Czym jest endekokomuna i dlaczego nie reprezentuje polskiego interesu.
Tekst dedykuję w szczególności sympatykom PiS, których to partia pragnie stworzyć monopol na Polskość, a którzy nie rozumieją kim są narodowcy. Zamiast tak płytkiego myślenia ludzie powinni zrozumieć, iż w Polsce są dwa obozy. Jeden to obóz globalistów, kosmopolitów, dla których państwa narodowe są przeżytkiem, lub realizujący obce interesy. Drugim jest obóz propolski, który za najwyższe dobro stawia Polskę. To nie jest obóz jednolity, tak jak i różnorodny jest obóz antypolski. Należy więc zrozumieć i uszanować różnorodność dróg do niepodległej i silnej Rzeczypospolitej Polskiej.
Podstawowym problemem współczesnego obozu narodowego, jest brak przetłumaczenia jego dorobku na język współczesnej debaty publicznej. Ten stan rzeczy wywołał u poniektórych narodowców brak zrozumienia problemów dzisiejszego dnia, wyzwań dla Polski na przyszłość, a także zamęt i wzajemne oskarżenia o „zdradę ideałów”, czy zamach „na testament Dmowskiego”. Widać, to na przykładzie kwartalników „Myśl.pl” i „Polityka Narodowa”, których publicyści starają się wyprowadzić obóz narodowy ze swoistego getta, w którym tkwi od przeszło 20 lat. Dotychczasowa publicystyka „endecka” dla co niektórych „ortodoksyjnych endeków” winna ograniczać się do rozważań nad trzema czy czterema zagadnieniami stanowiącymi kanon przegadanych tematów. Autorzy pisujący do wspomnianych periodyków podjęli się analizy tematów, które interesują współczesnych Polaków, i dotyczą nowych zadań stojących przed naszym narodem. Od razu zaalarmowali ci, których Dmowski nazywał „talmudystami”**, zarzucając młodym publicystom „rewizjonizm” oraz ideologiczną zdradę. Sami jednak nie mogą uświadomić sobie, że głoszone przez nich poglądy to ideowy falsyfikat, który bardziej upodabnia ich do obozu ugodowców z przełomu XIX i XX w. niż do klasyków Narodowej Demokracji, których cechowała dążność do szeroko pojętej modernizacji. Wspomniane powyżej defekty endecji spowodowały, iż trudno jednoznacznie określić czym ona w rzeczywistości dzisiaj jest. Osoby, które dziś tak ochoczo odwołują się do tej tradycji ukazują całe spektrum sceny ideologicznej, na przykład w kwestiach gospodarczych za endeków potrafią uznawać się zarówno zwolennicy etatyzacji i socjalizmu jak i grono sympatyków Janusza Korwina-Mikke i różnych odłamów UPR-u. Podobnie jest w stosunku do oceny okresu zwanego „Polską Ludową” i tu można znaleźć bezrefleksyjnych epigonów PRL, jak i jego zdecydowanych przeciwników, określających ten okres w dziejach narodu po imieniu – sowiecką okupacją.
W tym felietonie chciałem się podzielić swoją refleksją nad zjawiskiem, które przyjęło się określać mianem endekokomuny. Mówiąc o tym zjawisku, nie sposób ograniczyć go do jednego środowiska, ugrupowania czy stowarzyszenia. Endekokomuniści odwołują się do myśli politycznej Romana Dmowskiego i tradycji obozu narodowego, ale czynią to w sposób bardzo powierzchniowy. W twórczości pisarskiej Dmowskiego nie analizują realistycznej metodyki opisania zjawisk politycznych, jedynie szukają w niej gotowych recept.Dla nich „opcja na Rosję”, która de facto była chłodną, pozbawioną sympatii i antypatii, wówczas aktualną analizą geopolityczną jaką Dmowski wyłożył na początku minionego wieku, stała się dla nich sztywną, niepodważalną, obowiązującą po wsze czasy doktryną. Członków endekokomuny łączą także życiorysy oraz pozytywna ocena okresu rządów komunistycznych. Kim byli endekomuniści? I tu można wyróżnić całą panoramę; działaczy koncesjonowanych przez władze stowarzyszeń, członków partii komunistycznej, konfidentów bezpieki, błędnych rycerzy którzy uwierzyli, że walczą z trockistowskim spiskiem „żydokomuny”, ale także zdarzały się przypadki osób robiących karierę pałkarza w Ochotniczej Rezerwie Milicji Obywatelskiej (ORMO). Wszyscy oni dziś swoje zaangażowanie się w utrwalanie „władzy ludowej” tłumaczą mitycznym „realizmem”, który miał według nich zawsze towarzyszyć endecji. Podobnie jak w przypadku gry w karty, należy kiedyś wypowiedzieć magiczne słowo „sprawdzam” i zadać pytanie o owoce tego rzekomego „realizmu”, który zaprowadził ich w objęcia komunizmu.
