadać? Przecież mówiłem, że nie wolno!
– Trudno, zgłoszę się, jak się ta cała zawierucha skończy. – No nie… Poruczniku, odwieźcie w końcu tę babę, ale prosto na dworzec!
Wracamy na skwerek przy więzieniu. Porucznik wysiada ze mną. Wyciągam rękę i teraz, kiedy nie słyszą nas dwaj milicjanci siedzący w suce, mogę powiedzieć:
– Dziękuję panu. Jest pan wspaniałym facetem!
Speszył się fatalnie – całuje mnie w rękę i „królowo, królowo!” – tyle wyksztusił i już go nie było. Nie zdążyłam nawet zapytać, jak się nazywa. Ale za to wiedziałam, że znów mam przechlapane: mówiły to miny stojących na skwerku kobiet. Poszłam pod mur. Na kracie wisiał Szybalski:
– Alek! Joanna jest! A myśleliśmy już, że cię długo nie zobaczymy!
– Skąd wiedzieliście?
– Baby nasze przybiegły. Masz te fotki? Zabrali? No, to zaczynaj od początku!
– Nie mam filmu, niestety!
Potem poszłyśmy z Jadwigą na Brodnicką do państwa Kowalskich. Z panem Janem, rzeźbiarzem i poetą, byłym więźniem politycznym zresztą, poznał mnie już w styczniu Bohdan Kurowski, który pisał kiedyś o nim artykuł. To była wspaniała meta! Dostało się jeść, można było odpocząć, w razie potrzeby zanocować, przechować nielegalny towar. Ale przede wszystkim to byli wspaniali ludzie. Z panem Janem omawiałam dokładny plan – krok po kroku – trasy ucieczki przez miasto, do której (szczęśliwie chyba) w końcu nie doszło. Tamtego dnia, kiedy mnie zatrzymano, Jadwiga wolnym krokiem, klucząc trochę po mieście, powędrowała z paczką dla Alka i z moją torbą do Kowalskich. Czy to w warsztacie pana Jana schowali to, co było do schowania? Chyba tak, bo pamiętam, że wtedy po raz pierwszy oglądałam jego rzeźby i pomyślałam, że kiedyś, gdy czas złagodnieje, warto by zrobić film o panu Janie. Minęły trzy lata – i tak się stało.
Kolejną grupę 28 internowanych wywieziono do Kwidzyna 21 czerwca. Wśród nich opuścił rodzinne miasto Kazimierz Rochowicz. Nie wiem tylko, czy z okien celi widział okna swego mieszkania przy ulicy 1 Maja… Kolejnych 27 osób wywieziono tamże 23 czerwca. W Iławie pozostało jeszcze 42 internowanych.
Późnym wieczorem 25 czerwca z Zakładu Karnego w Kielcach-Piaskach zadzwonił do mnie Alek (to był szok: „Jakim cudem dzwonisz?” – „Legalnie!”), powiadamiając o przeprowadzce, a następnie Boguś Szybalski podyktował mi nazwiska przewiezionych z Iławy 17 internowanych. Byli to: Jacek Boroń – Gdynia, Tadeusz Chmielewski – Elbląg, Andrzej Chojnowski – Olsztyn, Stefan Jurczak – Kraków, Tadeusz Kotowicz – Olsztyn, Marek Krówka – Wałbrzych, Józef Lubieniecki – Olsztyn, Antoni Macierewicz – Warszawa, Bogusław Mikus – Chełm, Henryk Ossowski-Mechliński - Gdańsk, Andrzej Pawłowski – Olsztyn, Aleksander Rusiecki – Olsztyn, Tadeusz Syryjczyk – Kraków, Piotr Szczudłowski – Lublin, Bogusław Szybalski – Elbląg, Stefan Śnieżko – Olsztyn, Ryszard Walenczewski – Tczew.
