KRÓTKI WYWIAD O KYSYM
Krzysztof Szczurko w akcji na placu przy ul. Targowej w Rzeszowie (fot. Krystyna Baranowska)
Głos się niesie od przejścia ze światłami, gdzie stoimy, na plac z halą targową. Daleko słychać skandowanie: – I ustawę za ustawą to sprzedają z wielką wprawą! Więc udają z gębą szczerą, że nie było tu afery! No a Grzegorz ten Schetyna do narodu się wypina! To jest pilna oczywistość! Trzeba w kraju zrobić czystość!
Tak przemawia Krzysztof Szczurko, ksywka "Kysy”, trybun ludowy naszych czasów, jako żywo przypominający swoją gadką "Marchołta grubego a sprośnego”, chociaż nie jest ani gruby, ani sprośny.
– Przynajmniej raz w tygodniu tu bywa – mówi młoda sprzedawczyni ze stoiska z kalesonami i inną bielizną, nie chce podać nawet swojego imienia.
A on przyjeżdża wysłużonym fordem-transitem z przysiółka Zagórze w Cieszynie, gmina Frysztak w powiecie strzyżowskim. Najpierw, już o 3.30 w nocy, pojawia się na giełdzie rolnej przy Lubelskiej, potem jedzie na giełdę przy Dołowej, a na końcu – przy hali targowej.
– Nawet i na długie lata społeczeństwo im gdzieś lata! – wali we władzę. Przechodzący uśmiechają się i idą dalej. Kilka osób przystaje i słucha, starsza pani Janina też.
– To dla dobra jest narodu! Umrze, zdechnie i mniej smrodu! – trybun wyśmiewa rządzących, którzy nie chcą ulżyć doli rodaków.
– Dobrze gada – mówi pani Janina i pyta o wielki prostokątny chleb z wózka, ma ze 2 kilo.
– Pszenny, na naturalnych składnikach, od prezesa Papugi z Wiśniowej – zachwala trybun. – Jak dla pani – 12 zł, ale panią lubię, to sprzedam za 10.
Kończy się na piątce.
Co kto rozumie
Przechodzimy na plac targowy, obok budek z kwiatami. – A ci co zdrowie reformowali, to durniami się nazwali! – znowu słychać chrypę z tuby na baterie. – Tak reformą się zmęczyli, bałaganu narobili! Większy niźli za komuny, tego tam nie było u nich! A dziś popatrz! Co to bredzi pani Kopacz!
Zlatują się ludziska i słuchają, i szczerzą zęby w uśmiechach, również te powleczone ukraińskim złotem. Wielu bije brawo, ale przez rękawiczki, to prawie nie słychać.
– Cześć, Kaziu! – woła nasz trybun do starszego gościa. – Masz kanapkę – podaje bułkę w papierze. – Postna, bo dziś Popielec – dodaje. Uśmiech czerstwej, nieogolonej facjaty pana Kazia to cała zapłata. Ale inni za "kanapkę” z masłem i żółtym serem płacą po 3 złocisze.
– Jak wracam do domu, to zatrzymuję się w Wiśniowej i rozdaję, bo co niesprzedane, musi być rozdane – rymuje podczas przejazdu w inne miejsce rzeszowskiego placu. – Raz jedna starsza babka pyta, dlaczego rozdaję, a ja: – Chodzi pani do kościoła? – Panie, chodzę i to często – odpowiada. – To znaczy, że pani nic z tego kościoła nie rozumie.
I znowu włącza tubę: – Na co nam tych emerytów utrzymywać długo ci tu?! Jest to ciężar dla budżetu, nam brakuje gabinetów! Nam pałace trza budować, a nie darmozjadów chować! Spieprzaj dziadu zaraz mi tu! Nie masz przecież już limitu! Z szarakiem nikt się nie liczy! Człowiek mały – tyci, tyci!
