Siostra Łukaszka desperacko próbowała nauczyć się gotować. Powodów było wiele, ale głównym był jej chłopak. Siostra chciała trafić przez jego żołądek do…
Siostra Łukaszka desperacko próbowała nauczyć się gotować. Powodów było wiele, ale głównym był jej chłopak. Siostra chciała trafić przez jego żołądek do… Nie, nie do serca. Tam już trafiła. Chodziło jej o organ położony po przeciwnej stronie żołądka niż serce.
No, ale – jak to mawiają informatycy – wracając do meritum, siostra chciała się nauczyć gotować. Zaczęła od najprostszych kuchennych czynności, ale tym, co ją naprawdę fascynowało, to były przyprawy. Ich mnogość, kolorystyka, bogactwo smaków przywodziły siostrze Łukaszka na myśl kosmetyki. A w ty temacie siostra była naprawdę dobra. Zatem siostra bardzo interesowała się przyprawami. Nic więc dziwnego, że to ona jako pierwsza poinformowała rodzinę:
– A wiecie, że dziś otwierają nowy sklep z przyprawami? U nas, na osiedlu…
– I jak ten sklep się nazywa? – spytała z czystej uprzejmości babcia Łukaszka.
– "Koszerny koperek"…
Zapadła niezręczna cisza przerwana sapaniem dziadka. Dziadek jęcząc "Jezusie Nazareński, przyszli i tu" udał się do swojego pokoju po leki. Mama Łukaszka zaczęła się uśmiechać coraz szerzej po czym bez słowa runęła w kierunku pokoju Łukaszka.
– Mama co ty robisz?! – rozległ się krzyk Łukaszka. – Ja teraz siedzę przy komputerze! Lekcje odrabiam! Nie! Nieee!! Nie zapisałem jeszcze levelu!!!
– Muszę na chwilę do internetu – odparła bezlitośnie mama. – Idź pobaw się czy coś.
Chwila potrwała dziesięć minut. Mama Łukaszka z triumfalną miną wróciła do pokoju i oświadczyła:
– Wiem już wszystko!
– To narysuj wzór strukturalny benzenu – zażądał Łukaszek i został wyrzucony z pokoju.
Okazało się, że informacja o sklepie jest już na stronie internetowej "Wiodącego Tytułu Prasowego". Jako przykład normalności, europejskości, tolerancji i demokracji. Otóż jeden młody osobnik z Bliskiego Wschodu odzyskał suszarnię w sąsiednim bloku.
– Jak to: odzyskał??? – zdziwiła się babcia Łukaszka.
– Jako mienie pożydowskie, utracone w czasie Holocaustu – tłumaczyła cierpliwie mama.
– Jakie pożydowskie??? Jaki Holocaust??? – zdenerwował się bardzo dziadek. – Przecież te bloki budowano za Gierka!!!
– Spadkobierca wątpliwy to i spadek nie ten co trzeba – zauważył z przekąsem tata Łukaszka. Wybuchła straszna awantura. Mama Łukaszka jak lew broniła tezy, że wystarczy przynależność do pewnej grupy etnicznej by móc dziedziczyć po spadkobiercach, którzy nie mieli spadkobierców. W pewnym momencie dziadek wyłączył się z dyskusji, siadł i zaczął pisać coś na kartce.
– Co dziadek robi? – zapytał zaskoczony tata Łukaszka.
– Piszę podanie, że chcę przejąć mieszkanie.
– Czyje???
– Tej sąsiadki z pierwszego piętra, która zmarła w zeszłym miesiącu. Krewnych żadnych nie miała, mieszkanie wykupione. Chętnie przejmę.
– Na jakiej podstawie? – spytała babcia.
– Jestem Polakiem, jak i ona!
– Niech dziadek nie wywołuje demonów nacjonalizmu… – zaczęła mama Łukaszka i przerwała, bo jej czujne ucho wyłowiło z tła akustycznego skrzypnięcie drzwi wiodących z mieszkania na klatkę schodową. przy drzwiach zdybano siostrę Łukaszka, która usiłowała wyślizgnąć się na zewnątrz.
– Dokąd to? – zapytano ją.
– Do tego nowego sklepu z przyprawami…
I siostra usłyszała, że sama nie może iść, bo jest nieodpowiedzialna i może wywołać jakąś katastrofę.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!