Więc pytam się o wymierne efekty stania przy tow. Jaruzelskim w latach osiemdziesiątych minionego wieku. Czy jest nim tygodnik, który sprzedaje się w nikłym nakładzie i ma jeszcze mniejszą siłę oddziaływania opiniotwórczego? Co jeszcze? Bo niczego innego nie widzę. W 1989 r. Jaruzelski podzielił się władzą z tymi, przeciwko którym powołał Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego. Kilka lat wcześniej do PRON Jaruzelski pozapraszał między innymi „prawicowych realistów”. Panowie sobie miło debatowali, przez co środowiskom „koncesjonowanym” przyklejono łatkę „kolaborantów” (KOR-owcy nazywali ich „endekokomuną”, „endekoesbecją”), a gdy przyszło robić „transformację ustrojową” to partnerami „generała LWP” nie byli skompromitowani kolaboracją, niemający żadnego poparcia społecznego „realiści”, a osoby, które przez wprowadzenie stanu wojennego w swoisty sposób „wypromował”. Poprzez internowanie w miejscach odosobnienia uwiarygodniono w oczach opinii publicznej stojących przed grudniem 1981 r. w drugim garniturze „Solidarności” byłych towarzyszy partyjnych (puławian, komandosów) i ich trockistowskich wychowanków, przez co stali się symbolem antykomunistycznej opozycji. Mimo, że Wojciech Jaruzelski wykorzystał endekokomunistów do swoich gierek tak jak to czyni się z przedstawicielkami „najstarszego zawodu”, to dobry humor ich nie opuścił. Byli i są z siebie zadowoleni, że do końca udało im się zachować ten mityczny „realizm” i co niektórzy mogli uścisnąć dłoń tego ich „generała”, a że dzisiaj wymiernych efektów ich aktywności politycznej nie ma żadnych, jest dla nich nieistotne.
Po 1989 r. środowiska endekokomuny przegrały walkę na wolnym rynku idei, bo nie miały nic społeczeństwu polskiemu interesującego do zaproponowania. Ich oferta ograniczała się do obrony dziedzictwa sowieckiej atrapy, którą tak dumnie nazywają PRL, oraz próby rehabilitacji tego, który ich wykorzystał, a w godzinie próby porzucił na rzecz bardziej atrakcyjnej partnerki. Przegrali wszystko co było do przegrania, a przecież Roman Dmowski nauczał, kto przegrał nie ma prawa żądać by go naśladowano („Polityka polska i odbudowanie państwa”). A kogo tu w sumie jest naśladować, sowieckie wersje: Wielkopolskiego, stańczyków, nadwiślańskich ugodowców? Można, ale przepraszam to nic nie ma wspólnego z endecją, to zwulgaryzowana wersja tradycji konserwatyzmu w trój-lojalistycznym wydaniu. Wertując i przeglądając internetowe i prasowe witryny konserwatywne (a raczej „skecz-konserwatywne” na łamach których pojawiły się prośby tow. Jaruzelskiego o wprowadzeniu kolejnego stanu wojennego) i endekokomunistyczne obserwuję jak kolejne rozdziały „Upadku myśli konserwatywnej w Polsce” – piszą się same. Jednak wytworzony przez nich wirtualny kabaret obciąża konto całego obozu narodowego, bo endecy o antykomunistycznych przekonaniach są tym piętnem przez przeciwników idei narodowej obciążani.
Na koniec warto zauważyć, iż endekokomuniści zarzucając młodzieżowym organizacjom narodowym, że te stoją obok Bronisława Wildsteina, który jest dla endekokomuny symbolem byłej „żydokomuny”, masonerii, a obecnie „posttrockistowskiego neokonserwatyzmu”, jednocześnie udają, że nie widzą, że obok nich w lustracyjnych i dekomunizacyjnych fobiach stoi Adam Michnik. Nie dochodzi do ich świadomości, że ich łączy znacznie więcej z pewną redakcją z ul. Czerskiej w Warszawie, niż obecnych wszechpolaków z Wildsteinem.
** „Równocześnie muszę wam powiedzieć – mówił R. Dmowski – wystrzegajcie się talmudyzmu, trzymanie się tego, co kiedyś było napisane. Musimy ciągle tworzyć, ciągle iść naprzód. Wyprzedzeni przez inne narody, musimy szybko nadrabiać braki i nadrabiać je cywilizacyjnie. Ja sam odszedłem od wielu z pomiędzy tych rzeczy, które kiedyś napisałem. Cechą naszego obozu jest w ogóle dążenie naprzód. Dlatego proszę Was, nie bądźcie talmudystami. Ciężką pracą trzeba iść naprzód, bo wiele mamy do zrobienia.”
Tekst Rafała Dobrowolskiego, który ukazał się w Polityce Narodowej nr 10, wiosna 2012 r.