Twórcza gorączka
– Ja, panie redaktorze, strzelam rymami jak z karabinu maszynowego – puszy się. – Napisała do mnie internautka z Poznania, żebym coś walnął na zadany temat. No to za pół godziny wysłałem jej wierszyk o tym naszym dzikim kapitalizmie i o żebrakach. A ona mi odpisała, że jej nie chodziło o żebraków, tylko o żabki. I dogódź tu człowiekowi…
Oto fragment jego korespondencji internetowej, kompletnie pozbawionej interpunkcji: – Maciuś dopiero co usiadłem do laptopa będę pisał bardzo długą bajkę dostaniesz ją nie wcześniej jak za 2-3 godziny
Po dwóch godzinach: – Wytrzymaj nie odpisuj teraz przez 2-3 godziny pozdrów babcię dziadzia rodziców
– Już jestem, napisał pan?
– Jeszcze piszę
– Piszę dalej, czekaj cierpliwie
Maciek: – Bardzo ładny wierszyk, podobał się dziadkowi i całej rodzinie.
– To nie koniec, najciekawsze będzie zakończenie za 2-3 godziny niech nie spożywają napoi i przygotują pampersy, bo ze śmiechu będą sikać
– Który fragment najbardziej był ciekawy czy wierzą że ja to sam wszystko napisałem nie ściągałem ani jednego zdania od żadnego pisarza proszę o komentarz odpisz dzisiaj
"Bajka-bajerajka” jest o dziadku, który wyjechał do Ameryki. Występował w cyrku jako magik, wyczarowywał z dziurawego kapelusza krokodyla i rower. W spadku przysłał do autora bajki wielką skrzynię pełną… dolarów, które okazały się… fałszywe… Na końcu podpis: 7 luty 2010, Kysy, Krzysztof Szczurko, prawa autorskie zastrzeżone.
Strajk przed 80. rokiem
– Proboszcz z Pstrągówki powiedział mi, żebym zapisywał i mówił po ludziach te swoje wierszyki, to coś po mnie zostanie.
Ks. Leszek Saczek: – Pamiętam pana Krzysztofa jeszcze z kleryckich czasów w przemyskim seminarium. Był w mieście znaną, zasłużoną postacią. Osobiście poznałem go na parafii w Pstrągówce. Oczywiście, jego pisanie to taka sztuka ludowa, ale i świadectwo czasu. Kiedyś będzie bardzo cenne.
– Chodziłem do "Słowaka”, polonistce nie podobały się moje rymy, matury nie zrobiłem – wspomina "Kysy” znane przemyskie Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego. – Mamie nie podobało się, że przemawiam. Mówiła, że piszę głupoty. Trochę się tym martwiłem. Ale mama umarła.
Na bocznej szybie jego wózka – duży historyczny napis: Solidarność.
36 lat wcześniej, 1974 rok. – Jako tokarz w Mera-Polnej zrobiłem pierwszy strajk. Jednoosobowy. Bo chcieli nas oszukać na akordzie. Wylali mnie, ale koledzy na tym skorzystali.
Okres jeszcze bardziej heroiczny
Przychodzi Solidarność, stan wojenny. A on, ajent PSS Społem, nadal po Franciszkańskiej i innych przemyskich ulicach pcha wózek z preclami i watą cukrową. Kupuje po kilkanaście egzemplarzy "Trybuny Ludu”, rozkłada na chodniku na Placu przy Bramie, staje na tej "trybunie” i przemawia, nie zawsze do rymu:
– Niech żyje komuna! Byle nie u nas! Komuna nie jest wieczna, Solidarność dziś konieczna! Lepsze "Śniadanie na trawie” niż trawa na śniadanie! Panie generale, ja nie boję się wcale! Jak pan słyszy, tu mówi "Kysy”!
A wózek i on – obwieszeni politycznymi plakatami, z nieodłączną plakietką "S”. Prezes PSS Społem nakazuje mu w piśmie zdjąć "polityczne symbole” z wózka i odzieży ochronnej. To zdejmuje, ale wiesza je na gablocie z wózka i na prywatnej kurtce. – Przecież zastosowałem się do pisma – wózek i odzież ochronna są czyste, apolityczne – tłumaczy oburzonemu prezesowi.
Prezes go zwalnia. To on rejestruje prywatną działalność gospodarczą. I nadal, obwieszony symbolami "S”, pcha wózek z pieczywem, sprzedaje, przemawia. – Dlaczego nie widzę tu gości z Solidarności?! – wyrzuca kolegom brak odwagi.
