„…człowiek próbował racjonalizować emocje, a z drugiej strony po prostu chwycić się Pana Boga, nie ma innej drogi. Jeśli ktoś otrzymał dar wiary, pielęgnuje go i ta wiara jest w nim żywa, potrafi w jej świetle patrzeć na pewne zdarzenia…”
Ojciec Piotr Chyła (wikariusz prowincjała Warszawskiej Prowincji Redemptorystów, pasażer lotu 016 z Newark do Warszawy)dla Naszego Dziennika:
„… Każda sytuacja, która w jakiś sposób narusza podstawowy instynkt ludzki – myślę tu o instynkcie przeżycia – jest tak mocna, że zostawia w człowieku jakiś ślad. Naprawdę nie wierzę, że można było ten lot przeżyć luźno, spokojnie, bez jakiejś refleksji. Nie mogę wypowiadać się za innych pasażerów, ale osobiście przeżyłem go bardzo mocno, bo to jest sytuacja, która stawia człowieka, przy całym pozytywnym nastawieniu i przekonaniu, że wszystko będzie dobrze, w obliczu konieczności – powiedzmy sobie szczerze – podliczenia życia i przygotowania się na stanięcie przed Bogiem. Następuje tutaj wyraźny moment wartościowania życia. W zależności od osobistego powołania – ktoś na tym pokładzie był ojcem rodziny, ktoś matką dzieci, mężem, żoną, kapłanem, wszyscy mieli jakieś plany na przyszłość – życie staje się nagle dla nas ostre i wyraźne….”,
„…W chwili lądowania była cisza, która uderza w samo serce. Można powiedzieć, że zawierała ona potężny ładunek emocji. Najgorsze było bowiem samo czekanie na lądowanie, człowiek próbował racjonalizować emocje, a z drugiej strony po prostu chwycić się Pana Boga, nie ma innej drogi. Jeśli ktoś otrzymał dar wiary, pielęgnuje go i ta wiara jest w nim żywa, potrafi w jej świetle patrzeć na pewne zdarzenia. Doświadczyłem tego tamtego dnia….”,
„… Miałem przy sobie relikwie dwóch świętych osób – kosmyk włosów błogosławionego Ojca Świętego Jana Pawła II oraz kawałek ubrania św. Joanny Beretty Molli. To są moje osobiste relikwie, które zawsze mam ze sobą. Każdego dnia dotykam tych relikwii i przez wstawiennictwo tych świętych polecam moje życie, tak było również 1 listopada. Tamten lot interpretuję dwubiegunowo.
Pierwszym biegunem jest natura ludzka, tzn. kunszt, profesjonalizm i wyćwiczenie pilota i doskonała postawa załogi, jeśli chodzi o ich podejście do procedury lądowania awaryjnego. Do tego trzeba jeszcze dodać, że sprzyjały nam warunki atmosferyczne i służby naziemne miały czas w odpowiedni sposób przygotować lotnisko.
Drugim biegunem jest Opatrzność Boża, co dodaje piękna całości tej sytuacji. Jestem bombardowany przez media, którym ten czynnik wiary niestety się wymyka, podchodzą do sprawy czysto statystycznie, matematycznie, a przecież oczywiste jest, że Pan Bóg nas prowadził. Z tego, co wiem, tego zdania jest również pan kapitan Tadeusz Wrona. Ktokolwiek był na pokładzie, a wierzy w Pana Boga, zapewne również tak myśli. Dla pełni obrazu tamtego wydarzenia zawsze trzeba łączyć te dwa bieguny….”.
Całość- Nasz Dziennik, Piątek, 4 listopada 2011, Nr 257 (4188):
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111104&typ=po&id=po23.txt
U mnie wcześniej na ten temat: http://kruk.nowyekran.pl/post/36094,cudownie-uratowani-piloci-i-blogoslawiony-jan-pawel-ii
Polecam również:
http://deus.et.patria.nowyekran.pl/post/36312,1-listopada