W sobotę 26 czerwca pojechałam jeszcze raz do Iławy; po jakieś rzeczy. Pusto na ławkach przed poczekalnią, poznikały dziewczyny obwieszone paczkami i dziećmi. Tylko w kilu celach „naszego” oddziału profile przylepione do krat, by z szumu ulicznego wyłowić oczekiwane słowa. Młodociani kryminalni sprzątają skwerek: „To były chłopy, inne życie było przy nich” – mówią.
Ostatnią, 26-osobową grupę wywieziono do Kwidzyna 28 czerwca. I to był koniec Iławy. W niedzielę 27 czerwca byłam w Kielcach-Piaskach. „Skrót” nr 9 z datą 6 lipca 1982 roku pisał:
Grupę wyjeżdżającą do Kielc mieszkańcy Iławy pożegnali akcją tłuczenia szyb w mieszkaniach klawiszy, którzy wzięli aktywny udział w sławetnym pałowaniu internowanych[…] Wieziona do Kielc siedemnastka (wśród nich6 członków KK) pilnowana była przez psy i 17 uzbrojonych funkcjonariuszy. Jechało się 8 godzin w nie przewietrzonej suce, w upalny dzień. Ale tylko psom przewożonym w przewiewnej nysce pozwalano co dwie godziny na spacer po lesie. Internowanym pozostawiono jedynie dziurawy kubeł. Henryk Ossowski-Mechliński, który skutkiem marcowego pałowania przeszedł silny wstrząs mózgu, stracił przytomność i wymiotował. Wieziono ich okrężną drogą: przez Grudziądz, Rypin, Włocławek, Kutno, Piotrków Trybunalski. Suka błądziła i plątała się w gmatwaninie szos, co przedłużało męczącą podróż. Jednak gdy tylko stanęła gdzieś pod światłami, internowani intonowali patriotyczną pieśń. Stanęli na stacji benzynowej, czekając na zatankowanie. Zaczęli śpiewać. Spłoszona suka ruszyła i ganiała wokół stacji tak długo, aż można się było zatankować.
Do Kwidzyna droga bliższa, ale też godna uwagi. Oto fragmenty grypsów: „Przy wyjeździe zaśpiewaliśmy »Wyrwij murom«i »Hymn internowanych w Rumunii«[podczas II wojny]. Wybita została szybai widoki były ś1iczne po 185 dniach niewoli. Krzyczeliśmy »Solidarność!« Wszędzie tam, gdzie stała grupa ludzi. Na miejscu gospodarzom i starym internowanym zaśpiewaliśmy »Wyrwij murom«, a starzy nam– »My nie poddamy się komunie«.[…] W naszej celi jest napis SOLIDARNOŚĆi kotwica, jak w Iławie[…] Mimo że to więzienie jest lepsze od Iławy (okazuje się, że Iława to ciężkie więzienie kat. I)– bo jest kategorii IVbardzo tęsknimy za Iławą”.
Iława niepokorna, Iława bita, pałowana, podtruwana bromemi glimidem, Iława walcząca[…] Gazety, ulotki, plakaty, informacje o tym, co dzieje się w obozie w wielkich ilościach wystrzeliwane za mur. Miasto odpowiedziało internowanym majowym pochodem pod murem, kwiatami przerzucanymi przez ten mur, solidarnościąz tymi, którzy pozostając za kratami, w rękach oprawców, wykazali się hartem, odwagą i godnością… Żegnaj Iławo!
Dziś pragnę w tym miejscu wymienić nazwiska choć kilku iławian, którzy szczególnie wspierali internowanych, a i później działali w konspiracji. Ze wspomnianych już wyżej emerytowany ksiądz Lucjan Gellert nadal mieszka w Iławie, jak również panowie Andrzej Deptuła i Jan Kowalski. Z innych tylko Janusz Mazur wyjechał do Niemiec. Wydoroślała nam Magda Koczkowska, która miała zaledwie 8 lat, gdy w roku 1983 pod okiem rodziców – Ludmiły i Bogdana – zaczynała karierę konspiracyjnego drukarza. Czesia Blank, Celina Kowalska – poznałam je dopiero podczas pamiętnego Sylwestra 1985/86, na który zaprosiła nas Ludka. Trwała jeszcze konspiracja i nie wszyscy mogliśmy się spotkać. Nie udało mi się więc poznać dr Kazimierza Parowicza ani jego brata Jerzego. Później wiele dobrego o nich słyszałam.