Paszport w jedną stronę
Mieszka w rodzinnym domu przy Koźmiana na Zasaniu. Na dachu postawił taczkę, a na niej umocował widoczne z daleka sierp i młot. Dzielnicowy: – "Kysy”, do cholery, co to jest?! – To jest wolnoć Tomku w swoim domku – odpowiada spokojnie.
Pisze list do gen. Jaruzelskiego. Znowu wzywają go na SB. Już w lutym ‘81 kazali mu się zgłosić po paszport w jedną stronę. Oczywiście, odmawia.
Pamiętają go dwaj przemyscy emerytowani dziennikarze Nowin, Mieczysław Nyczek i Wacław Burzmiński. – To był taki lekko postrzelony facet, zupełnie nieszkodliwy. No i służył dobrej sprawie – opowiadają niemal słowo w słowo. –Przydałoby mu się trochę mniej mitomanii – dorzuca dziennikarz z Rzeszowa.
Czarna flaga
Rozniosło się po Przemyślu, że "Kysy” na pochód 1-majowy w drugim roku stanu wojennego wybiera się z czarną flagą. Już ma wychodzić z domu, a tu – dzielnicowy. Zabiera go na komendę. – Było ich z dziesięciu, napadli na mnie jak sępy. A ja: – A co komu zaszkodzi jedna czarna flaga wśród tylu czerwonych? Rewolucji z tego nie będzie.
Ale i tak komendant przetrzymuje go w swoim gabinecie, częstuje kawą i ciasteczkami. – Nawet nieźle się nam gadało, prywatnie to był równy gość – opowiada Kysy.
Dopiero po pochodzie zawieźli go do domu po wózek, żeby zdążył pohandlować. Oczywiście, w towarzystwie czarnej flagi.
Areszt za uratowanie człowieka
Ostra zima ‘82. Wykaligrafowane przez niego hasło na murze domu: "Precz z komuną!” znowu "ktoś” zamalował w pośpiechu, niestarannie. W gazetach władza apeluje, żeby nie zamykać klatek schodowych, pomagać bezdomnym.
No to "Kysy” przygarnia takiego jednego ze swojej klatki. Kaszląca, trzęsąca się chłopina, ledwo łazi z osłabienia. "Kysy” karmi, organizuje leki z niedalekiego szpitala, daje łóżko. A chłop po kilku dniach, wzmocniony, z wdzięczności przynosi z piwnicy drewno, węgiel, pali w piecu.
Po ponad dwóch tygodniach wpada dzielnicowy. – Trzymasz gościa bez meldunku. To przestępstwo!
"Kysy” dostaje wezwanie na kolegium. Nie ma na grzywnę. Idzie do aresztu, siedzi dwa miechy.
Ratuje przed niechybną wpadką wiele ryz papieru, ukrywa. Kolega drukuje na nim ulotki, a on i inni rozrzucają po ulicach, po kościołach. Znowu kolegium. – Ile tych kolegiów miałem, ile grzywien zapłaciłem, nie zliczę.
Skarga do trybunału
Kwiecień ’86, katastrofa w elektrowni atomowej w Czarnobylu. "Kysy” szuka kontaktu z prawnikami, żeby pomogli mu napisać skargę na ZSRR do Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
– Jak ja to ruszę w Hadze i dostanę odszkodowanie, to potem napiszą tam miliony i ZSRR przez te odszkodowania padnie na łopatki – wymyślił sobie. Wszyscy prawnicy odmawiają. Pisze skargę sam. Jedzie do Gdańska, do Wałęsy, który mieszka wtedy w bloku na Zaspie.
– Sam pan to napisał? – dziwi się Mieczysław Wachowski. – Nie, dzieci mi to napisały – odpyskuje. – Nie boi się pan, że pana zamkną? – docieka szara eminencja. I nie dopuszcza do Wałęsy.
Wściekły, jedzie do Warszawy, do ambasady Holandii. Kwitują odbiór skargi. Pisze też do Światowej Organizacji Zdrowia. Po trzech miesiącach otrzymuje list z Hagi. Tłumacz czyta: – Sekretarz Edwardo Valencio Ospina pyta, czy nadal pan chce, aby skarga trafiła do trybunału. I czy nie naruszy to autorytetu ojczyzny.