Wybaczcie mi, proszę – Wy wszyscy, których nazwisk nie znam, a przecież wiem, że było Was wielu.
A jakie były dalsze losy internowanych w Iławie i wydawnictwa InterNowa?
Liczne plakaty: „UWOLNIĆ!” z portretem Wałęsy niemal natychmiast zawisły w Kwidzynie i w Kielcach-Piaskach. W obu tych więzieniach wychodziła „Nasza Krata”, a później jeszcze w Rzeszowie-Załężu i w Nowym Łupkowie (Bieszczady). Zadziałało tam także Radio InterNowa.
Rzetelnie zdokumentowane dramatyczne dzieje internowanych w Kwidzynie zostały spisane w książce „Kwidzyn w niewoli brata mego… stan wojenny” (red. Bogusław Kazimierz Gołąb, Władysław Kałudziński, Olsztyn 2005).
Siedemnastka przewieziona do Kielc w „Złotych Piaskach”, jakimi wydało się to więzienie po krwawej Iławie, nie pozostała długo. Juz 7 lipca znaleźli się w Łupkowie (Kolejne wczasy w Nowym Łupkowie– brzmiała depesza). Tam też nie było najgorzej – widzenia na świeżym powietrzu, otwarte cele. Gorzej za to, bo dalej, miałyśmy my – szczególnie te z Gdańska czy z Elbląga. No i trzeba było na miejscu załatwiać przepustki: strefa przygraniczna. Ale to także nie trwało długo. Już 8 sierpnia jechałam na widzenie do ponurego więzienia w Rzeszowie-Załężu; 28 sierpnia miotałam się pomiędzy Załężem („Wrócili do Łupkowa”), Łupkowem („Rusieckiego tu nie ma”) i znów Załężem, gdzie, jak się okazało, kilku z ich grupy pozostało. Grupa zresztą pomału topniała: niektórych pozwalniano, Macierewicz „wyszedł” ze szpitala w Sanoku, Szybalski uciekł przez góry z Łupkowa. Rusiecki i Śnieżko 28 września zostali przewiezieni do Uherców (dla mnie oznaczało to łącznie 36 godzin podróży z przerwą na 2 godziny widzenia). W Załężu z całej iławskiej siedemnastki ostatni miesiąc spędzali już tylko we trzech. Ten trzeci, Tadeusz Chmielewski, zwrócony został do Łupkowa. Alek pojawił się w domu w przededniu Wigilii 1982 roku. Wyszedł z ostatnią grupą. I zaczął się nowy rozdział życia. Ale to już inna opowieść.
Więc jakoś przebrnęłam przez te wspomnienia i parę razy nie udało mi się nie zdenerwować. Teraz już wiem, dlaczego ten wieczór 9 styczna 1982, ta pierwsza podróż do więzienia, na zawsze skojarzyła mi się z Sybirem.
* * *
Zbliża się Gwiazdka 2005 roku. Niespodziewanie w telefonie odzywają się zapomniane głosy, wraca tamten czas. Próbujemy się odnaleźć? Coś ocalić? Telewizja karmi mnie obrazami z happeningów, (bo jak nazwać płonące świece ustawione w kształt krzyża w otoczeniu grzecznych chłopców przebranych za ZOMO, a to wszystko pod domem Generała?), podstarzałymi twarzami artystów wspominających tamte domowe koncerty. Nie, to nie tak – trzymaliśmy się za ręce i łamaliśmy chleb. Zza murów przywoziliśmy taśmy z pieśniami, słuchaliśmy po całych nocach, jak te mury runą, jak nie chcemy komuny, a Małgośka Thatcher przyjaciółką naszą jest.
Źródło : Wielka Solidarność.pl
"Rzadko pisze, sporo komentuje. Kocham wolnosc - wydaje mi sie, ze umiem z niej korzystac :) "Moja wolnosc to zaden Twój grzech"