Tłumacz przekłada odpowiedź: – Moja skarga ma być w trybunale rozpatrzona jak najszybciej. Ojczyznę trzeba kochać, ale rząd można nienawidzić.
Ani chybi maczała w tym palce RRL-owska dyplomacja, bo odzewu nie było. Koniec sprawy.
Śmiech esbeka
SB co jakiś czas robi mu w domu rewizje. Ma wiele starych odbiorników radiowych. – Na wszystkich słuchasz Wolnej Europy? – dociska esbek. – Nie, każdy kolega słucha na jednym, w pojedynkę przecież można…
Znowu znajdują bibułę. Znowu kolegium, znowu grzywna. Ale go nie zamykają.
– Po latach spotykam takiego jednego esbeka, a on: – Myśmy myśleli, że z ciebie to była taka nasza wtyka. No bo kto może być taki bezczelny, żeby publicznie pyskować w stanie wojennym na komunę? Tylko prowokator, czyli nasz. No i dzięki tobie mieliśmy co pisać w raportach i dostawaliśmy za to premie.
Teraz cieszy z Cieszyny
10 lat temu Szczurko, rodowity przemyślanin, rozstaje się z Przemyślem. Kupuje w Cieszynie w pow. strzyżowskim dom i 20 arów. Dużo pisze o swojej nowej małej ojczyźnie.
14 grudnia 2009: "Od Strzyżowa na południe wieś Wiśniowa leży cudnie. No bo pięknie położona i wzgórzami otoczona. Jest tam także wójt Przywara, co o wszystko się postara. Park wspaniały, stare mury, no i także dom kultury. Bo kultura jest potrzebna, bez kultury Polska biedna. Pan Salamon to dyrektor, dla kultury to protektor. By kultura w siłę rosła, sławę gminy hen wyniosła. Niech nie myślą se rodacy, żeśmy tutaj byle jacy!"
Żywy pomnik
Rok temu. Na ulicach Przemyśla rozgrywa się wielkie widowisko solidarnościowe "A mury runą”… – Zagrałem samego siebie – wspomina. – Przypomniałem przemyślakom swoje przemówienia przy wózku. Patrzę, a tam siedzi dzisiejsza władza. Widzę Chomę, prezydenta. Pytam: – Czy mnie pan pamięta? A on i inni: – Oczywiście! I dawaj witać się przed kamerami, poklepywać! I tyle…
Jego największa gorycz. – Kiedyś mówię do kolegów z Solidarności: – Sami sobie ordery przyznajcie, a mnie nawet listu pochwalnego nie daliście. Na to Marek Kuchciński, dzisiaj poseł PiS: – Ty, "Kysy”, jesteś żywym pomnikiem Solidarności, a przecież pomnikom orderów się nie przyznaje.
Janusz Zapotocki, do niedawna przewodniczący Rady Miasta Przemyśla, bezpartyjny: – Pan Szczurko to autentyczny patriota i człowiek Solidarności. Dzięki rzadko spotykanej wtedy odwadze umiał podtrzymać ducha narodu w ciężkich czasach. Był mądrym błaznem, jak Stańczyk. Boli mnie, że dzisiejsi działacze i inni ważniacy o nim zapomnieli.
Pełno braci
Innym razem 57-letni Szczurko wystukuje na klawiaturze swojego laptopa: "Kiedy stukną w Ciebie progiem, no to spotykasz się już z Bogiem. Nie ma hrabiów i magnatów, tylko wokół pełno bratów. Wszyscy równi są dla Boga, nawet gdy Twa trumna droga. Więc pamiętaj to za życia, że duszyczka Twoja tycia. Liczą się więc Twe uczynki, nie rób nigdy głupiej minki. By o Tobie pamiętali nawet wielcy, no i mali".
Telefon od "Kysego”: – Zadzwonił do mnie drukarz z Rzeszowa i mówi: – wydrukujemy ci te wierszyki, jak dasz kasę. A z czego ja mam dać, jak z tego handlu ledwo żyję…
KYSY Trybun Ludowy Bylem pierwszym zolnierzem Solidarnosci. Strajkowalem w 1974r. W stanie wojennym bylem ok. 80 razy bylem zatrzymywany i karany. Zapraszam do dyskusji.